czwartek, 7 listopada 2019

Od Crane'a „Zostali sami” cz. 3 (cd. Morgan)

Styczeń 2025
Wiedziałem, że Lind nie chciała mnie nawet oglądać. Pewnie gdyby nie obecność Morgana, wadera nie potraktowałaby mnie tak łagodnie. Widziałem w jej oczach gotującą się nienawiść. Nadal miała do mnie słuszne pretensje i żal. Nie planowała mi wybaczyć, ani tym bardziej zapomnieć o tym, czym wobec niej zawiniłem.
Ta świadomość sprawiała mi ból. Naprawdę chciałbym naprawić swój błąd. Utwierdzam się w przekonaniu, że Lind również nie zasługiwała na to, by zostać tak potraktowana przeze mnie. Ona też mogłaby należeć do tego samego typu wilków, co Edel; tych, którzy dbają o coś więcej, niż własne interesy. Dopiero dzisiaj to dostrzegłem.
Sytuacja brzmiała tak absurdalnie. Morgan zaginął; to nie było wcale sprawą Lind. Odnalezienie i zaopiekowanie się szczenięciem nie należało to do jej obowiązków. Co więcej, mowa była o potomku kogoś, kogo ta wadera uznaje obecnie za, być może, najgorszego wroga. Wiele wilków z mojej watahy podeszłoby do sprawy zupełnie odwrotnie; mogliby nawet wykorzystać taką okazję do zemsty na mnie. Lind jednak... zachowała się prawie jakby Morgan był jej własnym szczenięciem.
Spojrzałem na śpiącego malca. Zrozumiałem, że gdyby coś mu się dzisiaj stało, nie zniósłbym tego. Morgan to ostatni ślad po Edel, jaki pozostał na tym świecie. Niewykluczone, że Lind uratowała mu dziś życie. Chciałbym móc jej jakoś się odwdzięczyć, ale wiem, że ona na to nie pozwoli. Nie pozwoli się nawet do siebie zbliżyć. Jeśli dzień, w którym Lind będzie w stanie mi wybaczyć, ma w ogóle nadejść, kiedy to nastąpi? Będzie to w ogóle za mojego życia? Oddałem jej Medalion Nieśmiertelności, więc... nie mam żadnej gwarancji. Nie wiem już, ile zostało mi czasu.
Położyłem głowę na piasku, ciaśniej otaczając Morgana własnym ciałem. Jak każdego dnia od chwili śmierci Edel, moje oczy powędrowały w miejsce, gdzie powinna teraz leżeć; po prawej stronie, przylegająca do mojego ciała. Minęło już tyle czasu, a ja dalej czułem, że jej nieobecność jest odstępstwem od normy; od tego, jak powinno być.
Zanim poznałem Edel, nawet nie wiedziałem, że nie byłem szczęśliwy. Dopiero prawdziwa więź z partnerką była kluczem do tego stanu. A teraz? Jak można określić to, jak czuję się teraz? Chyba jedynym odpowiednim słowem jest „samotny”.
Mam przy sobie Morgana, ale czuję się samotny. Jak wiele paradoksów może jeszcze sprowadzić los? Ile jeszcze razy będę świadkiem sytuacji, które nie mają żadnego sensu? Parę lat temu myślałem, że rozgryzłem ten świat. Myślałem, że znam już wszystkie zasady nim rządzące.
Myślałem, że znam swoje cele i te nigdy się nie zmienią. Dbałem o siebie, a potem zdecydowałem, że zajmę się kimś jeszcze. Edel była wszystkim, czego potrzebowałem w życiu, a teraz jej nie ma. Nie ma. Nie ma jej i już nie wróci. Nie mogę nic na to poradzić. Nie mam środków, ani przyzwolenia E na podjęcia jakichkolwiek kroków. Już raz chciałem porzucić szacunek do decyzji mojej partnerki; chciałem założyć jej ten Medalion. Nic to nic to nie dało.
Śpij dobrze, Morgan. Oby jutrzejszy dzień był łaskawy dla nas obu.

<Morgan?>

Uwagi: brak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz