wtorek, 10 września 2019

Od Lind "Ogień i wiatr" cz. 2

Wrzesień 2024
Na moment przerwałam czytanie. Podniosłam wzrok znad książki. Wszyscy nadal byli zajęci swoimi sprawami. Skierowałam wzrok z powrotem na wygniecione strony.
"...Jednak najstarszy z książąt zapragnął wykorzystać tę broń do obalenia obecnego króla. Artefakt wówczas został zniszczony przez własną energię; zabijając członka rodu, który chciał nad nim zapanować. Pozostałe artefakty zaginęły. Plan władcy zawiódł."
Przewróciłam stronę. Tu rozdział się kończył. Przeszłam więc do kolejnego, lecz w nim opisano już tylko jakieś nic nie warte historyjki. Coś o sojuszu z elfami, wojnie wybijającej wszystkie kotołaki w okolicy zamku i tak dalej... Nic więcej o artefaktach.
Zerwałam się z miejsca. Ting miał rację; to istotnie jest ciekawa informacja. Jeśli ten fragment naprawdę traktuje o TYCH magicznych przedmiotach... Gdzie jest czwarty z nich? Czy to znaczy, że istnieje... Czwarty Strażnik? Czy jest możliwość, że Freeze wie o Czwartym Artefakcie?!
"Wskazówki, potrzeba nam więcej wskazówek" - pomyślałam. 
Wtem przypomniałam sobie o materiale, którym Ting obwiązywał Wichurę. Kiedyś mi wyjaśniał, że wyszyty na nim napis jest zaszyfrowany, żeby Strażnik nie mógł go odczytać. Odmieniec zdołał więc przetłumaczyć tylko kilka słów. Niestety ja już zdążyłam zapomnieć, jakie to były słowa. Teraz jednak miałam nowy plan, jak można sprawdzić, czy są tam jakieś ważne informacje. Podbiegłam do Strażnika.
- Podaj mi materiał, którym zabezpieczasz słoik - zażądałam. 
- Po co? - zdziwił się Odmieniec. Wtedy dostrzegł leżącą na ziemi "książkę". - Dotarłaś w końcu do czwartego rozdziału?
- Tak. Chyba wiem, co może nam pomóc - rzuciłam. - Pospiesz się.
Strażnik Wichury sięgnął do swojego plecaka i wkrótce podał mi to, o co prosiłam. Wtedy podeszłam do Baldora i spytałam, czy też ma gdzieś przy sobie materiał, którym zabezpieczał Las. Kiedy dowiedziałam się, że tak, poprosiłam, by mi go na chwilę pożyczył. Ten Odmieniec wahał się trochę dłużej, ale ostatecznie również przystał na moją prośbę. 
Położyłam oba skrawki tkaniny na trawie i rozwinęłam. Napisy były prawie identyczne; z wyjątkiem paru pierwszych symboli. Tym bardziej byłam zainteresowana, co to oznaczało. 
Złapałam obie szmatki w pysk. Podbiegłam z nimi do naszego przewoźnika. 
- Passer! - zawołałam. - Potrzebuję twojej pomocy. 
Głowa smoka zawisła nade mną. Złotawe oczy zwróciły się w moją stronę. 
- O co chodzi? - spytał.
- Czy potrafisz to odczytać? - spytałam, unosząc jeden skrawek materiału za pomocą wiatru. 
Gad chwilę przyglądał się temu chwilę, a potem znów się odezwał:
- Kiedyś uczyłem się tych symboli, ale już niewiele pamiętam - przyznał z lekkim wstydem w głosie. - Musisz spytać kogoś innego. 
- Dobra. I tak dziękuję - Złapałam przedmiot z powrotem w pysk i ruszyłam w stronę pozostałych smoków. 
Czemu nie wpadłam na to wcześniej? Przecież z nietopniejącymi soplami lodu postąpiłam dokładnie tak samo. Dostrzegłam, że Ting, zainteresowany moimi poczynaniami, szedł teraz tuż obok. Pierwszym gadem, do jakiego dotarliśmy, była biała Verum. Mieliśmy dużo szczęścia; ona znała doskonale szyfr, którym zapisano wiadomość na skrawkach materiału. Dzięki pomocy smoczycy, dowiedzieliśmy się, że na tkaninie z plecaka Tinga napisano: "Pierwszy artefakt; jeden z trzech umożliwiających dostęp"; natomiast na tej, którą nosił ze sobą Baldor: "Drugi artefakt; jeden z trzech umożliwiających dostęp". 
- Coś nam to daje? - spytałam Odmieńca, kiedy już po podziękowaniach za pomoc, oddalaliśmy się od Verum. 
- To wskazówka, że artefakty mogą zostać wykorzystane do dostania się do... czegoś - westchnął Odmieniec. - Cokolwiek to jest. 
- Czyli... tak naprawdę dalej nie mamy wielu przydatnych informacji... - mruknęłam, kręcąc głową. 
- Dokładnie tak - odparł Ting. - A co myślisz o fragmencie książki, Pierzasta? 
- Myślę, że brzmi to podejrzanie podobnie do waszych trzech artefaktów. Ale kwestia tego czwartego nie daje mi spokoju. - Zatrzymałam się. - I jeszcze ten fragment o zaginięciu tych magicznych przedmiotów. Myślisz, że mogły zostać skradzione, zanim zamknięto was w komnatach? 
- Nie wiem, co powinienem myśleć - rzucił gorzko Odmieniec. 
- A jeśli... te artefakty wcale nie należą do rodziny Freeze'a? 
- Kogo? - Strażnik Wichury podniósł wzrok na mnie. 
- Nie, nieważne... - natychmiast wycofałam się z tego, co mówiłam. 
Kiedy byłam w więzieniu podjęłam decyzję, że nie wspomnę moim dwóm towarzyszom o tym basiorze. W końcu to był Złodziej, którego Baldor planował zabić. Nie chciałam narobić problemów; ten Odmieniec był nieprzewidywalny.

Uwagi: brak.

Od Asgrima "Poszukiwacze rzeczy zielonych" cz. 1 (cd. Lind/Leah)

Wrzesień 2024
Z radością przywitałem dzień, w którym przekroczyliśmy bramy Białego Królestwa. Chłodny wiatr mierzwił nasze futra. Nos drażniły przyjemne zapachy roztaczającej się wokół natury. Byliśmy wolni. Prawdziwie wolni.
Nie mogłem powstrzymać wesołego śmiechu, kiedy Passer znalazł się w powietrzu. Podmuchy nabierały na intensywności. Moje ciało podskakiwało nieznacznie z każdym kolejnym machnięciem wielkich skrzydeł. Gdzieś za nami zostało Białe Miasto wraz z całym jego szaleństwem.
Zadrżałem, wspominając ostatnie dni. Uśmiech zamarł na moim pysku. Przez myśl przeszły mi osoby, które musieliśmy tam zostawić. Stary kochany Elvin, Flora, nasi sąsiedzi spoza watahy i w końcu Suzanna... Biorąc pod uwagę sytuację w Białym Mieście... W chwili gdy my odzyskaliśmy wolność, oni ją tracili. Z każdym dniem coraz bardziej.
Ktoś przytulił się do mojego boku. Odwróciłam pysk i natknąłem się na bladoniebieskie oczy Torance.
- Już spokojnie - mruknęła, liżąc mnie delikatnie w polik.
Odpowiedziałem słabym uśmiechem i z wdzięcznością wtuliłem się w jej szyję.
- Kocham cię, wiesz? - wyszeptałem do jej ucha.
Drgnęła delikatnie.
- Wiem. Ja ciebie też.
- Ej, Ruda, Chudy, możecie przestać się tak mizdrzyć? Nie mogę na was patrzeć. - skomentował Ting.
Wywróciłem oczami. Tori parsknęła śmiechem i odsunęła się ode mnie. Nim zdołałem wymyślić sposób w jaki mógłbym okazać swoje niezadowolenie z tego powodu, wilczyca polizała mnie w nos. Mimowolnie się uśmiechnąłem i oddałem ten drobny pocałunek.
Odmieniec fuknął niezadowolony.

Miło było podróżować na grzbiecie Passera, jednak najlepszym momentem tego dnia z pewnością był ten, w którym postawiłem łapy na ziemi. Czułem pod nimi mokrą trawę. Już dawno uwolniliśmy się ze strefy dziwnych osadów. Rośliny były czyste, normalne. Światło zachodzącego słońca odbijało się w kroplach wody.
Przeciągnąłem się, czekając na moich przyjaciół. Kilka kości strzyknęło od długiego siedzenia w jednym miejscu.
- Co powiecie na małe poszukiwania? - zagadałem, kiedy w końcu współtowarzysze podróży również znaleźli się na ziemi. - Na pewno gdzieś w tych okolicach są jakieś skarby. Chociażby kilka magicznych kwiatków.
Tori skrzywiła się.
- Nie ma mowy. Ostatnim razem, kiedy pomagałam zbierać ci jakieś roślinki, skończyłam z poparzonym pyskiem.
Machnąłem łapą.
- Przestań, kiedy to było. Będę cię pilnować - zapewniłem, wypinając dumnie pierś.
Wilczyca pokręciła zdecydowanie łbem.
- Radź sobie sam. Idę szukać grupy do polowań. Hej - powiedziała i poszła sobie. Tak po prostu. Żadnego pożytku z tej wadery.
Skierowałem błagalne spojrzenie na Lind i Leah. 
- Może chociaż wy?
- Ja pójdę, co mi szkodzi - mruknęła Lind.
Wobec tego przeniosłem wzrok bezpośrednio na Leah. Czekałem na jej odpowiedź, nieznacznie przebierając łapami w miejscu. Nie mogłem się doczekać momentu, w którym rozpoczniemy poszukiwania.
Wadera już otwierała pysk, kiedy rozległo się głośne łupnięcie, a zaraz po nim przestraszony pisk Eleny. Kotka wtuliła się w moje łapy. Jej ogon poruszał się nerwowo, a futerko było nastroszone. Zerknąłem mimowolnie na Baldora, który poszedł w swoją stronę, nie przejmując się tym, że swoim zejściem przyprawił kogoś o zawał serca. Pewnie nawet tego nie zauważył.
Wróciłem spojrzeniem do Leah. Na pysku wadery widniał uśmiech.
- Czemu nie?
Odpowiedziałem uśmiechem.
- Wobec tego czas rozpocząć poszukiwania! - zawołałem. - Postarajcie nic sobie nie zrobić tak, jak niektórzy.
Zerknąłem znacząco w stronę, w którą poszła Torance.
- Mi to nie grozi.
Lind dumnie trąciła łapą swój Medalion Nieśmiertelności. Uśmiech zamarł na moim pysku. Przyglądałem się błyskotce, która dawała swojemu właścicielowi życie wieczne. Leczyła rany, dodawała energii. Chociaż wyglądał niepozornie, krył w sobie ogromną moc. Moc, która nie powinna w ogóle istnieć.
Z rozmyślań wyrwał mnie Arkan, który wylądował w pobliżu. Spodziewałem się, że do nas podejdzie, jednak smok poszedł w swoją stronę. Łapy uginały mu się pod ciężarem własnego ciała. Wyglądał na wykończonego.
- Co z Arkanem? Coś mu się stało? - spytała Lind.
- Chyba się zmęczył. Wspominał, że nie znosi dobrze tak długich lotów po przerwie - Leah zmarszczyła brwi.
Lind skinęła głową.
- Aaa... W sumie nie dziwię mu się.
- Powinien się trochę przespać, a nie biegać po terenach - wtrąciłem.
- Nie lubi spać na ziemi, zdecydowanie woli drzewa. Ale tutaj raczej nic dobrego nie znajdzie.
Leah zerknęła w stronę niewielkiego lasu, w którym zniknął jej towarzysz. Drzewa były niskie i cienkie. Nie dałyby sobie rady z utrzymaniem na sobie masywnego wilka, a co dopiero Arkana.
- Jejku, zapomniałam już o tym - mruknęła Lind.
- Pierzasta, gdzie masz Medalion Wizji?
Głos, niewątpliwie należący do Tinga, wydobywał się z grzbietu Passera. Mimowolnie spojrzałam w tamtą stronę. Odmieniec zapamiętale grzebał w rzeczach Lind.
- Nie mam teraz czasu ci go szukać, Ting! - odpowiedziała mu wadera.
- Chudy, może ty go widziałeś?
Prychnąłem głośno.
- Skąd mam wiedzieć gdzie są wasze rzeczy? - W mój głos wdarła się nuta oburzenia. - Nie grzebię w czyichś rzeczach w przeciwieństwie do niektórych.
Ostatnie słowo mocno zaintonowałem, dobitnie dając do zrozumienia, że miałem na myśli właśnie jego. Ten jednak puścił moją uwagę mimo uszu.
- Huh, dobra, nie chcesz powiedzieć to nie - mruknął i ponownie zanurkował w koszu.
Prychnąłem oburzony. Nie dość, że posądzono mnie o naruszanie czyjejś prywatności, to jeszcze zostałem parszywie olany.
- Ignoruj go - podpowiedziała Lind.
Kiedy tylko się odezwała, moje serce na moment zamarło. Co mogła sobie pomyśleć, gdy usłyszała słowa Tinga? Chyba nie uważa, że teraz kłamałem... Prawda?
- Lind, nigdy nie przeglądałem twoich rzeczy. Nie obchodzi mnie, co tam sobie trzymasz. Przysięgam - powiedziałem szybko.
- W porządku, wierzę - odparła. - Chodźmy już.
Skinąłem łbem i zacząłem wypatrywać jakiejś rośliny, która byłaby godna naszej uwagi. Nie widziałem jednak nic poza trawą i kolorowymi liśćmi przywianymi tutaj z lasku. Nuda.
Wadery podobnie jak ja rozpoczęły poszukiwania. Każdy z nas starał się znaleźć coś, cokolwiek, co mogłoby być chociaż odrobinę użyteczne.
- Hej, czujecie ten słodki zapach? - odezwała się nagle Lind.
- Nie... Ale jak zwróciłaś uwagę... - Leah przysunęła nos do ziemi.
Zmarszczyłem brwi. Nie wyczuwałem żadnego specjalnego zapachu. Wciągnąłem mocno powietrze. - Jaki słodki zapach? Nie, nic nie... - zamilkłem w chwili, gdy woń dotarła do mojego nosa. - O, faktycznie.
Zamknąłem oczy, próbując skupić się na zmyśle węchu. Z jakiegoś powodu nasłuchiwanie czy też tropienie było prostsze, kiedy zamykałem oczy. Chociażby tak krótka izolacja od zmysłu, który pochłaniał mnie najbardziej, sprawiała, że pozostałe bodźce były... Bardziej intensywne.
- Tylko teraz znaleźć źródło...
Do moich uszu dotarł głos Lind. Odwróciłem pysk w stronę, z której nadchodził i niemal natychmiast wyczułem raczej mało nieprzyjemny zapach. Odsunąłem się z głośnym parsknięciem. Otworzyłem oczy, by zobaczyć przed sobą stosunkowo świeże odchody. Prawdopodobnie jeleni. Ich zapach nadal wisiał w powietrzu.
Lind musiała dojść do tych samych wniosków, bo zaledwie chwilę później podzieliła się z nami swoim odkryciem.
- Czuję - wzdychnęła Leah. - Zgłodniałam...
- Co ty nie powiesz - mruknąłem, krzywiąc się. Zwiększyłem dystans między mną a naturalnym nawozem. - Zostawiły po sobie kilka rzeczy...
- Może pójdziemy na polowanie, jak już coś znajdziemy?
Ponownie moje słowa zostały zignorowane. Widocznie polowanie było ważniejsze.
- Pasuje - Lee wróciła do węszenia. - Co to może być? Ten słodki zapach... Kojarzy mi się z kwiatami.
- Róże Hery - odparłem.
- Właśnie... Tak myślałam - mruknęła Lind.
Posłałem wilczycy uśmiech. Już jakiś czas temu zauważyłem, że miała problem z przyznaniem się, że mogła czegoś nie wiedzieć. Kiedy podzieliłem się swoimi obserwacjami z Tori, moja partnerka stwierdziła, że kogoś jej to przypomina. Nadal nie udało mi się ustalić, kogo miała na myśli.
- Oczywiście - powiedziałem, przeciągając samogłoski dla lepszego efektu.
Samica poruszyła niespokojnie ogonem. Na jej pysku zawitał grymas. W odpowiedzi jedynie szerzej się uśmiechnąłem.
- Jak nie róża. Bardziej jaśmin - stwierdziła Leah. Nie wyraziła żadnej skruchy, że przerwała mi droczenie się z Lind. I to jeszcze zanim na dobre się zaczęło.
- Róże Hery charakteryzują się dość mocnym... - zacząłem wyjaśniać.
Przerwałem w chwili, kiedy zauważyłem jakiś błysk w trawie. Zaciekawiony podszedłem w
tamtą stronę i niemal od razu w oczy rzucił mi się srebrny medalion. Miał charakterystyczną zawieszkę, która przedstawiała kota. Mimowolnie zerknąłem w stronę Eleny, która z zaangażowaniem oddawała się próbom złapania jakiegoś owada.
- Hej, żadna z was przypadkiem nie zgubiła swojego świecidełka? - spytałem głośno.
- Raczej nie. Musiałabym sprawdzić w skrzyni.
- Pokaż, co to za wisiorek - rozkazała Lind.
Posłusznie wziąłem go do pyska. Zimny łańcuch przyjemnie ochładzał dziąsła. Metaliczny posmak uderzał w język. To z kolei nie było ani trochę smaczne. Podszedłem do wader i pozwoliłem się mu przyjrzeć. Lind zmrużyła w skupieniu oczy.
- Nie, na pewno nie mój - mruknęła po chwili.
Spojrzałem wyczekująco na drugą samicę.
- Też nie.
- No to teraz należy do ciebie, As - Lind skinęła łbem.
- Niby znalezione, nie kradzione, ale... Chyba później spytam kogoś, czy nie zgubił jakiegoś medalionu w trakcie lotu - pomyślałem na głos.
- Jak uważasz. Chodźmy po te róże.
Lind uśmiechnęła się delikatnie.
Skinąłem łbem.
- Pomożecie mi go założyć? Sam niezbyt dam radę... - mruknąłem.
- Jasne.
Medalion uniósł się z pomocą wiatru. Nie byłem pewny, która z samic zdecydowała mi się pomóc (chociaż podejrzewałem Lind). W każdym razie wisior już po chwili zawisł na mojej szyi.
- Dzięki.
Wróciliśmy do poszukiwań. Cały czas wypatrywaliśmy Róż Hery, jednak było to trudniejsze niż mogłoby się zdawać. Niesiony przez wiatr zapach zdawał się być w przypadkowych miejscach. Nie było w tym żadnego ładu i składu. Tyle dobrego, że w którymś momencie tych poszukiwań, Leah znalazła niebieski agrest. Zebraliśmy, co się dało i wróciliśmy do szukania róż, które chyba stwierdziły, że pograją z nami w chowanego. Przeklęte kwiaty.

<Leah? Lind?>