sobota, 4 lipca 2020

Od Torance "Turyści z mapą w kamieniu" cz. 5 (cd. Lind)


Początek stycznia 2025
Spojrzałam w dół i z zaskoczeniem zobaczyłam, że Kai był już prawie na szczycie. Brakowało mu już tylko kilku kroków i znalazłby się na bezpiecznym klifie. Nie sądziłam, że naprawdę uda mu się zajść tak daleko.
– Pomóc ci? – zapytałam, wystawiając trochę łeb, żeby widzieć go znacznie lepiej.
– Dam... sobie... radę...
Zrobił kolejny, nieco pokraczny, ruch. Widziałam, że jego łapy zaczynają powoli drżeć. Mógł sobie być silny, ale mimo wszystko był także stary i gdyby nie Eliksiry Młodości, które co jakiś czas spożywał, mógłby już umrzeć ze starości. W końcu podobno był już dorosły, kiedy Dan był szczeniakiem, a przecież ten samiec już teraz niebezpiecznie zbliżał się do swojego końca. To chyba ta świadomość połączona z jego okropnym widokiem sprawiła, że nie zważając na jego odmowę, położyłam się płasko na ziemi. Nie chciałam go stracić. Kai był dla mnie jak ojciec, od kiedy tutaj przybyłam.
– Ting, ubezpieczaj mnie.
– Ruda, chyba nie zamierzasz... – zaczął odmieniec, jednak widząc, że właśnie to zamierzam zrobić, westchnął. Złapał mnie swoimi łapami, a ja powstrzymałam syknięcie, kiedy wbił we mnie swoje pazury. Nie sądziłam, że są aż tak ostre. 
Wychyliłam się z klifu i złapałam zębami za futro na szyi Kai'ego, ciągnąc go powoli do góry. Był cięższy, niż na to wyglądał. Gdyby nie Ting, mogłabym spaść na dół i pociągnąć basiora za sobą. W tej chwili ucieszyłam się, że jednak za mną poszedł.
Kilka nieco niezgrabnych ruchów starszego samca później, wszyscy leżeliśmy na ziemi klifu, mniej lub bardziej dysząc.
– Mówiłem, że dam sobie radę – burknął Kai. Uśmiechnęłam się. Zabrzmiał jak naburmuszony szczeniak, a nie stary nauczyciel.
– Nie chciałam, żebyś został w tyle. Wszyscy weszli normalną trasą.
– Moja też była normalna...
– Tylko trochę bardziej wymagająca? – zaśmiałam się. Kai odpowiedział trochę krzywym uśmiechem. – Według mnie świetnie sobie poradziłeś – dodałam porozumiewawczo.
Basior wstał i przeciągnął się. Miał już coś powiedzieć, kiedy zamarł. Wzrok miał utkwiony w kamieniu.
– Na co się tak patrzysz, Czerwonowłosy? – Ting przepchnął się obok mnie i stanął obok Kai'ego. Szybko, podobnie jak on, znieruchomiał, patrząc na kamień.
Zdezorientowana spojrzałam na to, co ich tak zainteresowało i dostrzegłam coś, co przypominało odrobinę mapę wyrytą w kamieniu. Przyozdobione jasnym piaskiem szczeliny wyraźnie odznaczały się od reszty klifu. Ting ostrożnie przetarł łapą po ziemi, odkrywając kolejne fragmenty mapy. Patrzyłam na to wszystko zszokowana.
– Jak mogliśmy tego nie zauważyć? 
– Musiało być całkiem przykryte piachem. Pewnie spadł, kiedy szamotałem się próbując uchronić nas przed upadkiem. Masz podobnie durnowate pomysły co Pierzasta, Ruda – odparł Ting. 
– Co ona przedstawia? – zadałam kolejne pytanie, całkiem ignorując uwagę odmieńca.
– Wydaje mi się, że ten klif i jego okolice.
Podskoczyłam, słysząc za sobą głos Claytona. Byłam tak skupiona na pomocy Kai'emu i tej całej mapie, że nie zauważyłam, kiedy reszta grupy do nas podeszła. Zrobiło mi się wstyd. W końcu byłam dowódcą polowań. Nigdy nie powinnam tracić czujności... A teraz przegapiłam kilka wilków, które nie poruszały się przecież najciszej.
– Tak, to bardzo możliwe – przyznał Kai.
– A to co? – Dayle wskazała pazurem jakieś dziwne szlaczki. Były tak ozdobne i zasypane piachem, że nie potrafiłam w ogóle określić, co to mogło być. 
– To mogą być nazwy. To odpowiada delcie, którą widziałem wraz z Rudą – Ting niedbale wskazał najpierw na linię, która rozchodziła się na kilka innych i wpadała poza brzeg, potem w stronę, gdzie była rzeka. Kai od razu się podniósł i uważnie spojrzał w tamtym kierunku.
– Tak, to musi być ona. Wydaje mi się, że są delikatne zmiany między rysunkiem a rzeczywistością, ale rzeka mogła wyżłobić nowe przejścia. Nie wiemy, kiedy dokładnie powstała ta mapa – stwierdził, podchodząc ponownie do mapy. Przetarł ją łapami, żeby widzieć ją jeszcze lepiej. Nie wyszło mu to najlepiej; mnóstwo drobinek piasku zostało na swoim miejscu, co uniemożliwiało odczytanie nazw.
– Och, odsuńcie się – poleciła im Lind.
Kiedy to zrobili, przywołała wiatr i zdmuchnęła cały piach. Mapa okazała się wtedy jeszcze większa niż początkowo. Jej zasięg kończył się w głębi dżungli na czymś, co przypominało górę. Z drugiej strony była druga kreska, która musiała być rzeką. Jej jednak nie widzieliśmy z tego miejsca. Musiała być bardzo daleko... Nie byłam pewna jak bardzo. Nie za bardzo orientowałam się w mapach. I tak byłam z siebie dumna, że zdołałam rozszyfrować aż tyle.
– Dzięki, Lind – skinął jej łbem Kai.
– Nie ma za co.
Przez chwilę siedzieliśmy mniej więcej w ciszy, którą przerywał jedynie Kai wraz z Tingiem, naradzając się w sprawie tej mapy. Clayton próbował mu w tym pomóc, ale nie szło mu to aż tak dobrze. Widać było, że to oni mają największą wiedzę.
– Może w czasie, kiedy te mózgi próbują myśleć, część z nas pójdzie zobaczyć, co jest po drugiej stronie? – zaproponował w końcu Nevil, ziewając wymownie. Próbował wtrącać coś w rozmowę najstarszych samców, ale wszyscy zgodnie go ignorowali. Oczywistym było, że bardzo mu się nudziło.
– Piasek – odpowiedziała mu od razu Lind.
– Co?
– Jest tam piasek. Nic więcej.
– Zwiedziłaś już wszystkie ziemie, księżniczko? 
– Pierzasta nie jest żadną księżniczką – wtrącił Ting, nawet nie unosząc głowy. – Ma na to zbyt złe maniery.
Nevil spojrzał na niego zaskoczony, ale nie odezwał się, szybko wracając wzrokiem do Lind.
– No nie... Ale nie widać tam nic ciekawego – przyznała.
– Nigdy nie wiesz, jakie skarby znajdują się... Głębiej – powiedział, uśmiechając się znacząco. – Chodźmy tam, skoro i tak nie mamy nic lepszego do roboty. Ciekawsze to niż siedzenie na dupie i słuchanie ich. – Ruchem pyska wskazał na trójkę samców i, na jego nieszczęście, spotkał się spojrzeniem z naszym dowódcą.
– Ting i Kai pracują właśnie nad odszyfrowaniem czegoś bardzo ważnego – Clayton zmierzył Nevila surowym wzrokiem. – Jeśli masz zamiar tak przeszkadzać, może rzeczywiście powinieneś zobaczyć, co tam jest. – Rozejrzał się uważnie po pyszczkach pozostałych wilków, które dotychczas rozmawiały ze sobą szeptem, po czym dodał już znacznie łagodniej – Niech wszystkie osoby, które nie mają gruntownej wiedzy, idą wraz z nim. Ja zostanę tutaj i spróbuję pomóc Kai'emu i Tingowi. Jeżeli mi na to pozwolą, oczywiście.
– Jak chcesz, Podobny. Chociaż według mnie bardziej przydałbyś się tamtym, żeby nie zrobili nic głupiego – stwierdził Ting.
Clayton skupił się tylko na pierwszych słowach odmieńca. Nic nadzwyczajnego, pomyślałam, chyba każdy z nas chciałby wiedzieć skąd pochodzi ksywka nadana przez niego ksywka. Z moją nie było żadnego problemu, ale ta Arkana była już dość... Nietypowa.
– Podobny? Do kogo?
– Do Czerwonowłosego – Ting wskazał łapą na Kai'ego. – Wolałbyś być Drugim Czerwonowłosym?
– Nie, raczej nie – przyznał po chwili. Spojrzał raz jeszcze na niego, Kai'ego i na nas. – Masz rację. Będę wam tylko przeszkadzał.
– Oczywiście, że mam. No, idźcie już sobie. My tu mamy bardzo ważną robotę.

<Lind?>

Zdobyto: 61 czerwonych⎹ 79 pomarańczowych⎹ 41 zielonych⎹ 73 niebieskich⎹ 58 granatowych⎹ 58 fioletowych⎹ 18 różowych odłamków

>> Następna część >>

Od Hitama "Karczma" cz. 4

Lipiec 2026 r.
Hitam przez kolejne kilka dni włóczył się bez celu. Pierwszą szokującą dla niego informacją, jaką otrzymał zaledwie dwa dni po przybyciu do Białego Królestwa, było, że nie ma możliwości spotkania Suzanny, ponieważ... już dawno wyszła z więzienia. Nikt jednak nie był w stanie odpowiedzieć mu na pytanie, gdzie w takim razie obecnie przebywa. Nie miał pewności, czy nadal zamieszkiwała w Białym Królestwie. Intuicja podpowiadała mu, że są na to nikłe szanse, jednak drugi głos krzyczał, że jest cień szansy, iż była to prawda. Szukał zatem. Kiedy już stracił chęci i energię na ganianie po urzędach, postanowił po prostu chodzić bez celu po uliczkach, a finalnie - tkwić w barze razem z Kai'm. Kai zagadywał do niemal każdego. Hitam jednie milcząco się temu przysłuchiwał, od czasu do czasu potakując. Spędzali ze sobą popołudnia tylko dla zabicia czasu.
Któregoś popołudnia do stolika podszedł Elvin z uroczystą wiadomością - ktoś chciał się spotkać z Hitamem. Jego serce zabiło mocniej na tę informację. O kogo mogło chodzić? Nie potrafił zatrzymać natłoku myśli. Nadal miał cichą nadzieję, że była to Suzanna. Nie miał jednak nic na potwierdzenie tych słów. Czekał więc. Ze stresu spacerował, starając się przyspieszyć te dwa dni. Nudził się niemiłosiernie i nie mógł przestać myśleć. W pewnym momencie w desperacji postanowił poprosić o pomoc Kai'ego, ale był wówczas zbyt pijany. Zostało do spotkania tylko kilka godzin. Hitam uznał, że nie ma sensu czekać, aż jego przyjaciel wytrzeźwieje. Odprowadził go do pokoju, a sam usiadł na jednej z ławek na parterze.
Cess jak zwykle gawędziła z Elvinem, lecz ten wyjątkowo zdawał się non stop zerkać w kierunku Hitama. Pamiętał, że miał się z kimś spotkać. I zapewne wiedział też, że ta świadomość bardzo stresowała Hitama. Nie mógł przestać przebierać nogami. Pod wpływem przenikliwego spojrzenia Elvina dodatkowo miał ochotę zapaść się pod ziemię.
– Jak tam, księciuniu? – rzucił nagle szczeniak, który tego popołudnia znowu pomagał Elvinowi i jak zwykle u niego nocował.
– Dobrze – odparł Hitam, odwracając się do niego plecami. W karczmie nie było już nikogo, prócz grupki pijaków grającej w pokera. Kończyły im się tematy do rozmowy. Połowa z nich już spała, a druga połowa prawdopodobnie nie była pewna co widzi na własnych kartach.
– Mogę się przyłączyć, chłopaki? – rzucił Gavriel. Pijacy coś wybełkotali. Gavriel uznawszy to za przyzwolenie, tanecznym krokiem zbliżył się do ich stolika i wziął pulę jednego ze śpiących już uczestników.
To tylko bardziej rozproszyło Hitama. Miał wrażenie, że z nerwów zacznie mu ciec krew z nosa.
– Wszystko w porządku, Hitam? – zapytał nagle Elvin. Cess aż odwróciła się na krześle – Wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć.
– Nie, wszystko w porządku. Tylko... przydałoby się przyspieszyć czas – zaśmiał się nerwowo.
Myślał, że Elvin go zignoruje, ale zamiast tego z niezwykle poważną miną zniknął na zapleczu. Hitam aż przestał obejmować rękoma głowę.
– Nie pytaj gdzie poszedł. Nie wiem – powiedziała Cess, dramatycznie wymachując dłonią. Opierała się od tyłu łokciami o ladę, a nogi miała zarzucone jedną na drugą. Czuła się już jak u siebie.
– Jasne... – odparł Hitam. Zaczął myśleć, że Elvin rzeczywiście ma zdolność przesuwania czasu.
Po około upływie minuty Elvin wrócił i jak gdyby nigdy nic kontynuuował rozmowę z Cess. Hitam był zawiedziony. Sam nie wiedział, czego się spodziewał.
Nagle, jak na zawołanie, drzwi karczmy otworzyły się. Zwrócił na to uwagę tylko Hitam, Cess i Gavriel. Stała w nich niska postać w kapturze. Zamaszystym ruchem ręki zgarnęła go sobie z głowy, ukazując miedziano-brązową, krótką czuprynę. Hitam aż zadrżał widząc jej twarz.
To była Suzanna.
Odnalazła wzrokiem Hitama i szybkim krokiem zbliżyła się do stolika.
– Hej – powiedziała, siadając naprzeciwko niego. Hitam znów przebierał nerwowo nogami.
– Hej – odpowiedział nerwowo.
– Trochę czasu minęło.
– Troszkę – potaknął Hitam, przygryzając wargę – Jak to się stało, że wyszłaś...?
– Zmiana władzy – westchnęła cicho Suzanna. Ledwo uniosła dłoń, a Elvin natychmiast kilkoma długimi susami doskoczył do stolika i postawił przed nią kubek pełen parującej herbaty.
– Nienawidzę tego, że zawsze jest tu tak zimno – burknęła, obejmując dłońmi kubek.
– Tu przecież jest ciepło...? – rzekł ostrożnie Hitam.
– Tu, w sensie... Białym Królestwie – powiedziała Suzanna, popijając herbatę.
– Och. Możliwe. Spodobałyby ci się w takim razie nowe tereny.
– No, opowiadaj. Jak się miewacie?
Patrzyła na niego tak, jakby naprawdę ją to interesowało. Nadal w jej wzroku była stanowczość wymieszana z lekką złością. I iskierka zaintrygowania. Neutralny wyraz twarzy. Oczy nadal były mocno podkrążone, a nos piegowaty. I nadal wyglądała stanowczo zbyt młodo jak na jej wiek.
– Mieszkamy na tropikalnej plaży... To daleko stąd. Dotarcie do Białego Miasta na piechotę zajęłoby pewnie około pół roku...
– Mm... Brzmi miło – mruknęła, popijając znowu herbatę. Hitam obserwował ją z rozchylonymi wargami. Nadal nie wierzył w to, że ją zobaczył. W dodatku w takich okolicznościach.
– Mów dalej – ponagliła go.
– Moją zastępczynią została Navri... Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
– Ja? Nie. Już przecież nawet nie jestem częścią watahy.
Hitama zamurowało. Suzanna aż odstawiła kubek.
– Myślałam... że to oczywiste. Udało mi się tutaj zadomowić. Potrzebują mnie.
– Do czego...? – zapytał. Wbrew siebie zaczął czuć ogarniającą go złość.
– Odnawiam pałac.
– Pałac?
– Jest ze szkła i marmuru.
– Ach. Szkło – Hitam zwiesił wzrok. Patrzył teraz na swoje sine dłonie. Drżały.
– Nie będę cię zachęcać, abyś tutaj ze mną został, albo ktokolwiek inny z watahy. Nie ma to najmniejszego sensu. Chcę tylko, żebyście wiedzieli, że jestem tutaj bezpieczna i zawsze chętnie posłucham, jak sobie radzicie. I przyślę pomoc, jeśli będzie tylko taka potrzeba. Mogę wam dać zniżki. Na cokolwiek, czego tylko będziecie potrzebować.
Hitam pomasował skronie. Nie wiedział, jak na to reagować.
– Przepraszam, Hitam – wypuściła powietrze – Wiem, że to brzmi okrutnie. Po prostu... uważam, że byłam złą Alfą. Że wszystko układa się lepiej, kiedy u władzy jesteś ty i Navri. Nie ma chaosu. Navri jest bardzo poukładaną osobą, czyż nie? Pasuje do roli dowódcy. Wzbudza autorytet. Wiesz, że nie byłam zbyt lubiana. Nie radziłam sobie. Dopiero teraz czuję, że żyję.
– Dlaczego...? Dlaczego...? – pytał jakby siebie. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Suzanna położyła swoją chłodną dłoń na dłoni Hitama. Z zaskoczenia aż podskoczył.
– Radzisz sobie, prawda? – zapytała, patrząc mu prosto w oczy. Wiedział, jak trudne to dla niej było.
– Chyba tak. Wydaje mi się, że tak. Badamy nowe terytoria... – głos mu drżał.
– Dobrze wobec tego – zrobiła pauzę, aby zebrać myśli – Na znak, że nadal czuję do was dużą sympatię i nie chcę całkowicie zerwać kontaktu... Chciałabym coś u was zostawić. Coś, co jest dla mnie bardzo ważne.
– Co? – zapytał Hitam z obawą w głosie.
– Chodzi dokładniej o kogoś.
Hitam czuł się, jakby serce miało mu zaraz wyskoczyć z piersi. Wtedy Suzanna zapstrykała kilka razy w powietrzu. Hitam usłyszał szurnięcie krzesłem, a potem kroki. Ktoś stał tuż za nim.
– To mój syn, Gavriel.
Hitam powoli obrócił się za siebie. Basiorek uśmiechał się niechętnie do Hitama.
– Koniec teatrzyku – powiedział cicho Gavriel.
– Nic im nie powiedziałeś, prawda? – zapytała bez cienia zaskoczenia Suzanna.
– Nic.
– Ani tego, że większość z nich znasz po imieniu.
– Nie.
Suzanna westchnęła cicho.
– Wierzę, że będziecie dobrymi opiekunami dla Gavriela. Ma... trudny temperament, ale uważam, że przyda się wam on na dłuższą metę. Chciałabym, abyście dalej go uczyli. Mam zamiar wysłać go  do was razem z zestawem książek i broni.
– Broni? – powtórzył zszokowany Hitam.
– Jest to... związane z jego mocą – Suzanna machnęła dłonią w powietrzu. Gavriel w tym czasie usiadł na miejscu obok Hitama.
– Nie musicie zwracać tych książek. Niech inne szczeniaki też korzystają. I Gavriel również.
Hitama zaczęły piec oczy. Suzanna położyła dłoń na jego ramieniu.
– Hej, nie płacz... – powiedziała szczerze zatroskana.
– Masz syna... – powtórzył jakby do siebie. Ukrył twarz w dłoniach i zaczął szlochać.
– Oho, ktoś tutaj jest zazdrosny – Gavriel zagwizdał przez zęby.
– Cicho bądź. Choć ten jeden raz – odburknęła Suzanna.
– Nie, po prostu... ten czas... mija tak szybko. Przepraszam – wyłkał Hitam.
– Nie płacz, bo ja też będę.
Nie minęła minuta, a Suzanna próbowała go pocieszyć już nie zatroskanym głosem, a zupełnie załamanym. Oboje płakali. Gavriel zaś od czasu do czasu wzdychał. Dopiero po kilku kolejnych minutach ostrożnie objął Hitama. Ten wystraszony aż podniósł głowę. Dopiero widząc ludzką formę Gavriela dostrzegł aż bijące w oczy podobieństwo do Suzanny. On też miał tak samo iście mordercze spojrzenie i ciemne oczy... I ten sam typ włosów.
– Będzie dobrze. Gavriel nie jest taki okropny... To mądry dzieciak.
– Nie wątpię w to...
– Mam nadzieję – zażartował Gavriel, jednak jego uśmiech był mocno wymuszony. Hitam nie umiał jednak określić, z jakiego powodu. Tym razem to on objął swojego przybranego syna.
– To ja mam tutaj być rozbeczanym dzieciakiem, pamiętaj – powiedział Gavriel, klepiąc Hitama po plecach. Mężczyzna roześmiał się cicho.
– To nie był żart – zastrzegł Gavriel poważnie, ale Hitam tylko śmiał się bardziej, jednocześnie nie mogąc zahamować łez.
– Mówiłam. Nie będzie tak tragicznie – parsknęła Suzanna.

<C.D.N.>

Zdobyto: 52 czerwonych⎹ 48 pomarańczowych⎹ 99 zielonych⎹ 44 niebieskich⎹ 96 granatowych⎹ 96 fioletowych⎹ 28 różowych odłamków