sobota, 27 czerwca 2020

Od Lind „Los zawsze daje szansę” cz. 10


Luty 2025
Obróciłam w łapach dziennik, w którym lata temu po raz pierwszy przeczytałam o Wichurze Płomieni. Moja obsesja na punkcie "wielkiej podróży" zaczęła się właśnie od niego. Nie spróbowałam go otworzyć; okładkę obwiązano sznurkiem, by przetrzymać na miejscu luźne strony.
– Dla jasności... nie podsunęłam ci go specjalnie – powiedziała Babcia.
– Domyślam się – odparłam, odkładając omawiany przedmiot z powrotem na półkę. – Ale... czemu nie próbowałaś mnie powstrzymać przed tą podróżą?
– Sęk w tym, że próbowałam, ale bezskutecznie – westchnęła starsza wadera. – Więc nawet tego nie zauważyłaś.
Zmarszczyłam czoło. Nie mogłam sobie przypomnieć żadnej sytuacji, w której Babcia odradzałaby mi wyruszenie. Zaczęłam się zastanawiać, ile miałam miesięcy, jak zaczęła się moja obsesja. Na pewno umiałam już wtedy czytać; w końcu notatki o artefakcie odkryłam sama.
– Nie mogłaś po prostu mi tego zabronić? – Odwróciłam się w jej stronę. – Jako rodzic...
– Myślałam o tym. Potem jednak zrozumiałam, że to twoja świadoma decyzja.
Pokiwałam głową. Wtem dostrzegłam wystający spomiędzy książek wymięty skrawek papieru. Wyciągnęłam go stamtąd i rozłożyłam. Była to mapa okolicy; sięgająca daleko za zakole naszej rzeki. Przeniosłam swoje znalezisko bliżej łóżka Babci.
– Gdyby była odrobinę większa, tu już zaczynałyby się tereny mojej watahy – Zastukałam pazurem w kawałek podłogi poza mapą. – Znaczy... dawne tereny.
– Dlaczego się przenieśliście? – spytała Babcia.
– Sama nie wiem, jak to opisać. Najpierw były wichury, potem powodzie... Albo na odwrót – zawahałam się. Mało już pamiętałam z tamtego okresu. – Wiem że koniec końców zwierzęta i rośliny zaczęły się zmieniać pod wpływem... deszczu. Nikt nie był w stanie tego wyjaśnić.
– Hm... I wtedy podjęliście decyzję o przeprowadzce, tak?
– Tak. Pomogły nam w tym smoki – Uśmiechnęłam się lekko, wspominając Passera. Nadal żałowałam, że nie zdecydował się z nami zostać.
– Ile trwała podróż?
– Miesiące... może nawet lata... – Podniosłam wzrok w stronę sufitu. Niezwykłe, że jedno zaklęcie wystarczyło, żeby tu wrócić w ciągu sekundy...
– Zatrzymaliście się w jakimś ciekawym miejscu?
Nie odpowiedziałam. Luty... Jest teraz luty... Wtedy był grudzień...
– Lind? – usłyszałam znów głos mojej opiekunki.
– Co? – Spojrzałam na nią. – Co mówiłaś?
– Pytałam czy... Lind, dobrze się czujesz? – Babcia wyglądała na zmartwioną.
– Ja...
Moja opiekunka zawiesiła na mnie badawczy wzrok. Nie mogłam mu się długo opierać.
– Podczas... jednego z postojów spotkałam Freeze'a – wyznałam.
Babcia uchyliła pyszczek ze zdziwienia.
– Chcesz mi o tym opowiedzieć, kochana?
– Chyba... chyba muszę – westchnęłam ciężko. – Nadal nie daje mi to spokoju.
– Zamieniam się w słuch.
Spojrzałam w stronę drzwi w obawie, że i tym razem czatuje tam Ting. On nie wiedział wszystkiego o wspomnianym zajściu. Nie znał tożsamości wilka, z którym walczyłam, zanim trafiłam do więzienia.
Uspokoiły mnie dopiero głosy dobiegające z głównej izby. To znaczyło, że odmieniec nadal był zajęty grą z Haslaye. Mogłam więc spokojnie opowiadać:
– Spotkałam go w... Białym Mieście... jakoś tak się to nazywało...

<C.D.N.>

Uwagi: brak.

Zdobyto: 12 czerwonych⎹ 6 pomarańczowych⎹ 21 zielonych⎹ 7 niebieskich⎹ 17 granatowych⎹ 0 fioletowych⎹ 7 różowych odłamków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz