sobota, 22 sierpnia 2020

Od Torance "Nie jestem jedynakiem" cz. 2


Luty 2027
Morgan wyglądał jak męska kopia Edel. Przypominał mi ją, ale za czasów nim wyrosła na taką dumną i upartą samicę... Chociaż chyba nie powinnam jej oceniać; sama nie byłam od niej lepsza w tych kwestiach. W każdym razie, kiedy tylko na niego patrzyłam, czułam wielki żal. Chciałabym, żeby ją poznał. Chciałabym wrócić do czasów, gdy byliśmy razem jako grono najlepszych przyjaciół. Do czasów, nim...
Wilk przycisnął mocniej łapkę do mojego brzucha, po czym zabrał ją. 
– To basiorek – stwierdził na głos. Potrząsnęłam głową. Obraz Edel zniknął i teraz widziałam tylko jej syna oraz łagodny uśmiech na jego pyszczku.
– Oby odziedziczył urodę po ojcu.
Odchrząknęłam wymownie. Asgrim spojrzał na mnie i wyszczerzył zęby.
– Albo po matce. Ona też jest wyjątkowo piękna – poprawił się szybko. Pokiwałam głową rozbawiona, w chwili, gdy samiec dodał teatralnym szeptem: – Ale nie tak bardzo jak ja.
Morgan parsknął, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Pomyślałam, że był już przyzwyczajony po miesiącach lekcji z Asem. Czasem nie wiedziałam jak oni z nim wytrzymują. Ba, czasem nie wiedziałam jak JA z nim wytrzymuje od tylu długich lat. 
– Dziękujemy ci, Morgan.
Szczeniak speszył się, słysząc moje podziękowania.
– Nic nawet nie zrobiłem... Jedynie wyczułem jego płeć.
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, podeszła do nas Ellamaria. Uśmiechnęła się łagodnie, przepraszając za tak późne przybycie. Nikt nie zapytał o szczegóły. Wilczyca była chyba najstarszą ze wszystkich wilków w naszej watasze. Chociażby ze względu na to budziła respekt.
– Proszę pani, czy mógłbym panią prosić na chwilę? – Morgan przestąpił z łapy na łapę, dostrzegając ją.
– Oczywiście, Morganie.
Młody uczeń i stara lekarka odeszli na tyle daleko, żebyśmy nie mogli podsłuchiwać. Zresztą, nawet gdybym chciała to zrobić, nie miałabym ku temu okazji... As bardzo dobrze mi w tym przeszkadzał.
– A więc kolejny samczyk... Będzie z niego piękny As Drugi.
– Słucham? – Zamrugałam szybciej. Miałam nadzieję, że się przesłyszałam.
– Z Yvarem mi nie pozwoliłaś... Teraz mamy drugą szansę.
Westchnęłam. Nie chciałam wracać do tego tematu. Pomimo jakichś dwóch lat, które od tego czasu minęły, nadal nie miałam pewności, czy basior żartuje. I nie wiedziałam, czy chcę znać odpowiedź.
– Nie, nie mamy. Damy mu jakieś normalne imię.
– Psujesz całą zabawę – burknął niezadowolony As. Dobrze jednak wyczuwałam emanujące z niego rozbawienie. Szkoda, że ono mi nic nie mówiło.
– Szczeniak to nie zabawka – zauważyłam, mrużąc surowo oczy. 
– Wiem. Zwłaszcza jak piszczy w środku nocy.
– Jesteś...
– Cudowny? Tak, wiem.
– Raczej strasznym idiotą – burknęłam, podchodząc bliżej. Pacnęłam go żartobliwie łapą. Samiec wyszczerzył jeszcze bardziej zęby.
– Za to mnie kochasz – stwierdził bardzo z siebie zadowolony.
– Nie bądź taki pewny.
– Muszę. Tylko dzięki tej pewności z tobą wytrzymuje. Zbyt dobrze wiem, że nie potrafiłabyś beze mnie żyć.
Parsknęłam głośnym śmiechem. Szczeniak w moim brzuchu uderzył mnie w żebra. Zgięłam się pod tym niespodziewanym atakiem. As od razu do mnie dopadł, upewniając się, czy wszystko w porządku. Mimo wszystko był wspaniałym partnerem...
Ledwo skończyłam uspokajać go, że nic mi nie jest, a przyszła Ellamaria. Nie uśmiechała się, a z jej ciała emanowało zmartwienie. Moje serce zabiło znacznie szybciej. Nie wyglądało na to, że niosła dobre wieści.
Bez słowa mnie osłuchała i zbadała. Emocje nasilały się, coraz bardziej przejmując władzę nade mną i Asem. W końcu samiec nie wytrzymał tych pełnych napięcia chwil:
– Powiedz wreszcie o co chodzi. To milczenie jest jedynie irytujące!
Samica odsunęła się ode mnie i westchnęła głośno.
– Morgan wyczuł narastające problemy w twoim ciele, Torance. Ty...
Urwała. Słyszałam, jak przełyka głośno ślinę. Moje serce biło jak szalone. Czułam zbierające się w oczach łzy. Spodziewałam się kolejnych słów.
– Ona co?! Skończ wreszcie! – krzyknął Asgrim. Jego głos był spanikowany, płaczliwy.
– Któreś z was może umrzeć. Albo ty, albo szczeniak.

<c.d.n.>