niedziela, 25 sierpnia 2019

Białe Królestwo: "Nigdy nie wiesz, co się wydarzy" cz. 5

Styczeń 2024 r.
Po sali echem niósł się stukot ciężkich łap uderzających o posadzkę. Postać biegła naprawdę szybko. Król nie stanął przodem do posłańca, a jedynie obserwował odbicie jego sylwetki w szklanej podłodze. Był to Gabriel, najszybszy z jego poddanych. Jego długie ptasie nogi miarowo uderzały o ziemię, a długi dziób niemalże sięgał do czubków jego stóp. W momencie, gdy rozpostarł skrzydła, na podłogę opadło kilka ciemnych piórek.
– Królu! – krzyknął Gabriel. Dopiero wtedy Glory powoli obrócił się w jego stronę. Posłaniec zaczął zwalniać, aż w końcu całkiem przystanął. Dyszał niespokojnie, z trudem łapiąc oddech.
– Cóż się stało?
– Po mieście... niesie się wieść! Że ktosik chciałby na nas napaść i zająć tron. O, tak! – krzyknął, ponownie rozpościerając skrzydła. Król obserwował go bez większego zainteresowania. Gabriel pod wpływem jego iście morderczego spojrzenia pochylił głowę, jakby czyniąc pokłon.
– Zająć tron, powiadasz... – powiedział cicho Glory – Jak według ludu chciałby tego dokonać?
– Tego... tego już mi nie wiadomo, wasza wysokość.
– Skąd zatem ta parszywa wieść wypełzła?
– Z ust mieszczan, panie. Gadają od tym już od samego rańca, ale nikt nie wie, kto ją rozpuścił.
– Strażą straszyć próbowaliście?
– Ano, próbowaliśmy! Nic to nie dało, wasza wysokość. Dalej nic, a nic im nie wiadomo.
– To tyle, co wciągnąć zdołaliście?
– To wszystko, wasza znakomitość.
– Dobrze zatem – Król skinął głową – Możesz wracać do swoich obowiązków. Jeśli cokolwiek nowego dojdzie do twych uszu, lub uszu twoich przyjaciół, masz to natychmiast przekazać dowódcy straży – mówiąc to, wskazał za pomocą głową stojącego dotąd w milczeniu Patricka.
– Tak jest, wasza wysokość – powiedział Gabriel, a następnie skierował się do wyjścia. Tym razem już nie biegł, lecz jego krok nadal pozostawał żwawy. Glory odczekał, aż straż zatrzaśnie za nim drzwi, po czym zwrócił się do dowódcy straży.
– Musicie aresztować wszystkich potencjalnych spiskowców.
– Moi agenci się tym zajmą – potwierdził Patrick, patrząc pustym wzrokiem w przestrzeń.

Białe Królestwo: "Nigdy nie wiesz, co się wydarzy" cz. 4

Koniec grudnia 2023 r.
Hitam zaczął zwalniać.
– Co tak wolno?! Nie masz już siły?! – krzyknął roześmiany Theodore.
Hitam zwiesił głowę.
– Nie, nie o to chodzi. Po prostu... Przepraszam, ale mam trudniejszy okres.
– Co się stało? – Theo nieco zmartwiony podszedł bliżej Alfy.
– Nic takiego... sprawy dorosłych. Nie jestem pewien, co powinienem zrobić w takiej sytuacji.
Maluch przekręcił głowę.
– Jakiej sytuacji?
Hitam spojrzał na niego przelotnie, a później zawrócił.
– Wiesz co? Odprowadzę cię do mamy. To był kiepski pomysł, abym miał się tobą teraz zajmować. Mam inne rzeczy do roboty...
Theo prychnął. Hitam udał, że tego nie usłyszał.
– Mamie też tak będziesz mówić? Żeby się nie wtrącała?
– Od kiedy jesteś taki mądry?
– Od zawsze! – krzyknął maluch, przyspieszając kroku. Znowu biegł. Hitam pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
– Wiesz, że Suzanna trafiła do więzienia?
– Wiem! – odkrzyknął Theo, łapiąc tępymi ząbkami za jakąś wyschniętą gałąź. Wystawała z donicy na schodach czyjegoś domu. Nim zdążył szarpnąć za nią po raz drugi, Hitam chwycił go za skórę na karku i przeniósł o kilka metrów. Maluch westchnął z niezadowoleniem.
– No, Suzanna jest w więzieniu. I co dalej?
– To, że mam wyrzuty sumienia, że kazała mi zostać na wolności. Mamy zakaz spotkań, wobec czego nie wiem, czy powinienem wyprowadzić stąd watahę, czy może jeszcze zostać.
– Mnie się tutaj podoba – odpowiedział dumnie Theo.
– Naprawdę?
– Naprawdę!
Hitam pogrążył się w myślach..
– A mamie i tacie się podoba?
– Chyba tak – Szczeniak wzruszył ramionami.
– A innym członkom watahy?
– Chyba też.
***
Hitam siedział na stołku przy barze, obserwując jak Elvin uwija się nad przygotowywaniem posiłku. Zwieńczając swoje dzieło, zerwał listek bazylii z doniczki i dorzucił na sam czubek kupki ryżu z warzywami. Zaraz potem odstawił talerz tuż przed Hitama. Pachniało nieziemsko. Ochoczo wziął do ręki nóż i widelec.
– Smacznego – rzucił Elvin. Zatoczył koło palcem w powietrzu, a woda prysnęła z kranu za jego plecami, pieniąc się i pryskając we wszystkie strony, jednak nie przekraczając granicy zlewu. Talerze i kubki, wesoło szczękając, podnosiły się i opadały. Plamy brudu i zaschnięte resztki jedzenia schodziły z nich z zaskakującą łatwością.
Hitam patrzył na to jak zaczarowany tylko przez moment, ale zaraz potem zapach ryżu przypomniał mu o obiedzie. Zaczął jeść. Wciąż jednak pobieżnie obserwował zapracowanego karczmarza, który wyglądał, jakby nie zaprzątał sobie głowy niczym, prócz pracy. Hitam nabrał wątpliwości, czy warto mu przeszkadzać.
– Wszystko w porządku? – zapytał nagle Elvin. Hitam uświadomił sobie, że od dłuższej chwili lustruje go dość niepokojącym spojrzeniem.
– Tak, tak... Jest dobrze – Wbił widelec w kawałek gotowanej marchewki. – Tak sobie tylko myślałem... chyba masz wprawę w doradzaniu innym, prawda?
– Tak... sądzę, że tak – Elvin zaśmiał się krótko, nie przestając wycierać szklanego kufla – Choć też zależy o co chodzi.
– Gdybyś był Alfą watahy... Mojej watahy. Chyba ją znasz.
Elvin mu potaknął.
– Co byś zrobił, gdyby aresztowano twoją partnerkę? I nie patrząc na nią kazała ci odlecieć po zakończeniu zimy.
Elvin wypuścił z sykiem powietrze. Odstawił kufel.
– Trudna sytuacja – skomentował karczmarz. Hitam skinął głową, czekając na dalszy werdykt. – Sądzę, że powinno o tym zadecydować stado.
– Stado... – powtórzył pod nosem Alfa.
– Jeśli jednak dostała się na mniej niż rok, moglibyście poczekać.
Hitam potrząsnął głową. Zalała go kolejna fala rezygnacji. 
– Dziesięć lat.
Elvin otworzył usta w zdumieniu.
– Co jest, miśki? – wtrącił nagle jakiś żeński głos. Hitam obrócił w tamtą stronę głowę, poznając w kobiecie Florę.
– Jego żona dostała się na dziesięć lat do więzienia.
– Dziesięć? – powtórzyła Flora, unosząc brwi – Co ona zrobiła? Okradła jakiegoś magnata?
– Trochę spóźniła się z zarejestrowaniem watahy – objaśnił Alfa.
– Ach. No tak. Mają na tym punkcie bzika – zaśmiała się nerwowo księżniczka.
– Można chyba zapłacić jakiś wykup skracający odsiadkę – dorzucił Elvin.
– Można, można – potaknęła Flora, patrząc wyczekująco na Hitama. Przeszły go dreszcze.
– Nie mamy tyle Bellos.
Flora wyglądała na rozczarowaną.
– Może moglibyśmy się dorzucić? – wtrącił Elvin, cały czas obserwując księżniczkę.
– Nie, nie trzeba... – zaczął Hitam, ale Flora mu przerwała:
– Trzeba, trzeba. Słyszałam, że jakaś wasza koleżanka też ma odsiadkę.
– Lind – potwierdził Hitam jeszcze bardziej skwaszony.
– Same z wami kłopoty – Wywróciła oczami rozbawiona Flora – O tej rozróbie chyba słyszało całe miasto.
– Ja nie słyszałem – dorzucił Elvin.
– No to wszyscy, prócz ciebie – Wyszczerzyła się – Co powiesz na pięćset Bellos na wykup Lind i tej twojej żony?
– I drugie pięćset ode mnie – dorzucił karczmarz.
Hitam zbity z tropu spojrzał to na nią, to na niego.
– Naprawdę?
– Nie, na niby – zażartowała Flora. Odpięła brzęczącą sakwę zza pasa i położyła tuż przed Hitamem. – Później doniosę ci więcej. Tylko nie przewal na głupoty. – Mrugnęła do niego okiem.
– Głupio mi...
– Chcesz pozwolić, aby za takie bzdury kisiły się w więzieniu latami? – zapytał Elvin. Hitam potrząsnął głową. – W takim razie zaufaj nam, że to najlepsze wyjście.
– Dziękuję... – powiedział słabo Hitam. Ledwo widział przez napływające mu do oczu łzy.