wtorek, 18 sierpnia 2020

Od Morgana "Szczeniak w wielkim mieście" cz. 2


Czerwiec 2026
– Podobno egzekucje były p... polityczne – wtrącił ten sam szczeniak, co wcześniej. Zerknąłem w jego stronę. Nie znałem go; był z młodszej grupy. Przeraziło mnie, że taki szkrab mówi o tym z lekkością, której ja chyba nigdy nie zdołałbym z siebie wykrzesać. – Widział pan jakąś?
– Masz na myśli publiczne? – zapytał pan Kai.
– Tak, chyba tak. Nie wiem.
Nauczyciel bardzo powoli i bardzo poważnie skinął głową.
– Widziałem.
Moje ciało ponownie zadrżało. Nie potrafiłem wyobrazić sobie takiego okrucieństwa, takiej scenki. Nie przeszkadzało to jednak przerażeniu, krążącego w mojej krwi. Pan Kai rzucił na mnie okiem i to musiało przeważyć szalę; zmienił temat i opowiadał dalej jak filozof wywinął się śmierci i został wyrzucony za bramy miasta, gdzie kontynuował swoją działalność. Ucinał krótko pytania malca, a ja powoli uspokajałem pędzące jak szalone serce.
Dlaczego wilki robiły takie rzeczy?
***
Po zajęciach, tak jak obiecywali rodzice, wybraliśmy się na wycieczkę. Zwiedziliśmy parki, świątynie oraz różne place. Białe Miasto było cudowne w swojej odmienności od mojej małej ojczyzny, jednak nie potrafiłem się tym cieszyć. Niczym przerażające widmo siedziała nade mną wizja egzekucji. Rodzice kilkukrotnie pytali mnie, czy coś się stało. Byli zmartwieni. Zbywałem ich pytania krótkimi odpowiedziami i kontynuowałem swoje rozmyślenia przetykane cichym zachwytem otaczającymi mnie widokami.
W którymś momencie stwierdziłem, że nie wytrzymam tego dłużej. Zerknąłem w stronę rodziców i drżącym głosem zadałem swoje pytanie:
– Mamo, tato... Widzieliście kiedyś egzekucję?
Mama przełknęła głośno ślinę. Wyraźnie widziałem, jak jej gardło drga.
– Um... Ja starałem się ich unikać – odparł tata. Wyglądał na zaskoczonego moim pytaniem. Jego głos był poważny, zresztą jak zwykle. 
Spojrzałem w stronę mamy. Milczała, wpatrzona we własne łapy.
– Widziałam początek... – mruknęła.
– One... One nie są dobre. Nikt nie zasługuje na taki los, prawda?
Mówiłem szybko, nerwowo. Przeczuwałem, że rodzice mi przytakną. Nie przeszkadzało to jednak irracjonalnej obawie, która rozkwitała w mojej głowie. Nadal się bałem. Co jeśli...?
Mama przystanęła. Uniosła łapę i położyła ją na moim ramieniu. Delikatnie i czule.
– Zapamiętaj to, co mówisz – rzekła z porażającą powagą. – bo masz rację.
Tata pokiwał głową. Moje spojrzenie zetknęło się z jego. Patrzyłem w jego spokojne brązowe oczy i na niebieską plamkę. Wyglądała jak kałuża lub mała sadzawka na środku ziemi. Fragment kolorowej mapy, którą moglibyśmy obejrzeć na lekcji historii. Jednak ja widziałem ją teraz. W środku Białego Miasta, w oczach mojego ojca.
– Dlaczego wilki robiły takie rzeczy? – zapytałem, z trudem opanowując drżenie głosu i łap.
– Te egzekucje miały na celu zastraszenie poddanych. Władza odbierała publiczne życie, by pokazać, czym grozi w ich królestwie... nieposłuszeństwo. Te egzekucje... były czymś nadzwyczajnym dla poddanych... Schodzili się, by zobaczyć, co się dzieje, aż w końcu ten widok przestał być dla obserwatora niewyobrażalnym okrucieństwem, a tylko... ciekawym wydarzeniem. – Mama urwała. Patrzyła na mnie, ale miałem wrażenie, że mnie nie widziała. – Nie wszyscy postrzegają wszystko tak samo jak my – zakończyła w końcu.
Zadrżałem. Poczułem, że do moich oczu napływają piekące łzy. Miałem wrażenie, że świat się kręci.
– To okropne – powiedziałem cicho. Mój głos zabrzmiał bardzo słabo.
– Masz rację... Uważaj, Morgan, czasem zbyt łatwo jest stracić wrażliwość na takie rzeczy. "Wystarczy otrzeć się o zło... A zło już tak nie złości"...
Nie odpowiedziałem. Przez jedną długą chwilę staliśmy w ciszy. Łzy spływały z moich oczu, a ciało drżało. Nie chciałem nigdy stracić wrażliwości. Nie mogłem pozwolić, by takie coś miało miejsce. Nie mogłem...
– Chcę pomagać innym, nie ich krzywdzić – zdecydowałem nagle. Kiedy tylko to powiedziałem, wszystko zamarło. Łzy, dreszcze... Czekały na moje kolejne słowa. Moja własna widownia szukająca oznak niepewności, by wrócić. Ale nie znalazła ich. – Myślicie, że mógłbym zostać lekarzem? Leczyć, pomagać wilkom w potrzebie i robić wszystko, aby ich życie... było prostsze? Znaleźć poranionych i im pomóc?
Na pyszczki rodziców wkradły się uśmiechy.
– Morgan, to wspaniały pomysł – pochwalił mnie tata.
Mama poszła o krok dalej; zmniejszyła dzielący nas dystans i pocałowała mnie w czoło. Jej język był ciepły, a gest wypełniony miłością.
– Oczywiście, że mógłbyś nim zostać. To bardzo potrzebna funkcja.
Przytuliłem najpierw ją, potem tatę.
Wokół nas było wielkie miasto, mnóstwo obcych pysków wszelakich stworzeń. Byliśmy też my. Trójka wilków przytulająca się na środku ulicy. Czułem ciepło ich ciał, a krople płynęły po moim pysku. Byłem tak szczęśliwy, że ich miałem...

<c.d.n.>