niedziela, 16 sierpnia 2020

Od Lind "Broń się" cz. 10 (cd. Yvar)


Grudzień 2025
Postanowiliśmy nie zabierać ze sobą Morgana na tę trudną rozmowę. Zgodnie uznaliśmy z Crane'm, że szczeniak dość ma już stresu na jeden dzień. Jeśli dojdzie do publicznych przeprosin ze strony Yvara, będzie na to kolejny dzień. Zostawiliśmy naszego podopiecznego z Leah, po czym udaliśmy się w stronę miejsca, gdzie zwykle spędzała czas rodzina Tori i Asa. Zdawało mi się, że już po drodze wyłapałam ich wesołe rozmowy gdzieś pośród szumu głosów. Wkrótce znaleźliśmy źródło tych dźwięków. Yngvi śpiewała jakąś piosenkę ze swoim tatą, Tori śmiała się wesoło. Tylko Yvar nie uczestniczył w zabawie; siedział z boku, pogrążony we własnych myślach.
– Yv, mamo, chodźcie też! – zawołała Vi, próbując zaciągnąć pozostałych krewnych na zbudowaną z piasku scenę.
– Dzień dobry! – Zakomunikowałam naszą obecność.
Vi przestała śpiewać. Na pyszczku małej waderki pojawił się szeroki uśmiech. Doskoczyła do mnie z głośnym:
– Cześć, ciociu!
As zszedł ze "sceny". On i Tori również podeszli, żeby się przywitać. Torance mierzyła podejrzliwym wzrokiem Crane'a (nie żeby kogokolwiek to zdziwiło), ale nie skomentowała niczego głośno. Oby nie była to cisza przed burzą. Tymczasem Asgrim utrzymywał na pysku przyjazny uśmiech. Wiedziałam, że wolałby pogodzić się już z Crane'm. Chociaż zwykle to Tori sprawiała wrażenie rozsądniejszej, tutaj tą cechą wykazywał się As.
– Ciociu, ciociu, gdzie jest Morgan? – spytała Vi, ciągnąc mnie za łapę.
– Widzisz... Morgan... – Przełknęłam ślinę.
– My właśnie przyszliśmy w sprawie Morgana – oznajmił poważnym tonem Crane.
– Do nas w sprawie Morgana? – zdziwił się As.
– Myślałam, że to wy jesteście jego rodzicami – rzuciła Torance, spoglądając krzywo na towarzyszącego mi wilka. – Czego chcesz od nas? – Nie wiem, czy to było zamierzone, ale ostatnie zdanie zabrzmiało naprawdę agresywnie.
– Hej, Torance... To normalna sprawa... – Wyszłam jej naprzeciw, starając się utrzymać na pysku uśmiech. Sama byłam zła na to, co się stało, ale w tej sytuacji musiałam być stroną, która zapobiegnie pogłębieniu konfliktu.
– Co z Morganem? Gdzie on? – Yngvi zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu przyjaciela.
– Morganowi nic nie jest... – zapewnił waderkę Crane.
– Otóż... – Niepewnie zerknęłam na swoich przyjaciół. Oczy obojga z nich zwrócone były na mnie. Poczułam w gardle lekki ścisk. – Wasz syn pobił dziś Morgana – dokończyłam jednym tchem.
Spojrzenia Asa i Tori jak na komendę powędrowały na Yvara. Basiorek zamarł, słysząc koniec mojej wypowiedzi. Na tym etapie był już całkiem odwrócony tyłem, niewątpliwie zamierzał uciec.
– To niemożliwe! Yvar nigdy by tego nie zrobił! – zawołała jego siostrzyczka.
– Vi, kochanie, możesz zostawić nas na chwilę samych? – spytała Tori.
– Co? Czemu? Ale ja chcę posłuchać!
– Yngvi, słuchaj mamy, proszę – wtrącił As, po czym wskazał w jakimś kierunku – Spójrz, tam jest wujek Jo, Theo, Morti, Gwidon i... – urwał; wygląda na to, że on też nie pamięta imion ich wszystkich – ... i reszta. Pobaw się chwilę z nimi, dobrze?
– Morti? – Waderka odwróciła się, podnosząc uszy. – No dobra, do potem! – Pobiegła w stronę Mortiego.
– To było mądre – stwierdziła Tori.
– Wiem – As uśmiechnął się szeroko, ale nie utrzymał tego wyrazu zbyt długo.
Basior spojrzał w stronę swojego syna i westchnął ciężko. Szczeniak siedział sztywno niczym posąg.
– Yvar, podejdź proszę i opowiedz, co się stało.
Wilczek ruszył w stronę swoich rodziców ze zwieszoną głową i ogonem. Powoli, krok za krokiem; bez krzty pośpiechu i entuzjazmu. Zerknęłam na Crane'a. Po towarzyszącym mi basiorze nie było widać zbyt wiele emocji; z resztą jak zawsze. Chociaż nadal bolało mnie to, co się wydarzyło, próbowałam go naśladować, Chyba po raz pierwszy wychodziło mi całkiem nieźle.
– Czy to prawda? – Spytała surowo Tori, kiedy jej podopieczny wreszcie do nich dotarł.
Yvar nie odpowiadał. Nie podniósł nawet wzroku.
– Pobiłeś Morgana?
Szczeniak dalej uparcie ignorował pytania. Tori zmrużyła oczy. As położył łapę na jej grzbiecie.
– Yvar... – mruknęła nieco łagodniej wadera. – Możesz przecież nam powiedzieć.
To również nie podziałało na szczeniaka. Asgrim podszedł do syna i spojrzał mu prosto w oczy. Szczeniak natychmiast odwrócił wzrok.
– M u s i s z nam powiedzieć, Yv – westchnął wilk. – Sprawa może być poważna.
– Nie chcę.
Kolejne westchnięcie; powoli nabrzmiewające irytacją. As zerknął w stronę Tori, po czym zamknął oczy.
– Zrobiłeś to – oznajmił po chwili. Teraz już nie miałam wątpliwości, że użył magii. – Yvar, dlaczego?
Szczeniak znów przestał reagować na pytania.
– Czy mam wyciągnąć to z twoich myśli?
Yvar zadrżał.
– To będzie jedyne wyjście, jeśli nam nie powiesz – powiedziała Tori swojemu synkowi. Dotknęła jego łapy, żeby go uspokoić. To jednak nie nakłoniło Yvara do kontynuowania rozmowy.
Dostrzegłam, że w tym samym czasie Crane spojrzał na swój Medalion Aratrisa. Jakiś czas temu dowiedziałam się, że ten przedmiot chronił go przed działaniem żywiołów powiązanych z umysłem. Podobno tych basior obawiał się najbardziej.
– Dobrze wiesz, że nienawidzę tego robić – mruknął As do Yvara. – To byłoby naruszanie twojej prywatności...
– Więc tego nie rób – rzucił szczeniak. – Nikt cię zmusza.
– Ty mnie zmuszasz, Yv! Nie dajesz mi wyboru! – Zdziwiłam się, słysząc podniesiony głos Asa.
Yvar westchnął; tak samo, jak wcześniej jego tata.
– Pobiłem go, ale nie chciałem zrobić mu krzywdy – oznajmił wreszcie.
Pokręciłam głową. Mimo wszystko zawsze uważałam tego malucha za dobrego wilczka. Nie oczekiwałabym przecież, że naprawdę chciałby tak zranić Morgana...
– To nie jest usprawiedliwienie – odezwał się nagle Crane. Nigdy nie widziałam na jego pysku tak wyraźnie zarysowanej złości.
Położyłam mu łapę na ramieniu na znak, że powinien się powstrzymać od takich komentarzy. Sytuacja już jest napięta; mogłoby to zostać źle odebrane.
– Crane ma rację – powiedziała cicho Tori. Co, jak co, ale nie spodziewałabym się usłyszeć od niej takiego zdania.
Spojrzałam na nią. Wyglądała jakby miała się zaraz popłakać.
– Yvar, dlaczego to zrobiłeś?
– Irytował mnie.
– To nie jest powód – wtrącił As. Ten twardy głos wcale do niego nie pasował.
– Owszem, jest – odparł Yvar, podobnym tonem, co jego tata.
Tori postanowiła to przerwać, zanim dojdzie do kolejnej kłótni. Spytała nas o Morgana:
– Wszystko z nim w porządku? Co mu się stało?
– Podczas walki ostry małż rozerwał mu skórę na nodze – odparł Crane. Nadal widać było po nim złość, ale teraz dołączyło do niej zmartwienie. Ewidentnie wilka dręczyło, co jeszcze mogło się tam stać podczas walki.
– Ale wszystko będzie dobrze – dodałam. – Pożyczyłam mu na chwilę Medalion.
Tak jak przewidziałam, przez pyski Asa i Tori przebiegły charakterystyczne grymasy. Jednak zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
– To... Dobrze – oznajmiła cicho Tor.
– Powiedział wam coś? – spytał As. Jednocześnie zmierzył swojego syna spojrzeniem. Yvar próbował odpowiedzieć tym samym, ale szybko przegrał pojedynek i odwrócił pyszczek.
– Opowiedział co mniej-więcej się stało – odparł Crane.
Prześledziłam pobieżnie w głowie wcześniejszą relację Morgana. Znalazłam tam jeden szczególny element, o którym warto wspomnieć. 
– Podobno Yvarowi chodziło też o... Yngvi – uzupełniłam.
Szczeniak skrzywił się i zacisnął zęby.
– Yngvi? Co w tej sprawie robi Yngvi? – As patrzył na mnie skołowany.
– Yvar zarzucił Morganowi, że podoba mu się Yngvi. Chyba rozzłościło go to, że Yngvi wcześniej przytuliła Morgana – wyjaśnił Crane.
As i Torance spojrzeli na siebie. Żadne z nich nie spodziewało się czegoś takiego. Nie wiedzieli, co powiedzieć. Tymczasem Yvar spiął się jeszcze bardziej.
– Cóż... nietypowa sytuacja – mruknęłam, żeby rozbić ciszę, która zapadła. – Niemniej jednak musimy zadbać żeby to się nie powtórzyło.
– Z pewnością – odparła Tori. – Dopilnujemy, żeby taka sytuacja więcej nie miała miejsca. Ani żadna podobna do niej – Zerknęła na Yvara. Szczeniak patrzył tylko na piasek i własne łapy. Nie trzeba było mieć żywiołu umysłu, by wyczuć jego złość.
– Bardzo przepraszamy za... – As urwał. Chyba po raz pierwszy miał problem ze znalezieniem słów. – ...sami wiecie.
– Mhm... – mruknęłam.
– Morganowi należą się przeprosiny od Yvara – dodał Crane.
– Zadbamy o to – zapewniła Torance. – Przykro mi, że w ogóle do tego doszło. Morgan to świetny szczeniak. Vi go bardzo lubi.
– I w tym jest problem – mruknął Yv. Zrobił to tak cicho, że nawet ja ledwo zrozumiałam treść jego słów.
– Dziękujemy – Crane skinął głową. Powtórzyłam po nim ten sam gest.
– To my już idziemy.
– Jeszcze raz przepraszamy... - powiedziała Tor.
As spojrzał groźnie na Yvara.
– Tak, przepraszam – burknął samczyk.

<Yvar?>