piątek, 7 sierpnia 2020

Od Yngvi "Zazdrość" cz. 17 (cd. Eterna)


Grudzień 2026
Słyszałam kiedyś, że Klif Roztrzaskanych Fal był niemal niedostępny, gdy byłam jeszcze małym szczeniakiem. Mama opowiadała mi, że to między innymi ona, Kai oraz ciocia Lind wraz z Tingiem szukali jakiejś przystępnej drogi na jego szczyt. Mówiła, że bardzo się poobdzierali. Obecna ścieżka jest dziełem różnych wilków z żywiołem ziemi, a w tym taty. Nie chcieli, żeby ktoś spadł i zrobił sobie krzywdę, co według mnie było świetnym pomysłem. Gdyby wejście tam nadal było AŻ TAK wymagające, nigdy bym tam nie weszła. I nigdy nie zdałabym sobie sprawę jak inspirujące było patrzenie na wszystkich z góry. 
Tamten dzień był wolny od nauki. Miałam zamiar to wykorzystać i może spróbować skończyć układać jakąś piosenkę, którą mogłabym przedstawić na następnych zajęciach kreatywnych. Bardzo frustrowało mnie, że już nie mieliśmy ich normalnie w planie. Starsza grupa zamiast rozwijać się kreatywnie, musiała ślęczeć i uczyć się jakichś głupich rzeczy albo wręcz przeciwnie – walczyć, co też było okropną głupotą. Nienawidziłam nauki, a szkoła wciskała mi ją na siłę. W takim wypadku pozostawało mi jedynie wyrażać się twórczo w wolnym czasie i na zajęciach dodatkowych. A na normalnych lekcjach albo nie uważać, albo z nich uciekać. Ze względu na to, że mój tata był nauczycielem, a mama miała bardzo dobry kontakt z panem Kai'm i ciocią Yuki druga opcja nie wchodziła w grę. A gdyby dodać do tego, że z tego co mówiła mi mama, Navri była moją kuzynką... Lepiej było się nie wychylać.
Westchnęłam i postanowiłam zabrać się w końcu za coś pożytecznego. O ile dobrze pamiętałam, w tej nowej balladzie, którą zaczęłam pisać utknęłam w chwili, gdy musiałam znaleźć odpowiedni rym do "gwiazd". Dosłownie nic mi do tego nie pasowało, a nie chciałam psuć pięknej metafory w poprzednim wersie. 
Wtem dostrzegłam sylwetkę Mortimera, a rymy od razu opuściły moje myśli. Basiorek stał na brzegu klifu i wpatrywał się w wyjątkowo wielkie tego dnia fale. Przez cały dzień było strasznie duszno, więc spodziewałam się kolejnej burzy. W ostatnim czasie te nie opuszczały naszych terenów, co bardzo mnie irytowało. Wolałabym w końcu zobaczyć gwiazdy, które przecież zostały moją inspiracją do ballady.
Przyspieszyłam, żeby szybciej znaleźć się u jego boku. Na moim pysku widniał uśmiech, zresztą jak zwykle, kiedy tylko go widziałam. Pomimo upływu już całych pór roku, nadal nie potrafiłam uwierzyć, że wystarczało jedno jego spojrzenie, żeby mój oddech i serce przyspieszały. 
– Cześć, Morti – powiedziałam łagodnie. Nie chciałam go przestraszyć. Może nie było tego po mnie widać, ale nie byłam już tak odważna i lekkomyślna po tym jak mnie odrzucił. A przynajmniej lubiłam myśleć, że chociaż trochę się zmieniłam. Bo jeśli chodzi o odpuszczanie... Tego nie miałam zamiaru zrobić. Nigdy. – Nie spodziewałam się, że cię tu spotkam.
Basior podskoczył, kiedy mnie dostrzegł. 
– Cz-cześć, Vi. Ja też nie.
– Co tu robisz?
– Nic takiego – odparł szybko i zerknął za siebie. Podążyłam za nim spojrzeniem. Poza nami nie było nikogo. Jedynie jakaś papuga skrzeczała w krzaku, ale obecność zwierząt innych niż wilki nie miała żadnego znaczenia. Uśmiechnęłam się odrobinę szerzej.
– Nie uważasz, że ten klif jest bardzo romantycznym miejscem? Jest z dala od wszystkich z watahy, daje takie przyjemne poczucie prywatności... 
Mortimer przytaknął niepewnie.
– Uwielbiam je, a ty?
– Jest całkiem... Fajne – przyznał samiec.
– Idealne na randkę, prawda? – zaśmiałam się, kręcąc delikatnie łebkiem. Moje włosy zafalowały, delikatnie muskając ciało Mortimera. Podejrzałam ten gest u jednej ze starszych samic. Basior, z którym wtedy była, wyglądał na oszołomionego w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pomyślałam wtedy, że chciałabym wywołać podobny stan u Mortiego. – Pewnie z dołu wyglądamy jakbyśmy byli na randce.
Basior nagle się cofnął o kilka kroków.
– N-nie powinniśmy – powiedział szybko. Jego głos drżał.
– Dlaczego nie?
Nie odpowiedział, tylko patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi, jaskrawozielonymi i teraz dodatkowo szeroko otwartymi oczami. Moje serce biło nienaturalnie szybko. Chciałam znowu go pocałować, ale wiedziałam, że mu się to nie spodoba. Niestety, nie potrafiłam odpuścić. Czasem byłam jeszcze bardziej żałosna od Elanor.
– Morti... Kocham cię.
Patrzyłam na rozbijające się fale. Tumany piały powstawały i rozbijały o ciemną taflę. Miliony raz wyobrażałam sobie tę chwilę. W mojej wyobraźni patrzyliśmy na siebie z miłością, oświetlały nas złote promienie zachodzące słońca, a do uszu dochodził wesoły świergot ptaków siedzących u zielonych bram dżungli. Mój ukochany uśmiechał się i mówił, że czuje to samo... W rzeczywistości jednak odpowiadała mi tylko cisza.
Poczułam łzy, napływające do oczu. Nagle doszedł do tego ból, towarzyszący brutalnemu popchnięciu. Przetoczyłam się po klifie i krzyczałam przerażona. Próbowałam złapać równowagę, ale kolejne popchnięcie mi to uniemożliwiło. Poleciałam dalej do przodu, aż straciłam jakiekolwiek podparcie. W moich uszach syczał wiatr, a krzyk zamarł w piersi, kiedy zdałam sobie sprawę, że lecę w dół. Obracałam się, próbowałam przywołać jakiś żywioł, który mógłby mnie uratować, ale na marne. Czarna tafla wody była coraz bliżej. Zacisnęłam powieki najmocniej jak potrafiłam, napięłam mięśnie i wrzasnęłam po raz ostatni.
Poczułam rwący ból w całym ciele, lodowatą wodę, napływającą do pyska. Następnie nastała przerażająca ciemność i poza nią nie było już nic. Zupełnie nic.

<Eterna?>

Zdobyto: 31 czerwonych⎹ 30 pomarańczowych⎹ 20 zielonych⎹ 24 niebieskich⎹ 42 granatowych⎹ 43 fioletowych⎹ 10 różowych odłamków


>> Następna część >>


Od Firii "Brakuje mi ciepła" cz. 2


Grudzień 2026
Te dwa duże cienie tylko siedzą i buczą. Najpierw jeden, potem drugi. Ciekawe po co i na co...
– Nie miałam ostatnio okazji do treningu z żywiołem, wiesz o tym – oznajmił mój ulubiony głos.
– Nie o to pytam... – mruknął ten niski. – Pytałem, czy m y ś l i s z, że będzie lepiej.
– Nie dowiem się, dopóki nie sprawdzę. Sam mówiłeś mi, że nie lubisz gdybać.
– Dobra, przepraszam... po prostu się martwię... – zadudnił ten drugi.
– Na razie chyba nie ma o co. Nie używam magii i jest okej – Mój ulubiony głos znów brzmiał smutno. Nie tak smutno, jak ostatnio, ale jednak.
Ciekawe, co mogło się stać. Ja na pewno nie miałam na to wpływu; nadal siedziałam pod Białym Puchem. Dzisiaj był bardzo spokojny.
– To takie dziwne, Crane... Całe życie spędziłam z jednym żywiołem. U innych wilków też jest tak, że chociaż chcą użyć jednego, przypadkiem uaktywnia się drugi?
– Różnie to bywa – odparł niski głos. – Ja nie mam tego problemu, ale moje żywioły są bardzo podobne do siebie. Granica między jednym, a drugim trochę się zaciera...
Usłyszałam głośne, podłużne westchnięcie. Przez chwilę myślałam, że zwieje ono ze mnie Biały Puch. Dla pewności postanowiłam złapać jego część w pyszczek. Smakował tak samo, jak to kolorowe coś, ale mniej uwierał. Bardzo ciekawe...
– Na pewno damy sobie radę, moja droga – kontynuował niski głos. – Jak to powiedziała Torance..? "Nie ma problemów zbyt trudnych."
– Heh... Tak... Najgorsze w sumie za nami – odparł mój ulubiony ton. – Jak Firia podrośnie, będę znów ćwiczyć z moimi... dwoma żywiołami – ostatni pomruk brzmiał dość nienaturalnie. Ciekawe dlaczego.
Może jednak powinnam sprawdzić, co się dzieje. Kto wie, może lodowaty wicher zniknął? A może rudy cień znów go zablokuje?
Wysunęłam niepewnie nos spod Białego Puchu. Zapachy te same, co zawsze. Nie zauważałam jednak wiatru; chyba jest bezpiecznie. Wystawiłam powoli całą głowę, potem uszy, w końcu wyszłam cała. Nie powiem, że na zewnątrz było idealnie, ale zdecydowanie lepiej, niż ostatnio. Niepewnie ruszyłam naprzód.
Nagle ziemia się zatrzęsła. Nad moją głową rozległ się przerażający, obcy głos.
– Och, jaka ona śliczna...
Natychmiast zaczęłam się wycofywać. Pod Puch, pod Puch!!!
– Miło cię znów widzieć, Leah. I ciebie, Silee – O dziwo mój ulubiony ton nie brzmiał na przerażonego. Ja jednak wolałam nie ryzykować i wróciłam do bezpiecznej kryjówki. Tutaj mnie nie znajdą!
– Dzień dobry, ciociu... – O nie, jest ich więcej!!!
Co robić, co robić? Złapałam mocno Biały Puch; teraz absolutnie nie mogłam pozwolić mu na ucieczkę. To jedyny ratunek!
– Wybaczcie... Firia jest trochę nieśmiała – mruknął mój ulubiony głos.
Postanowiłam, że najlepszą strategią będzie się w ogóle nie ruszać. Nagle Biały Puch zadrżał. O nie, nie, nie! Masz zostać na swoim miejscu!
– Może lepiej, jak wrócimy trochę później... – znów odezwał się pierwszy z obcych głosów.
– Za parę godzin mała zgłodnieje – odpowiedział dobrze mi znany, niski ton. Może próbował je przegonić? Nie miałabym nic przeciwko.
– Ciekawe, jak Ting by zareagował na fakt, że nazywasz ją "małą", skoro to Morgana zawsze tytułował "Małym" – kontynuował tamten głos. Im dłużej go słuchałam, tym mniej się bałam. Może na dłuższą metę nie jest taki zły...
W tym momencie na chwilę zapanowała cisza. To było podejrzane...
– Jakieś wieści? – dopytał ten sam głos.
– Nadal nic – odparł krótko mój ulubiony.

<C. D. N.>

Uwagi: brak. 

Zdobyto: 29 czerwonych⎹ 25 pomarańczowych⎹ 28 zielonych⎹ 16 niebieskich⎹ 23 granatowych⎹ 8 fioletowych⎹ 1 różowych odłamków