sobota, 21 września 2019

Od Lind „(Nad)zwyczajne dni w podróży” cz. 5

Październik 2024
Moim oczom ukazało się jajo. Błękitne albo turkusowe; trochę trudno to ocenić w tym świetle. Wielkością było zbliżone do wilczej głowy. Miałam prawie stuprocentową pewność, że właśnie natrafiłam na jajo smoka. Zawołałam Asgrima, żeby mu pokazać swoje odkrycie.
– Skąd się to tutaj wzięło? – zdziwił się. Podniósł głowę i przejechał wzrokiem po okolicy. – Smoki przecież nie zostawiłyby swojego niewyklutego pisklaka bez opieki. Prawda? - Spojrzał w moją stronę. Uśmiech zniknął z jego pyska. 
– Tak myślę – mruknęłam. 
Zrobiło mi się gorąco. Wielkie gady wpadną w furię na widok intruzów przy swoim jaju. Natychmiast zbliżyłam nos do ziemi i zaczęłam węszyć. Z ulgą odkryłam, że nie było tutaj zapachu niczego poza wiewiórkami, zającami i jeżami. Po chwili jednak cała sytuacja wydała mi się być tym bardziej dziwna, a przez to niepokojąca. 
– As, poszukaj kogoś, kto oceni okoliczności lepiej niż my – zarządziłam. 
Wilk skinął głową i pobiegł z powrotem do obozowiska. Dobrze, że byliśmy bardzo blisko.
Ja tymczasem ostrożnie przeturlałam jajo spod krzewu. Żałowałam, że nie umiem nawet rozpoznać, z jakim gatunkiem mogliśmy mieć do czynienia. Po kilku minutach Asgrim wrócił. Tuż za nim szedł złotołuski Caesar. Kojarzyłam tego smoka tylko z widzenia. Nikt z naszej watahy nie leciał na jego grzbiecie. Przewoził tych z drugiego stada. Pokazaliśmy naszemu sojusznikowi znalezisko. Stary gad nie krył zdziwienia na widok samotnego jaja. Powąchał je, po czym zakomunikował:
– Jego rodzice zniknęli przynajmniej parę tygodni temu. Ich zapach zatarł się zupełnie.
– Czy mogli je... porzucić? – spytałam.
– Leżało na widoku? – Smok przekręcił odrobinę głowę, spoglądając w naszą stronę. 
– Nie – powiedział As.
– Więc pewnie spotkało ich jakieś nieszczęście. Kto wie, czy nie łowcy – mruknął ponuro Caesar.
Po plecach przebiegły mi dreszcze. Wizja martwych, niewinnych smoków także nie była zbyt przyjemna. Nie mogliśmy mieć do czynienia z obroną osady, czy czymś w tym stylu. Okolica nie była nawet zamieszkana. Może ktoś przybył tutaj specjalnie po to, by zabić tę parę? Zresztą nie wiadomo, czy nie było ich więcej niż dwoje.
– Myślisz, że pisklę jeszcze żyje? - spytał Caesara As, spoglądając na jajo.
Gad położył ostrożnie czubek zamkniętego pyska na skorupce. Chwilę trwał w ten pozycji, po czym podniósł łeb i oznajmił:
– Żyje, ale potrzebuje ciepła.
***
Caesar podpowiedział, by najpierw zwrócić się o pomoc do Verum. Jak przewidział, samica od razu zgodziła się wcielić w rolę przybranej matki i ogrzewać niewyklute pisklę przy okazji każdego postoju. Wyglądała na bardzo rozczuloną losem tego malca. Kiedy już zostawiliśmy jajo z nową opiekunką, Caesar udzielił nam wszelkich niezbędnych wskazówek, jak zająć się tym niewyklutym smokiem, kiedy w pobliżu nie będzie już żadnej dorosłej samicy. Najlepszym sposobem na zastąpienie ciepła matki, miało być zakopywanie jaja w gorącym popiele i zostawienie tak na co najmniej trzy godziny dziennie. Należało także pilnować, by nigdy nie zostało wystawione na mróz.
– W ten sposób powinno się wykluć za parę lat – zakończył wykład Caesar.
– To naprawdę długo... – mruknęłam.
– Zawsze tak jest – podsumował smok i bez pośpiechu oddalił się od nas.
Asgrim także poszedł już w swoją stronę. Planował zobaczyć się z Torance, jak ta tylko wróci z polowania. Ja tymczasem wróciłam do moich towarzyszy. Streściłam im krótko całą sytuację i to, jak znaleźliśmy jajo. Obaj Strażnicy wyglądali na bardzo zainteresowanych moją opowieścią. 
– To będzie smok latający, tak? – spytał Ting.
– Tak twierdzi Caesar – odparłam. 
– Planujesz je "zaadoptować" jako towarzysza, mam rację? – kontynuował. 
– Najprawdopodobniej – Skinęłam głową. 
Ting podniósł wzrok na leżącego nieopodal Passera. Wtedy przypomniałam sobie, że Odmieńce jak dotąd miały okazję oglądać tylko dorosłe smoki. Pewnie perspektywa zobaczenia pisklęcia, szczególnie je zaciekawiła. Jednak trochę jeszcze poczekają... "Parę lat" może zarówno oznaczać dwa, jak i dziewięć lat. 

<C. D. N.>

Uwagi: Przecinki.