czwartek, 28 listopada 2019

Od Naidy "Pierwsze polowania" cz. 7 (cd. Sinope)

Styczeń 2025 r.
Theo biegał jak oszalały za krabem. Reszta jego grupy podążała tuż za nim. Naida z uśmiechem skierowała się w ich stronę. Nadal była zła na Elanor, ale starała się tego nie okazywać. Nie chciała psuć innym humoru. I tak nikt by jej nie uwierzył, gdyby powiedziała im, że Elanor jej nie lubi. Kiedy Naida była już blisko, zauważyła siedzącą nieopodal grupę Sino. Wyglądali na zrezygnowanych.
– Cześć! – zawołała Naida. – Jak wam idzie? Złapaliście już coś?
– Nie – odpowiedziała smętnie Sino.
– Na pewno uda wam się coś złapać. Musicie tylko dobrze szukać!
– Melduję, że na horyzoncie nie ma żadnego kraba! – wykrzyknął Morti.
Naida odwróciła się w jego stronę. Wychodził właśnie z wody. Był cały mokry. Wyglądał na zawiedzionego. Waderka ze zdziwieniem wpatrywała się w kolegę. Nie mogła uwierzyć własnym oczom.
– Morti, udało ci się nie utopić!
– Bo wchodziłem tylko do kolan!
– Rozumiem... Ale to i tak dobrze.
Szczeniaki siedzące obok zerkały na nich niepewnie. Morti otrzepał się i podszedł do reszty. Naida nie wiedziała co ze sobą zrobić. Złapała już swojego kraba. Siedziała więc bezczynnie wpatrując się w biegającego po plaży Theo.
– To... – zaczęła. – Może wam jakoś pomóc?
– Nie pomagamy sobie! – zawołała z oddali Yuki.
Naida prychnęła cicho. Ta nauczycielka ma chyba jakiś super słuch. Przecież nie powiedziała tego aż tak głośno.
– To co ja mam robić? Skończcie szybko z tym krabem!
– Ile masz miesięcy? – zapytał nagle jakiś szczeniak.
– Sto dwanaście! Jeśli dobrze liczę...
Basior patrzył na nią przez chwilę. Chyba się nad czymś poważnie zastanawiał.
– A ty, ile masz?
– Osiemset...?
– Wow! Czyli tylko o pięć mniej ode mnie!
Yuki przechodziła akurat obok. Słysząc ich rozmowę przystanęła na chwilę. Naida spojrzała na nią z zainteresowaniem. Mina nauczycielki wyglądała jakoś dziwnie. Była podobna do tej, którą miały szczeniaki słysząc jej rozmowę z Mortim.
– A pani ile ma? – zapytała z uśmiechem Naida.
– Jedenaście lat.
– Niemożliwe! Jest pani za stara na jedenaście lat!
Yuki wyglądała na załamaną. Pewnie była smutna z powodu swojego wieku. Naida dziwiła się, że w ogóle ona jeszcze żyje. W pewnym momencie podbiegła do nich zainteresowana rozmową Sino. Usiadła obok szczeniaka i przyglądała się całej sytuacji.
– Zamiast negocjować zajęcia z gotowania, lepiej poszukajcie kogoś, kto nauczy was liczyć – mruknęła nauczycielka.
– Przecież ja umiem liczyć! Zresztą, bez tego też można żyć... – oburzyła się Naida.
– Właśnie stwierdziliście, że jesteście starsi ode mnie.
– Niemożliwe! Przecież to pani jest starsza! Nawet wygląda pani staro... starzej ode mnie – poprawiła się.
– A osiemset to znacznie więcej niż sto dwanaście.
Szczeniaki wpatrywały się w nauczycielkę ze zdziwieniem. Naida nie wiedziała jak na to odpowiedzieć. Yuki nie była już młoda, przecież mogła się pomylić.
– A skąd pani to wie? Może to ja mam rację, a to pani nie umie liczyć?
– Uczyłam się liczyć, więc wiem na pewno.
– W takim razie ja też się nauczę i udowodnię pani, że mam rację!
– Dobrze, czekam – powiedziała ironicznie i odwróciła się w stronę Sino. – Znaleźliście coś?
Waderka już miała jej odpowiedzieć, ale Theo był szybszy. Zaszedł je od tyłu i rzucił martwego kraba tuż pod łapy Yuki.
– Oho... Gratuluję – powiedziała z uśmiechem. – Naida, przypomnij towarzystwu teorię krojenia krabów.
Naida spojrzała z przerażeniem na waderkę. Nie pamiętała dokładnie jak to się robiło. Miała nadzieję, że nie powie niczego głupiego.
– No więc... bierze się nóż i... – wbiła wzrok w martwego kraba. – Rozłupuje się go?
– Gdzie?
Waderka wskazała niepewnie odcinek wzdłuż boku kraba.
– Tutaj.
Yuki nic nie odpowiedziała. Skinęła tylko głową i zaczęła prezentować wszystko grupie. Sino i Theo oglądali pokaz ze skupieniem. Naida rozejrzała się po szczeniakach i zauważyła, że jeden z nich odwrócił wzrok. Nie wyglądał na zadowolonego.
– Coś się stało? – zapytała waderka.
– Fuj.
Naida uśmiechnęła się lekko. Spojrzała na rozłupanego już kraba. Nie wyglądał jakoś smacznie.
– Masz rację – wyszeptała. – Fuj!
Siedzieli tak przez chwilę słuchając Yuki. Wyjaśniała im co mogą jeść, a czego lepiej unikać. W końcu nauczycielka odłożyła rozłupanego kraba na piasek przed nimi.
– Jak chcecie, to możecie go zjeść...
– Ja podziękuję – jęknął szczeniak.
– Ja chcę! – wykrzyknął Theo.
– Ja też! – dodała szybko Sino.
Naida wahała się przez chwilę. Może i faktycznie krab nie wyglądał zachęcająco, ale skoro tyle osób chciało go spróbować to mógł być smaczny.
– Jeśli starczy... to też chcę spróbować.
– Ty nie polowałaś! – wykrzyknęła Sino.
Nim Naida zdążyła zareagować, waderka kopnęła ją tylną łapą w pysk. Upadając słyszała westchnięcie Yuki, która wpatrywała się w nie z rezygnacją.
– Ej! To boli! – wykrzyknęła Naida.
Popchnęła Sino, która nie czekała aż jej przeciwnik się podniesie i szybko oddała cios.
– Spokój! – krzyknęła nauczycielka.
Naidzie udało się w końcu stanąć na nogi. Była gotowa do dalszej walki. Sino widząc to, popchnęła ją jeszcze mocniej. Waderka ponownie wylądowała na piasku. Chwyciła jednak za łapę przeciwniczki i pociągnęła ją w swoją stronę. Sinope wylądowała obok niej. Tarzały się w piasku przez chwilę. Naida poczuła mocne uderzenie w pysk.
– Przestań! – warknęła ze złością.
Rzuciła się ponownie na Sino. Yuki nie wytrzymała i podbiegła do bijących się szczeniaków. Starała się je oddzielić, jednak nie było to takie proste. Sino próbowała ugryźć Naidę, ale dostała tylko kopniaka w pysk. Szczeniaki w końcu oddaliły się od siebie.
– To ona zaczęła! – wykrzyknęła Naida.
Słysząc to, Sino postanowiła staranować wilczycę, jednak przeszkodziła jej w tym Yuki. Nauczycielka przytrzymała mocno waderkę.
– Chodź tu, tchórzu!
– Tchórzu? – warknęła Naida. – Nie nazywaj mnie tak!
Skoczyła w stronę Sino. Yuki nie marnowała czasu. Wskoczyła między nie i oddzieliła od siebie.
– Proszę pani! Niech się pani odsunie!
– Jeszcze krok, a będziecie miały karę!
Sino zaśmiała się ironicznie. Naida trochę się przestraszyła. Nie dostała jeszcze kary od nauczyciela. Nie wiedziała co może dla nich wymyślić ta staruszka. Wyglądała na groźną.
– Będziecie polować aż do wieczora!
– A na co? Ja mogę zapolować na Sino...
– Tylko spróbuj!
Sino przeskoczyła nad Yuki i rzuciła się na nią. Naida obróciła się szybko i ugryzła waderkę w ogon.
– Zostaw mnie! – warknęła Naida.
– Uspokójcie się! – wykrzyknęła już wyraźnie rozzłoszczona nauczycielka.
Teraz już agresywniej starała się rozdzielić szczeniaki.
– Ale ja jestem spokojna! To ona mnie atakuje! Ja się tylko bronię... – rzuciła szybko Naida.
– Nie obchodzi mnie to!
Sino zaczęła warczeć. Naida spojrzała na nią i wytknęła w jej stronę język. Waderka nie wytrzymała i ponownie skoczyła w stronę rywalki. Nim jednak zdążyła jej dotknąć, jakaś niewidzialna siła odrzuciła ją do tyłu. Naida wpatrywała się ze zdziwieniem w Sino. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to Yuki użyła swojej mocy.
– Ha! Dobrze ci tak!
Nauczycielka słysząc to odrzuciła Naidę kawałek dalej.
– Nie może pani tak robić! Mogłaby mnie pani zabić!
Yuki zignorowała ją i odwróciła się w stronę grupy. Wszyscy wyglądali na zdezorientowanych.
– Dałam wam za dużo luzu. Od teraz nie będzie tak przyjemnie!
– Co? Niech pani tego nie robi! – wykrzyknęła podbiegając do nauczycielki. – Przepraszam! Będę już grzeczna!
Naida przypomniała sobie o siedzącej kawałek dalej Sino.
– Ty też przeproś!
Waderka nie odpowiedziała. Siedziała do reszty tyłem.
– Przynieście te kraby i zjeżdżać mi z oczu! – zawołała Yuki.
– Że niby ja i Sino? – zapytała niepewnie. – A ile tych krabów?
– Wszyscy!
Szczeniaki przybiegły do niej z wszystkimi krabami, które upolowali.
– Czyli... Już nie musimy polować za karę? – zapytała merdając ogonem.
– Wy zostajecie – odpowiedziała groźnie Yuki.
– Dobrze...
Naida usłyszała cichy płacz Sino. Uśmiechnęła się nerwowo.
– Nie płacz, Sino – powiedziała z udawaną troską.
Waderka spojrzała na nią z nadzieją.
– Chyba nie może nas zabić, więc przeżyjemy...
Zerknęła niepewnie w stronę nauczycielki. Sino płakała dalej. Naida miała nadzieję, że ich kara nie będzie taka zła na jaką się zapowiada.

<Sinope?>

Uwagi: "Niemożliwe" piszemy razem. Zdania w pierwszej połowie tekstu (tzn. mam tu na myśli akapity z narracją) mają mało zróżnicowaną długość, przez co są dość monotonne. Zrobiłaś naprawdę fajny opis walki.

czwartek, 21 listopada 2019

Od Magnusa "Groźba pamięci" cz. 4

Wrzesień 2024 r.
Nie zdążyłem zrobić zupełnie nic, to i tak zadziałało na nią jak płachta na byka. Zupełnie tak jakby mój każdy, choćby i najmniejszy ruch sprawiał jej ból. Chciałem doskoczyć do szczeniąt, ale nie pozwoliła mi się zbliżyć. Pchnięciem zakończonych pazurami łap odrzuciła od siebie Falkhesta, niemal go powalając. Einara wytrąciła z równowagi i pewnie zamroczyła uderzeniem w tył głowy. Nie zdążyłem mrugnąć, a mój wzrok również zasnuł mrok. Po głowie rozszedł się pulsujący ból. Straciłem poczucie położenia własnego ciała, równie dobrze mogłem już całować glebę.
Znowu oberwałem w łeb, tym razem na pewno nie utrzymałbym się na nogach. Nie miałem pojęcia jak się bronić. Z trudem uchyliłem powieki. Bestia przyczaiła się parę metrów dalej, tak jakby upewniała się, że na pewno jestem już nieszkodliwy. Nagle uderzyło mnie tępe przeświadczenie, że się zmieniła, zmalała i nabrała bardziej filigranowych kształtów. Spojrzała na mnie twarz, której jako jedynej nigdy nie zapomniałem. Ale nie śmiała się, nawet nie uśmiechała. Patrzyła z wyrzutem, którego ciężar wgniatał w kamienie.
Co ja ci zrobiłem?
Z zaciemnienia wyrwało mnie wściekłe chrząknięcie i nagły świst wypuszczanego powietrza. Nigdzie nie było Nory, za to bestia stała nieruchomo oddalona o parę metrów. Zawisła w tragicznie przygarbionej pozie i zaczęła wpatrywać w tylko sobie znany punkt. Otwierała i zamykała usta, jak ryba wyrzucona na brzeg, i nagle zaczęła się krztusić, skręcać i kulić, może z bólu. Posłała mi jeszcze przepełnione furią spojrzenie, odwróciła się i zaczęła uciekać w długich, bezgłośnych susach. Po prostu odeszła, znikając za linią drzew.
Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że stoję wyprostowany, z lewą ręką uniesioną lekko w stosunku do ciała. Wyczułem jak prawie niezauważalne mrowienie w całym ciele ustaje, zastąpione przez ból podobny do tego po dużym wysiłku. Przegoniłem ją swoją magią?
Zaraz obok mnie świsnął Falkhest i cwałem popędził w kierunku drzew. Powiew mu towarzyszący rozbił się na mojej twarzy. Pokręciłem głową. Musiałem skupić się na tu i teraz, skoro już jej nie było. Najważniejsze są szczenięta.

***

Młodymi okazali się Chase i Luka, ledwie paromiesięczne rodzeństwo, zaniepokojone obecnością bestii w pobliżu smoków. Chase był tym "szopem", któremu dostało się kamieniem. Całe szczęście nie skończyło się poważniejszymi obrażeniami. Maluch był głównie oszołomiony. Falkhest nie powrócił do następnego ranka. Razem z Einarem odnaleźliśmy co prawda jego trop, ale nie zdecydowaliśmy się nim podążyć. Noc nie była już młoda, wataha niedługo wyruszała w dalszą drogę.
Księżyc powoli sunął w stronę horyzontu, doskonale widoczny z łagodniejszej strony zbocza. Widok nie był w żaden sposób porywający, ale wydawał mi się wtedy zdecydowanie lepszy niż pójście spać. Poza tym miałem parę pytań do Rudego, który postanowił tu chwilę odpocząć.
Zerknąłem na niego, gdy gwizdnął przeciągle. Patrzył w stronę linii drzew, a z jego twarzy przebijało zamyślenie.
– Nie wiem co żeś zrobił, ale podziałało. – mruknął, przebijając ciszę.
– Bardziej mnie teraz interesuje dlaczego musiałem to zrobić – Wróciłem do swojej taktyki.
Westchnął i skrzywił się nieznacznie. Coś mi się zdawało, że jeśli sam nie pociągnę tematu, to znowu się jakoś wykręci.
– Kim była Nora? – spytałem.
– Nasza przyjaciółka z gimnazjum, a potem twoja panna. – odparł beznamiętnie, z poddańczą nutą w głosie. – Jakoś tak się złożyło, że potem trafiliśmy do różnych szkół, a między wami zaiskrzyło.
To nie była ostatnia rzecz jakiej się spodziewałem, ale i tak w niejakim osłupieniu zapatrzyłem się w losowy punkt przed sobą. Partnerka. Dawno o tym nie myślałem.
– I co takiego się stało?
Rudy odchylił nieco głowę i zapatrzył się w niebo.
– Konkretnie jej odbiło. Mocno nas wszystkich zaskoczyła, gdy zaczęła przebąkiwać o śmierci swojego ojca, który jak dotąd miał się dobrze... Matki w ogóle nie poznała. Coś koło tego żaliłeś mi się, że coraz rzadziej z tobą rozmawia. A kiedy staruszek rzeczywiście wykitował, oskarżyła cię o to.
Zdążyłem się domyślić co stało się potem, ale jakoś to do mnie nie docierało. Miałem niejasne wrażenie, że dalej nie wiem wszystkiego. I dlaczego nikt wcześniej nie zauważył jej choroby? Bo to była choroba, tak? Nie chciałbym myśleć, że miała w tym wszystkim jakiś konkretny cel.
Wzdrygnąłem się, poczuwszy dziwny, wewnętrzny chłód.
- Och, i jeszcze jedna rzecz zanim się zmyję - napomknął nagle mój towarzysz z niewesołym uśmiechem. - Spotkałem twoją matkę.
Poczułem się jakby ktoś z całej siły uderzył mnie w brzuch. Zapomniałem?
- W skrócie kazała mi się oddalić w tempie natychmiastowym. I wybacz mi bezpośredniość, ale raczej się już nie zobaczycie. Lepiej byś wiedział.
Serce mi się ścisnęło, a z płuc nagle uleciało powietrze. Za dużo było tego wszystkiego, nie chciałem już go słuchać. Najlepiej gdyby po prostu odszedł.
- Nie żyje?
- Nie, no co ty - spanikował. - Ma się świetnie, to znaczy prawie... Ale nie chce cię widzieć, nikogo nie chce. Może coś się stało mężowi.
Kiedy Einar odszedł, księżyc powoli zaczął zachodzić. Przez jakiś czas nie drgnąłem z miejsca, myśląc o wszystkim albo nie myśląc w ogóle. Spokojny światek w jakim jak dotąd żyłem właśnie się kruszył, rozpadał na to wszystko co zobaczyłem i usłyszałem tej nocy.
Nie czułem bezdennej rozpaczy, żadnego łamania serca czy innych cholerstw. To była wzburzona niepewność. Martwa, kosmiczna cisza.

Uwagi: Przecinki.

środa, 20 listopada 2019

Od Ismanise "Siła mięśni to nie wszystko" cz. 14

Luty 2025 r.
Ostatecznie, jak szybko zauważyły szczeniaki, Adora zaczęła uczyć jak należy. Uwagi odnośnie ich znikomej inteligencji także zdecydowanie zmalały, co przyjęły z wyjątkową przyjemnością. Isa nie udzielała się zbytnio na lekcjach, więc brak wyrywania jej do odpowiedzi nieszczególnie jej przeszkadzał. Wolała wszystko obserwować i nie wtrącać się za bardzo. Zupełnie inną strategię przyjmowała znienawidzona przez nią Sino oraz Naida, odnośnie której miała dość mieszane odczucia. Inne szczeniaki raczej milczały, dość okazjonalnie wtrącając swoje trzy grosze.
– Zatem myśląc abstrakcyjnie... co należy zrobić, aby zbudować skrzynię? – zapytała nauczycielka. Unikała ich spojrzenia, kiedy tylko mogła, więc Isa wpatrywała się w nią z wyjątkową natarczywością.
– Ściąć drzewo – powiedziała Luka.
– I? – dopytywała Adora.
– Pociąć.
– I?
Luka nie znała odpowiedzi.
– Przerobić na deski – wtrącił Gorn.
– I?
– Zdobyć gwoździe...? – powiedział z wahaniem Arrow.
– I?
– Zbudować bryłę – oznajmił Randall.
– Jak?
– Co to bryła? – wtrąciła Naida.
– Co to gwóźdź? – dorzucił Glück.
– Gwóźdź to takie małe metalowe coś, które wbijasz w drewno – objaśniła Adora – A bryła to taki kwadrat, ale przestrzenny.
– Przestrzenny? – powtórzyła Sino.
Adora nakreśliła kształt w powietrzu. Sino ucieszona otworzyła pyszczek. Isa zaś nie była tak zachwycona. Sam widok waderki wprawiał ją w odruchy wymiotne. Właśnie z tego powodu od jakiegoś czasu starała się unikać kontaktu z nią.
– W jaki sposób wykonacie projekt skrzyni? Co musicie zrobić, aby się mocno trzymała i nie rozpadła przy najbliższym rzucie?
– Musi być umacniana drugą warstwą desek, takich poprzecznie wbitych. Na kantach również powinny być umacniane podwójną warstwą desek. Nie powinny być też zbyt cienkie, aby rzeczy znajdujące się w środku nie wypadły, jeśli się przesuną – oznajmił skromnie Ares.
Adora uniosła brew.
– Skąd masz aż tak szczegółowe informacje?
– Mój tata robił skrzynie na przeprowadzkę – Ares wzruszył ramionami.
Adora pokiwała głową.
– Tak, to wiele wyjaśnia... – Zrobiła pauzę na wpatrywanie się w piach pod jej łapami – Pewnie zastanawiacie się, dlaczego zadaję wam takie pytania... Otóż mają wam pomóc w wyobrażeniu sobie przestrzennie pewnych obiektów i wzbogacić zdolność kalkulowania, co zrobić, aby były one skuteczne. Dla przykładu skrzynia powinna być umacniana i zbita gwoździami w odpowiednich miejscach. Tyczy się to również wielu innych rzeczy. Ktoś może mi powie, jak w takim razie zbudować chatkę?
Łapka Mortiego wystrzeliła w górę, a zaraz potem również Theo oraz Exana.
– Wasz tata budował chatki na plaży, czyż nie?
– Tak! – odparł Theo.
Adora leciutko się uśmiechnęła.
– Zatem słucham. Kto chce mówić?
– Ja! – ponownie odezwał się Theo. Pozostali bracia spokojnie opuścili łapki.
– Zatem zacznij.
– Trzeba najpierw pozbierać grube gałęzie lub bambusy i trochę liści – Zamerdał ogonem – Ale takich śliskich, jakby były od wosku. Dużych. W ziemi można wykopać też trochę gliny do umocnień, a w dżungli zebrać nieco lian. Wtedy trzeba ocenić jak duża ma być chatka, a następnie nakreślić wymiary. Utknąć najdłuższe i najprostsze gałęzie lub najgrubsze bambusy, a następnie zrobić ściany z cieńszych. Związać lianami lub zabić gwoździami, zrobić rusztowanie sufitu i nakryć liśćmi. Można też zrobić drzwi, robiąc oddzielną bambusową ścianę i przywiązać to z jednej strony do stałej ściany. Glina może się przydać do dodatkowych umocnień. Dach może być też zrobiony z bambusów lub kory drzew.
Adora pokiwała głową w zadumie.
– Można wykopać ziemiankę – zasugerował Ares.
– Ziemia się nie zapadnie? – dopytywała nauczycielka.
– Można utwardzić jej ściany gliną lub drewnianymi palami. Albo to i to – odparł Ares.
Adora ponownie zwróciła się do reszty grupy.
– Macie jakieś inne pomysły?
Cisza.
– Zatem możecie przejść do budowania własnych chatek. Wyjątkowo mamy lekcję techniczną. Musicie w parach stworzyć jak najwytrzymalszy domek dla jednego dorosłego wilka lub dwóch szczeniąt. Jeśli chcecie podzielić się w większe grupki, musicie zrobić jeszcze większą chatkę. Pamiętajcie, że nie może przepuszczać deszczu!
Isa z świecącymi oczami popatrzyła na Infinite.
– Co ty na to, by być w grupie z Aresem i Theo?
– Dobra – Uśmiechnął się.
Isa czym prędzej pobiegła do basiorków, nim ktoś inny wpadnie na ten sam pomysł.

<C.D.N.>

wtorek, 19 listopada 2019

Od Mortimera "Siła mięśni to nie wszystko" cz. 13

Luty 2025 r.
– To JA mam większą wiedzę od was wszystkich razem wziętych! – Wybuchnęła wadera, tym samym przerywając ich zgodne skandowanie – Nie macie prawa mi wytykać, co robię dobrze, a co źle. To JA wiem to najlepiej, a nie wy!
– To że jesteśmy młodsi niewiele znaczy... – zaczął Randall, ale Adora zaraz potem znowu mu przerwała:
– Cisza!!
– Co tu się wyprawia? – wtrąciła nagle Navri, która akurat kłusowała w ich kierunku.
Mortiemu nieco ulżyło. Już od dłuższej chwili kulił uszy i ogon. Mimo przewagi liczebnej wciąż nie czuł się dobrze. Kiedy ponownie popatrzył na Adorę, szybko przekonał się, że ona również nagle straciła całą pewność siebie. Na temat Navri chodziły różne plotki, lecz...
– Pani Adora nie prowadzi lekcji, bo uważa nas za zbyt głupich, by zrozumieć przedstawiane przez nią zagadnienia – objaśnił ze spokojem Randall.
– Czy to prawda? – Navri zwróciła się do wadery. Jej wzrok, nawet jeśli zza okularów, był zdolny zabić. Nie dosłownie, ale jeśli krążyłyby takie plotki – Morti byłby w stanie w nie uwierzyć. Zerknął na Isę, która nie przypominała ani trochę majestatem swojej mamy. Patrzyła gdzieś nieobecnie w przeciwnym kierunku.
– Źle mnie zrozumieli – powiedziała szybko Adora – Tłumaczę im jedną rzecz od kilku lekcji, a oni wciąż jej nie rozumieją.
– Czyż to nie oznacza, że jest zbyt trudna lub źle wytłumaczona? Nie wierzę, aby istniało coś, czego nie dałoby się wytłumaczyć prostymi słowami. O jaki temat dokładnie chodzi?
– O Drogę Mleczną.
Navri zmarszczyła brwi.
– Cóż to takiego?
Adora wskazała na niebo.
– O Słońce, Księżyc, gwiazdy i resztę planet.
Morti przyglądał się temu z mocno bijącym sercem. Czy podobno najinteligentniejsza wadera w watasze nie zrozumie co próbuje jej wytłumaczyć Adora? Pysk Navri aż do ostatniej chwili wyrażał absolutny brak zrozumienia.
– Obawiam się, że nie jest to temat na lekcje logiki. W ramach ciekawostki – owszem, lecz rozciąganie tego na kilka godzin, kiedy dzieciaki nie są zdolne do pojęcia tego, a w dodatku nie jest to wiedza praktyczna, ani rozwijająca ich wyobraźnię oraz zdolność przetwarzania informacji... Zgadzam się z dziećmi i proponuję zmianę kierunku nauczania.
– Logika to najnudniejsza lekcja! – pisnął ktoś, lecz Morti nie umiał określić kto. Nadal był zbyt zestresowany zaistniałą sytuacją, mimo że nie brał w niej czynnego udziału.
– Więc pani Adora – jeśli posiada tyle talentu pedagogicznego, jak się mianuje – powinna uczynić te lekcje bez większego trudu ciekawymi.
– Kiedy oni nie chcą... – dalej próbowała się tłumaczyć, ale stopniowo zaczynała tracić pewność we własne słowa.
Randall przyglądał się temu z uśmieszkiem wkradającym się powoli na jego usta.
– A zastanowiłaś się chociaż, dlaczego? Nie wierzę, że to wynika z samego materiału. Te dzieciaki są zdolne.
Morti z wrażenia aż otworzył pyszczek. Navri określiła ich zdolnymi? Na swoich lekcjach ani razu nie użyła tego słowa w ich kontekście.
Adora patrzyła na Navri ziejąc najżywszą nienawiścią. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła się zdecydować, co dokładnie.
– Proszę uszanować moje wskazówki, ponieważ Alfa powierzył mi stanowisko swojego doradcy – dodała Navri, dumnie unosząc podbródek.
Szok na pysku Adory był trudny do opisania. Wyglądała, jakby miała zaraz upaść.
– Kto wydał taki nakaz? – wykrztusiła.
Starsze szczeniaki za to w międzyczasie wydały z siebie skromne wiwaty szczęścia.
– Alfa – powtórzyła Navri.
Adora nadal zszokowana przeniosła wzrok gdzieś w oddal. Dolna warga jej lekko drgała.
– Koniec lekcji! – krzyknęła w końcu.
Szczeniaki szybko rozbiegły się we wszystkie strony. Na środku plaży została tylko Navri, Adora i Morti. Patrzył na nie jak zaczarowany. Dopiero naglące spojrzenie nowej doradczyni Alfy wybudziła go z transu. Uciekł w tym samym kierunku, w jakim pobiegli jego bracia i gdzie umówił się z tatą na spotkanie. Skończyli wcześniej, więc pewnie będzie musiał na niego jeszcze trochę poczekać.
Wiedział jednak, o czym będą rozmawiać jak tylko się spotkają.

<C.D.N.>

poniedziałek, 18 listopada 2019

Od Mortimera "Siła mięśni to nie wszystko" cz. 12

Luty 2025 r.
Mortimer kompletnie nie mógł skupić się na lekcji logiki. Ten przedmiot od zawsze był dla niego trudny, ale zwykle się przynajmniej przykładał. Tym razem jednak miał obiecywane, że po lekcjach pójdzie z tatą na nowo odkryty klif. Chciał go zobaczyć, dlatego stało to się jedyny obiektem jego rozmyślań tego dnia.
– Czy zastanawialiście się kiedyś, jak duży jest kosmos? – zapytała Adora.
Łapka Sino jak zwykle wystrzeliła w górę.
– Nie!
Adora uśmiechnęła się z politowaniem.
– To niedobrze. Kosmos jest bardzo interesującym i rozległym tematem. Żyjemy na planecie nazywanej Ziemią, ale poza nami jest jeszcze wiele więcej planet oraz gwiazd, lecz nieodkrytych – Zrobiła pauzę na oddech. Jak zwykle mówiła jednym ciągiem. – A wiedzieliście, że Słońce to też gwiazda?
– Jakim cudem? Słońce to słońce, a gwiazdy to gwiazdy – oburzyła się Isa.
Ruby z zaangażowaniem pokiwała głową.
– Słowo "gwiazda" ma zupełnie inną definicję – Mówiąc to, popatrzyła w niebo. Zaraz potem jednak zamrugała oczami, oślepiona.
– Jaką? – zapytał Vertic.
– Taką, że na pewno nie zrozumiecie.
– Typowe – wymamrotał pod nosem Vertic.
– Lekcje są po to, aby nam pani wytłumaczyła wszystko, o czym pani wspomina. Mamy się uczyć i robić mądrzejsi. Potrzebne są nam takie definicje – wtrącił Randall.
Morti z roztargnieniem mu potaknął. Zaraz potem zrobiła to również reszta grupy, a Adora wydała się poirytowana. Morti już doskonale wiedział, co to oznacza – zemstę w postaci jeszcze bardziej zawiłej definicji, niż mogłaby być.
– Kuliste ciało niebieskie, stanowiące skupisko powiązanej grawitacyjnie materii. Emituje promieniowanie elektromagnetyczne, a powstają głównie z wodoru i helu.
– Hę? – Przechylił głowę Emerald, wytykając przy tym język.
– Kim jest Wodór i Tlen? To jakiś bóg? – dopytywał Chase.
– Mówiłam, że nie zrozumiecie – Wywróciła oczami Adora. Zaraz potem wróciła do swojego zachwycania się gwiazdami i planetami.
Wzrok Mortiego powędrował ku górze. Cały czas mówiła o jakichś gwiazdach czy planetach, ale on tych planet nigdy nie widział. Wiedział tylko tyle, że to jakieś kulki na niebie, ale skąd, po co i dlaczego – tego już nie. I pewnie nigdy nie będzie mu to dane. Przynajmniej nie na lekcjach Adory. Tęsknił za czasami, kiedy nauczycielem logiki był Hitam. On przynajmniej umiał cokolwiek wytłumaczyć. Adora zaś w kółko powtarzała to samo, ale równie niejasno, twierdząc, że i tak nie zrozumieją. Czasem inni podśmiewali się, że ona sama pewnie nie wie o co chodzi.
– Mortimerze?
Podniósł głowę, nagle wyrwany z zadumy. Wszyscy się w niego wpatrywali. Domyślał się, że właśnie zadała mu pytanie, ale nie miał pojęcia jakie. Uśmiechnął się nerwowo.
– Mogłaby pani powtórzyć pytanie...?
– Nie.
Ramiona mu opadły. Przeleciał wzrokiem po reszcie grupy z nadzieją podpowiedzi, ale milczeli jak zaklęci.
Dopiero po chwili usłyszał szept Elanor:
– Jak nazywa się najgorętsza planeta?
– Neptun – palnął, nie mając bladego pojęcia, jak brzmi prawidłowa odpowiedź.
– Zawiodłam się na tobie, Mortimer – Uniosła oczy ku niebu – Tyle razy o tym mówiłam, a ty nadal nie wiesz.
Rzadko kiedy myślał negatywnie o innych, ale w tamtym momencie niemal powiedział na nią złe słowo.
– To pani zawodzi nas wszystkich – wtrącił nagle Randall.
Adora, włącznie z całą resztą grupy, wbiła w niego spojrzenie.
– Co proszę?
– Poprzedni nauczyciel był znacznie lepszy. Nie umie pani uczyć. Albo się pani nauczy, albo zgłosimy to Alfie. Pani lekcje w niczym nie pomagają. Nie rozwijamy się, bo zwyczajnie nic nie wiemy. Cały czas pani sugeruje, że jesteśmy zbyt głupi, by coś wiedzieć, ale to pani nie wyraża się nigdy dość jasno. Jakby było tego mało, cały czas nawraca pani o jednym i tym samym. Nie na tym to powinno polegać.
Patrzyła na niego groźnie, lecz nim zdążyła się odezwać, ktoś wtrącił:
– Zgadzam się z nim.
– Ja też! – dorzucił kto inny.
Niedługo potem głowami kiwała i krzyczała na znak zgody praktycznie cała grupa. Włącznie z Mortim. Nawet, jeśli nie czuł się dobrze w roli buntownika, a do jego oczu cisnęły się łzy.

<C.D.N.>

niedziela, 17 listopada 2019

Od Mortimera "Kokosowe grzechotki" cz. 2 (cd. Naida)

Marzec 2025 r.
– Ale nikt ci nie pozwolił! – skandowała Naida.
– Panie Dernet! – powiedziała leniwie Elanor.
Jasnobrązowy basior odwrócił się do niej przodem.
– Tak?
– Mogę być w grupie z Isą?
– Niech pan jej nie pozwala! – błagała Naida – Przed chwilą mi groziła! I nie pozwala Glückowi do nas dołączyć!
Morti poczuł, jakby serce mu stanęło. Przegapił coś? Popatrzył na Elanor ze zgrozą.
– Ja? Groziłam? – Wadera uniosła brew.
– Sama słyszałam! – pisnęła Naida.
– Morti, czy to prawda? – nauczyciel zwrócił się do basiorka.
Jeszcze bardziej przerażony postąpił krok w tył, kładąc po sobie uszy.
– J-ja... nie słyszałem.
– Nic nie mówiłam – upierała się Elanor.
Morti miał szczerą nadzieję, że rzeczywiście tak było i Naidzie się coś przewidziało. Miał co prawda złe przeczucia co do całej postaci Elanor, jednak wolał nie znaleźć żadnego potwierdzenia jego intuicji.
– Teraz udaje, że nic nie wie! – dopowiedziała Naida.
– Bo nic nie wiem.
– Infinite, słyszałeś coś?
Kiedy biały basiorek pokręcił wystraszony głową, Naida trochę straciła na pewności siebie. Spuściła wzrok, uparcie wpatrując się we własne łapy.
– Ale pewnie tak pomyślała!
Naida nie zdążyła niczego dodać, a nauczyciel już zdążył odejść, jednocześnie kręcąc z dezaprobatą głową.
– Co ci tak na nim zależy? Zakochałaś się? – zapytała Isa.
– Co? – wtrącił nieco zagubiony Glück.
– Nie! Fuj! – wykrzyknęła Naida – Po prostu nie chcę mieć Elanor w swojej grupie.
Morti zauważył, że starsza wadera opuściła uszy, a jej nos się zmarszczył. Przełknął ślinę. Jego bracia w międzyczasie postanowili dyskretnie się wymknąć, by na stronie omówić plan. Od czasu do czasu jednak zerkali, co się dzieje.
– Będziecie się bić? – zapytała Isa.
– Jeszcze nie wiem – mruknęła Naida.
Elanor wymownie wywróciła oczami.
– Nie jestem tak prymitywna, żeby się bić o tak takie rzeczy.
– Co to znaczy prymitywna? – dopytała Naida.
– To znaczy taka jak ty.
Sino po raz kolejny zaczęła wyć, mimo że była w połowie drogi do Exana i Theo. Basiorki w tamtym momencie uniosły głowę, na nowo skupiając na nich swoją uwagę.
– Zamknij się, Sino – warknęła Isa.
– Czyli że odważna, czy miła? – zapytała Naida, uśmiechając się promiennie.
– Głupia – odpowiedziała smętnie Elanor.
Sino chciała znowu ryknąć, ale Isa zamordowała ją spojrzeniem. Zamiast tego w końcu postanowił się wtrącić Morti:
– Tak nie wolno mówić.
Eterna unikając jego spojrzenia, spokojnym krokiem ruszyła w prawo. 
– Idziemy? Musimy sobie znaleźć miejsce.
– To ja jestem szefem grupy, a nie ty, więc idziemy w drugą stronę – powiedziała z oburzeniem Isa. Skierowała się w kierunku środka plaży, czyli do najgorętszego miejsca. Elanor cichutko westchnęła, ale Morti i tak pokłusował za jasną waderą. Usłyszał jeszcze za sobą znajomy głos Naidy:
– Elanor, nie wymyślaj. Nie ty dowodzisz!
Morti zaczynał powoli rozumieć, dlaczego ta dwójka tak bardzo się nie lubiła. Naida bywała upierdliwa, choć wolał tak nie myśleć o nikim. Był jednak pewien, że nie powie tego nigdy na głos, bo to niegrzeczne.
– Prędzej ja, niż ty – odgryzła się Elanor.
– Możesz powtórzyć? Za cicho mówisz.
– Nie kłóćcie się, błagam – wtrącił Morti na tyle głośno, by zdołały go dobrze usłyszeć.
– Ale ja się nie kłócę! – broniła się Naida.
Isa w tym czasie usiadła na samym środku plaży. Mrużąc jasne oczy, patrzyła wyczekująco w kierunku, w którym zniknął nauczyciel kreatywności. Obok niej usadowił się Infinite oraz Elanor. Morti zaś przystanął tuż obok. Nie chciał poparzyć sobie zadu. Naida najwyraźniej wpadła na ten sam pomysł.
Eterna popatrzyła z góry na Isę i Infinite. Morti już po samej minie widział, że zamierza coś powiedzieć.
– Jesteście parą?
Ich odpowiedź zlała się ze sobą, lecz nie była jednoznaczna. Infinite odpowiedział jej twierdząco, ale Isa zupełnie przeciwnie. Waderka zdezorientowana i zdziwiona spojrzała na swojego chłopako-przyjaciela.
– Co?
Infinite się skulił. Wyglądał na bardzo zagubionego. Jego wzrok latał na przemian w prawo i w lewo.
– Nie...? – powiedział, a w jego głosie zabrzmiała pytająca nutka.
– Dlaczego nie? – zapytała pogodnie Naida.
Morti pomerdał ogonem podekscytowany.
– Bo nie! – odpowiedziała Isa, nie spuszczając z wzroku Infinite.
– A będziecie?
– Nie, fuj!
Infinite w odpowiedzi tylko skulił się bardziej. Mortiemu na sam ten widok zrobiło się przykro.

<Naida?>

sobota, 16 listopada 2019

Od Eterny "Siła mięśni to nie wszystko" cz. 11

Grudzień 2024 r.
Eterna nie mogła się skupić na lekcjach magii. Wciąż była zbyt pochłonięta obserwowaniem Ismanise rozmawiającej z Mortimerem. Jej Mortimerem. Śmiali się, zupełnie nieświadomi jej spojrzenia. Gerrant od czasu do czasu zwracał jej uwagę, że nadmiar emocji pozbawia skupienia na ćwiczeniach, ale nawet nie miała ochoty go słuchać.
Ismanise zabierała jej Mortimera.
– Widzę, że bardzo ci się podoba ten basior, ale musisz wrócić myślami do tego, co jest teraz – powiedział w końcu nauczyciel magii, stając tuż przed Eterną. Aby na niego spojrzeć, musiała zadrzeć głowę. Jego oczom ukazał się skwaszony wyraz pyska.
– Mogę dzisiaj odpuścić?
– Musisz zawsze dawać z siebie sto procent, jeśli chcesz coś osiągnąć.
– Sto to dużo?
– Maksimum.
Westchnęła cichutko, wychylając się zza niego. Teraz Morti zrobił zamianę z Isą – ona łowiła (a raczej próbowała), a on nosił ryby. Zaraz potem znowu się zamienili, bo wadera kompletnie sobie nie radziła.
– Mogę ci pomóc osiągnąć stan spokoju myśli i ducha.
– Co jeśli nie chcę? – Zmierzyła go wzrokiem.
– Zważywszy na twój żywioł jest to szczególnie ważna umiejętność. Reszta grupy akurat ćwiczy medytację, dlatego sądzę, że to odpowiedni moment...
Znużona zerknęła na pozostałe szczeniaki. Siedziały z zamkniętymi oczami. Dookoła niektórych lewitowały drobinki piasku, muszelek i kamieni. Kai nauczył ją medytacji już kilka miesięcy wcześniej. Nie musiała się zatem uczyć tego teraz. Od samego początku uważała lekcje ze szczeniakami w zróżnicowanym wieku za zwykłą głupotę – poziom był bardzo niewyrównany, w związku z czym wiecznie ktoś czegoś nie umiał lub jedyne co robił, to się nudził.
– To jak? Chcesz przestać myśleć o chłopakach? – Uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
Przeszło jej przez głowę, że jeśli ma się irytować, to rzeczywiście – wolałaby poświęcić myśli czemuś innemu. Przynajmniej do momentu, kiedy nie dojdzie do konfrontacji z Ismanise i kiedy w końcu będzie mogła jej rozszarpać gardło.
– W porządku.
Gerrant wyglądał na usatysfakcjonowanego. Eterna odrobinę znużona popatrzyła w jego krwistoczerwone oczy.
– Dla ułatwienia możesz zamknąć oczy – Tu zrobił pauzę, czekając, aż Eterna wykona jego polecenie. – Początek wygląda dokładnie tak samo, jak w wypadku medytacji. Musisz uspokoić myśli i oddech. Kolejnym progiem jest jednak myślenie o mroźnych krainach. Musisz myśleć o formujących się zaspach śnieżnych...
– Nie sądzi pan, że to dość ironiczne, zważywszy na to, że jesteśmy na plaży?
– Może trochę tak – Zaśmiał się cicho.
– Jeszcze trochę i szczeniaki urodzone tutaj nie będą miały pojęcia, jak wygląda śnieg. Co wtedy? Jak się wtedy uspokoić?
– Można myśleć jeszcze o pustyni lub o morskich falach.
Eterna po chwili namysłu, czy ma to sens, potaknęła głową. Wciąż nie otworzyła oczu.
– Wracając do procesu uspokajania się... Musisz odpłynąć myślami na tyle daleko, by poczuć, jakbyś nie była obecna tutaj duchem. Jednak nie jest to typowe rozkojarzenie, a raczej wchodzenie na poziom maksymalnego skupienia.
Eterna odrobinę uniosła brwi.
– To brzmi jak dobra metoda dla tych wszystkich nieskupionych szczeniąt na zajęciach... Czemu nie mówi się o tym na początku?
– Nie przy wszystkich żywiołach to działa... – odparł ze smutną nutą w głosie – A mówimy o tym raz na jakiś czas. Wiesz, że szczeniaki odchodzą i przychodzą do grupy. Nie ma czegoś takiego, jak "na początku". Gdyby każdy miał jakiś początek, lekcje byłyby prowadzone indywidualnie.
Uchyliła powieki.
– Nie myśleliście nigdy nad podzieleniem nas na mniejsze grupki wedle wieku? Chyba to by wiele ułatwiło...
Gerrant się zadumał, patrząc jednocześnie w bezchmurne niebo.
– Jest to jakiś pomysł... Całkiem dobry. Mogę zapytać Alfę o zgodę. Może się przyjmie.
– A powie pan, że to mój plan, czy przywłaszczy sobie? – zapytała z odrobinę kąśliwym uśmieszkiem.
– Oczywiście, że powiem.
– Z imienia?
– Zobaczymy.
Pokiwała głową ze zrozumieniem, a następnie ponownie zamknęła oczy.
– Możemy wrócić do tego uspokajania myśli? – zapytała.
– Tak, oczywiście. Wystarczy, że zrobisz to, o czym mówiłem. Wtedy powiedz, czy ci się udało, czy nie.

<C.D.N.>

piątek, 15 listopada 2019

Od Mortimera "Kokosowe grzechotki" cz. 1

Marzec 2025 r.
Siedzieli w cieniu palm ze znużeniem mrużąc ślepia. Dernet gdzieś plątał się między resztą grupy, ale większość z nich nie poświęcała mu większej uwagi. Było zbyt gorąco i zbyt duszno, aby robić coś więcej, prócz wylegiwania się na skraju dżungli.
– Nie chce mi się tutaj siedzieć – mruknęła Sino.
– Nie narzekaj! Zawsze mogło być gorzej! – pisnęła Naida.
– A ja lubię lekcje kreatywności – wtrącił Morti, który już przywykł do gorąca. Jego puszyste futro o ciepłej porze zawsze dawała mu dokładnie tyle samo gorąco, więc wrażenie robił na nim tylko prawdziwy skwar. Lustrował pyski reszty szczeniąt żywiołowo błyszczącymi ślepiami.
– Są lepsze od polowań – potwierdziła Naida, lecz z nutką niechęci w głosie.
– A ja lubię polowania – wtrąciła monotonnym tonem Isa.
– Czemu? – zapytała Naida.
– Bo można biegać.
– Na sztukach walki też można – dorzuciła Elanor.
– Serio? – Isa popatrzyła zdumiona na waderę.
– Ach, no tak – Elanor westchnęła cichutko – Bo wy nie macie sztuk walki.
– To w ogóle istnieją takie lekcje? – zapytała Naida.
– Można tam bić nauczycieli? – wtrącił Glück.
Elanor zmierzyła ich wzrokiem.
– Nie.
– Szkoda... – odpowiedziała rozczarowana Naida – A innych uczniów?
– Tylko za pozwoleniem.
– I to jest głupie, bo jednocześnie nas uczą, że nie można bić dziewczyn. A na sztukach walki trzeba – skomentował Morti.
– No chyba, że jest się Exanem i nie umie się bić nikogo – oznajmiła Isa.
W odpowiedzi Sino wydała z siebie przeciągłe wycie, a Theo piskliwie zaczął się śmiać, jednocześnie wskazując łapką na skwaszonego brata.
– Zamknij się – mruknął Exan – Ja po prostu... preferuję dyplomatyczne rozwiązania.
– I bijesz się gorzej niż baba – prychnęła Isa.
Sino zawyła jeszcze głośniej.
– Sino, mam ci przywalić w ten głupi pysk? – Isa popatrzyła na waderkę.
– PROSZĘ PANA!
– Cicho, Sino! Jeszcze będziemy musieli coś robić – syknęła Naida – Pobijecie się po lekcji, a teraz ciszej.
Niestety na horyzoncie już zjawił się Dannan, który jak zwykle z nieznanej nikomu przyczyny przebywał na lekcji swojego brata. I jak zwykle patrzył na nich dość nieprzyjaźnie, jak to miał w zwyczaju kiedy działo się coś nie po jego myśli... lub kiedy zwyczajnie ktoś go o coś pytał.
– Co tu się dzieje?
– One chcą się pobić! – pisnął Theo.
– Jakie znowu? Ja pana pierwszy raz na oczy widzę – oburzyła się Sino, patrząc na basiorka.
– To nauczyciel walki – objaśnił Morti.
Dannan w milczeniu się im przyglądał.
– Czy na pana lekcjach będę mogła bić innych uczniów? – zapytała Naida.
– Albo nauczycieli? – dodał Glück z nadzieją.
Dannan patrzył na nich z niedowierzaniem.
– Zależy...
– Czyli tak. To fajnie – Uśmiechnęła się Naida.
– Co się dzieje? – zapytał Dernet, który niespodziewanie stanął tuż za swoim bratem. Różnili się głównie długością futra oraz jego jasnością. Dernet ponadto miał kilka jasnych plamek, a Dannan ciemnych.
– Pytają, czy mogą się bić na moich lekcjach.
– Na pewno prędzej niż moich... – Spojrzał na nich z obawą. Zaraz potem jego wzrok powędrował, do nadal nieruszonych dwóch skorup kokosów. – Mieliście robić projekt.
Dannan w tym czasie pobieżnie ich przeliczył.
– Nie miało być grup sześcioosobowych, a nie dziewięcio?
– Nie zapominajmy o Sticky'm! – dorzucił Glück.
– Przecież tu jest tylko pięć osób... – mruknęła pod nosem Naida, tak że tylko Morti zdołał to usłyszeć.
– Idziemy do innej grupy? – zapytał Infinite, patrząc wyczekująco na swoją przyjaciółkę.
– Isa i Infinite zakładają swoją sektę kokosów! Dołączajcie, póki jest za darmo! – krzyknęła nagle waderka.
– Chcę do sekty! – pisnęła radośnie Naida, podrywając się z ziemi – Morti, chodź ze mną!
– No dobra...
– To ja też chcę – powiedziała Elanor, wstając na równe łapy.
– To tyle starczy. Będziecie po prostu w dwóch grupach. – Mówiąc to, przeniósł wzrok na Theo, Glücka, Sino i Exana. – Przyniosę wam nowe kokosy.
Dannan i Dernet oddalili się od szczeniąt, które zaraz potem wymieniły spojrzenia.
– Ej, ty! Zamień się! – krzyknął Glück.
Elanor dopiero po chwili zrozumiała, że chodziło o nią.
– Wybrałam tę grupę, więc będę w tej.

<C.D.N.>

czwartek, 14 listopada 2019

Od Naidy "Dlaczego warto uważać na lekcji" cz.2

Marzec 2025 r.
Naida wpatrywała się z ciekawością w dziwne stworzenie. Było już coraz bliżej. Nie była pewna czy powinna uciekać czy może zignorować zwierzę. Wyglądało trochę jak duża jaszczurka wsadzona w wielki pancerz kraba. Była ładna. Naida podeszła do niej parę kroków.
– Co to za jaszczurka? – zapytała.
– To chyba żółw! – wykrzyknęła Sino.
Naida spojrzała na nią ze strachem. Miała nadzieję, że waderka się pomyliła.
– Daj spokój! To nie może być żółw! – zaśmiała się niepewnie.
– Gdybyś słuchała na lekcji, wiedziałabyś, że żółwie mają twarde skorupy i łapy podobne do płetw – prychnęła Elanor.
– Czyli... To jest żółw? ­– zapytał zdenerwowany Morti.
– Tak.
Szczeniaki odsunęły się jeszcze dalej od stworzenia. Naida stała jednak w miejscu. To niemożliwe. Ta jaszczurka była za wolna na żółwia. Nie miała też żadnych ostrych kłów i pazurów. Nie może być taka niebezpieczna jak mówią. Nawet jeśli jest żółwiem, to raczej nie takim, którego szukali.
– Nie wygląda na niebezpieczną. Pewnie ta jaszczurka jest tylko podobna do żółwi o których mówiła Navri.
Zrobiła niepewny krok w stronę zwierzaka. Chciała udowodnić reszcie, że nic się jej nie stanie. Miała zrobić kolejny, ale zatrzymał ją głos Navri, która z daleka zauważyła całą sytuację.
– Niech wszyscy odsuną się od tego żółwia!
Szczeniaki odbiegły kawałek dalej ze strachem. Naida pobiegła za nimi. Spojrzała na jaszczurkę z niedowierzaniem. Przerażone zwierzę zaczęło uciekać w stronę wody. Navri podbiegła już do nich. Reszta szczeniąt stała w bezpiecznej odległości obserwując całą scenę z przejęciem. Naida wpatrywała się ze smutkiem w jaszczurkę, która zanurzała się właśnie w wodzie. Zniknęła. Odpłynęła gdzieś zostawiając ich samych na plaży. Wilki odetchnęły z ulgą. Wszystkie oprócz Naidy.
– Mieliśmy szczęście, że was nie zaatakował – odezwała się Navri.
– Ale proszę pani, to tylko zwykła jaszczurka! Nie jest groźna!
– Jaszczurka? – zapytała z lekkim uśmiechem.
– Tak! Taka w krabim pancerzu!
– Czyli żółw – zaśmiała się Sino. – Szkoda, że nie udało ci się do niego podejść...
– Chciałaś podejść do żółwia? Sama? – Navri spojrzała z powagą na Naidę.
– Możliwe... – uśmiechnęła się nerwowo. – Ta jaszczurka wydawała się taka miła...
– Nawet Sticky wie, że to było głupie! – zaśmiał się Glück.
Naida posłała mu mordercze spojrzenie. Navri zaczęła tłumaczyć jej, że nie powinna podchodzić z taką śmiałością do zwierząt, których nie zna. Po paru minutach monologu zauważyła jednak, że Naida nie skupia się za bardzo na jej słowach. Nie chcąc marnować czasu wróciła do lekcji.
– Wiecie już jak wyglądają żółwie. Tłumaczyłam też, jak powinniście zachowywać się w sytuacji, kiedy spotkacie się z nim oko w oko. Myślę, że na tym możemy zakończyć dzisiejszą lekcję. Możecie już iść.
Szczeniaki zaczęły się rozchodzić. Naida podeszła bliżej wody. Stanęła na brzegu i zaczęła wypatrywać pływających, opancerzonych jaszczurek. Usłyszała za sobą czyjeś kroki. Miała nadzieję, że to Morti. Chciała zobaczyć jego piękny uśmiech, który tak uwielbiała. Odwróciła się z nadzieją. Niestety okazało się, że to tylko Theo. Usiadł obok niej niepewnie. 
– Miałaś prawo się pomylić. Najważniejsze, że nic ci się nie stało...
– Tak...
Naida poczuła się trochę lepiej. Może to był tylko Theo, ale i tak się cieszyła. Dobrze jest mieć takiego przyjaciela, który nie zostawi cię w potrzebie. Chociaż nie jego teraz potrzebowała.
– Dobrze, że jesteś cała! – wykrzyknął Morti.
Usiadł obok Naidy z uśmiechem na twarzy. Serce waderki zabiło mocniej. Wpatrywała się w Mortiego z zachwytem. Nie zauważyła nawet, kiedy Theo wstał i odszedł. Nie zwracała też uwagi na wściekłe spojrzenia rzucane przez Elanor. Teraz liczył się tylko on i ona. Oni. Siedzący razem i rozmawiający o opancerzonych jaszczurkach.

Uwagi: brak.

środa, 13 listopada 2019

Od Morgana "Dlaczego maluchy muszą się tylko bawić?" cz. 1

Maj 2025
Szczeniaki biegały po plaży. Ich wesołe krzyki skutecznie zagłuszały wszechobecny szum fal. Siedziałem wśród innych wilczków zbyt małych, by brać udział w takich zabawach. Oczywiście wiele z nich bawiło się w moim gronie, jednak ciągłe zapasy nie były ani trochę interesujące. Tak właściwie zapasy w ogóle nie należały do najprzyjemniejszych zabaw. No bo jak ciąganie za uszy oraz podgryzanie łap miało być miłe? Nie widziałem w tym najmniejszego sensu.
Z utęsknieniem czekałem na moment, kiedy będę mógł wziąć udział w tych szalonych lekcjach, które czasem obserwowałem ze swojego miejsca. Nie rozumiałem dlaczego musiałem tyle czekać. Tata ciągle powtarzał, że jestem zbyt mały. Moim zdaniem było to bardzo niesprawiedliwe. Dlaczego maluchy muszą się tylko bawić?
Zbliżał się wieczór, jak tata zwykł nazywać czas tuż przed ciemną porą. Było to całkiem ładne słowo i z pewnością znacznie krótsze od mojego nazewnictwa. Słońce powoli chyliło się w stronę ciemnej masy wody. Niebo przybrało ładną barwę gdzieś z pogranicza różowego i pomarańczowego. Przechyliłem główkę, wpatrując się w ten widok. Lubiłem ten moment, nawet jeśli zwiastował nadejście ciemnej pory. Noc nie była ani trochę zachwycająca. Czarne niebo było posypane białymi kropkami, które przypominały mi drobinki piasku. Tata mówił, że to gwiazdy. Jak dla mnie moja teoria miała znacznie więcej sensu.
Nagle do moich uszu dotarł niemal niezmącony przez inne odgłosy dźwięk fal. Zmarszczyłem brwi, nie mogąc powstrzymać się przed zerknięciem w tamtą stronę. Wyglądało na to, że rozpoczynała się kolejna lekcja. Dorosły wilk o brązowej sierści położył na piachu jakieś naczynia. Niektóre z nich wypełnione były niemal w całości jakimiś... Sam nie wiedziałem nawet czym. Nadal rozbawione szczeniaki usiadły w kółeczku.
Próbowałem skupić się na czymś innym, lecz mój wzrok ciągle wracał do niewielkiej grupki uczniów i górującego nad nim nauczyciela. Szczeniaki, które podobnie jak ja były pod opieką opiekunek nie zwracały na mnie uwagi. Zresztą, same opiekunki też nie.
Spojrzałem na nie. Peggy i Helga były w pełni pochłonięte przez jakąś swoją rozmowę. Ich wzrok utkwiony był w Eunice i Kaiju, którzy prowadzili chyba najbardziej ognistą walkę. Samica groziła różowawymi pazurkami. Z jej gardła wydobywał się głośny warkot. Kaiju nieustannie próbował złapać jej łapy w pysk i zacisnąć na nich ząbki. Na samo wspomnienie na mój pyszczek wstąpił grymas. Basiorek miał wyjątkowo ostre zęby.
Ponownie zerknąłem w stronę lekcji, która trwała już w najlepsze. W głowie wybrzmiały słowa Emeralda. Samiec stwierdził ostatnio, że kiedy leżę na piasku, jestem niemal niewidoczny. Wyszczerzyłem delikatnie ząbki i przypadłem do ziemi.
Powoli odszedłem od grupy. Skradanie się jadąc brzuszkiem po piasku zajmowało naprawdę wiele czasu!
W końcu dotarłem na miejsce. Nauczyciel trzymał w pysku patyk i mieszał nim w jakimś naczyniu. Jego głowa poruszała się w bardzo zabawny sposób. Z trudnością opanowałem śmiech. Po jakimś czasie wilk odłożył patyk na piasek i wskazał szczeniakom na naczynie.
- Możecie podejść i powąchać. Tylko nie wtykać mi tam pysków.
- Dlaczego? - spytał jakiś szczeniak. Zerknąłem na niego. Miał pstrokate futro w różnych odcieniach brązu. Chyba mówili na niego Ted. Nie byłem pewien.
Nauczyciel wyszczerzył ząbki.
- Zapach nie należy do najprzyjemniejszych. Może zakręcić ci się w głowie.
- Och - mruknął Ted i nieznacznie się wycofał.
Szczeniaki po kolei podchodziły do naczynia. Wystarczała chwila i na ich pyski wstępowały grymasy. Mikstura musiała naprawdę śmierdzieć. Ciekawe czy pachnie bardziej jak kupa czy stare mięso... Kaiju znalazł kiedyś martwego ptaka, który bardzo śmierdział. Zjadł go i potem ciągle narzekał, że boli brzuch. Podobno jeszcze wymiotował... Swoja drogą zapach rzygów też nie jest najprzyjemniejszy.
Mój pyszczek wygiął się w grymasie obrzydzenia. Nie mogłem jednak powstrzymać ciekawości. Zakradłem się bliżej do naczynia i wciągnąłem powietrze z głośnym świstem. Przymknąłem oczy, próbując bardziej skupić się na węchu. Nadaremnie. Byłem nadal zbyt daleko.
Nagle ktoś szturchnął mnie w grzbiet. Pisnąłem, zapominając, że miałem być cicho.
- Co ty tutaj robisz? - spytał jeden z wilków.
- J-ja...
- Hej, Randall, zo... - Inny wilk machnął w stronę tego, który mnie szturchnął. Kiedy jego spojrzenie zatrzymało się na mnie, zamilkł. 
Wystarczyło kilka chwil i już cała grupa szturchała się, wskazując łapami na mnie. Podkuliłem ogon i opuściłem uszy. Czułem na sobie ciężar ich spojrzeń.

wtorek, 12 listopada 2019

Od Naidy "Dlaczego warto uważać na lekcji" cz.1

Marzec 2025 r.
Navri tłumaczyła coś szczeniakom siedzącym wokół niej na gorącym piasku. Naida jednak nie za bardzo mogła się skupić na jej słowach. Czuła na sobie ich wzrok. Zerknęła dyskretnie w obie strony. Elanor wpatrywała się w nią ze złością. Z kolei Theo wyglądał raczej na zamyślonego i... czy on się uśmiechnął? Wpatrywali się tak w nią już od początku lekcji. Naida nie miała pojęcia o co może im chodzić. Przysunęła się bliżej Mortiego. Kiedy przypadkowo musnęła jego ramię, serce zabiło jej szybciej. Postanowiła to zignorować i skupić się na lekcji. Nie wytrzymała jednak długo. Nie mogła znieść już tego świdrującego spojrzenia Elanor. Zerknęła szybko w stronę nauczycielki. Navri była zajęta rozmową z Sino, która zasypywała ją różnymi pytaniami. Naida korzystając z okazji wstała i przybliżyła się do Elanor.
– Cześć – zaczęła niepewnie.
Waderka zmierzyła ją wzrokiem. Nie odpowiadała przez dłuższy czas. Naida zaczęła się już zastanawiać, czy w ogóle uzyska jakąś odpowiedź. Zdenerwowana zaczęła się lekko uśmiechać.
– Cześć – odpowiedziała w końcu. – O co chodzi?
– Chciałam tylko zapytać, dlaczego jesteś na mnie zła...
– Nie jestem zła – odpowiedziała chłodno.
– Rozumiem... Wyglądałaś po prostu jakbym coś ci zrobiła.
– Przewidziało ci się.
Chciała jeszcze coś dodać, ale Elanor wstała i ruszyła za resztą wilków. Zdezorientowana Naida wpatrywała się tępo w szczeniaki podążające za Navri.
– Chodź, Naida! Lepiej nie zostawać w tyle.
Morti podszedł do niej i skinął głową w stronę reszty wilków. Ruszyli za nimi. Waderka jednak nie miała pojęcia gdzie idą. Nie słuchała nauczycielki. Teraz tego pożałowała.
– Gdzie my idziemy? – zapytała nieśmiało.
– Szukać żółwi. Nie słuchałaś?
– Możliwe, że na chwilkę się zamyśliłam...
Morti uśmiechnął się. Szli przez chwilę w ciszy. W pewnym momencie, Naida dostrzegła idącego obok niej Theo. Nie wiedziała jak długo tam był. Miała tylko nadzieję, że jej nie wyśmieje.
– Po co szukamy żółwi? – zapytała w końcu.
– Podobno są dość niebezpieczne, więc lepiej żebyśmy wiedzieli jak wyglądają – odpowiedział Theo.
– Jak bardzo niebezpieczne?
– Mogą ci odgryźć łapę, jeśli nie będziesz uważać. Są też duże i bardzo szybkie w wodzie.
Naidę przeszył dreszcz. Nie chciałaby znaleźć się kiedyś sam na sam z tym stworzeniem. Pewnie mają duże kły, aby łatwiej odgryzać wilcze łapy oraz długie nogi, aby szybko się poruszać. A skoro żółwie umieją pływać, nie miałaby gdzie uciec.
– Nie zostawaj w tyle! – zawołał Morti.
Naida wyrwała się z zamyślenia. Grupa oddaliła się od niej o parę metrów. Morti i Theo szli razem na samym końcu. Waderka nie chcąc zostać sama, postanowiła do nich podbiec. W połowie drogi zahaczyła o coś łapą i wylądowała pyskiem w piasku. Theo i Morti zawrócili i ruszyli w jej stronę. Tuż za nimi, Naida zauważyła biegnącą Sinope i Elanor. Pierwsza wyglądała na zaciekawioną sytuacją, druga zaś uśmiechała się z politowaniem.
– Nic ci nie jest? – zapytał z przejęciem Theo.
– Tylko się potknęłam.
– Znowu – mruknęła Elanor.
Sino zatrzymała się w pewnej odległości. Naida zauważyła, że wpatruje się w coś ze strachem. Waderka odwróciła się szybko za siebie. Okazało się, że nie potknęła się o zwykły piasek, a o dziwną istotę, która leżała ukryta za małą wydmą. Szczeniaki cofnęły się o parę kroków obserwując je uważnie. Naida zauważyła, że było ono duże i miało na sobie coś, co przypominało trochę pancerz kraba. Z zachwytem wpatrywała się w ruszające w jej stronę stworzenie. Wydawało się być takie powolne i niegroźne...


<C.D.N.>

Uwagi: Postaraj się unikać zbyt wielu "się" - to również jest powtórzenie.

poniedziałek, 11 listopada 2019

Od Leah "Tydzień albo dwa w dziczy" cz. 2 (CD. Dante/Asgrim)

Grudzień 2024 r.
Szczerze mówiąc, odkąd tylko wkroczyliśmy do dżungli, przestałam słuchać rozmów. Jeszcze nigdy nie widziałam niczego tak niesamowitego. Z czasów dzieciństwa nie pamiętam wiele kolorów – okolica w której się wychowałam obfitowała głównie w odcienie szarości, burej zieleni, trochę brązu i oczywiście wszechobecną biel. Lepszym porównaniem były stare tereny naszej watahy i miejsca które odwiedziliśmy w podróży. Zieleń mijanych lasów po części zawierała się w tym dziwacznym miejscu, a niektóre kwiaty przypominały powiększone wersje tych z Wrzosowej Łąki. Poza tym, dżungla nie przypominała mi niczego.
Nad ścieżką którą kroczyliśmy jak baldachim rozpościerała się plątanina konarów. Mozaika w chyba wszystkich możliwych odcieniach zieleni zatrzymała co prawda uciążliwe promienie słońca, ale panowała pod nimi nieznośna wilgotna duchota. Spomiędzy gęstych paproci, roślin o szerokich liściach i dziwacznych elementów tutejszej flory, których nie byłam nawet w stanie opisać, wyrastały czasem kwiaty o fantastycznych kolorach. Moją szczególną uwagę przykuł niebieski, o gęstych, cieniutkich płatkach i dziwacznej strukturze w jego środku. W ostatniej chwili powstrzymałam się przed powąchaniem okazu.
Tropikalny las, jak go nazywały czasem wilkołaki, obfitował też w najróżniejszą zwierzyną. Wysoko w gałęziach skrzeczały dziwacznie kolorowe ptaki o zakrzywionych dziobach, a spod moich łap co chwila umykały jaszczurki, później nawet parę żab. Miałam wrażenie, że co i rusz kręcą się koło mnie jakieś latające owady. Raz wydawało mi się, że dostrzegłam węża, ale okazał się tylko pojedynczą lianą, kołyszącą się na wietrze w wyższych partiach lasu.
Dziwna puszcza obfitowała w tyle mieszających się zapachów i dźwięków, że już nawet nie wiedziałam gdzie zwracać wzrok. Wszystko było takie... niespotykane i obce. Czułam się tak, jakbym tam nie pasowała i chyba w istocie tak było. W nieprzystosowanym do tak ciepłego środowiska futrze przeżywałam istne katusze. A to dopiero zima...
- A ty? Chciałabyś mieć szczeniaki?
Drgnęłam, gdy ktoś odezwał się tuż nad moim uchem. Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć, ale udało mi się przywołać mgliste fragmenty rozmowy reszty zwiadowców.
- Myślę, że nie, przynajmniej nie teraz. - odparłam po namyśle.
- Ja też – Zev uśmiechnął się szeroko.
Poczułam się trochę nieswojo. Nietoperze skrzydła basiora praktycznie stykały się z moim bokiem.
- Zresztą, nie wiem jak zareagowałaby Silee.
- Właśnie, jak się miewa Silee? - zagaił Dante.
- Radzi sobie. Powoli zaczyna chodzić, ale Volga stwierdził, że raczej nie możemy przywrócić jej wzroku.
- Biedaczysko - skwitowała Janey.
- Silee, twoja podopieczna? - uściślił Zev.
- Tak.
Skrzywił się nieznacznie, ale z uśmiechem. Pokiwał krótko głową.
- Co jak co, ale to miejsce robi wrażenie - ogniście ruda wadera, której imię wyleciało mi z głowy zmieniła temat po chwili ciszy.
- Zdecydowanie - odmruknęła Jasmine. - Spójrzcie tylko na to.
Wszystkie pary oczu powędrowały za jej wzrokiem. Niewysoko nad naszymi głowami przycupnęło człekokształtne stworzenie o ciemnym, szczecinowatym futrze. Długie ramiona miało zwieszone, zaś tylne kończyny podkurczone. Bystre, acz trochę przerażające spojrzenie wlepiało w naszą grupę. Z jakiegoś powodu osobliwy stwór skojarzył mi się z Tingiem i Baldorem. Pewnie przez te ramiona.
- Małpa - skwitował Joel. - Ale nie mam pojęcia jaka.
- Zaatakuje nas? - spytał Gayle, nie spuszczając "małpy" z oczu.
- Jedna? Myślę, że nie - wilkołak zawahał się - Ale jeśli pojawią się w grupie lepiej założyć, że tak.
- Pokraczny stwór - Zev parsknął.
Skrzydlaty basior rozłożył skrzydła i wzniósł się na równy poziom z tym dziwacznym stworzeniem. Przewodnik naszej grupy wezwał go z powrotem, ale ten go zignorował. Wilk i osobliwy mieszkaniec dżungli przez chwilę się w siebie wpatrywali w bezruchu (nie licząc oczywiście miarowych uderzeń skórzastych skrzydeł). Gdy Zev spróbował się zbliżyć, małpa skrzeknęła tak nieprzyjemnie, że mimowolnie stuliłam uszy i umknęła, zaskakująco zgrabnie jak na swoje gabaryty, przeskakując z gałęzi na gałąź.
- Zev, nie możesz bez mojej zgody... - ofuknął go Gayle, ale basior nie dał mu dokończyć:
- Chciałem mu się tylko przyjrzeć - wylądował i wzruszył ramionami - Jeden jest niegroźny, tak?
- Skąd wiedziałeś, że nie było ich więcej?
- Z wysoka nie widziałem żadnych innych.
- Nie popieram co prawda takiego przyglądania się, ale nie sądzę by pojawiło się ich więcej - wtrącił Joel - A nawet jeśli, raczej nie zaatakowałyby zbyt chętnie.


<Dante? Asgrim?>


Uwagi: brak.

niedziela, 10 listopada 2019

Od Eterny "Pierwsze polowania" cz. 6 (cd. Naida)

Styczeń 2025 r.
Jedyne co przeszło Eternie przez myśl na widok kraba, było że przynajmniej ta lekcja skończy się prędzej i nie będzie musiała dłużej wysłuchiwać pisków Łaciatej. Nim jednak zdołała za nim ruszyć, na plaży zabłysnęła kula ognia. Z przestrachem opuściła uszy. Na szczęście płomień zaraz zniknął, a do jej nozdrzy dotarł zapach pieczonego mięsa. W miejscu ognia był teraz nieruszający się krab. Łaciata i Infinite zwolnili. Eterna nie miała pewności, czyja to robota. Było to co najmniej... niespodziewane. Patrzyła wyczekująco na tę dwójkę.
– Wow! Udało nam się! – pisnęła mała.
– C-co się stało? – wyjąkał Infinite. Na miękkich łapach zbliżył się do kraba.
– No... zrobiłeś ogień!
– Ale ja... ja... – spojrzał to na Łaciatą, to na Eternę. Na drugiej z nich jego wzrok zatrzymał się na dłużej. Uszy Elanor już były postawione na sztorc, a wzrok iście zabójczy.
– Odkryłeś swoją moc! Umiesz smażyć kraby! Brawo, Infinite – powiedziała z mieszanką zdumienia i podziwu Łaciata.
– Ch-chyba...
– Co tam się dzieje?! – wtrąciła nagle Yuki. Galopowała w ich kierunku.
Eterna niespiesznie ruszyła ku reszcie grupy.
– Chyba mówiłam, że nie możecie używać mocy na lekcjach bez mojego pozwolenia...!
– To było niespodziewane, proszę pani – mówił Infinite drżącym głosem.
Z Yuki uleciało powietrze.
– W takim razie gratuluję – Zrobiła pauzę – Ale jak chcesz używać mocy na moich lekcjach w przyszłości, musisz uzyskać pozwolenie od Gerranta, żeby nie zagrażać reszcie grupy. Czy to jasne?
– Jasne – skinął głową.
– Też bym chciała strzelać ogniem! – wtrąciła Łaciata.
Wzrokiem zmierzyła ją nie tylko Yuki, ale i również stojąca za plecami nauczycielki Eterna. Waderka czując na sobie ich spojrzenia, szybko zmieniła temat:
– Zaliczyliśmy zadanie?
– Tak... – Jej wzrok powędrował po reszcie grupy. Eterna uśmiechnęła się do niej. – Ale najpierw powiedzcie mi, co trzeba zrobić, żeby móc zjeść mięso kraba.
– Przekroić go nożem w tym miejscu – Eterna wskazała pazurem odcinek, który kroiła wcześniej nauczycielka.
Yuki pokiwała głową z uznaniem, a po zmianie formy w człowieka ponownie wyciągnęła nóż.
– Możecie się podzielić – oznajmiła, kładąc już rozkrojonego kraba. Łaciata go obwąchała. Eterna nabrała chęci na przyduszenie jej głowy, żeby umazała swój głupi pysk we wnętrznościach kraba.
– Chyba nie jestem głodna – powiedziała w końcu.
– Więcej dla mnie! – pisnął Infinite, po czym rzucił się na jedzenie.
Eterna usiadła na rozgrzanym piasku, obserwując morderczym spojrzeniem Łaciatą. Również nieszczególnie miała chęć na jedzenie.
– Dla was to już koniec lekcji – oznajmiła Yuki, ruszając w kierunku innej grupy – Możecie już iść.
Łaciata odwzajemniła spojrzenie Eterny.
– Skoro skończyliśmy, może pójdziemy zobaczyć jak radzi sobie reszta?
– To wścibskie – powiedziała chłodno Eterna.
– Wcale nie! Daj spokój, ja tylko chcę sprawdzić, kto już skończył!
– To idź.
– To idę! – krzyknęła Łaciata, wstając. Eterna z ulgą obserwowała, jak mała się oddala.
Jej wzrok zaś powędrował do Mortimera. Biegał jak oszalały po plaży. Westchnęła cichutko.
– Nie pasujesz do nas – powiedział pomiędzy kęsami Infinite.
– Proszę? – Zmarszczyła brwi.
– Źle ci z oczu patrzy.
Popatrzyła na niego, ale wciąż był zbyt przejęty jedzeniem. Miał cały umazany pyszczek. Wzdrygnęła się.
– Wydaje ci się.
Wzruszył ramionami, ale nie wyglądał na przekonanego. Eterna zmrużyła oczy.
– Czemu w ogóle miało służyć to, co powiedziałeś? Chcesz mi udowodnić, jak bardzo mnie nie lubisz?
– Nie wiem. Może.
Zacisnęła usta w wąską kreskę.
– Ale ty chyba nie lubisz nikogo, więc nie wiem jaką różnicę ci to robi.
– Czasem się zastanawiam, czemu nie mamy w watasze żadnego lekarza od główki, bo z twoją zdecydowanie coś jest nie tak. Ubzdurałeś sobie jakieś...
– Więc odejdź, bo jeszcze się zarazisz – Spojrzał jej prosto w oczy.
Miała ochotę na niego zacząć warczeć, ale nie chciała ściągać na siebie uwagi. Warga jej tylko odrobinę zadrżała. Infinite wciąż patrzył jej prosto w oczy.
– Dobrze – powiedziała w końcu. Wstała i czym prędzej odeszła.
Tym razem już nawet nie patrząc na Mortimera.

<Naida?>

sobota, 9 listopada 2019

Od Glücka "Nie taka nudna szkoła" cz. 5

Marzec 2025
Glück jak zawsze siedział na lekcji logiki. Mieli rozwiązać kolejny problem. Hitam mówił coś o ataku żółwia. Basiora to nie interesowało po ostatniej lekcji logiki sporo się nauczył. Nauczyciel kazał im się dobrać w pary. Glück zastanawiał się z kim będzie w parze. Spojrzał na patyk, który leżał przed nim.
- Mogę być ze Sticky'm?
- Nie - odpowiedział Hitam.
- Dlaczego?
- Twoja para musi być wilkiem.
Zawiedziony basior rozejrzał się dookoła. Kiedy odwrócił się stał przed nim Ares. Glück tak się wystraszył, że aż podskoczył.
- Weź mnie nie strasz.
- Mogę być z tobą? - zapytał.
- Okej, ale nigdy więcej tak nie rób.
- Czyli tak... jesteśmy na plaży i spotkaliśmy żółwia, który chce nas zaatakować.
Wilki zaczęły się zastanawiać. Glück rozejrzał się, spojrzał na Hitama i wpadł na genialny pomysł.
- Należy pobiec po kogoś dorosłego.
Ares spojrzał na niego ze zdziwieniem, że tak szybko rozwiązał problem.
- To jest genialny pomysł - powiedział.
Glück zadowolony z pochwały kolegi i z samego siebie spojrzał na Hitama. Mieli jeszcze chwilę czasu zanim alfa zacznie pytać o odpowiedzi. Byli chyba pierwszą parą, która skończyła. Po dłuższej chwili nauczyciel zaczął podchodzić po kolei do każdej pary. W końcu nadeszła kolej na nich.
- A wy co wymyśliliście?
- Należy pobiec po kogoś dorosłego - odpowiedział Glück.
- Bardzo dobrze.
Kiedy Hitam skończył pytać wilki o odpowiedź zadał im kolejny problem. Ich najlepszy przyjaciel miał się topić. Glück miał mały problem, ponieważ Sticky unosił się na wodzie. Basior zastanawiał się jak to możliwe żeby patyk się topił.
- Masz jakiś pomysł? - zapytał Ares.
- Na razie się zastanawiam jak to możliwe, żeby Sticky się topił.
- Racja.
Glück zobaczył że Naida już skończyła. Basior miał chyba najtrudniejsze zadanie. Nie mógł nic wymyślić. Kiedy Hitam zaczął pytać o odpowiedzi Glück zaczął się denerwować. W końcu nadeszła kolej na Glücka i Aresa.
- A wy jaki macie pomysł? - zapytał nauczyciel.
- Ja mam mały problem - odpowiedział Glück.
- Jaki?
- Sticky unosi się na wodzie.
- To weź innego przyjaciela.
- Dobrze.
Glück zaczął się zastanawiać i po chwili wpadł na pomysł, że trzeba go wyciągnąć z wody. Ruszył do Hitama, aby powiedzieć mu swój pomysł.

Uwagi: Literówki.

piątek, 8 listopada 2019

Od Theodore'a "Jesteś ładna jak kokos" cz. 1

Marzec 2025
Naida zmarszczyła nosek. Wyglądała przy tym tak ładnie, że nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Próbowałem skupić się na słowach nauczyciela, jednak moje spojrzenie ciągle przyciągała czarno-biała wilczyca. Wyjątkowo silny tego dnia wiatr jeszcze bardziej plątał jej sierść. Przez głowę przeszła mi myśl, by podejść i delikatnie przeczesać jej futro pazurkami. Zadrżałem i zerknąłem na swoje łapy. Tonęły w złocistym piasku, więc pewnie gdybym to zrobił, całe jej ciało pokryte byłoby nim pokryte. Niemniej wizja ta była bardzo kusząca. Tylko jak by na to zareagowała?
Westchnąłem cicho i ponownie spróbowałem skupić się na słowach Hitama. Mówił coś o jakimś dziwnym znalezisku na plaży. Totalny bezsens.
Mój wzrok ponownie wrócił do Naidy. Szum fal rozbijających się o brzeg zagłuszał słowa nauczyciela. Chłodny wiatr muskał moje ciało i rozwiewał sierść.
- Dobierzcie się w pary - Z transu wyrwały mnie słowa Alfy.
Wilczyca od razu wstała. Wystarczył jeden sus i już była tuż obok mnie. Moje serce chyba zgubiło kilka uderzeń, jednak nie dałem tego po sobie poznać. A przynajmniej na to liczyłem. Wyszczerzyłem ząbki w uśmiechu. Po głowie tłukła się myśl, że przyszła tutaj, do mnie.
- Naida... - zacząłem, jednak waderka była ode mnie szybsza.
- Ja będę z Mortim! - zawołała, a ze mnie uleciało całe powietrze.
Spojrzałem na brata. Uśmiechał się. Błagam, powiedz, że chcesz pracować z kimś innym. Z Exanem na przykład. Proszę cię, Morti. 
- No w porządku.
Dopiero po tych słowach Naida zwróciła na mnie uwagę.
- Coś chciałeś, Theo?
Pokręciłem głową.
- Nie, już nic - mruknąłem. W razie gdyby miała zacząć się o mnie martwić (w co delikatnie wątpiłem...), uśmiechnąłem się wesoło. Chyba wyszło całkiem zgrabnie.
Morti posłał mi spojrzenie spod zmarszczonych brwi. Wzruszyłem ramionami i rozejrzałem się po okolicy. Prawie wszyscy siedzieli już w swoich małych grupkach. W końcu zauważyłem, że Ruby również nie miała jeszcze partnera.
- Do później - powiedziałem do tamtych i pewnym krokiem podszedłem do wilczycy. - Hej, Ruby.
Poderwała łeb tak gwałtownie, że jej długie włosy zaplątały się o pysk. Parsknęła i odgarnęła je łapką.
- Co chcesz? - spytała, kiedy doprowadziła je do czegoś, co choć trochę przypominało porządek.
- Będziemy parą?
Uniosła brwi i zmierzyła mnie krytycznym spojrzeniem.
- Nie wydaje mi się, żebyś był w moim typie.
Spojrzałem na nią zaskoczony. Dopiero po chwili dotarło do mnie, o co jej chodziło. Zaśmiałem się niepewnie.
- Miałem na myśli tylko na czas zajęć...
Ruby rozejrzała się po pozostałych wilkach. Dosłownie wszyscy zdążyli się już podobierać. Nie miała wyboru. Musiała się zgodzić. Kiedy to sobie uświadomiła, westchnęła i wskazała mi ruchem łapy, żebym usiadł obok, co posłusznie zrobiłem.
Przez kilka chwil siedzieliśmy w ciszy, co trochę mi przeszkadzało. Szukałem jakiegoś dobrego tematu, na który moglibyśmy porozmawiać. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy.
Zerknąłem w stronę Hitama, który z jakiegoś powodu krążył między grupami. Nie wiedziałem, jaki miał być w tym cel, ale nie zamierzałem tego komentować. Grzecznie siedziałem do chwili, gdy nauczyciel podszedł do mnie i Ruby.
- Jaki macie pomysł? - spytał.
Zmarszczyłem brwi.
- Pomysł na co?
- Na rozwiązanie problemu - odparł Alfa. Jego słowa powiedziały mi wielkie nic.
- Problemu...?
Ruby głośno prychnęła.
- Znaleźliśmy na plaży dziwny wisior, który zdaje się emanować magiczną aurą - powiedziała, kiedy na nią spojrzałem.
Rozejrzałem się zaciekawiony po plaży. Naprawdę kryły się tutaj takie skarby? Szukałem wzrokiem jakiegoś dołu czy... Czegoś nienaturalnego. Nic jednak nie znalazłem.
- I gdzie on jest?
Samica zaśmiała się.
- To tylko zadanie - wyjaśniła.
Mina momentalnie mi zrzedła.
- Czyli nie ma żadnego skarbu?
Hitam westchnął ze zrezygnowaniem.
- Zapytam was jeszcze raz pod koniec lekcji. Lepiej porządnie zastanówcie się nad odpowiedzią - poradził i przeszedł do następnej grupy.
Skierowałem oskarżycielskie spojrzenie na Ruby.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że mamy jakieś zadanie?
- Bo nie pytałeś - powiedziała i ziewnęła głośno.
- Masz jakiś pomysł?
Zamiast odpowiedzieć, wilczyca położyła się na boku i wystawiła pysk w stronę kryjącego się za chmurami słońca. Przymknęła oczy, jawnie mnie ignorując. Parsknąłem i podpełzłem w jej stronę, delikatnie szczypiąc ją w jedną z łap. Pisnęła głośno.
- Przestań! Co ty robisz?
- Udaję kraba - odparłem.
Przyjrzała mi się spod zmrużonych powiek.
- To sobie udawaj.
- Chętnie - Ponownie ją uszczypnąłem.
Zerwała się na równe łapy i posłała mi groźne spojrzenie.
- Skoro się rozbudziłaś, pomożesz mi z tym zadaniem? - poprosiłem.
- Nie. Sam je zrób.
- Ale... - zacząłem, jednak samica przerwała mi krótkim warknięciem. Podkuliłem ogonek i odszedłem na kilka kroków w bok. Ruby ponownie położyła się na piasku. Tym razem jej nie ugryzłem.
Magiczny wisior na plaży... Mama wspominała kiedyś o przedmiotach, które można było znaleźć w wielu miejscach, bo... Bo tak. Zawsze chciałem taki znaleźć. Z pewnością byłby przydatny! Może mógłby pomóc w polowaniu na ptaki, które czasem latały nad nami? Mama by się ucieszyła.
W mojej głowie pojawił się pomysł, by wziąć ten cały wisior i jej podarować. Zamerdałem ogonkiem, wyobrażając sobie, że przytuliłaby mnie w nagrodę. Mimo wszystko nie robiła tego zbyt często, a bardzo to lubiłem...
Kiedy Hitam wrócił, przedstawiłem mu moją propozycję. Nie wyglądał na zadowolonego. Może był zazdrosny, że zaproponowałem danie go mamie, a nie jemu?
- A co jeśli byłby przeklęty?
Przekrzywiłem główkę.
- To nie byłoby fajnie. No ale skąd miałbym wiedzieć?
Nauczyciel spojrzał na mnie wyczekująco. Chyba oczekiwał ode mnie, że jednak będę wiedział. Zerknąłem na Ruby, licząc na jakąś pomoc, ale ona naprawdę zasnęła.
- Może... Zakopałbym go w piachu i zapomniał o jego istnieniu? - zaproponowałem.
- Nie musi być zły.
- Ale przecież sam pan powiedział, że...
- Theo - przerwał mi w połowie zdania. Nie było to zbyt miłe - Zastanów się. To nie jest trudne.
Chciałem wołać o pomoc, jednak wtedy zdałem sobie sprawę, że wszyscy już poszli. Zostałem tylko ja, Hitam i Ruby. Z tym, że Ruby spała, więc... Byłem zdany tylko na siebie.
Westchnąłem przeciągle. 

<c.d.n.>

czwartek, 7 listopada 2019

Od Crane'a „Zostali sami” cz. 3 (cd. Morgan)

Styczeń 2025
Wiedziałem, że Lind nie chciała mnie nawet oglądać. Pewnie gdyby nie obecność Morgana, wadera nie potraktowałaby mnie tak łagodnie. Widziałem w jej oczach gotującą się nienawiść. Nadal miała do mnie słuszne pretensje i żal. Nie planowała mi wybaczyć, ani tym bardziej zapomnieć o tym, czym wobec niej zawiniłem.
Ta świadomość sprawiała mi ból. Naprawdę chciałbym naprawić swój błąd. Utwierdzam się w przekonaniu, że Lind również nie zasługiwała na to, by zostać tak potraktowana przeze mnie. Ona też mogłaby należeć do tego samego typu wilków, co Edel; tych, którzy dbają o coś więcej, niż własne interesy. Dopiero dzisiaj to dostrzegłem.
Sytuacja brzmiała tak absurdalnie. Morgan zaginął; to nie było wcale sprawą Lind. Odnalezienie i zaopiekowanie się szczenięciem nie należało to do jej obowiązków. Co więcej, mowa była o potomku kogoś, kogo ta wadera uznaje obecnie za, być może, najgorszego wroga. Wiele wilków z mojej watahy podeszłoby do sprawy zupełnie odwrotnie; mogliby nawet wykorzystać taką okazję do zemsty na mnie. Lind jednak... zachowała się prawie jakby Morgan był jej własnym szczenięciem.
Spojrzałem na śpiącego malca. Zrozumiałem, że gdyby coś mu się dzisiaj stało, nie zniósłbym tego. Morgan to ostatni ślad po Edel, jaki pozostał na tym świecie. Niewykluczone, że Lind uratowała mu dziś życie. Chciałbym móc jej jakoś się odwdzięczyć, ale wiem, że ona na to nie pozwoli. Nie pozwoli się nawet do siebie zbliżyć. Jeśli dzień, w którym Lind będzie w stanie mi wybaczyć, ma w ogóle nadejść, kiedy to nastąpi? Będzie to w ogóle za mojego życia? Oddałem jej Medalion Nieśmiertelności, więc... nie mam żadnej gwarancji. Nie wiem już, ile zostało mi czasu.
Położyłem głowę na piasku, ciaśniej otaczając Morgana własnym ciałem. Jak każdego dnia od chwili śmierci Edel, moje oczy powędrowały w miejsce, gdzie powinna teraz leżeć; po prawej stronie, przylegająca do mojego ciała. Minęło już tyle czasu, a ja dalej czułem, że jej nieobecność jest odstępstwem od normy; od tego, jak powinno być.
Zanim poznałem Edel, nawet nie wiedziałem, że nie byłem szczęśliwy. Dopiero prawdziwa więź z partnerką była kluczem do tego stanu. A teraz? Jak można określić to, jak czuję się teraz? Chyba jedynym odpowiednim słowem jest „samotny”.
Mam przy sobie Morgana, ale czuję się samotny. Jak wiele paradoksów może jeszcze sprowadzić los? Ile jeszcze razy będę świadkiem sytuacji, które nie mają żadnego sensu? Parę lat temu myślałem, że rozgryzłem ten świat. Myślałem, że znam już wszystkie zasady nim rządzące.
Myślałem, że znam swoje cele i te nigdy się nie zmienią. Dbałem o siebie, a potem zdecydowałem, że zajmę się kimś jeszcze. Edel była wszystkim, czego potrzebowałem w życiu, a teraz jej nie ma. Nie ma. Nie ma jej i już nie wróci. Nie mogę nic na to poradzić. Nie mam środków, ani przyzwolenia E na podjęcia jakichkolwiek kroków. Już raz chciałem porzucić szacunek do decyzji mojej partnerki; chciałem założyć jej ten Medalion. Nic to nic to nie dało.
Śpij dobrze, Morgan. Oby jutrzejszy dzień był łaskawy dla nas obu.

<Morgan?>

Uwagi: brak.