wtorek, 17 września 2019

Od Lind "(Nad)zwyczajne dni w podróży" cz. 2

Wrzesień 2024
Zaczęłam chodzić niespokojnie tam i z powrotem. Najbardziej prawdopodobnym było, że to, co pokazał mi Medalion Wizji jak najbardziej ma odniesienie w rzeczywistości.
Co robić, co robić? Czy istnieje ktokolwiek, z kim mogłabym o tym teraz pomówić? 
Dotarło do mnie, że raczej nie. Nikomu w watasze nie powiedziałam, co stało się na placu w Białym Mieście. Może wreszcie powinnam? A może lepiej jednak nie..?
Stanęłam w miejscu i spojrzałam na Baldora. Strażnicy zdecydowanie NIE MOGĄ się dowiedzieć kim on jest. 
Co teraz, co teraz? Dobra, spokojnie Lind. Freeze jeszcze tutaj nie przyszedł. Na pewno mam jeszcze trochę czasu.
Zaczęłam głowić się nad tym, ile konkretnie potrwa jeszcze wyrok Freeze'a:
Skazano nas na więzienie zeszłej zimy. Mamy teraz jesień. Wróć; początek jesieni. Czyli... czyli... wrzesień. A wtedy był... grudzień albo styczeń. W najlepszym wypadku luty. Skupiłam się, by wyliczyć, ile konkretnie miesięcy minęło. Podczas nauki matematyki dowiedziałam się, że w całym roku mamy ich dwanaście. Zajęło mi to dosyć długo, ale wreszcie obliczyłam, że został rok i trzy miesiące „z hakiem”. Potem Freeze zostanie wypuszczony. Do tego czasu wataha będzie jeszcze dalej. Basior nie będzie w stanie nas znaleźć. Chyba, że użyje magii. 
Kogo ja próbuję oszukać? Jeśli naprawdę mu zależy, na pewno użyje magii, by mnie znaleźć. Będę zmuszona trzymać się blisko watahy... Ale przecież jest tyle sposobów, żeby się przedrzeć. Niewidzialność, teleportacja, kontrola umysłu...
Nabrałam w płuca większy haust powietrza. 
Może przesadzam... Nie jest chyba aż tak OP. Był blisko wygrania pierwszego pojedynku, ale to nie jest tak, że jednym ruchem może wgnieść mnie w ziemię. Pamiętajmy, iż do czasu ewentualnego kolejnego spotkania ja też stanę się potężniejsza. Zwłaszcza, jeśli...
Jeśli opanuję moc Wichury Płomieni.
Rozejrzałam się po okolicy. Tinga nadal nie było nigdzie widać. Muszę z nim o tym porozmawiać. Przemilczę kwestię Freeze'a, ale temat artefaktu trzeba koniecznie poruszyć.
Wrzuciłam Medalion Wizji z powrotem do kosza z moim wyposażeniem. Postanowiłam, że mam dosyć czekania. Znajdę tego Odmieńca sama. Zbliżyłam nos do ziemi i zaczęłam węszyć. Parę razy odniosłam wrażenie, że znalazłam właściwy trop, ale wtedy zapach znikał pośród innych. Nie mogę powiedzieć, że cieszyłam się z tego powodu.
- Co znów zgubiłaś, Pierzasta? - usłyszałam nagle znajomy głos.
Podskoczyłam, jakby ktoś mnie polał ukropem. Odwróciłam się gwałtownie. Miałam teraz tuż przed nosem pysk Tinga.
- Stało się coś? Jakoś dziwnie się zachowujesz – mruknął mrużąc oczy.
Otworzyłam pyszczek, ale nie mogłam wydusić nawet słowa. Nie wiedziałam od czego zacząć. Do tego momentu chyba zdążyłam już zupełnie zapomnieć ze stresu po co chciałam go znaleźć. Odmieniec przez chwilę patrzył na mnie wyczekująco, ale potem znudziło mu się to, więc zaczął własny temat:
- Pierzasta, potrzebuję cię do czegoś.
Nie odpowiedziałam. Spróbowałam przypomnieć sobie, o czym miałam z nim porozmawiać. 
- Pierzasta, słyszysz mnie? Słońce ci przygrzało czy co? 
- Co chcesz? - mruknęłam. 
- Znalazłem wejście do jakiejś jaskini i chcę zobaczyć, co jest w środku – wyjaśnił bardzo powoli Odmieniec. - Niestety przejście blokują głazy, które musiały spaść z lawiną. Chyba jesteś w stanie z tym pomóc, co nie?
- Chyba jestem, chyba jestem... - burknęłam. 
Po co ja się tak stresuję...? Mamy dużo czasu. Nie muszę na gwałt szukać rozwiązań mojego problemu z Freeze'm. Zajęcie się na razie drobnymi sprawami bieżącymi nie zaszkodzi. Całe zamieszanie może poczekać. Mam cały długi rok. 
Ruszyłam za Tingiem. Jednocześnie próbowałam skupić uwagę na świecie dookoła mnie i przestać się przejmować tamtą wizją. Odmieniec podszedł do „swojego kuzyna” i zakomunikował mu, że chce aby on też poszedł. Po krótkiej chwili namawiania, udało mu się zmusić Baldora do wstania z miejsca. Nie wiem, jak Ting to robił; ja nadal nie opanowałam tej sztuki.
Spytałam leżącego nieopodal Passera, czy też nie chciałby iść. Smok oznajmił, że dziś zdecydowanie woli odpocząć, a nie biegać po okolicy. Tak więc, wyruszyliśmy w teren tylko we trójkę. Ting zaprowadził nas w niżej położone, małe przesmyki między skałami. Przez swoją drobną posturę, nie miał problemu z szybkim przemykaniem dalej tą drogą. Tymczasem Baldor ledwo zdołał przeciskać się bokiem, szurając igłami o otaczające nas skały. Byłam pod wrażeniem, że przez całą drogę nie narzekał, nawet popędzany przez Tinga. Niestety ja trafiłam na koniec pochodu, więc musiałam poruszać się tym samym, ślimaczym tempem co większy Odmieniec. Bardzo żałowałam, że nie miałam możliwości wylecenia stąd i wykorzystania drogi powietrznej.
Po jakimś czasie wynurzyliśmy się z powrotem na kawałek otwartego terenu; o długości maksymalnie piętnastu metrów. Przypominało mi to trochę dziedziniec jakiegoś budynku - z każdej strony odgrodzony wysoką, prawie pionową ścianą. Po naszej prawej stronie leżał stos kamieni, o których wspomniał Ting. Dostrzegłam między nimi parę szpar, jednak były zbyt małe nawet dla tego Odmieńca. 
Nagle w oczy rzuciły mi się jakieś rośliny wyrastające z innej szczeliny w skale. Nie wyglądały bynajmniej na pospolite polne kwiaty. Musiałam trochę wytężyć umysł, żeby przypomnieć sobie, gdzie je już widziałam. Odpowiedź brzmiała: targ w Białym Mieście. Na jednym straganie leżał kiedyś identyczny okaz; opisany "Róże Hery". Doszłam do wniosku, że skoro handlarze zbierają te rośliny i sprzedają, na pewno warto zabrać ze sobą kilka kwiatów. Jak postanowiłam, tak zrobiłam, puszczając mimo uszy uwagi Tinga, że miałam pomóc z tymi głazami. Co mu się tak spieszy? 
Skończywszy zbierać kwiaty, złapałam wiatrem pierwszy kamień od góry i zrzuciłam z tego stosu na dół. Tak samo postąpiłam z każdym kolejnym. Wkrótce przyłączył się do mnie jeszcze Baldor. Kilka razy niechcący zrzuciłam jakiś mniejszy odłamek skalny w jego stronę, ale żaden nie zrobił wrażenia na Strażniku Lasu. Pierwsze dwa odbiły się od jego głowy jak piłka, a trzeci został złapany w wielką, szponiastą łapę.

<C.D.N.>

Uwagi: Skąd Lind znałaby takie wyrażenie jak "OP"? Jest to mimo wszystko skrót od angielskiego słowa, istniejący w slangu ludzi. Pilnuj tych pór roku, proszę.