Lipiec 2024
Przez następne dni nie wychodziłam z zajazdu. Nawet nie wystawiałam nosa za drzwi swojego pokoju. Trudno było mi w ogóle wstać z posłania. Byłam już wolna, z dala od tamtej strasznej celi, ale nie czułam się tak samo, jak przed paroma miesiącami. Teraz ogarniało mnie poczucie beznadziei, przygnębienia i obojętności. Nie miałam na nic siły. Jadłam niewiele więcej niż w więzieniu, zmuszałam się do picia.
Moi przyjaciele przychodzili czasem zobaczyć, jak się trzymam. (Raz przyszedł Crane wraz z Edel. Później dowiedziałam się, że kiedy mnie nie było, zostali małżeństwem.) Ja jednak nadal nie miałam ochoty na odwiedziny, ani na rozmowy. Odpowiadałam na wszystko krótkimi pomrukami albo wcale. W ten sposób upłynął pierwszy tydzień od mojego powrotu. Przynajmniej czas między wschodem, a zachodem nareszcie płynął szybciej.
Pewnego dnia Ting postanowił sprawdzić, czy może tym razem uda mu się mnie czymś zainteresować. Podszedł do mojego posłania i zaczął rozmowę:
- Pierzasta, może chciałabyś coś przeczytać? - zaproponował. - Pewnie ci tego brakowało.
Nie ruszając głową, spojrzałam w stronę Odmieńca.
- Co masz? - spytałam po chwili.
- Trafiłem w Królewskiej Bibliotece na...
- Nigdzie nie pójdę - westchnęłam cicho, przymykając oczy. Moje nikłe zainteresowanie tematem zarzuconym przez Strażnika Wichury, zniknęło zupełnie. Nie było mowy, bym wyszła na miasto.
- Spodziewałem się tego - oznajmił Ting. - Dlatego przyniosłem ci kopię.
Otworzyłam z powrotem oczy i przekręciłam głowę w jego stronę. Skąd on mógł wziąć kopię czegoś, co znajdowało się w Bibliotece pałacu? Przecież wszystkie moje Bellos zostały przekazane straży, w zamian za wczesne zwolnienie z więzienia.
Odmieniec położył obok mnie na łóżku stertę kartek. Każda miała z lewej strony arkusza dwie dziury, przez które poprowadzono sznurek. W ten sposób wszystkie były połączone w jeden, nieco wygnieciony tom.
- Jak to zdobyłeś? - przejechałam wzrokiem po stercie papieru.
- Z Królewskiej Biblioteki nie można niczego wynosić, więc po prostu przepisałem całą książkę - odparł Ting.
- Specjalnie dla mnie...? - Otworzyłam pyszczek ze zdziwienia.
Podniósłszy głowę, dostrzegłam, że na pierwszej stronie istotnie widniało pismo Tinga. Tymczasem Odmieniec zerknął w bok, a następnie z powrotem na mnie.
- Chciałem ci to przynieść wcześniej, Pierzasta... - mruknął. - Ale nawet mnie nie wpuścili do ciebie - przyznał, nieco ciszej.
Opuściłam nieznacznie uszy. Więc istotnie chciał mnie odwiedzić. Nie powinnam była w to w ogóle wątpić.
- Przeczytaj. Treść jest naprawdę ciekawa - Podsunął stos kartek bliżej mnie.
Skinęłam głową. Powoli wstałam do pozycji siedzącej.
- Ja pójdę znaleźć ci coś do jedzenia - oznajmił Odmieniec, idąc w stronę drzwi. - A, właśnie - zatrzymał się. - Przy czwartym rozdziale jest coś, co może cię zainteresować. Tylko zapoznaj się z resztą, bo nic nie zrozumiesz.
Potem zniknął w korytarzu. Chwilę patrzyłam w szparę między framugą, a drzwiami. Zostałam sama w pokoju. Warto wspomnieć, że od niedawna Baldor przenosił się czasem na parter zajazdu; tak samo było i dzisiaj.
Przejechałam wzrokiem po pomieszczeniu Zauważyłam, że szafka nocna była przysunięta bliżej łóżka, niż zanim zniknęłam. Dostrzegłam też w kącie jakiś nowy przedmiot - małe, błyszczące pudełeczko. Prawdopodobnie kolejne trofeum Odmieńców z gry w pokera.
Sięgnęłam wiatrem po wspomniany przedmiot. Kiedy wylądował obok mnie, obróciłam go parę razy w łapach. Pudełko nie miało zamka, jedynie małą blokadę, którą wystarczyło nacisnąć. Kiedy ją zwolniłam, nagle rozległa się przepiękna cicha muzyka. Wsłuchana z zachwytem, zaczęłam się zastanawiać, czy gdzieś już nie spotkałam się z takim "grającym pudełkiem". Brzmienie urządzenia tego typu było bardzo charakterystyczne.
Po chwili zamknęłam małą, błyszczącą szkatułkę; tym samym przerywając muzykę. Odłożyłam przedmiot na szafkę. Obiecałam sobie, że jeszcze do niego wrócę, jeśli żaden Odmieniec nie będzie miał pretensji, że w ogóle ruszałam ich zdobycz.
Zwróciłam oczy z powrotem na "książkę". Przewróciłam nieco rozmazaną, prowizoryczną kartę tytułową i zaczęłam czytać. Ting wrócił parę minut później, zanim w ogóle skończył się poemat na wstępie. Odmieniec niósł w łapach kawał mięsa. Kiedy tylko przekroczył próg, poczułam, że to sarnina. Odłożyłam gruby tom na bok i zeszłam bez pośpiechu z posłania. Nie byłam głodna, ale z rozsądku zaczęłam jeść. Odmieniec przycupnął nieopodal, przyglądając się mi. Już po paru kęsach poczułam się syta. Wtedy podniosłam głowę i spytałam mojego towarzysza:
- Dlaczego strażnicy nie wpuścili cię do więzienia?
- Powiedzieli, że muszę zostawić plecak, naszyjnik i czaszkę. Nie mogłem tego zrobić - odparł, patrząc w jakiś nieokreślony punkt w przestrzeni.
Zrobiło mi się przykro. Ewidentnie moja mowa ciała zdradziła to, bo po chwili Odmieniec znów się odezwał:
- Nie możesz mieć do mnie żalu, Pierzasta. Są decyzje, których jako Strażnik Wichury nie mogę podjąć.
Uwagi: brak.