niedziela, 1 grudnia 2019

Od Asgrima "Zawirowanie liczb" cz. 1

Marzec 2025
- Mam dość.
Moja łapa zawisła w połowie drogi w stronę tułowia Yvara. Zerknąłem na Tori, która gromiła wzrokiem niebieski agrest. Kiedy tylko poczuła na sobie moje spojrzenie, uniosła łeb. W jej oczach tliła się lekka irytacja.
- Czego?
Wilczyca ponownie spojrzała na niebieskawe kulki, po czym wymownym spojrzeniem na mnie oraz Yvara. Następnie, pewnie z przyzwyczajenia, spojrzała w stronę, gdzie powinna stać Yngvi. Mimowolnie przeniosłem wzrok na białą waderkę, która wyśpiewywała coś wysokim głosikiem. Obok niej leżała Elena i chyba przysypiała. Torance odchrząknęła, więc czym prędzej ponownie skierowałem na nią uwagę.
- Czas nauczyć się liczyć - oznajmiła.
Yvar jakimś cudem podskoczył na tyle wysoko, by dotknąć pyszczkiem mojej łapy. Odłożyłem ją z roztargnieniem na piach. Wilczek od razu do niej przypadł i zaczął ją podgryzać.
- Dzieciaki są chyba trochę zbyt małe - stwierdziłem niepewnie.
- Miałam na myśli ciebie.
Uniosłem brwi.
- Mnie?
Przytaknęła.
- Ale... Czemu?
- Jesteś nauczycielem tworzenia eliksirów, a nawet nie znasz dokładnych dawek składników.
Wstałem odpychając od siebie delikatnie Yvara.
- Tatoo - jęknął - Zapasy.
- Poczekaj moment, mały. Mama właśnie obraża tatusia.
Yvar spojrzał to na mnie, to na Torance.
- Stwierdzam tylko fakty.
- Świetnie sobie radzę, dodając rzeczy na oko. No i umiem liczyć.
Tori parsknęła śmiechem. Yvar znudził się obserwowaniem nas i podbiegł w stronę siostry, którą od razu zaczął namawiać na walkę. Między szczeniakami wywiązała się drobna sprzeczka. Nie warto było nawet reagować. Tym bardziej, że miałem teraz na głowie własną.
- Do ilu?
- Do wielu - burknąłem.
Wilczyca pokonała dzielący nas dystans i usiadła tuż naprzeciw mnie. Zadarła łeb najwyżej jak mogła i spojrzała mi prosto w oczy. Mimowolnie się uśmiechnąłem. W takiej sytuacji nie wyglądała na nauczycielkę. Przypominała raczej szczeniaka, który z zaangażowaniem słucha słów opiekuna.
- Zademonstruj - zażądała tonem, który z kolei aż za bardzo skojarzył mi się z Yuki. Powstrzymałem wzdrygnięcie.
- Nie muszę ci niczego udowadniać.
Uniosła brwi. Na jej pyszczek wstąpił lekko drwiący uśmieszek.
- Chcę ci tylko pomóc.
Ugryzłem się w język przed burknięciem czegoś niemiłego. Nie lubiłem, gdy wilczyca wypominała mi rzeczy, których nie opanowałem pomimo upływu lat. Potrafiłem zorientować się, który jest miesiąc i to mi wystarczało. Moje eliksiry były całkiem dobre i bez tej umiejętności. Nie musiałem umieć liczyć, żeby sobie radzić.
Byłem świadomy, że kiedyś, jako maleńki szczeniak, nie miałem większych problemów z nauką tej sztuki. Nawet Zielony przemógł swoją niechęć i mnie pochwalił. Jednak teraz... Znałem jedynie kilka wyrwanych z kontekstu liczb, które zawarte były w przepisach różnych mikstur. Z jakiegoś powodu te pozostały w mojej pamięci nienaruszone, kiedy umiejętności czytania, pisania czy właśnie liczenia zanikły. Wściekłość wściekłością, ale czar Wielkiego Mistrza mógłby być chociaż trochę mniej wybiórczy...
Nauka czytania była frustrująca. Miałem ochotę wyć, czując dziwne wrażenie, że znam znaczenie każdej z liter. Kiedy próbowałem je jednak uchwycić, te odlatywało daleko poza mój zasięg. Nie miałem wątpliwości, że z liczeniem będzie tak samo.
Z drugiej strony... Torance miała rację. Odzyskanie tej zdolności pomogłoby mi tworzyć jeszcze doskonalsze eliksiry i łatwiej wprowadzać w nich poprawki. Słyszałem, że szczeniaki uczyły się podstaw liczenia na lekcjach logiki. Nie było to wiele, ale potrafiły zawstydzić mnie znajomością czysto matematycznych zwrotów, które dla mnie, ich nauczyciela, były całkiem niezrozumiałe.
- Niech ci będzie. Nauczysz mnie? - poprosiłem, unikając jej wzroku.
Na pysk wilczycy wkroczył uśmiech. W tej chwili skojarzyła mi się z przebiegłą lisicą i to nie tylko ze względu na rude futro.
- Z chęcią.
Odwróciła się i złapała delikatnie w pyszczek chustkę z niebieskim agrestem. Położyła ją tuż przede mną. Kulki przesuwały się przez moment wedle własnej woli, jednak Tori szybko poustawiała je z pomocą nosa.
- Ile widzisz kupek? - spytała.
Odetchnąłem z ulgą. Akurat na to pytanie znałem odpowiedź.
- Dwie.
Tori skinęła z zadowoleniem głową.
- O Losie, dobrze, że nie jesteś aż tak głupi.
Prychnąłem.
- Jeśli masz zamiar mnie obrażać, to...
- Przepraszam - wtrąciła, ponownie przesuwając jagody. - A teraz?
- Trzy.
- W porządku. Ile jagód jest w tej? - Wskazała łapą na najmniejszą z nich.
Słaby uśmiech zamarł na moim pysku. Oto nadeszła chwila, w której się pogrążę. Nachyliłem się nad agrestem i z uwagą przyjrzałem kuleczkom.
- Za mało, żeby zrobić z tego cokolwiek - stwierdziłem w końcu.
Moja partnerka westchnęła głośno.
- Miałeś policzyć.
- Ale nie umiem - burknąłem.
- Spróbuj.
Tym razem ja westchnąłem.
- Jeden, dwa, trzy, cztery... - zamilkłem. Do tego momentu byłem prawie pewien, że miałem rację. Jednak co było dalej? - Dziesięć, piętnaście, osiemdziesiąt...?
- Początek był dobry - stwierdziła wilczyca. Nie musiałem jednak zbyt wiele czekać na jakieś "ale" - ale po czwórce jest pięć.
Skinąłem łbem, udając, że zrozumiałem. I nici z miłego popołudnia...

<c.d.n.>