niedziela, 28 lipca 2019

Od Crane'a "Czuję tylko zagubienie" cz. 6 (cd.Edel)

Styczeń 2024
Moja opowieść dotarła do momentu starcia wojsk obu watah, w którym Suzanna zabiła Asai. Wówczas Edel nagle podstawiła kilka cichych kroków naprzód, a następnie przylgnęła do mnie. Od razu zrozumiałem, co chciała mi w ten sposób przekazać:
To nie twoja wina, że urodziłeś się w tamtej watasze. Nic między nami się nie zmieni. Nadal chcę przebywać w twoim towarzystwie.
Jak to możliwe, że z tego jednego gestu odczytałem tak wiele? Przecież E nie mogła dostać się do mojego umysłu by umieścić tam tę wiadomość. W końcu poza Medalionem Nieśmiertelności nosiłem jeszcze wisiorek odkupiony od Asgrima i Torance. Ten, który uodparniał mnie na moce wilków wpływających na umysły innych. Wspaniała właściwość.
Wyciągnąłem przed siebie łapę i objąłem Edel. Oparłem jednocześnie bok pyska na jej chudziutkiej szyi. Za każdym razem kiedy czułem ciepło i zapach tego wątłego ciała, chciałem by chwila obecna trwała jak najdłużej. Powracała myśl, że kiedy E jest tutaj obok mnie, czuję największy spokój. 
Dokończyłem historię śmiercią Fermitate'a i wybraniem Hitama na nowego władcę; tudzież partnera Suzanny. Wtedy E nieznacznie odsunęła się ode mnie i zapytała dlaczego poprzedni samiec Alfa zginął tak szybko.
- Nie został zamordowany, jeśli o to pytasz - odparłem. - Ale śmiercią naturalną też bym tego nie nazwał. 
- Więc co było przyczyną? - Edel odrobinę przekrzywiła głowę.
- Każdy wilk z mojej watahy rośnie w siłę w nadzwyczajnym tempie. Jednakże ceną tego jest szybkie wyczerpanie ciała. Żaden z nas, kto nie jest nieśmiertelny, nie dożyje starości.
Wilczyca chwilę zastanawiała się nad sensem moich słów. W końcu, gdy ten do niej dotarł, skierowała nieco uszy do tyłu i podniosła wzrok z powrotem na mnie. Poczułem, jak w jednej chwili ogarnia ją wielki strach.
- Jesteś śmiertelny...? - spytała drżącym głosem. 
Słysząc te jedno pytanie, zrozumiałem w pełni sedno jej lęku; lęku o moje życie. 
Tak, to było to. Ni mniej, ni więcej.
Miałem wrażenie, że tracę grunt pod łapami. Im dłużej przebywałem z Edel, tym mniej rozumiałem, co się dookoła mnie działo. Jakby wszystko, w co dotychczas wierzyłem, przestawało mieć sens. Wszelkie zachowania i obawy wadery przeczyły rzeczom, które utwierdziły się w moim umyśle, jako niepodważalne fakty. A teraz...? Stoi przede mną wadera, której zależy na... moim przeżyciu. 
Bo się przywiązała? Bo się przyzwyczaiła? 
Bo mnie polubiła...?
Przymknąłem powieki. 
To wszystko nie trzyma się żadnej logiki. Czy Edel jest szalona? A może to ja straciłem zmysły? Kim ona jest, że zachowuje się, jakbym ją coś obchodził. Jakbym był kimś więcej, niż członkiem watahy, do której ona przypadkiem też należy. 
Za kogo mnie więc uważa? Za coś więcej, niż za atrakcyjny przedmiot chwilowego zauroczenia? 
- Crane? - głos Edel sprowadził mnie z powrotem na ziemię. 
Wówczas zdałem sobie sprawę, że nie odpowiedziałem na jej pytanie. 
- Nie zostałem wybrany na jednego z nieśmiertelnych tej watahy - Odparłem, niewiele myśląc. W ten sposób z mojego pyska nie wypłynęło kłamstwo, a raczej częściowa prawda.
- Wiesz, ile czasu ci zostało? - Wilczyca znów zmniejszyła dystans między nami. Teraz jednak, zamiast oprzeć głowę na mojej piersi, spojrzała mi prosto w oczy.
- Nie - odparłem szczerze. 
Kiedyś znałem nazwę tej liczby, ale obecnie nie wiem, jak Medalion Nieśmiertelności ma się do tego, ile konkretnie będzie mi dane przeżyć. Gdybym go stracił za parę lat... umarłbym od razu, czy może zostałoby dokładnie tyle samo czasu, jak w momencie, w którym go założyłem? 
Edel opuściła chudy pyszczek z cichym westchnięciem. 
- Więc jest nas dwoje. 
Podniosłem uszy. Ta choroba... jest aż tak poważna? Próbowałem kiedyś wyśledzić, na co konkretnie choruje E, ale wkrótce zamiast tym zająłem się szpiegowaniem Leah, Asgrima, Torance, Cess... no i Lind. W tym momencie pożałowałem, że nie skupiłem się jednak na Edel. Niedoinformowanie od zawsze sprawiało, że czułem się nieswojo; mniej bezpieczny, nieważne o jak błahe sprawy chodziło. 
Zauważyłem, że w oczach mojej znajomej zakręciły się łzy. Wadera jednak wyglądała, jakby chciała je ukryć. Przegrała tę walkę; wkrótce jedna spłynęła na jej pyszczek. Uniosłem łapę, by ją delikatnie otrzeć. 
- Nie martw się. Na razie oboje jeszcze tu jesteśmy - mruknąłem. Jednocześnie poczułem, że chciałbym ją jakkolwiek uspokoić; pocieszyć. Jednakże jedynym odpowiednim sposobem na to, byłoby pokazanie jej Medalionu Nieśmiertelności; autentycznej gwarancji, że nie umrę dziś, ani jutro. 
Ale wiedziałem, że TEGO nie mogę dla niej zrobić. 

<Edel?>

Uwagi: brak.