środa, 4 grudnia 2019

Od Asgrima "Zawirowanie liczb" cz. 2

Marzec 2025
Wilczyca zaczęła znowu przesuwać agrest, tworząc jeszcze mniejsze kupeczki. Kilka kuleczek było szczególnie opornych, przez co samica warczała podirytowana.
- Czemu nie zmienisz formy na ludzką?
Zamarła.
- Nie wpadłam na to.
Odsunęła się od miejsca naszej nauki i już po chwili stała przede mną młoda kobieta. Założyła niesforne loki za uszy i usiadła, krzyżując nogi. Ludzie chyba nazywali ten sposób boreckim, aczkolwiek nie miałem pewności.
Szczeniaki wyraziły nagłe zainteresowanie nienaturalnie wysoką postacią, która zastąpiła ich matkę. Chyba pierwszy raz widziały ją w tej postaci. Przybiegły i zaczęły obwąchiwać gołe nogi Torance, na co ta zachichotała. Po chwili podniosła po kolei każde z nich. Yngvi polizała ją po twarzy.
- Pachniesz jak mama - stwierdził Yvar.
Roześmiałem się. Basiorek przeniósł na mnie skołowane spojrzenie.
- Gdzie mama? - spytał.
Wskazałem ruchem głowy na kobietę. Yvar zmarszczył brwi, po czym niepewnie wtulił się w koszulkę swojej matki.
- Dziwne - mruknął.
- Mama się wydłużyła! - zawołała nagle Yngvi. Ponownie przejechała noskiem po skórze Tori - I wyłysiała.
Torance nie powstrzymała wybuchu śmiechu. Yngvi wyszczerzyła ząbki zadowolona, że znalazła się w centrum uwagi. Yvar mruczał coś pod nosem, trąc pyszczkiem brzuch Tor. Z mojego pyska nie schodził uśmiech. Uwielbiałem takie chwile. Ukochana przechwyciła moje spojrzenie i wskazała dłonią na porzucony agrest.
- Nie licz, że uciekniesz od lekcji. Musisz dzisiaj załapać chociażby podstawy.
- A szczeniaki?
- Nie stanowią problemu.
Nachyliła się, żeby skończyć ustawiać kupki. Włosy wypadły zza jej uszu, co natychmiastowo wykorzystała Yngvi i złapała je w pyszczek. Tor pisnęła głośno. Yvar uciekł z jej brzucha, potykając się o własne łapy. Vi zrobiła wielkie oczy, nadal trzymając w ząbkach rudy lok. Szybko zmieniłem postać i wyciągnąłem go z jej pyszczka.
- Nic nie mów - syknęła Torance.
Uniosłem dłonie w poddańczym geście, uśmiechając się przy tym szeroko.
- Jakżebym śmiał? - Zerknąłem w stronę Yngvi, która właśnie próbowała się cichutko wymknąć. Delikatnie uniosłem kosmyk włosów. - Vi, nie wolno gryźć sierści mamusi, kiedy tak wygląda.
Wilczyca pokiwała energicznie główką i zerknęła w stronę ziemi. Skinąłem, a wtedy zeskoczyła i od razu pobiegła w stronę brata.
- Atak z zaskoczenia! - krzyknęła, powalając go na ziemię.
- Kiedy krzyczysz, nie jest z zaskoczenia - zauważył Yvar, szybko uwalniając się spod łap waderki.
Obserwowałem ich przez moment, kiedy nagle poczułem, że ktoś stuka mnie w ramię. Odwróciłem się tak gwałtownie, że niemal uderzyłem głową o czoło Torance. Kobieta pisnęła cicho i wycofała na bezpieczną odległość.
- Uważaj trochę, co?
W odpowiedzi jedynie wyszczerzyłem kiełki. Tor westchnęła głośno. Wlepiła wzrok w kuleczki i przez chwilę przyglądała się im w skupieniu.
- Zapomniałam, co chciałam z nimi zrobić - stwierdziła w końcu.
Nie zdołałem powstrzymać parsknięcia śmiechem. Tak właściwie to nawet nie próbowałem.
- To nie jest zabawne - mruknęła. Uniosłem brwi. Na twarz Torance wkroczył uśmiech - Dobra, może trochę.
Jeszcze przez moment wpatrywała się w agrest, aż w końcu coś zaskoczyło w jej małej główce.
- Patrz uważnie - nakazała i zaczęła przesuwać kuleczki. Przy każdej z nich głośno mówiła jakąś liczbę. - Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć.
Przerwała. Poczułem na sobie jej spojrzenie, więc niepewnie uniosłem wzrok. Na razie nie było w tym nic trudnego. Miałem jednak przeczucie, że wystarczy kilka chwil, by wszystko się skomplikowało.
Czemu dałem się na to namówić?
Tori wskazała palcem na powstałą kupkę.
- Tutaj jest dziesięć kulek. Domyśliłeś się raczej, że z każdą kuleczką rosła ich liczba - powiedziała, a ja pokiwałem energicznie głową - Spróbuj to wszystko powtórzyć, dobrze?
Westchnąłem i tak jak przed chwilą Tor zacząłem przesuwać agrest. Początek był dobry, co do tego nie miałem wątpliwości. Biorąc jednak pod uwagę ciężkie westchnięcie Tor, gdy dotarłem do "osiemiu", koniec nie był taki piękny.
- Przed ósemką jest jeszcze siedem.
Złapała mnie za dłoń i z pomocą moich palców zaczęła ponownie przesuwać owoce, odliczając przy tym głośno. Zmarszczyłem czoło, próbując zapamiętać prawidłową kolejność.
Ćwiczyliśmy tak całą wieczność. Otrzeźwiła nas dopiero Yngvi, która przypadła do nas, narzekając, że jest głodna. Yvar stał kawałek dalej i gorliwie kiwał głową, potwierdzając słowa siostry. Wobec tego oświadczenia nie mieliśmy wyboru. Musieliśmy przerwać lekcję liczenia. Nawet nie miałem sił udawać, że mnie to nie cieszy. Posiadanie dzieci bywało czasem prawdziwym wybawieniem.

<c.d.n.>