środa, 24 kwietnia 2019

Od Torance "Rybie uczucia" cz. 1

Lipiec 2023
Kiedy ostatni wilk przybył na zbiórkę, niepewnie wystąpiłam na przód. Stanowisko dowódcy polowań nie było złe, a przynajmniej do czasu, gdy musiałam podejmować jakieś decyzje. Zawsze obawiałam się reakcji mojej grupy, wyśmiania mnie i podważenie mojego i tak ledwo żywego autorytetu. W takich chwilach, gdy musiałam coś zarządzić, żałowałam, że dałam się namówić Asowi i podjęłam się takiej funkcji. Jednak, gdy Alfy zarządziły realne połączenie stanowisk oraz wspólne polowania, zdecydowałam się spróbować. Tak jakbym nie mogła być nadal zwyczajną goniącą...
- Dzisiaj pójdziemy na ryby - powiedziałam szybko, byle mieć to z głowy.
Wilki zmarszczyły brwi i wymieniły między sobą spojrzenia. Zdenerwowana zaczęłam oblizywać swój pysk. O nie, o nie, o nie. Co teraz zrobią?
Z szeregu wystąpiła Kinshra, pełniąca zwykle funkcję zabijającej. Czekałam z niepokojem na jej słowa.
- Torance, mogłabyś powtórzyć? - poprosiła - Ale tym razem powoli i głośno, dobra?
Odetchnęłam z ulgą. Nie zamierzali mnie wyśmiać i wysyłać na lekcje do wilczej szkoły. Dzięki ci, Losie.
- Tak, jasne... - Odchrząknęłam i szybko posłałam w swoją stronę iskierkę magii. Musiałam się uspokoić. - Jak wiecie, niedaleko nas znajduje się rzeka, co oznacza obecność ryb. Z tego co mi wiadomo, żadna z grup jeszcze nie wybrała się na połów, a rybie mięso jest zawsze jakimś urozmaiceniem.
Kiedy mówiłam, spoglądałam po kolei na pyski wszystkich wilków. Nikt się nie śmiał, nikt nie wymieniał niemiłych uwag. Nie było tak źle.
- Moi drodzy, dzisiaj idziemy na ryby.
Wilki pokiwały łbami i bez zbędnych pytań udały się w odpowiednią stronę. Widząc to, odetchnęłam z ulgą i postanowiłam dogonić Leah, która szła na samym tyle. Kiedy wilczyca mnie zauważyła, na jej pysku zagościł uśmiech.
- Idzie ci coraz lepiej - stwierdziła.
- Dzięki - Uśmiechnęłam się. - Faktycznie bywało gorzej.
- Mogłaś na przykład otwierać i zamykać pysk, nie wiedząc co powiedzieć?
Mimo woli się zaśmiałam, przypominając sobie moje pierwsze wystąpienie. Zapomniałam, jak się wymawia jakikolwiek wyraz i stałam patrząc tępo na moją przyszłą grupę. Moje łapy zdawały się zapuścić korzenie, a w głowie była całkowita pustka. W końcu, po niewyobrażalnie długiej chwili, zdołałam coś cicho powiedzieć, a wilki widząc mój stan przekazały sobie na zmianę wiadomość. Byłam im za to ogromnie wdzięczna.
- Na przykład - przyznałam - Chodź, zanim tamci wyłowią wszystkie ryby. Też chcę trochę popolować.
Leah pokiwała głową i w kilku susach pokonała wysoką trawę, która dzieliła nas od szumiącej rzeczki. Czym prędzej podążyłam za nią i bez zbędnego myślenia odeszłam kawałek dalej, by nie przeszkadzać innym.
Trochę niepewnie zanurzyłam łapy w lodowatej wodzie i powoli nimi poruszałam, by szybciej się do niej przyzwyczaić. Gdzieś koło mnie przepływały ryby, jednak na razie chciałam zyskać pełną swobodę ruchów. Polowanie potem.
Z czasem zimno przestało mi tak przeszkadzać, więc zamarłam w bezruchu. Płynące z nurtem ryby zbliżyły się i teraz niemal obijały się o moje łapy. Szybkim ruchem zanurzyłam pysk i złapałam jedną z nich.
Niespodziewanie poczułam czyste przerażenie, które z pewnością nie należało do mnie. Chociaż... W momencie, gdy poczułam czyiś strach i mną on zawładnął. Zestresowana wypuściłam rybę z pyska. Zwierzątko wpadło do wody z głośnym pluskiem, a ja poczułam cień ulgi. Była w o l n a...
Chwila, co?!
Całkiem zesztywniałam i zaczęłam w myślach przetwarzać to, co właśnie się wydarzyło. Złapałam rybę, poczułam strach, wypuściłam ją i wyczułam ulgę... tej ryby. Nie, to nie może być prawda. To musi być sen.
Dla pewności zanurzyłam cały łeb w lodowatej wodzie. Ożywiło mnie to, jednak widocznie nie na tyle, co powinno. Następnym razem, gdy tylko dotknęłam innej ryby, poczułam jej strach. Starałam się nie zważać na to i zabiłam ją. Było to niewyobrażalnie trudne przeżycie. Nagle zrozumiałam, że to stworzenie też żyje, czuje i myśli. Może nie na tym samym poziomie co ja, ale...
Nie mogłam jednak pozwolić, by wataha umierała z głodu przez moje niespodziewanie zrodzone współczucie dla ryb. Sama też nie zamierzałam rezygnować z pracy czy też przechodzić na wegetarianizm. Byłam wilkiem oraz łowczynią. Jadłam mięso i taka była kolej rzeczy. Wszystko było w porządku.
Pomimo tego wszystkiego na koniec okazało się, że złowiłam najmniej z grupy.
- Dobra robota. Zabierzcie swoje zdobycze do... - pokręciłam głową - Sami wiecie.
Wilki pozbierały złowione ryby i udały się do miejsca, w którym tymczasowo obozowaliśmy. Leah chciała na mnie poczekać, ale powiedziałam jej, że muszę jeszcze coś zrobić. Na szczęście nie pytała.
Zostałam przy wodzie i wpatrywałam się w nią niepewnie. Gdzieś w niej pływały kolejne ryby, których obawiałam się dotykać. Nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego. Czemu nie mogłam po prostu zapomnieć o całej sprawie?
No dobra, w pewnym sensie nie chciałam zapominać. Ciekawiło mnie, skąd wzięła się ta umiejętność i czemu objawiła się dopiero teraz. Przecież nie łowiłam ryb pierwszy raz w życiu!
Wiedziałam, że skądkolwiek się to wzięło, było bezpośrednio związane z magią. Wobec tego postanowiłam zapytać mojego osobistego specjalistę do magii. A gdyby i Asgrim nie wiedział zbyt wiele o mojej nowej, dziwacznej zdolności to jedyną osobą, która mogła wiedzieć, co się dzieje był Kai. Jakby nie było, basior uczył magii naprawdę długo. Nie wiedziałam co prawda, czy ktoś go nie zastąpił, ale jedno było pewne. Kai był niesamowitym nauczycielem i powinien umieć mi pomóc. W sumie mogłabym od razu do niego pójść, ale z drugiej strony... Czy chciałby, żebym mu przeszkadzała? Miał własne sprawy na głowię, a choć nadal był dla mnie jak ojciec, którego nie miałam, faktem było, że już od dłuższego czasu nie rozmawialiśmy. Nie, pierwsza myśl jest zawsze najlepsza. Spytam najpierw Asa.
Odetchnęłam z ulgą i spojrzałam na osobliwą roślinkę, która rosła tuż przy samym brzegu strumienia. Jasnozielone łodygi wydawały się giętkie i mocne. Jednak nie to wzbudziło moje zainteresowanie, a to, co znajdowało się na ich końcu. Roślina miała dziwną paszczę z czerwonym środkiem. Każda ze szczęk posiadała coś w stylu długich kolców, które przypominały mi zęby. Chyba widziałam podobną roślinę jeszcze za czasów szkolnych, ale czym ona się charakteryzowała... Nie mogłam sobie tego przypomnieć.
As już od jakiegoś czasu gadał o zbieraniu różnych owoców, kwiatków i kamieni. Zamierzał zabrać się na poważnie za alchemię, a nasze zapasy praktycznie nie istniały. Nie wiedziałam, czy roślina miała jakieś magiczne właściwości. Możliwe, że była całkowicie bezużyteczna, niemniej zdecydowałam się ją zerwać. Szybko okazało się to strasznie bolesne. Niemal czułam, jak na moim pysku wyskakują okropne bąble. Pomimo tego poddałam się dopiero po piątej łodydze. Wpakowałam roślinę pomiędzy ryby, tak by nie musieć jej dotykać. Miałam nadzieję, że nie zepsuje ona mięsa. To już byłby cios prosto w poraniony już pysk. Całkowicie nieuczciwe.

Po odstawieniu ryb na miejsce, ruszyłam na poszukiwanie Asa. Basior każdą wolną chwilę poświęcał na szukanie kolorowych jaj. Udało mu się już uzbierać niezłą kolekcję, jednak to go nadal nie satysfakcjonowało. Nie liczyła się nagroda. Asgrim chciał wygrać dla samej wygranej, tego poczucia zwycięstwa nad innymi... Z pewnością nie mogłam powiedzieć, że w pełni go rozumiałam, ale co mi zależało? Wspierając go, mogłam pomóc biednym stworzonkom.
Trzymając w pysku tę okropną roślinę, rozglądałam się jednocześnie za swoim partnerem oraz maleńkimi zgubami Aratrisa. Zdawało się jednak, że zarówno Asgrim jak i jajka całkiem zapadły się pod ziemię.
W końcu, po zdecydowanie zbyt długim czasie, zauważyłam jakiegoś mężczyznę, łażącego po jakimś drzewie. Poszłam w tamtą stronę i wyplułam moją zdobycz. Wzbudziło to zainteresowanie człowieka, który spojrzał w moją stronę i omal nie spadł z drzewa.
- Ułażaj - ostrzegłam go, patrząc z niepokojem, jak kurczowo trzyma się grubego pnia. Ze względu na oparzony pysk miałam małe problemy z mówieniem - Ho ty tutaj rowis?
- Szukam jaj. Na ziemi już prawie nic nie zostało. Wszyscy rzucili się na nie jakby od tego zależało ich życie... Wyobrażasz to sobie?
Uniosłam brwi, co musiało wyglądać dość komicznie ze względu na to, że musiałam mocno zadzierać łeb, by móc patrzeć na Asa.
- Patrząs na cjebie? Tak.
- Możesz się śmiać, ale popatrz co właśnie znalazłem - powiedział i uniósł triumfalnie kolorowe jajo. Zrobił jednak na tyle zamaszysty ruch, że te wypadło mu z dłoni i poleciało prosto na mnie. Instynktownie spróbowałam je złapać... z pomocą zębów. Nie skończyło się to dobrze. Stworzonko umarło, zanim zdążyło się wykształcić, a skorupki jajka wbiły się we wnętrze mojego i tak już zbolałego pyska.
- Och! - Tylko taki okrzyk wyrwał się z gardła Asgrima. Basior czym prędzej zszedł na ziemię i z uwagą mi się przyjrzał - Wszystko w porządku?
Wyplułam to, co miałam w pysku na nogi samca, który w odpowiedzi się lekko skrzywił.
- Nje - warknęłam.
- No nie gniewaj się już i powiedz "aaaa".
Wywróciłam oczami i posłusznie otworzyłam pysk. As wziął go delikatnie do swojej ludzkiej i dłoni i nachylił się.
- Rany, ale cuchnie ci z paszczy - mruknął. Nagle musiał coś zauważyć, bo uśmiech na jego twarzy zamarł, a spojrzenie spoważniało. Nie był to częsty widok. - Co ci się stało?
Wyrwałam pysk, by móc w miarę normalnie mówić. Następnie wskazałam na to, spowodowało ten stan. As podążył wzrokiem za moją łapą.
- Zerłałam hakie roślinki
Człowiek przejechał dłonią po swojej twarzy.
- Nie powinnaś używać do tego zębów. To wodna muchołówka. Jest trująca i wywołuje bolesne bąble od samego dotyku.
- No ho ty nje powies?
Westchnął głośno i wyprostował się. Wziął te nieszczęsne wodne mucho-coś-tam z pomocą dłoni owiniętych koszulkę, którą uprzednio ściągnął.
- Idziemy do lekarza - oznajmił - Postaraj się nie mówić zbyt wiele. Przy okazji możesz szukać jaj, bo przez ciebie już jedno straciłem.
Prychnęłam z niezadowoleniem, ale nie odezwałam się. Dziąsła i język bolały coraz bardziej.
Z nudów faktycznie zaczęłam wypatrywać kolorowych zgub. Skoro nie mogłam się odzywać, to chociaż szukanie ich w jakiś sposób pomagało mi odwrócić uwagę od bólu rozlewającego się po całym pysku. Właśnie dlatego nienawidzę roślin. Nie można im ufać. 
Tyle dobrego, że udało mi się znaleźć kilka jajek (tym razem w całości). Za każdym razem wskazywałam je triumfalnie Asgrimowi: "Wszystko wyzbierali, oczywiście...".  Basior w odpowiedzi przewracał oczami, jednocześnie głaszcząc mnie delikatnie po grzbiecie w podziękowaniu.
- Dobra, Młoda. Ty jesteś znacznie lepsza w poszukiwaniach w trawie. Ja mogę chodzić po drzewach - stwierdził w którymś momencie na głos.
Uniosłam brwi.
Pod warunkiem, że nie spadniesz. Lub nie zabijesz biednych zwierzątek.
- Powiedziała dowódczyni polowań... - mruknął i skierował z powrotem wzrok na ziemię.
I tak nic nie znajdziesz.
As nagle się zatrzymał.
- Chcesz się założyć?
Czemu nie? Tylko szybko, bo to naprawdę boli - Wzruszyłam ramionami, posyłając mu kolejne słowa. Jak dobrze, że przypomniałam sobie o tym całym łączu. - Kto pierwszy znajdzie jajko... Decyduje co zrobimy z tym całym artefaktem, jeśli go wygramy.
- Stoi - stwierdził i od razu wrócił do szukania.
Dobra, może trochę oszukiwałam, bo już w momencie, gdy podałam stawkę, o którą graliśmy wypatrzyłam fioletowe jajo zaledwie kawałek dalej. Udałam się czym prędzej w tamtą stronę i zmierzyłam ją szybkim spojrzeniem. Na ametystowym tle wyraźnie odcinały się białe linie, które kształtowały się w piękny wzór kwiatów. Tworzyły one wymyślny bukiet, który obwiązany był ślicznie wymalowaną kokardą. Całe jajko wyglądało niesamowicie. Nadal nie mogłam wyjść z podziwu nad ogromnym talentem królika. Gdy go zobaczyłam podczas wczorajszego odnoszenia zgub do jego siedziby, jeszcze bardziej doceniłam jego sztukę. Jednak i tak tym, co najbardziej mnie poruszyło, było jego szczere wzruszenie i szczęście, gdy zobaczył zaginione pisanki. Traktował je jak własne dzieci. To było przeurocze.
Mam - oznajmiłam i przesłałam basiorowi obraz kolorowego jajka.
W odpowiedzi usłyszałam gdzieś niedaleko sfrustrowane fuknięcie mojego partnera. Uśmiechnęłam się, słysząc je.
Wygrałam.

<C.D.N>

Wygrana: 15 jaj

Od Kai'ego "Poszukiwania w trawie" cz. 5 (cd. Cess)

Lipiec 2023
Kiedy teren zaczął się obniżać, a nasze uszy wyłapały cichy szum wody, Cess nieco przyspieszyła kroku. Przeszło mi przez myśl, że po prostu sądzi, że tam może być więcej jaj. Kiedy jednak byliśmy już niemal przy wąskiej rzeczce, Cess podeszła na sam brzeg i nachyliła głowę z zamiarem napicia się.
- Stój - powiedziałem dość ostro. Wadera zatrzymała głowę w połowie drogi i spojrzała na mnie z prośbą w oczach. Mój wzrok raz jeszcze powędrował do pieniącej się wody. Coś mi mówiło, że to nie jest najlepszy pomysł...
- Nie powinnaś tego pić.
- Może tak, może nie - odpowiedziała nieco ironicznie, ponownie skupiając swoją uwagę na wodzie. Nim jednak zdołałem ponownie podjąć próby wyperswadowania jej tego pomysłu, ona już użyła swojej mocy, unosząc wir wodny ponad poziom strumienia. Odsunąłem się o jeden krok, w pierwszej chwili sądząc, że ma zamiar mnie oblać w ramach zemsty za jakiekolwiek uwagi. Ona jednak najwyraźniej nieco się zreflektowała, bo jednak postanowiła się przyjrzeć uważniej. Rzeczywiście, woda połyskiwała tak, jakby ktoś posypał ją brokatem. Cokolwiek to było, osadziło się na dnie i równie dobrze cała reszta była rozrobiona w wodzie tak mocno, że pozornie nie było jej nawet widać. Taki osad zwykle oznaczał nadmiar substancji w cieczy...
- No nic, szukamy dalej jaj - mruknęła z niezadowoleniem Cess, spuszczając wir z chlupnięciem do wody. Po raz kolejny się odsunąłem, ale kropelki nawet mnie nie dosięgnęły. Odwróciła się i zaczęła wędrować po brzegu rzeczki. Szybko ją dogoniłem. Ona patrzyła przed siebie i nieco na lewo, a ja skanowałem wzrokiem prawą stronę. Po jakimś czasie się rozdzieliliśmy, co oświadczyłem jej cichym komentarzem, że chyba coś wypatrzyłem. Niestety szybko okazało się, że to był kwiat, a nie pisanka. Na szczęście dobrze orientowałem się, że była to róża Hery, która często przydawała mi się do eliksirów. Ostrożnie zerwałem ją zębami, kiedy dostrzegłem, że krzew nie jest porośnięty tylko tym jednym kwiatem. Było ich tam dość... sporo. Ochoczo zabrałem się za zbieranie.
Kiedy kończyłem robotę, po okolicy poniósł się krzyk Cess:
- Mam kolejną!
Wysunąłem głowę z krzewu, będąc nieco pokaleczonym na pysku. Szybko przeleciałem wzrokiem po okolicy. Wypatrzenie Cess, a raczej jej ogona, nie było szczególnie trudnym zadaniem. Podbiegłem do niej, w ostatniej chwili chowając za pomocą zaklęcia swoje znalezisko. Nie chciałem, aby przypadkiem po raz kolejny zniszczyła pisankę. Musiałem jej dopilnować.
Cess szczęśliwa wskazała kierunek, który od razu zacząłem studiować wzrokiem. Trawa, trawa i jeszcze więcej trawy. Zmrużyłem oczy, ale i tak niewiele to dało.
- Nic tu nie widzę... - mruknąłem. Cess przez chwilę się rozglądała, dopóki coś nie przykuło jej uwagi. Wtedy wymamrotała niezbyt zadowolona:
- Bez jaj...
Westchnęła, a ja zerknąłem w to samo miejsce, co ona. Widząc wesoło hasającego szczeniaka z kolorowym jajkiem w pysku od razu domyśliłem się co zaszło. Pokręciłem głową. Cały Philip.
- Ja znalazłem kolejne dwa - dodałem, spoglądając na nią. Faktycznie, oddalając się od krzewu róż Hery w ostatniej chwili przechwyciłem kątem oka coś, co nie mogło być żadnym kwiatem. Nie zdążyłem jednak nawet tego zabrać, tak spieszyłem się do Cess. Byłem niemal pewny, że były to dwa jaja. Miałem nadzieję, że ani Philip, ani przykładowo Charice nie postanowili mi ich w międzyczasie zabrać.
Cess z zrezygnowaniem opuściła głowę.
- Mam dla ciebie radę - Zacząłem, czując do niej nagłą litość. Zerknęła na mnie z nikłą nadzieją. - Warto szukać pod jakimiś krzewami, szczególnie kłującymi. Pewnie sporo wilków zrezygnowało z wygrzebania ich, ale jak się postarasz, to powinnaś dać sobie radę. Jak trafisz na jakąś dziwną roślinę, która dzieli cię od dotarcia do celu, możesz mi powiedzieć. Znam się na tym, więc w razie czego mogę cię ostrzec, co robić, a czego lepiej nie.
Po chwili wahania niepewnie pokiwała głową. Uśmiechnąłem się i spokojnie skierowałem się ku krzewowi, od którego niestety musiałem się oddalić.
- Na pocieszenie mogę ci oddać jedno z mojej kolekcji.
- Nie. Nie trzeba. Sama znajdę własne - oznajmiła z nowym przypływem chęci. Wówczas skręciła w najbardziej zarośnięte rejony. Pobieżnie zorientowałem się, że była to mięta, która nie mogła zrobić jej nic złego.
- Weszłaś w krzak ziół! Możesz uzbierać trochę i się ze mną podzielić - Zaśmiałem się, akurat zbierając coś, co wcześniej zobaczyłem i faktycznie okazało się być pisankami. Nawet nie dwoma, a trzema.

<Cess?>

Wygrana: 7 jaj

Od Lind "Poszukiwań ciąg dalszy" cz. 2

lipiec 2023
Wyglądało na to, że jesteśmy tutaj sami. Nie znalazłam żadnego zapachu, ani tym bardziej śladów łap. Jedyne, co wywęszyłam, to kolejne, kolorowe jajko. Wyprostowałam się i spojrzałam na mojego towarzysza. Siedział na ziemi; czekał, aż ja pierwsza zrobię cokolwiek w temacie nietopniejących sopli lodu, na które trafiliśmy. Stanęłam pod drzewem, na którym wisiały. Z bliska wyglądały całkiem zwyczajnie. Postanowiłam nie czekać już dłużej i zbadać to zjawisko. Podskoczyłam i złapałam jeden z sopli w zęby, żeby go odłamać. Kiedy wylądowałam z powrotem na ziemi dostrzegłam, że oderwałam go od drzewa razem z fragmentem gałęzi, więc i z drugim przymarzniętym do niej lodowym szpikulcem. Czułam bijące od nich zimno. Rzuciłam to na ziemię. 
- Nadal nie topnieją... - mruknął Ting, podchodząc do gałęzi z soplami. Wyciągnął w ich stronę łapę, ale gwałtownie ją cofnął, kiedy była blisko. 
- Też mam oczy i też to widzę - odparłam. - Lepiej pomyśl, czy mamy w watasze kogoś, kto mógłby być odpowiedzialny za ich powstanie. Jeśli nie, oznaczałoby to...
- Czekaj chwilę - uciszył mnie gestem.
- O co ci chodzi? - zdziwiłam się. 
Nie odpowiedział.
- Halo! 
- Cicho, Pierzasta! - warknął. 
- Powiedz mi tylko... 
W tym momencie Ting objął mój pyszczek swoimi chudymi łapami i zamknął go. Zamruczałam niezadowolona i natychmiast się mu wyrwałam. Nie było to takie trudne. Spojrzałam na niego, oczekując natychmiastowych wyjaśnień, ale Odmieniec już nawet na mnie nie patrzył. Wrócił do kontemplacji nad soplami z nietopniejącego lodu. Poddałam się i postanowiłam zaczekać, aż coś wymyśli i sam mi o tym opowie. W międzyczasie sprawdziłam jeszcze raz, czy nie przegapiłam tutaj w okolicy żadnej zguby, która powinna wrócić do torby Aratrisa. Znalazłam jeszcze jedno jajko pośród paproci, akurat, kiedy mój towarzysz rozpoczął na nowo rozmowę:
- Ja widziałem już takie zjawisko. To na pewno nie jest robota nikogo z watahy.
- Skąd wiesz? - spytałam. 
- Mam takie przeczucie.
- Szósty zmysł? - zażartowałam i uśmiechnęłam się pod nosem. 
- Raczej ślad po mojej pamięci - odparł z grobową powagą Ting. 
Skierowałam wzrok na sople.
Jak to ma działać? Przecież... wyglądają tak samo, jak każde inne. 
Niemniej jednak to, co powiedział Odmieniec, zaintrygowało mnie. Żadne z nas przecież nie znało szczegółów jego przeszłości, a teraz znikąd pojawia się coś, co może być... poszlaką? Czy to na pewno dobre słowo?
- Zabieramy to ze sobą?
- Jeśli bardzo chcesz, możesz je zabrać, Pierzasta - mruknął Ting i spojrzał na mnie. 
- A ty nie chcesz? - przechyliłam nieznacznie głowę na bok, zmieszana. 
- Co miały mi przypomnieć, przypomniały. Więcej już się od nich nie dowiem - westchnął mój towarzysz i ruszył dalej wzdłuż brzegu stawu. 
Odłamawszy od sopli nadmiar drewna w postaci gałęzi, zapakowałam je do torby, po czym poszłam za Strażnikiem Wichury.
- Więc... powiesz mi co konkretnie ci przypomniały?
- Um... trochę zbyt wiele ode mnie oczekujesz, Pierzasta... Nie potrafię opisać tych wspomnień. Są to jakieś urywki, zupełnie wyrwane z kontekstu - pomachał niedbale łapą. - To jakbym próbował opisać świetlika, widząc z daleka tylko jego wątły blask. Z tej perspektywy nie powiem ci ile ma nóg, jaki kształt oczu... 
- A... rozumiem... - spuściłam wzrok zawiedziona. 
Na tym skończyła się nasza konwersacja. Chociaż nadal szukaliśmy wspólnie zaginionych jajek, od teraz każdy był sam na sam ze swoimi myślami. Ciszę przerywał tylko raz na jakiś czas komunikat, o znalezieniu jeszcze jednej barwnej zguby. Kiedy już oddaliliśmy się od stawu, mojego nosa dobiegł znajomy, słodki zapach. Bez namysłu podążyłam za nim, by szybko dotrzeć do krzaczków, uginających się pod ciężarem małych, granatowych owoców. Jagody!
- Ting! Chodź tu szybko! - zawołałam.
- Co tam masz, Pierzasta? 
- Znalazłam jagody - oznajmiłam z uśmiechem. - Masz coś, w co możemy ich nazbierać? Luzem w torbie z pewnością zamienią się w dżem. 
Odmieniec zdjął plecak i zaczął przeglądać jego zawartość. Skorzystałam z okazji, by podejrzeć, co jeszcze tam ma, ale nie wypatrzyłam zbyt wiele nowych nabytków w jego kolekcji. Wyłączając garść kolorowych jajek oczywiście. Po chwili mój towarzysz wydobył spośród swoich śmieci mały, szklany słoiczek. 
- Wystarczy? 
- Powinien - skinęłam głową i zabrałam się za zbieranie jagód. 
Kiedy już prawie napełniłam naczynko, Ting spytał:
- Co to jest dżem?
- Robi się to z owoców, żeby dłużej zachowały świeżość. Konserwuje je się dodając cukru - wyjaśniłam. 
- Hm... Więc co ma wspólnego robienie dżemu z przechowywaniem owoców w torbie? 
Zaśmiałam się.
- Żeby cukier zakonserwował owoce, trzeba je najpierw rozdrobnić albo zmiażdżyć. Teraz rozumiesz? 
- Teraz to, co powiedziałaś, ma więcej sensu - padła odpowiedź. 
- I dobrze - mruknęłam. - Idziemy dalej - zakręciłam słoiczek i schowałam go do torby. Zanim zamknęłam klapę, zerknęłam na sople, które wcześniej zabrałam ze sobą. Nic się nie zmieniło, nadal nie topniały. 
Miałam nadzieję, że szybko się dowiem, jaki jest ich związek z historią Tinga. Albo chociaż dlaczego wisiały samotnie w tym lesie. Jednakże, zamiast otrzymać odpowiedzi na którąkolwiek z tych zagadek, wkrótce mieliśmy natrafić na kolejne niecodzienne zjawisko, ewidentnie powiązane z poprzednim. 


<C.D.N.>



Wygrana: 6 jaj



Uwagi: brak daty! W wyrażeniu "niemniej jednak" słowo "niemniej" piszemy łącznie.