poniedziałek, 21 grudnia 2020

Zamknięcie

W końcu, po 7,5 roku działania watahy... musimy to przed sobą przyznać. Ciągnięcie tego dalej nie ma sensu.

Dzisiaj, dnia 21 grudnia 2020 roku, Wataha Magicznego Kruka (znana również jako Wataha Magicznych Wilków) zostaje ostatecznie zamknięta.

Nie wiem, czy permanentnie. Wiem jednak, że to dobry moment, abyśmy przestali sobie robić wyrzuty przed niepisaniem na watahę i skupili się na nauce czy też prywatnych projektach. Nie wydaje mi się, aby pisanie długiego postu pożegnalnego miało sens. Wszyscy raczej doskonale zdajemy sobie sprawę z naszej obecnej sytuacji.

Mam nadzieję, że tak jak ja wyciągnęliście z tej wyjątkowo długiej przygody wiele miłych wspomnień i sentymentu, który nie opuści Was prawdopodobnie nigdy.

Zamiast tego stworzyłam serwer na Discordzie. Są to Niepoprawni (od)Twórcy. Byłoby miło, abyśmy zachowali kontakt chociażby w tej formie.

wtorek, 1 grudnia 2020

Od Sileenthar "A ja to tej pani nie lubię" cz. 16

Grudzień 2025 r.
Od rozmów z Arkanem i Adorą minęło parę dni. Od tamtej pory "pomysł na boga" niemal bez ustanku zajmował moje myśli. Jedno z nich twierdziło, że ktoś taki nie może istnieć, drugie z kolei, że musi. Od czego to zależało i kto miał rację?
Uznałam, że najlepszym sposobem, by to sprawdzić to spytać więcej osób. Najoczywistszym wyborem była Leah i do niej też udałam się w pierwszej kolejności - między porannym polowaniem, a zajęciami kreatywnymi. Tak jak zwykle o tej porze kończyła śniadanie, tym razem składające się z paru ryb. Jak na nią to trochę mało... Zdecydowanie nie należała do drobnych wilków. Lekkich też nie. Nie powiedziałabym jej tego, ale zwiady to chyba trochę za mało ruchu dla kogoś tak dużego.
W pobliżu nie było żadnego innego wilka. Arkana też nie. To też było dość niezwykłe - Leah nieczęsto spędzała czas całkiem sama. Wydawała się zamyślona, zauważyła moje przybycie dopiero gdy dotknęłam łapą jej boku. Drgnęła.
- Cześć - odezwałam się.
- Co tu robisz? Zgłodniałaś? - mruknęła trochę nieprzytomnie.
- Nie przywitałaś się.
- Odpuść - warknęła nagle.
Mimowolnie zjeżyłam sierść na karku. Chyba nie miała najlepszego humoru.
- Nie jestem głodna. Złapałam dzisiaj rybę prawie tak dużą jak ja! - pochwaliłam się, ale nie doczekałam ani słowa aprobaty. Zwiesiłam uszy. - Chciałam porozmawiać.
- O czym? - spytała moja opiekunka już trochę łagodniej.
Opowiedziałam jej o rozmowie z Arkanem i perfekcyjnym czasowo pytaniu na logice (Znowu nie zostałam pochwalona. Chyba nawet trochę ją rozdrażniłam). Do samego końca słuchała w milczeniu.
- I chciałam zapytać co o tym myślisz - zakończyłam.
Leah jeszcze przez chwilę nie powiedziała ani słowa, znowu zamyślona, ale już nie tak ponura jak wcześniej. Cierpliwie odczekałam, po cichu przyciągając do siebie jej ostatnią rybę.
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam - przyznała w końcu. - W mojej rodzinnej watasze istniał jakiś... kult. Ale nigdy nie przykładałam do niego większej uwagi. Byłam trochę za młoda, by przejmować się takimi rzeczami. Wiara w bóstwa... Wyznanie w naszej watasze to raczej kwestia wyboru, ale nigdy nie słyszałam by ktoś się z tym obnosił. Chyba w Białym Królestwie wierzą w jakichś bogów.
Znowu zamilkła, rozciągając przednie łapy. Przez myśl mi przeszło, że nie cała jej uwaga jest skupiona na mnie. Wypowiadała się trochę mniej składnie niż zazwyczaj.
- Ale... Co ty o tym myślisz? - odważyłam się dopytać.
- Chyba... Chyba podzielam opinię twojej nauczycielki. Ale raczej nie musimy składać pokłonów stwórcy, jak twierdzi Arkan. Myślę, że bóg - pod jakimkolwiek imieniem - nie przejmuje się nami. Stworzył nas i zostawił pod opieką własnych sumień. Albo w ogóle nigdy nie zdawał sobie sprawy z naszego istnienia.
Pokiwałam głową z pyszczkiem pełnym delikatnego, słonego mięsa.

***

W skupieniu przejechałam opuszkami łap po zamkniętych powiekach pana Derneta. Nauczyciel drgnął, na co skrzywiłam się gniewnie.
- Poruszył się pan - wypomniałam.
- Przepraszam. To łaskocze - parsknął basior.
Czułam na grzbiecie spojrzenia pozostałych szczeniaków, ale ani na chwilę nie przerwałam oględzin. Kiedy mniej więcej zaznajomiłam się z rysami nauczyciela, zabrałam łapę i przez chwilę układałam wszystko w pamięci. Kiedy uznałam, że jest w porządku, kiwnęłam krótko głową.
- I jak, jestem ładny? - spytał pan Dernet wesoło.
- Ma pan strasznie szeroki nos - orzekłam z powagą. - I całą głowę też. Oczu naprawdę nie można dotknąć?
- Niestety nie. Są bardzo delikatne, a ja swoje bardzo lubię.
- No trudno - wzruszyłam ramionami. - Dziękuję panu za pomoc.
Wróciłam na swoje miejsce i odszukałam pozostawioną na płaskim kawałku kory grudę gliny, z której miałam ulepić figurkę. Wszyscy naokoło już pracowali.
Temat był dowolny, a ja zdecydowałam się na wilka. Zwyczajnego. Z początku chciałam zrobić boga, ale nie miałam pojęcia jak mógłby wyglądać bóg. Może właśnie jak wilk? Wtedy to byłby zwykły wilk, ale bóg. Albo po prostu bóg?
Interpretacja dowolna.
Te zajęcia były wyjątkowo ciekawe. Cieszyło mnie, że mogę zrobić coś ładnego i być w stanie to zobaczyć. Obejrzeć. Pazurki miękko wchodziły w glinę i kreśliły kształt głowy wilka-boga.
Podobno naprawdę wyglądał jak wilk!

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.