piątek, 23 sierpnia 2019

Od Lind "Znajdziemy gryfa. Co dalej?" cz. 4

Listopad 2023
Niespecjalnie wiedziałam, w jaki konkretnie sposób zakończę to zadanie. Kiedy przede mną zabrakło już budynków, wzbiłam się w powietrze. Zatoczyłam pełne koło przed dziobem goniącego mnie gryfa i wleciałam przez okno na piętro opustoszałej kamienicy. Profogus był oczywiście tuż za mną. Ganiałam tak naprawdę bez celu, ale wtedy przez emocje nie zdawałam sobie z tego sprawy. Biegłam ile sił w nogach, rzucając raz po raz w przeciwnika czymś, co trafiło mi pod łapy; głównie odłamkami wyniszczonych ścian. Po raz kolejny, moje wysiłki nie wywarły na gryfie wrażenia. Jedynie pył, który leciał mu w oczy, coraz bardziej go drażnił. 
Wtem dostrzegłam przed sobą dziurę w podłodze. Ewidentnie prowadziła na parter. Bez namysłu skoczyłam w tamtą stronę, amortyzując upadek dwoma uderzeniami skrzydeł. Nie przemyślałam tej decyzji zbyt dobrze. Znalazłam się teraz pod gryfem, którego ciężar był odrobinę zbyt dużym wyzwaniem dla tych stosunkowo cienkich ścian. Stąd dostrzegłam, że sufit przecinały coraz głębsze pęknięcia. W pewnym momencie kawał betonu tuż nade mną odłamał się. Nie zdołałam uskoczyć. Fragment budowli przygniótł mi tylną łapę i ogon. Bardzo prawdopodobnym było, że złamał też parę kości, ale dzięki Medalionowi Nieśmiertelności nie poczułam tego. Szczęście w nieszczęściu. 
Kiedy szarpanie się nie przyniosło żadnego efektu, spróbowałam schwycić odłamek wiatrem i unieść. Wtedy zobaczyłam, że gryf już wyłamał sobie odpowiednio duże przejście, by dostać się za mną na to piętro. To uniemożliwiło mi zebranie myśli w tej sytuacji. Nie mogłam się skupić, więc wiatr przestał być mi posłuszny. A Profogus był coraz bliżej. 
Nagle znad mojej głowy wyskoczyła Torance. Wiele ryzykując, uczepiła się uniesionej łapy gryfa. Zanim ten zdążył się zamachnąć, by ją zrzucić, już moc wadery wprowadziła go po raz kolejny w ten sam stan absolutnego wyciszenia. Zatrzymał się niedaleko mnie, przymknął oczy i opuścił łeb. 
Patrzyłam na to w szoku. Stwór zatrzymał się tuż nade mną. Po chwili usłyszałam głos Asgrima, mówiący mi, żebym teraz spróbowała jeszcze raz użyć mocy wiatru do uniesienia bloku betonu. Posłuchałam. Gdyby nie wkład basiora w tę pracę, nadal trwające rozkojarzenie nie pozwoliłoby mi się uwolnić samej. 
- Mamy trochę czasu. Wynośmy się stąd - oznajmiła Torance, znów widocznie zmęczona przez użycie mocy na tak wielkim stworzeniu. I tak byłam pod wrażeniem, że zdołała powtórzyć tę sztuczkę dwa razy jednego popołudnia. 
W towarzystwie przyjaciół pokuśtykałam do wyjścia z budynku. Nigdy w życiu nie cieszyłam się bardziej, że byli tutaj ze mną. Nie powinnam była podawać w ogóle w wątpliwość, że nie odejdą zbyt daleko. Naprawdę miałam wiele szczęścia tego dnia. 
Niestety to nadal nie był koniec użerania się z gryfem. Lada moment miał "obudzić się" i ponownie ruszyć za nami. 
I co dalej? - pomyślałam. Nie możemy tak ganiać się z nim w nieskończoność. 
Uznałam, że tutaj przydałby się Medalion Siły. Żadne z nas jednak go nie posiadało. Tak więc prędzej czy później będziemy zbyt zmęczeni by walczyć lub uciekać i gryf rozszarpie wszystkich uczestników tego przedsięwzięcia. Bez żadnej litości. 
Dotarliśmy do kolejnej chwilowej kryjówki, by zaczekać, aż moja noga chociaż częściowo wydobrzeje. Wtedy, korzystając z okazji, zakomunikowałam przyjaciołom, że podjęłam decyzję o zabiciu gryfa. Nie mogę powiedzieć, że odpowiedzieli specjalnym entuzjazmem. Ja sama nie czułam się bardzo komfortowo, mówiąc im o tym. Niemniej jednak nie usłyszałam żadnej opozycji, nawet biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej wspólnie ustaliliśmy co innego.
- Pozostaje bezpośrednia konfrontacja. Wykorzystanie wichru. 
- Znów brakuje w twoim planie szczegółów, Lind - westchnęła Tori. - Wiemy, jak to się skończyło ostatnim razem. 
- Nie potrafię obmyślać szczegółowych planów, okej?! - podniosłam głos. Nadal drżałam z emocji, a ta uwaga zdenerwowała mnie jeszcze bardziej. 
- Ciszej, ciszej - rzucił As, oglądając się za siebie. Po chwili wstał i wyjrzał za róg. - No i Profogus już tu idzie. 
Nie mieliśmy wyboru, nie mogliśmy dłużej tutaj siedzieć.
- Jak z twoją nogą, Lind? - spytała Torance. 
- Dam sobie radę, idziemy.
Z początku unikałam opierania większego ciężaru na tej urażonej kończynie. Wkrótce jednak przyspieszyłam do swobodnego biegu. Oczywiście przyjaciele podążali za mną. 
Już po paru zakrętach przekonaliśmy się, że drogę, którą wybraliśmy tym razem, kończył placyk otoczony ze wszystkich stron budynkami. Słowem; trafiliśmy na ślepy zaułek. Na domiar złego z jakiegoś powodu był zadaszony. Nikt z nas nie znał dobrze tych konkretnych ulic. Tak więc, nie mogliśmy wiedzieć, co nas tu czeka.
Odwróciłam się, w nadziei, że jeszcze mamy czas się wycofać, ale w przejściu już stanął gryf. Warknął nisko na nasz widok. Wykonaliśmy parę kroków w tył. Tymczasem Profogus skoczył w naszą stronę. Nie obrał jednak żadnego wilka za konkretny cel, dlatego, kiedy rozbiegliśmy się na boki, żeby uniknąć stratowania, przez chwilę stanął naprzeciwko ściany zdezorientowany. 
Dostrzegłam, że ja i As uciekliśmy w przeciwnym kierunku, niż Torance. Właśnie na niej po chwili zatrzymał wzrok gryf. Może to przez jej najbardziej jaskrawe futro; natychmiast widoczne na tle białych budynków. Wadera spróbowała pobiec w stronę uliczki, którą się tu dostaliśmy, ale Profogus skutecznie odciął jej drogę. Próbowałam odwrócić jego uwagę, używając mocy, ale nie udało się. Gryf zagonił moją przyjaciółkę w róg placu. 
Stwór uniósł wielki dziób, gotów zadać ostateczny cios. Wtedy schwyciłam tę zakrzywioną broń wichrem. Ledwo zdołałam ją powstrzymać, przed uderzeniem Torance. Tak samo przetrzymałam jego przednie łapy, z których już wyłoniły się wielkie pazury. Chociaż przerażenie dodało mi sił, nie mogłam ich odsunąć, by Tori była w stanie uciec z potrzasku. Mogłam tylko zadbać, by oręż gryfa pozostał z dala od mojej przyjaciółki. Przynajmniej do czasu. Cała drżałam z wysiłku. Gryf nie chciał dać za wygraną, a z jego rozmiarem szła wielka siła. Dopiero teraz pojęłam co to naprawdę znaczyło. Świadomość, jak blisko jest rozprawienia się z Torance, jemu też dodawała energii.
Dostrzegłam kątem oka, że Asgrim wyglądał na równie skupionego, jak ja. Prawdopodobnie znów próbował dostać się do umysłu gryfa. Nie mogłam jednak dłużej się zastanawiać nad tym widokiem; miałam na głowie utrzymanie ścian z wichru. 
Pomimo moich starań, wkrótce lśniący dziób wkrótce znów zbliżał się do Torance. Nie tak szybko, jak na początku, ale fakt pozostawał faktem. Ogarniała mnie coraz większa groza. Nie, na pewno było jeszcze coś, co mogłam zrobić! Skupiłam wszystkie moje myśli na tym, co się teraz działo, zabrałam w sobie jeszcze trochę energii żywiołu i szarpnęłam łeb gryfa najmocniej, jak potrafiłam. 
Rozległ się głuchy trzask. Nagle przestałam czuć wszelki napór na moje ściany z wichru. Ciało wielkiego stwora rozluźniło się, a następnie osunęło na ziemie. Jego łeb opadł na bok; tuż przed Torance. Profogus był martwy. 
Usiadłam na ziemi. Gryf pokonany. Zadanie, którego się podjęliśmy, wykonane. 
Nabrałam w płuca wielki haust powietrza. Koniec - powiedziałam sama do siebie w myślach. 
Asgrim powąchał leżącą mu na drodze, wielką łapę, a następnie przeskoczył nad nią, by dotrzeć do swojej partnerki. Kiedy stanął obok niej, przytulili się mocno do siebie. Uśmiechnęłam się odrobinę na ten widok. Ciekawe, czy mnie będzie kiedyś zależało na kimś w ten sam sposób, jak tej dwójce zależy na sobie nawzajem.

Uwagi: "Niemniej" w wyrażeniu "niemniej jednak" piszemy łącznie.