poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Od Lind "Powrót do Białego Miasta"

Maj 2026
Odmieniec cofnął się. Jego ogon zadrżał, a sierść stanęła dęba.
– Nie żartuj nawet, Pierzasta...
Odwróciłam na chwilę wzrok, opuszczając nieco powieki. Zatopiłam łapy w piasku plaży. Próbowałam zignorować zimno rozchodzące się od klatki piersiowej do wszystkich kończyn. Niestety, bezskutecznie.
– To jedyny sposób na dowiedzenie się czegoś więcej.
Ting spoglądał na mnie w oszołomieniu. Nie wiedział jak zareagować, nie spodziewał się takiej propozycji z mojej strony. Jeszcze dziś rano ja też bym nie oczekiwała takiej decyzji. Obiecałam sobie nigdy tam nie wracać, ale... jeśli to miałoby nam pomóc w starciu z Freeze'm...
– Mamy jedno pocieszenie. Jego tam już nie będzie. Widziałam, że wyruszył.
– Wiesz, Pierzasta, że nie martwi mnie tylko Władca Burzy – Ting przykucnął naprzeciwko mnie.
Wyciągnęłam łapy spod piachu. Nabrałam w płuca więcej powietrza.
– Nie jestem już poszukiwanym przestępcą. Postaramy się nie wychylać.
Ting zmrużył oczy. Odniosłam wrażenie, że moje argumenty wciąż go nie przekonywały.
– Skupimy się na Bibliotece – zaznaczyłam. – Znalezienie tam więcej informacji jest tylko kwestią czasu i odrobiny cierpliwości z naszej strony. Przecież tylko tam znaleźliśmy coś, co na pewno odnosiło się do artefaktów.
– Ja to znalazłem, Pierzasta. I zajęło mi to dwa miesiące – Dla podkreślenia swoich słów Ting pomachał przed moim nosem dwoma pazurami.
– Ale szukałeś sam – Odtrąciłam jego łapę. – Teraz będzie nas więcej. Crane z Morganem już postanowili, że lecą, więc pewnie będą mogli nam pomóc...
– Jednooki ledwo składa zdania; gorzej niż niejeden szczeniak! – oponował dalej Ting.
– Douczę go na miejscu.
Strażnik Wichury westchnął ciężko.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że decyzja tamtych wilków nie wpłynęła na moją. Bałam się o naszego podopiecznego, ale też o samego Crane'a. Na początku myślałam o przekonaniu ich do zostania, jednak podejrzewałam, że zabrzmię jak wariatka i paranoiczka. Potem pojawił się w mojej głowie inny pomysł; pojechać z nimi i faktycznie wykorzystać tę okazję do odwiedzenia Królewskiej Biblioteki.
– W takim razie bierzemy ze sobą też Baldora – burknął Ting. – Nie można go zostawić samego.
– Zgadzasz się? – Na moim pysku pojawił się słaby uśmiech.
Odmieniec podniósł z ziemi swoje manatki.
– Nawet gdybym się nie zgodził, nie posłuchałabyś. Przynajmniej mogę polecieć z tobą i cię przypilnować.
Wstałam z miejsca.
– Zaufaj mi.
– A chociaż raz wyjdę na tym dobrze, Pierzasta? – Ting narzucił plecak i ruszył przed siebie. Wracał do miejsca, gdzie zostawiliśmy Baldora.
Potarłam nos, próbując od razu zapomnieć o wbitej przez Strażnika szpilce. Potem, poszłam jego śladem. Może nie będzie tak źle... jeśli będę ostrożna... i nie będę myśleć o więzieniu... może...

Czerwiec 2026
Podróż trwała o wiele krócej, niż ostatnim razem. Prawdopodobnie miało to związek z łatwiejszą organizacją ruchu; smoki nie przewoziły tym razem całej watahy i znaliśmy już drogę. Chyba że tylko odniosłam takie wrażenie, bo obawiałam się miejsca docelowego. Crane, z którym tym razem dzieliłam smoka, wyczuł mój narastający lęk. Pytał, czy może coś zrobić, czy chcę, żeby mi jakoś pomógł, ale za każdym razem odpowiadałam przecząco.
Decyzja zapadła, teraz muszę dźwignąć jej ciężar. A na odwrót już za późno.
Od pierwszego wyjścia na brukowane ulice Białego Miasta, cały czas rozglądałam się za strażą. Miałam wrażenie, że w każdej chwili zza rogu może wyłonić się patrol. To jednak nigdy nie nastąpiło. Chociaż powinno mnie to uspokoić, osiągało całkiem odwrotny efekt. A kiedy nie szukałam wzrokiem uzbrojonych wilków, rozglądałam się za szarym futrem i odbijającym światło lodem.
Crane spytał mnie o te ciągłe zamyślenie i wypatrywanie czegoś w uliczkach. Kazałam mu udawać, że tego nie widzi. Nie chciałam, żeby Morgan zwrócił uwagę na moje zachowanie.
Po co go niepotrzebnie martwić? W końcu.... nie jestem już przestępcą. Na żadnym z nas nie ciążą na razie żadne oskarżenia. A Freeze'a już tu nie ma.
Na razie wszystko jest dobrze...
Nasz podopieczny był zachwycony Białym Miastem; widokami, o których wychowujący się w dziczy wilk nawet nie śnił. Trochę przypominało mi to moją reakcję, kiedy odwiedziłam to miejsce po raz pierwszy. Jednak cieszyłam się, że zwiedzaniem zajmiemy się dopiero jutro. Przez chwilę rozważałam, czy nie znaleźć jakiejś wymówki, przeczekać to w pokoju i iść prosto do biblioteki. Potem jednak odrzuciłam ten pomysł. Postanowiłam walczyć z tym lękiem.
Było do przewidzenia, że nie będę spać dobrze tej nocy. Z tego powodu, opuściłam pokój o wiele później, niż inni. Kiedy wreszcie zeszłam do karczmy, przy jednym ze stolików czekał na mnie Crane.
– Morgan już poszedł na lekcje?
– Już dawno. Chcesz żebym coś ci postawił? – zaproponował wilk.
– Nie... Nie jestem głodna...
– Ani spragniona?
Pokręciłam głową i odgarnęłam grzywkę. Crane nadal patrzył na mnie z zatroskaniem w oczach. Postanowiłam uprzedzić jego pytanie i powiedzieć trochę o tym, jak minęła noc:
– Jak byłam na tej dziwnej granicy snu i przytomności... miałam wrażenie, że jestem znów w celi...
– Wyczułem to... – odparł.
– To po prostu... męczące – Spuściłam głowę.
Crane położył łapę na mojej. Podniosłam wzrok z powrotem na niego.
– Chyba byłbym w stanie ci z tym pomóc... tylko musiałbym wiedzieć, czy się zgadzasz.
Zamrugałam oczami. Nie byłam pewna co ma na myśli.
– Mam w końcu żywioł snu i strachu.
– Muszę się zastanowić – westchnęłam. – Na razie... mamy przed sobą cały dzień.
– Słuchaj, rozmawiałem z innymi wilkami, też z Elvinem... W Białym Królestwie zaszły pewne zmiany – usłyszałam w jego głosie pozytywną nutę.