czwartek, 25 czerwca 2020

Od Lind „Los zawsze daje szansę” cz. 9


Luty 2025
– Więc ten mały płomyk potrafi coś więcej? – Przyglądałam się szklanemu naczyniu.
– Wiele więcej, Lind. To najczystsza energia żywiołu zamknięta w przedmiocie. Nie co dzień widuje się coś takiego – Babcia położyła się z powrotem. Wystawiła pyszczek poza krawędź łóżka, by nadal widzieć ustawioną na podłodze Wichurę.
– Wyczytałam, że to była robota jakiegoś elfa – oznajmiłam.
– Hm... nie dziwi mnie to. Elfy zawsze miały wyjątkowy talent do magii. Szkoda, że nigdy żadnego nie spotkałam... – mruknęła starsza wilczyca. – Czegoś jeszcze się dowiedziałaś przez ten czas?
– Chyba tylko, że w tym samym czasie powstało kilka artefaktów... – Dawno nie zaglądałam do książki, którą przepisał dla mnie Ting. Nie pamiętałam już szczegółów, więc założyłam, iż nie były one warte uwagi.
– Tak... to się zgadza z innymi źródłami – skwitowała starsza wadera.
Przejechałam łapą po szklanym naczyniu.
– Chyba powinnam już to schować... Ting się wścieknie, jeśli zobaczy, że ruszałam Wichurę bez jego nadzoru.
– Słusznie – przytaknęła Babcia.
Zabezpieczyłam artefakt przeznaczonym do tego materiałem i włożyłam z powrotem do plecaka. Tym razem zwróciłam uwagę na pozostałe przedmioty zapakowane razem ze słoikiem. Było ich zdecydowanie więcej, niż na początku naszej znajomości. Wypatrzyłam fanty, które sama dałam Tingowi na przechowanie, ale pośród nich walały się też mniej wartościowe, przypadkowe znaleziska. Oboje jesteśmy niezłymi kolekcjonerami.
– Mówisz Lind, że nie wierzysz w moc małego płomyka Wichury... – powiedziała Babcia. – Ale zwróć uwagę, że jej Strażnik również nie jest zbyt wysoki.
Spojrzałam w stronę łóżka. Moja opiekunka znów się uśmiechała.
– Nie mam racji? – kontynuowała, widząc, że nie odpowiadam.
– Masz, oczywiście, że masz – Podeszłam bliżej i przysiadłam obok.
– Wiele rzeczy na tym świecie wygląda niepozornie... A jednak niewiele trzeba, by zmienić bieg historii...
Te słowa zabrzmiały jak fragment jakiejś książki. Ciekawe, czy faktycznie nie były cytatem...
– Wiesz, jaka ty byłaś malutka, kiedy cię znalazłam? A też wiele zmieniłaś w moim życiu – Starsza wilczyca przejechała łapą po głowie swojej podopiecznej. Jej pazury prawie zaplątały się w moich potarganych włosach.
– Chcesz mi opowiedzieć, jak z tym było, Babciu? Jak w ogóle mnie znalazłaś? – spytałam.
Starsza wadera chwilę milczała. Nabrała więcej powietrza.
– Dobrze...
Spojrzałam w jej stronę, gotowa wysłuchać tej historii w całości. Dotąd znałam tylko jej urywki; w dużej mierze przekazane mi przez Juana czy Jen.
– Minęło dużo czasu od zakończenia walk, od... odejścia mojego szczenięcia – zaczęła Babcia. – Okolica opustoszała...
– Ale ty zostałaś...
– Sama nie wiem, na co czekałam. Z początku nie widziałam sensu w odejściu. Myślałam, że dam radę zapomnieć o bólu... Ale stan rzeczy się nie zmieniał. Nadal nie mogłam spać po nocach; ilekroć zamykałam oczy, słyszałam za ścianą głosy – starsza wadera westchnęła ciężko. – Był moment, że nie potrafiłam spojrzeć na nic, co do niego należało...
Zrobiła krótką pauzę. Wyglądała, jakby zbierała myśli; być może też cicho walczyła z emocjami.
– Czekanie w samotności nie pomagało. Więc... ostatecznie zrobiłam to, co pozostali... Ale wyruszyłam w innym kierunku. Nie na południe; na północ – Spojrzała w stronę zawieszonej na ścianie mapę. – Zupełnie... jakbym wierzyła, że lodowe pustkowia będą miały w sobie coś, co wreszcie ukoi ból. Teraz widzę, że moja wędrówka nie miała celu. Po raz pierwszy nie wzięłam ze sobą mapy, kompasu... niczego. Kto wie... może nie planowałam wrócić.
Zerknęłam na tę samą mapę. Nie byłam sobie w stanie wyobrazić, przez co wtedy przechodziła moja opiekunka.
– Ale znalazłam coś pośród śniegu. Małą, wołającą o pomoc waderkę.
Odwróciłam pyszczek z powrotem w stronę mojej opiekunki. Dostrzegłam, że w jej oku zalśniła łezka.
– Pamiętam to jak dziś. Chowałaś różowy nosek w łapki; twoje futerko było bielsze, niż śnieg – wspominała Babcia. – To było jak zrządzenie losu, Lind. Przybyłam do ciebie idealnie na czas.
Ponownie wyciągnęła łapę w moją stronę. Przysunęłam się bliżej łóżka, by mogła mnie do siebie przytulić.
– Chciałabym móc ci się jakoś za to odwdzięczyć... – mruknęłam. Zauważyłam, że i mnie zbierało się na płacz.
– Och, Lind... Zrobiłaś to już w dniu, w którym cię znalazłam. Nadałaś wtedy mojemu życiu na nowo sens. Ty dałaś mi powód do powrotu.
Przytuliła mnie jeszcze mocniej; to jest, na tyle na ile pozwalały jej siły.
– Pokazałaś mi, że... nie wszystko stracone... że nadal mogę być dobrym... – Nie potrafiła dokończyć tego zdania.
– Tak – odparłam. – Byłaś dla mnie wspaniałym rodzicem.
Babcia cicho załkała. Objęłam ją obiema łapami.
– Tak szybko dorosłaś, Lind – westchnęła starsza wadera. – Tak szybko...
Pomyślałam znów o tym, jak żyją wilkołaki. Ludzka forma sprawia, że starzeją się wolniej, ale i dorastają wolniej. Mają na wszystko więcej czasu. Jak wiele czasu miałby wilkołak, który jest nieśmiertelny...
Pomyślałam o swoim magicznym wisiorku. Ile już minęło, odkąd zaczęłam go nosić?

<C.D.N.>

Uwagi: Przecinki.

Zdobyto: 22 czerwonych⎹ 21 pomarańczowych⎹ 38 zielonych⎹ 37 niebieskich⎹ 37 granatowych⎹ 22 fioletowych⎹ 10 różowych odłamków

Od Sileenthar "A ja to tej pani nie lubię" cz. 7


Grudzień 2025 r.
Jeszcze nigdy nie zasnęłam na lekcji i gdy w końcu mi się to przytrafiło, jeszcze długo żałowałam, że akurat na lekcji pani Adory. Nauczycielka logiki rozbudziła mnie bardzo niezadowolona i pogroziła, że jeśli zdarzy mi się to znowu, pogada sobie z moją opiekunką. Chcąc nie chcąc przeciągnęłam się z szerokim ziewnięciem, zaszczycona jeszcze jednym ostrzegawczym pomrukiem nauczycielki.
Tak jak kiedyś uważałam, że nauka jest świetna, tak wtedy zaczynałam mieć jej dość. Za jakiś czas do mojego planu zajęć dojść miała jeszcze wilcza historia, o której słyszałam od starszych szczeniaków, że jest nudniejsza od łowienie małży. A przecież i tak miałam do roboty niesamowicie dużo! Chciałam być już dorosła - dorośli robią to na co mają ochotę, sami wybierają sobie stanowiska i mogą do woli eksplorować dżunglę. To niesprawiedliwe, że muszę tak długo czekać! Nie wystarczy być prawie dorosłym? Już nie jestem maluchem!
Zanurzyłam łapki w piasku w ramach cichego rozbudzenia - już nie był taki irytujący jak kiedyś, ale dalej na tyle by pobudzić moją głowę do pracy - i nadstawiłam uszu, by połapać się o czym w ogóle była mowa. Poczekałam w milczeniu aż reszta szczeniaków rozwiąże już zadany problem (a raczej wysłucha serii monologów Adory, co jakiś czas wtrącając jakąś sugestię).
- Na koniec prosta zagadka, bo widzę, że macie już dość - miałam wrażenie, że Adora na mnie spojrzała, bo sierść na karku aż mi się zjeżyła. - Podzielił się nią ze mną jeden z wilkołaków, który większą część życia spędził wśród ludzi i tam też ją zasłyszał. Myślę, że to może być dla was ciekawe urozmaicenie.
Poruszyłam się bez entuzjazmu. Ludzie mi nie imponowali. Gdy Leah albo jedno z rodziców Yngvi przybierało swoją dwunożną postać może i robili się więksi i mieli te całe "kućki" z długimi palcami do trzymania przedmiotów, ale jakby tępieli. Nagle łatwiej było ich zaskoczyć, bo nie słyszeli kroków za sobą ani nie wyczuwali zapachu jak się do nich podchodziło. Nawet z wiatrem! Nieskromnie dodam, że zmysły mam ostrzejsze niż u niejednego wilka, ale nawet w porównaniu z nimi ludzie są pod tym względem praktycznie okaleczeni. Sądząc po tym doszłam do wniosku, że muszą być strasznie głupi - no bo jak, nawet z chwytnymi rękami, przy tak słabych zmysłach poznawać świat?
- Załóżmy, że w watasze są dwie siostry - zaczęła pani Adora. - Jedna z nich jest bardzo chora i nigdy nie wychodzi ze swojej nory. Pewnego dnia... - zastanowiła się. - Morgan znajduje lekarstwo, a wadera zdrowieje.
Morgan mruknął zadowolony.
- Siostry wychodzą na spacer wzdłuż plaży i trafiają na odległy klif, na który postanawiają się wspiąć. Jednak gdy docierają na górę Yvar zrzuca je do wody.
- Ja bym nigdy nie zrzucił do wody dwóch waderek - oburzył się Yvar.
- W zabawie...
- W zabawie też nie! - głos basiorka przesiąkł strachem, tak jakby sama taka możliwość go przerażała.
- W zabawie, ale przez przypadek, Yvar. To nie twoja wina.
Na chwilę zaległa cisza. W duchu się uśmiechnęłam, bo Adora poślizgnęła się na własnym pomyśle.
- Dlaczego tylko jedna z sióstr przeżyła? - zakończyła nauczycielka, już nie tak zgrabnie jak wcześniej.
Wtedy coś przyszło mi do głowy.
- Proszę pani, ale pani oszukuje - powiedziałam hardo.
- W jakim sensie oszukuję, Silee? - odparła nauczycielka powoli przesiąkającym irytacją pomrukiem.
- Powiedziała pani, że usłyszała pani to od wilkołaków, a oni usłyszeli to od ludzi, ale tam nie było Morgana i Yvara.
- Nie przedstawiłam wam tej zagadki słowo w słowo tak jak ja ją usłyszałam - zaczęła tłumaczyć głosem nieco bardziej monotonnym niż zwykle. - Zmieniłam szczegóły, żebyście mogli łatwiej ją przyswoić i zrozumieć. Powinnaś sama do tego dojść, na drodze dedukcji. Tego właśnie się tu uczymy.
Poczułam się głupio, zwłaszcza nie mając pojęcia czym ta droga dedukcji w ogóle jest, ale postanowiłam pójść w zaparte. Wszyscy pewnie pomyśleli o tym samym, ale tylko ja miałam dość odwagi by powiedzieć to na głos! Wcale nikt na mnie nie patrzył...
- Ale powinna pani nam o tym powiedzieć, a nie skłamać, że usłyszała to pani od wilkołaków - odparowałam
Pani Adora westchnęła tak cicho, że chyba tylko ja usłyszałam.
- Silee, nie skłamałam. Ogólny zamysł zagadki w żaden sposób się nie zmienił...
- Zatajenie części prawdy to też kłamstwo!
- Dosyć. - ucięła krótko, na co fuknęłam niezadowolona.
- Mamo? - wtrąciła cicho Nikaella.
- Słucham - wadera straciła zainteresowanie mną.
- Czy możesz powtórzyć tę zagadkę? Bo ja chyba zapomniałam.
Pani Adora powtórzyła i do końca lekcji szukaliśmy dla niej rozwiązania. Miałam mnóstwo świetnych pomysłów, ale każdy odrzucała z jakiegoś błahego powodu. A jakie było rozwiązanie?
Chora siostra nie umiała pływać.
Nie cierpię logiki.

<C.D.N.>

Uwagi: brak.

Zdobyto: 1 czerwonych⎹ 30 pomarańczowych⎹ 28 zielonych⎹ 13 niebieskich⎹ 3 granatowych⎹ 25 fioletowych⎹ 1 różowych odłamków