środa, 13 listopada 2019

Od Morgana "Dlaczego maluchy muszą się tylko bawić?" cz. 1

Maj 2025
Szczeniaki biegały po plaży. Ich wesołe krzyki skutecznie zagłuszały wszechobecny szum fal. Siedziałem wśród innych wilczków zbyt małych, by brać udział w takich zabawach. Oczywiście wiele z nich bawiło się w moim gronie, jednak ciągłe zapasy nie były ani trochę interesujące. Tak właściwie zapasy w ogóle nie należały do najprzyjemniejszych zabaw. No bo jak ciąganie za uszy oraz podgryzanie łap miało być miłe? Nie widziałem w tym najmniejszego sensu.
Z utęsknieniem czekałem na moment, kiedy będę mógł wziąć udział w tych szalonych lekcjach, które czasem obserwowałem ze swojego miejsca. Nie rozumiałem dlaczego musiałem tyle czekać. Tata ciągle powtarzał, że jestem zbyt mały. Moim zdaniem było to bardzo niesprawiedliwe. Dlaczego maluchy muszą się tylko bawić?
Zbliżał się wieczór, jak tata zwykł nazywać czas tuż przed ciemną porą. Było to całkiem ładne słowo i z pewnością znacznie krótsze od mojego nazewnictwa. Słońce powoli chyliło się w stronę ciemnej masy wody. Niebo przybrało ładną barwę gdzieś z pogranicza różowego i pomarańczowego. Przechyliłem główkę, wpatrując się w ten widok. Lubiłem ten moment, nawet jeśli zwiastował nadejście ciemnej pory. Noc nie była ani trochę zachwycająca. Czarne niebo było posypane białymi kropkami, które przypominały mi drobinki piasku. Tata mówił, że to gwiazdy. Jak dla mnie moja teoria miała znacznie więcej sensu.
Nagle do moich uszu dotarł niemal niezmącony przez inne odgłosy dźwięk fal. Zmarszczyłem brwi, nie mogąc powstrzymać się przed zerknięciem w tamtą stronę. Wyglądało na to, że rozpoczynała się kolejna lekcja. Dorosły wilk o brązowej sierści położył na piachu jakieś naczynia. Niektóre z nich wypełnione były niemal w całości jakimiś... Sam nie wiedziałem nawet czym. Nadal rozbawione szczeniaki usiadły w kółeczku.
Próbowałem skupić się na czymś innym, lecz mój wzrok ciągle wracał do niewielkiej grupki uczniów i górującego nad nim nauczyciela. Szczeniaki, które podobnie jak ja były pod opieką opiekunek nie zwracały na mnie uwagi. Zresztą, same opiekunki też nie.
Spojrzałem na nie. Peggy i Helga były w pełni pochłonięte przez jakąś swoją rozmowę. Ich wzrok utkwiony był w Eunice i Kaiju, którzy prowadzili chyba najbardziej ognistą walkę. Samica groziła różowawymi pazurkami. Z jej gardła wydobywał się głośny warkot. Kaiju nieustannie próbował złapać jej łapy w pysk i zacisnąć na nich ząbki. Na samo wspomnienie na mój pyszczek wstąpił grymas. Basiorek miał wyjątkowo ostre zęby.
Ponownie zerknąłem w stronę lekcji, która trwała już w najlepsze. W głowie wybrzmiały słowa Emeralda. Samiec stwierdził ostatnio, że kiedy leżę na piasku, jestem niemal niewidoczny. Wyszczerzyłem delikatnie ząbki i przypadłem do ziemi.
Powoli odszedłem od grupy. Skradanie się jadąc brzuszkiem po piasku zajmowało naprawdę wiele czasu!
W końcu dotarłem na miejsce. Nauczyciel trzymał w pysku patyk i mieszał nim w jakimś naczyniu. Jego głowa poruszała się w bardzo zabawny sposób. Z trudnością opanowałem śmiech. Po jakimś czasie wilk odłożył patyk na piasek i wskazał szczeniakom na naczynie.
- Możecie podejść i powąchać. Tylko nie wtykać mi tam pysków.
- Dlaczego? - spytał jakiś szczeniak. Zerknąłem na niego. Miał pstrokate futro w różnych odcieniach brązu. Chyba mówili na niego Ted. Nie byłem pewien.
Nauczyciel wyszczerzył ząbki.
- Zapach nie należy do najprzyjemniejszych. Może zakręcić ci się w głowie.
- Och - mruknął Ted i nieznacznie się wycofał.
Szczeniaki po kolei podchodziły do naczynia. Wystarczała chwila i na ich pyski wstępowały grymasy. Mikstura musiała naprawdę śmierdzieć. Ciekawe czy pachnie bardziej jak kupa czy stare mięso... Kaiju znalazł kiedyś martwego ptaka, który bardzo śmierdział. Zjadł go i potem ciągle narzekał, że boli brzuch. Podobno jeszcze wymiotował... Swoja drogą zapach rzygów też nie jest najprzyjemniejszy.
Mój pyszczek wygiął się w grymasie obrzydzenia. Nie mogłem jednak powstrzymać ciekawości. Zakradłem się bliżej do naczynia i wciągnąłem powietrze z głośnym świstem. Przymknąłem oczy, próbując bardziej skupić się na węchu. Nadaremnie. Byłem nadal zbyt daleko.
Nagle ktoś szturchnął mnie w grzbiet. Pisnąłem, zapominając, że miałem być cicho.
- Co ty tutaj robisz? - spytał jeden z wilków.
- J-ja...
- Hej, Randall, zo... - Inny wilk machnął w stronę tego, który mnie szturchnął. Kiedy jego spojrzenie zatrzymało się na mnie, zamilkł. 
Wystarczyło kilka chwil i już cała grupa szturchała się, wskazując łapami na mnie. Podkuliłem ogon i opuściłem uszy. Czułem na sobie ciężar ich spojrzeń.