poniedziałek, 29 czerwca 2020

Od Naidy „Siła kontra umysł” cz. 3


Czerwiec 2026 r.
Dannan spojrzał na waderę w zamyśleniu. Naida zapytała nauczyciela, z kim mogłaby się bić w drugiej rundzie. Ten jednak zwlekał z odpowiedzią.
– Skoro wygrałaś w pierwszej walce, powinnaś walczyć teraz z kimś, kto także wygrał – odpowiedział w końcu.
– Ja wygrałam! – Sino podbiegła do nich z uśmiechem. – Mogę się bić z Naidą.
Dannan westchnął cicho. Naida zastanawiała się, czy waderka podsłuchiwała ich rozmowę od początku.
– Niech wam będzie. Naida, będziesz w parze z Sinope.
Wadery wydały triumfalny okrzyk. Sino odwróciła się i w podskokach ruszyła w wolne miejsce, a Naida dumnie ruszyła za nią. Wiedziała, że Exan jest słaby i nie lubi się bić, więc wygrana z nim była bardziej niż pewna, jednakże nie potrafiła przestać się uśmiechać na wspomnienie tej cudownej chwili.
– Założę się, że z tobą wygram! – zawołała do przyjaciółki.
– Po moim trupie!
Usiadły obok siebie i spojrzały z niecierpliwością na ostatnią parę, która nadal nie skończyła się bić. Naida obserwowała każdy ich ruch, w myślach zapisując sobie wszystkie przydatne sztuczki i ruchy. Kiedy walka dobiegła końca, Dannan utworzył ostatnie pary i ponownie stanął pośrodku grupy.
– Zaczynamy drugą rundę. Mam nadzieję, że tym razem nieco się poprawicie – Z powagą rozejrzał się po szczeniakach. – Zaczynajcie!
Naida odwróciła się w stronę Sino. Wadera spojrzała na nią z uśmiechem i nie czekając, rzuciła się na nią. Naida odskoczyła w bok, jednak przeciwniczka zdążyła uderzyć ją w plecy, przewracając na ziemię. Wadera nie chcąc tak szybko przegrać, kopnęła Sino tylnymi łapami, odpychając ją od siebie. Naida wstała i odskoczyła od waderki.
– Naida!
Wadera odwróciła się i zobaczyła biegnącego do niej Theo. Sino widząc rozkojarzenie przeciwniczki, rzuciła się na nią. Naida nie zdążyła zrobić uniku i padła z powrotem na ziemię.
– Hej, nie słyszysz, że mnie wołają? – warknęła.
– To tylko Theo. Martwi się pewnie, że nie pozbierasz się po tej walce!
Naida chciała zrzucić waderę z pleców, jednak ta nie zamierzała puszczać. Sino uderzyła ją w pyszczek, nie zwracając uwagi na basiorka, który dobiegł już do nich i biegał wokół, krzycząc, aby przestały.
– Złaź ze mnie, Sino!
– Jak powiesz, że wygrałam.
– Nie wygrałaś! Gdyby nie Theo, już byłoby po tobie!
– A co? Boisz się, że jak się rozkręcisz, to przypadkowo zranisz swojego chłopaka?
Naida znowu zaczęła się wiercić i warczeć na waderę. W końcu Theo nie wytrzymał i pomógł w pozbyciu się Sino z jej grzbietu. Wadera potoczyła się po plaży z piskiem.
– To nie fair!
– To ty nie chciałaś ze mnie zejść!
– Bo wygrałam!
Wadera warknęła na nią ze złością i spojrzała na Theo. Basiorek wyglądał na zestresowanego.
– Oby to było coś ważnego.
– P-pan Dannan cię wołał... Walczyłem z Exanem i nagle zaczęła lecieć mu krew z nosa. Mówił, że to twoja wina, bo go uderzyłaś.
– Niech nie zmyśla! Tylko go lekko kopnęłam... Zresztą, przecież mieliśmy się bić, prawda?
– Może i tak, ale pan Dannan każe ci iść z nim do lekarza.
Waderka spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Pewnie chciał cię ukarać, każąc przerwać walkę ze mną – zaśmiała się Sino.
Naida nie odpowiedziała. Otrzepała się z piasku i nie zwracając uwagi na podążającą za nią dwójkę, ruszyła do nauczyciela. Exan siedział obok Dannana z przyciśniętą do nosa łapką, ale kiedy zauważył zbliżające się szczeniaki, wstał, odkrywając zakrwawiony nos.
– Ło, ile krwi! – Sino podbiegła do niego i z ciekawością przyjrzała się Exanowi. – Wykrwawiasz się?
– Nikt się nie wykrwawia – Dannan spojrzał na Naidę niezadowolony. – Idź z nim do pielęgniarki. I żebyście mi się nie pobili po drodze, bo zostaniecie ukarani!
Naida spojrzała z oburzeniem na nauczyciela i niechętnie przytaknęła.
– Chodź – rzuciła do basiorka.
Ruszyli razem w milczeniu. Theo z początku chciał iść z nimi, ale gdy Dannan kazał mu wracać do ćwiczeń, niechętnie został z resztą. Exan jęczał cicho, gdy Naida przyspieszyła nieco, jednak nie protestował. Wadera zastanawiała się, kiedy ostatnio byli tak cicho. W końcu spojrzała na niego zaniepokojona tym ciągłym milczeniem.
– Wszystko w porządku...?
– Krew mi leci, bo ktoś uderzył mnie w nos. Oczywiście, że nie jest w porządku!
Naida zamilkła. Basiorek chyba naprawdę nie udawał. Wydawało się jej, że zauważyła nawet łzy w oczach basiorka, które pojawiły się na zaledwie ułamek sekundy, by następnie zniknąć. Wadera czuła się gorzej z każdym krokiem. Gdy z pyszczka Exana spłynęła kropelka krwi, która lądując na piasku, zabarwiła go na szkarłatny odcień, Naida nie wytrzymała. Zatrzymała się nagle, wbijając wzrok w swoje łapy.
– Przepraszam – szepnęła.
Exan zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na nią z niedowierzaniem. Po chwili uśmiechnął się szeroko i szturchnął waderę w ramię.
– Spokojnie! Nic się nie stało – zaśmiał się. – Dannan mówi, że to po prostu od zbyt wielkiego wysiłku. Twój cios był tylko jednym z czynników...
– Wybacz mi – przerwała mu.
Exan przyglądał się jej nieufnie, jakby nie wierząc w to, co słyszy. W końcu wzruszył ramionami i ruszył w dalszą drogę.
– Wybaczę ci, ale najpierw zaprowadź mnie do pielęgniarki, żebym się nie wykrwawił! – zawołał do wadery.
Naida zaśmiała się cicho i pobiegła za Exanem.
– Bylibyśmy dobrymi partnerami – stwierdziła. – Takimi do walki albo do innych rzeczy... Ja jestem silna, a ty umiesz obmyślać plany!
– Partnerzy w zbrodni?
– Tak! Zgadzasz się ze mną?
– Nie. Przestań bujać w obłokach. Ja tu umieram!
– Racja... Najpierw nos!
Naida przyspieszyła kroku, ze skupieniem obserwując Exana. Zastanawiała się, czy ten basiorek mógłby być dla niej chociaż trochę milszy. Po namyśle stwierdziła, że są na to raczej nikłe szanse. Exan to Exan. Nie wytrzymałby dnia bez wrednego komentarza

Uwagi: brak. 

Zdobyto: 25 czerwonych⎹ 32 pomarańczowych⎹ 29 zielonych⎹ 33 niebieskich⎹ 39 granatowych⎹ 10 fioletowych⎹ 10 różowych odłamków

Od Lind „Los zawsze daje szansę” cz. 12


Luty 2025
Słońce zniknęło za horyzontem. Haslaye weszła na chwilę do pokoju, by zapalić lampy naftowe. Nie było tutaj magicznych przycisków, które pozwalały przywołać energię elektryczną. Teraz byłam już pewna, że tego domu nie zbudowali ludzie.
Usłyszałam zawodzący na zewnątrz wiatr. O zamknięte okno zaczęły obijać się płatki śniegu. Jak byłam młodsza, bardzo lubiłam siedzieć do późna i oglądać ich taniec. To smutne, że szczenięta wychowane na nowych terenach watahy nie będą nawet wiedziały, czym jest śnieg. Jeśli kiedykolwiek będę miała własne, zabiorę je w podróż do miejsca takiego jak to. Zasługują by chociaż raz zobaczyć biały puch.
Spojrzałam na swoje odbicie w szybie. Odkąd opuściłam ten dom, rzadko miewam możliwość dokładnego przyjrzenia się własnemu wizerunkowi. W końcu żadna tafla wody nie mogła zastąpić gładkiej, szklanej powierzchni. Zwróciłam uwagę na swoje pióra i kolorowe kosmyki włosów. Podobno kiedyś byłam całkiem biała.
Usłyszałam, że Babcia znów zakasłała.
– Lind... mogłabyś podać mi wodę?
Użyłam wiatru, by spełnić prośbę mojej opiekunki. Uniosłam ostrożnie miskę, którą zostawiła tu wcześniej Haslaye i ustawiłam na szafce nocnej. Starsza wadera wzięła kilka łyków.
– Widzę, że dużo trenowałaś ze swoją mocą – oznajmiła po chwili.
– W końcu samo zaczęło wychodzić – odparłam. – Czemu ty nigdy nie używałaś swoich mocy?
– Na co dzień nie było takiej potrzeby... – mruknęła Babcia, układając się z powrotem na łóżku. – Ale to nie jedyny powód.
Spojrzałam na moją opiekunkę. Widać chciała opowiedzieć mi o czymś jeszcze.
– Ostatni raz użyłam magii, kiedy trwały walki. Przyszedł do mnie pewien wilk... przyrodni brat zabitego samca Alfa. To on wcześniej zadał ostateczny cios mojemu partnerowi, ale to mu nie wystarczyło. – Babcia westchnęła ciężko. – Kiedy zaatakował, moja moc okazała się silniejsza, niż jego. Do dziś zadaję sobie pytanie, czy... zrobiłam to wyłącznie w obronie własnej... czy z zemsty – Babcia spojrzała na mnie. – Lind... Jak znów spotkasz Freeze'a, proszę, daj mu szansę. Jeśli możesz, nie kończ starcia tak samo jak ja.
Przypomniałam sobie, że jednak mowa o ostatnim członku tej rodziny. Jedynym żyjącym krewniaku mojej opiekunki.
Ale przecież... kiedy dojdzie do naszego spotkania, on będzie chciał...
Przypomniałam sobie, jak Freeze zaciskał lodową łapę na mojej szyi.
– Babciu, ja...
– Jeśli możesz – podkreśliła wilczyca. – Spróbuj. Proszę, obiecaj mi, że spróbujesz.
Spuściłam odrobinę głowę.
– Obiecuję. 
Babcia przymknęła oczy.
– Chciałabym mieć pewność, że dasz sobie radę... To pewnie ostatni dzień, który spędzimy razem.
Słowa Babci wybrzmiały głośno w moich uszach. Z początku chciałam wierzyć, że się przesłyszałam. Po chwili jednak ogarnęła mnie prawdziwa panika.
– Mam Medalion Nieśmiertelności! – Chwyciłam swój naszyjnik. – Mogę ci go oddać, naprawdę.
– Nie, Lind – odparła z naciskiem starsza wilczyca. – Nie chcę go.
– Dlaczego? Ja... ja mam drugi, weź go – Zdjęłam omawiany wisiorek.
– Nie. Nie chcę sztucznie przedłużać sobie życia. Nie chcę odwlekać końca, który i tak będzie musiał nadejść.
Zacisnęłam obie łapy na Medalionie. Próbowałam powstrzymać łzy.
– Nic nie jest wieczne; zwłaszcza nasze życie. Z Naszyjnikiem, czy bez – mruknęła starsza wadera. – Nie warto z tym walczyć, Lind. Taki jest ten świat... nic nie jest wieczne – powtórzyła ciszej.
– A sama kiedyś mówiłaś, że... dzieła literackie są wieczne... – zdobyłam się na coś podobnego do żartu. – I ich bohaterowie... że „pamięć o tych historiach czyni ich prawdziwie nieśmiertelnymi…” – przytoczyłam słowa Babci, przyozdabiając pysk gorzkim uśmiechem.
– To nie do końca tak – mruknęła moja opiekunka. – Nawet postacie fikcyjne nie przetrwają. Można powiedzieć, że ich istnienie kończy się wraz z książką czy opowiadaniem. Szybciej, niż się spodziewasz.
– Ale… – pociągnęłam nosem. – My jesteśmy czymś więcej, niż tylko tworami fikcji, prawda?
Babcia zaśmiała się i położyła swoją łapę na mojej. Chociaż utrzymywałam na pysku uśmiech, czułam, jak po policzkach płyną mi łzy.
– Och Lind… Moja kochana Lind.
Wypuściłam Medalion z łap.

<C.D.N.>

Uwagi: Przecinki.

Zdobyto: 17 czerwonych⎹ 18 pomarańczowych⎹ 25 zielonych⎹ 22 niebieskich⎹ 24 granatowych⎹ 30 fioletowych⎹ 8 różowych odłamków