czwartek, 5 marca 2020

Od Yvara "Ciocia Yuki ma wielkie kły" cz. 2

Czerwiec 2025
Z nową energią ruszył w stronę szczeniaków. Wzrok miał wlepiony w siostrę, która przymierzała się do szturchnięcia tamtego basiorka, czego ten chyba nie zauważył. Yvar zmrużył oczy i jeszcze bardziej przyspieszył kroku.
Biegł tak szybko jak jeszcze nigdy. Kiedy zdał sobie sprawę, że powinien odrobinę zwolnić, by móc wyhamować, było już zbyt późno. W jednej chwili poczuł jak jego ciało wypełnia panika, a w następnej leżał już na Vi i tamtym basiorku. Słyszał głośny pisk szczeniaków jakby z daleka. Obrócił się i od razu napotkał na skołowane spojrzenie drobnej wilczycy. To właśnie ono sprawiło, że poliki zapiekły go jeszcze bardziej.
- Yv, zejdź ze mnie!
Rozdrażniony głos bliźniaczki przywołał go do porządku. Szybko zgramolił się ze szczeniaków, mrucząc ciche "przepraszam, nie chciałem" w kółko i w kółko.
- Mogłeś coś nam zrobić - stwierdził samiec, otrzepując się z piachu. Zdaniem Yvara było to zbędne; futro wilka miało identyczny odcień jak drobinki piasku. Zbliżył pysk do ciała Yngvi i popchnął ją ku górze, pomagając wstać. Yvar z trudem opanował warkot. - Wszystko w porządku?
- Jasne. Przyzwyczaiłam się. Czasem bawię się z Yvem w zapasy - Wzruszyła ramionami.
Na pyszczek basiorka wstąpił delikatny grymas.
- Nie lubię zapasów. Gryzienie, drapanie i popychanie może być niebezpieczne.
- Ja też nie, ale Yv mnie zawsze namawia. Nie chcę, żeby było mu przykro.
Yvar opuścił uszy. Wiedział, że siostra nie przepadała za tego rodzaju zabawami, ale nigdy nie sądził, że bawiła się z nim jedynie z jego powodu. Nie chciał jej do niczego zmuszać... Dlaczego nigdy mu nie powiedziała?
- Ty mnie namawiasz do śpiewania.
Vi przeniosła wzrok na niego, przekrzywiając śmiesznie główkę.
- Mówiłeś, że ci to nie przeszkadza.
- Bo mi nie przeszkadza, ale...
- Ale?
Pokręcił głową. Jak miał jej wytłumaczyć, że nie lubił śpiewać? Zawsze tak cieszyła się, kiedy śpiewali wspólnie... Jeszcze bardziej niż gdy sama przedstawiała przed nim i rodzicami nową piosenkę. Nie miał zamiaru zabierać jej tej radości. Zdał sobie sprawę, że oboje bawili się ze sobą dla samopoczucia drugiego. 
Pokręcił głową i na szczęście to wystarczyło. Yngvi ponownie skierowała swoją uwagę na tamtego basiorka i wilczycę.
- Chyba zapomniałam wam się przedstawić. Jestem Yngvi, a to Yvar.
Piaskowy ukłonił się, jakby rozmawiał z dziećmi Alf. Yv stwierdził, że było to całkiem przyjemne uczucie. Ciekawiło go czy zawsze będzie mu się tak kłaniać.
- Molgan. Miło was poznać - powiedział.
- Morgan.
- Nie wyglądacie na rodzeństwo - stwierdził Yvar.
Szczeniaki wymieniły skołowane spojrzenia.
- Bo nie jesteśmy rodzeństwem - powiedziała Morgan.
- To czemu macie tak podobne imiona? - wtrąciła Vi.
Ponowna wymiana spojrzeń i parsknięcie śmiechem. Yvar nie rozumiał, co ich tak bawiło. Vi zadała przecież normalne pytanie. Zerknął na siostrę. Na jej pyszczku też widniało zdezorientowanie.
- Nie mamy podobnych imion.
- Jak to? - Przekrzywiła łebek Vi - Molgan i Morgan brzmią podobnie.
Morgan ponownie parsknęła śmiechem.
- On ma na imię Morgan, tylko nie potrafi mówić "r" - Wskazała łapą na samca. - Ja jestem...
- Wszyscy są?
Głos cioci Yuki zagłuszył słowa samicy. Yvar mimowolnie się wzdrygnął. Był tak zaangażowany rozmową ze szczeniakami, że nie zauważył jej nadejścia. Obrócił się w jej stronę i niepewnie wyszczerzył ząbki. Skinął głową na powitanie, jednak ta jedynie przelotnie na niego zerknęła.
- Ciocia! - zawołała Yngvi i uśmiechnęła się szeroko. - Długo trwają zajęcia?
Wadera uniosła brwi i zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem.
- Za krótko, żebyście się czegoś nauczyli.
- To po co tu jesteśmy?
Ciocia zmrużyła oczy, jednak puściła uwagę samiczki mimo uszu.
- Pytam ponownie: wszyscy są?
- T-tak mi się wydaje - mruknął Morgan.
Yvar przekrzywił łebek, słysząc jego zawahanie. Wyglądał jakby bał się cioci, co przecież nie miało sensu. Ciocia Yuki była fajna.
- Ciociu... - zawyła Vi, próbując zwrócić na siebie uwagę. Kiedy nie wywołała żadnej reakcji, spróbowała jeszcze kilkakrotnie.
W końcu zirytowana wadera nadzwyczajnie szybko nachyliła się nad waderką. Yvar nigdy nie widział, by ktoś był tak szybki. Rozdziawił pyszczek w chwili, gdy z gardła cioci wydobyło się warknięcie.
- W czasie lekcji jestem twoją nauczycielką, nie ciocią. Nie będę traktować cię inaczej niż resztę uczniów i lepiej się do tego przyzwyczajaj.
- Ale...
- Bez żadnego ale. Przechodzimy do lekcji. Natychmiast!
Yngvi opuściła uszy. W jednej chwili wyglądała na o wiele mniejszą niż w rzeczywistości. Yvar podszedł do niej i delikatnie polizał ją w pyszczek. Od razu wstąpił na niego delikatny uśmiech.
- Dzięki - powiedziała cichutko.
Serce Yvara na moment zamarło. Wypełniło go poczucie dumy. Zdołał chociaż trochę poprawić humor siostrze!
Jego szczęście zostało jednak zastąpione przez zainteresowanie, gdy cio... nauczycielka - zreflektował się prędko Yvar - powiedziała, że dzisiaj poznają podstawy łowienia ryb.
- Będziemy musieli wchodzić do wody? - zapytała wilczyca, której imienia nadal nie znał.
Ciocia zmierzyła ją wzrokiem.
- A jak inaczej chcesz łowić ryby? Same nie wyjdą na plażę.
- Och... Racja.
- To jak mamy to zrobić? - zapytał cicho Yvar. Nie mógł pozwolić, żeby rozmowa zeszła na inny temat niż polowanie!
- Kiedy już będziecie w wodzie - Ostatni wyraz mocno zaakcentowała - nie możecie wykonywać zbyt wiele gwałtownych ruchów, żeby nie odstraszyć od siebie ryb. Żeby złapać musicie zanurkować w wodzie i złapać ją mocno w zęby. Początkowo jest to trudne dla tak upośledzonych ruchowo szczeniaków, lecz z czasem nabierzecie sprawności. Uważajcie też na fale, żeby was nie podtopiły. Jakieś pytania?
Morgan uniósł łapkę. Ciocia ruchem kazała mu zabrać głos.
- Co to znaczy upośledzeni ruchowo?
Jaskrawozielone oczy stworzyły cienką szparkę. Szczeniak od razu się skulił. Yvar obserwował jak na kącik warg cioci drga. Miał wrażenie, że sprawiało jej przyjemność to, jak się przed nią kajał.
- Skoro nie ma żadnych p o w a ż n y c h pytań, zabierajcie się do roboty.
- To przecież było poważne pytanie - wtrąciła Yngvi.
Ciocia nie dała po sobie poznać, że w ogóle usłyszała słowa samiczki. Yvar zauważył, że jego siostra ponownie otwiera pyszczek. Szybko położył łapkę na jej grzbiecie. Nie chciał, żeby pokłóciła się z ciocią. Mama i tata byliby na nich bardzo źli i mogliby już nigdy nie puścić ich na lekcje.
- Chodź już. Nie powinnaś się kłócić z nauczycielką.
- Ale... Niech będzie - mruknęła, by za chwilę zawołać, zwracając na siebie uwagę pozostałych szczeniaków - Kto ostatni w wodzie, ten zgniły krab!
Yvar zerknął na pozostałe szczeniaki. Wilczyca zaśmiała się i popędziła za Yngvi, jednak nie była tak szybka jak ona. Morgan ruszył truchtem, co Yvar od razu wykorzystał, przeganiając go. Zgniłe kraby śmierdziały, a on nie chciał śmierdzieć!
Był tuż obok tej małej waderki, gdy nagle się zatrzymała tuż przed oceanem. Spanikowany spróbował wyhamować, jednak potknął się o własne łapy i upadł z nosem tuż przed spoczywającym na piasku ogonem samiczki. Ta odskoczyła od niego z piskiem. 
- Eunice! Wszystko w porządku?
Morgan musiał być bardzo szybki. Przecież Yvar przegonił go już na starcie, a jednak samiec był już przy koleżance. Wzrok miał wlepiony w jej łysawy ogon. W niczym nie przypominał tego należącego do mamy lub Vi. Był brzydki.
Yvar spróbował wstać, jednak niemal od razu stracił równowagę. Syknął i spróbował ponownie. Nadal bolało, ale nie miał zamiaru tego po sobie poznać. Boląca łapka nie pokona go tuż przed pierwszym polowaniem!
Zrobił pierwszy krok i znowu syknął.
- Yvar, tak?
Uniósł wzrok i napotkał badawcze spojrzenie brązowych oczu. Mruknął coś na potwierdzenie.
- Wszystko w porządku?
Kolejne mruknięcie. Nie miał ochoty na rozmowę. Chciał dostać się do wody. Natychmiast. Nie mógł pozwolić, żeby Yngvi nazywała go zgniłym krabem. Zrobił jeszcze kilka kroków nim Morgan go zatrzymał.
- Kulejesz. Mogę zobaczyć twoją łapkę?
- Nie - Czuł na sobie jego spojrzenie. Yvar powstrzymał narastający warkot i dodał, starając się brzmieć normalnie - Niby po co? Nie jesteś lekarzem.
Grymas przechodzący przez pyszczek samca był znakiem, że chyba nie zabrzmiał odpowiednio miło. Trudno. Morgan był jego rywalem. Na dodatek ładnym rywalem. Z tego powodu tym bardziej powinien trzymać go na dystans.
- To chociaż powiedz to pani Yuko.
- Nie.
Wyrwał się samcowi i zrobił kolejnych kilka kroków w stronę morza. Z ulgą spostrzegł, że każdy następny był prostszy.
- Czemu nie?
- Bo jest w porządku. Zostaw mnie w spokoju.
Morgan nie miał zamiaru zostawić go w spokoju. Szedł tuż przy nim, a kiedy Yvar się zachwiał, podtrzymał go swoim bokiem. Był cieplutki. 
- Dam sobie radę sam - burknął, odsuwając się.
Samiec wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale na szczęście szturchnięcie Eunice go powstrzymało. Yvar zacisnął ząbki. Wiedział, że był niemiły, ale nie umiał inaczej. Morgan był zagrożeniem. Yvar nie mógł mu ufać niezależnie od tego jak będzie się o niego troszczył i jak ładnie na niego spojrzy.

<c.d.n.>