piątek, 3 lipca 2020

Od Torance "Turyści z mapą w kamieniu" cz. 4


Początek stycznia 2025
Spojrzałam raz jeszcze na ścieżkę, którą prowadziła nas Lind. Z pewnością była prostsza od niemal pionowej ściany, po której wspinał się Kai oraz kilka innych wilków. Nie była jednak aż tak bezpieczna jak chciałabym. Dla dorosłego wilka nie stanowiła problemu (nawet z moim wzrostem), ale chyba wolałabym, żeby moje szczeniaki nie zapuszczały się tu same. Na myśl o innych wilkach odwróciłam się i spojrzałam na nich. Tak jak myślałam, Kai nie porzucił swojego pomysłu. Dayle i Grivina chyba postanowiły obejść skałę dookoła, bo zbliżały się niebezpiecznie w stronę dżungli, cały czas mając u swojego boku ścianę klifu. Z tej wysokości wydawały się malutkie.
Przekrzywiłam łebek. Wszystko wskazywało na to, że nasza droga będzie najlepszą z możliwych. Uświadomiłam sobie, że w związku z tym powinniśmy chyba powiadomić o tym Claytona oraz pozostałych członków grupy. Od razu zwróciłam na to uwagę moim towarzyszom.
– Nie mamy pewności, czy Pierzasta znalazła dobrą drogę. Dopóki nie wdrapiemy się na szczyt, nie ma sensu zawracać głowy Podobnemu.
– Tak, chyba masz rację – mruknęłam, opuszczając nieznacznie uszy.
Od tego momentu nie wychodziłam już z żadnymi propozycjami tego typu. Marsz na szczyt klifu minął nam na raczej mało zobowiązujących rozmowach. Typowe rozmowy przyjaciół, chyba tak mogłabym to określić. Cieszyłam się, że mogłam tego dnia spędzić trochę czasu z nimi. Ostatnio byłam tak zajęta Yvarem i Yngvi, że naprawdę mało rozmawiałam z Lind, Leah i Tingiem. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo mi tego brakowało...
Kiedy weszliśmy na szczyt, moje boki pokrywało kilka zadrapań, które pozostawiły po sobie jakieś ostre krzaki. Nie były uciążliwe i nawet nie zwróciłabym na nie uwagi, gdyby nie Lind, która od chwili kiedy je zauważyła, starała się usuwać wszystkie przeszkody z pomocą wiatru. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu; Lind była czasem tak kochana...
– Chyba możemy już wskazać tę drogę Claytonowi i reszcie – powiedziałam, wskazując na pozostałe wilki. Jeśli wcześniej wydawały się małe, tak teraz były malutkie. Trochę zakręciło mi się głowie, kiedy tak na nich patrzyłam. Odwróciłam łeb i zobaczyłam, że Lind rozstawia skrzydła. Jednak nim zdążyła poderwać łapy z ziemi, przerwał jej wrzask Tinga:
– HEJ, PODOBNY, PIERZASTA ZNALAZŁA ŚCIEŻKĘ!
Skrzywiłam się, a Lind prawie straciła równowagę.
– Musisz tak krzyczeć? – burknęła, odgarniając grzywkę na bok. Opadła jej na oczy w taki sposób, że pewnie nic nie widziała.
Odmieniec jedynie wzruszył ramionami.
– Chciałem mieć pewność, że mnie usłyszy – odparł, po czym wskazał długą ręką na basiora – Chyba każe ci przylecieć, Pierzasta.
Moja przyjaciółka mruknęła coś pod nosem, czego nie zrozumiałam, po czym zleciała na dół. Widziałam jak rozmawia o czymś z dowódcą, po czym ten zawołał resztę grupy. Lind ponownie wskazała ścieżkę. Widziałam jak porusza pyszczkiem, rozmawiając o czymś z wilkami. Szybko jednak zniknęli z mojego pola widzenia za jakąś skałą.
Obróciłam łebek i rozejrzałam się z zainteresowaniem po szczycie klifu. Pierwszym, co zauważyłam, była wielka plaża po jego drugiej stronie. Byłam trochę zawiedziona; liczyłam, że będzie tam coś znacznie ciekawszego niż kolejne połacie złotego piachu. Dopiero po chwili zauważyłam rzekę, która uchodziła w bardzo rozłożysty sposób do morza.
Ting musiał zauważyć, co tak przyciągnęło mój wzrok, bo wskazał ją swoim szponem i powiedział coś o jakiejś Delcie.
– Tak nazywa się ta rzeka? – zapytałam, marszcząc brwi.
Odmieniec od razu potrząsnął głową.
– Delta to u j ś c i e rzeki, które ma kilka odnóg. Jej nazwa musi brzmieć całkiem inaczej.
– Skąd w ogóle to wiesz?
– To oczywiste – odparł jedynie, a ja westchnęłam i, nie chcąc kontynuować rozmowy na ten temat, podeszłam do ściany, z której nadchodziło czyjeś postękiwanie. Słyszałam jednak, że Ting idzie tuż za mną.

<c.d.n.>

Zdobyto: 7 czerwonych⎹ 22 pomarańczowych⎹ 27 zielonych⎹ 26 niebieskich⎹ 23 granatowych⎹ 15 fioletowych⎹ 6 różowych odłamków

Od Morgana "Broń się" cz. 4


Październik 2025
Zastrzygłem uszami, co sprowadziło na mnie spojrzenie nauczycielki. Miałem wrażenie, że jest zadowolona, że w końcu nawet ja zainteresowałem się tematem. Nie miałem jednak pewności; wyraz jej pyszczka nie zmienił się ani odrobinkę.
– Odchodzimy jednak od dzisiejszego tematu. Tym, o czym mówiłam, możemy zająć się na kolejnych zajęciach.
Ledwo powstrzymałem jęk. Nie chciałem wracać do tych głupich póz obronnych! To, o czym mówiła  przed chwilą brzmiało o wiele ciekawiej. Czemu musieliśmy zajmować się akurat obroną dotyczącą starcia? To było bardzo niesprawiedliwe!
– Yvar i Kaiju przyjmują w gruncie rzeczy poprawne pozycje. Jedynie Kaiju jest przy tym nieco zbyt spięty. Można jednak założyć, że jest to wina tego, że w rzeczywistości nie spodziewa się żadnego ataku – zaczęła nauczycielka, a ja już tylko czekałem, kiedy tylko wypomni mi mój brak wiedzy. Zacisnąłem powieki i oblizałem nerwowo pyszczek. Nie chciałem na nią patrzeć w takiej chwili. – Przykro mi, Morganie, że nawet nie spróbowałeś na podstawie tego, co było już powiedziane na lekcji lub nie zgłosiłeś mi swojej niewiedzy, a za to bezmyślnie kopiowałeś ruchy swoich kolegów. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy – dodała surowym tonem.
– O-oczywiście. Już nie będę – powiedziałem od razu, niepewnie otwierając oczka. Zobaczyłam akurat, jak pani Navri kiwa głową. Podniosło mnie to troszkę na duchu.
– Arrow, mogę cię prosić? – Wilczyca zwróciła się do najstarszego z naszego grona samca, który skinął łbem i podszedł do nauczycielki. – Proszę teraz, żebyście uważnie obserwowali moje ruchy. Arrow, spróbuj mnie zaatakować.
Basior niezwłocznie to zrobił, co szybko ujawniło, że słowo "spróbuj" było w tym wypadku bardzo trafne. Pani Navri z niezwykłą łatwością wykonała unik. Widząc jej szybkość, zdałem sobie sprawę, że w legendach o niespotykanych umiejętnościach naszej Alfy, mogło tkwić więcej prawdy, niż kiedykolwiek przypuszczałem.
Arrow jeszcze kilkukrotnie próbował zaatakować nauczycielkę obrony, jednak nie miał najmniejszych szans. Samica robiła uniki, blokowała jego ataki i zmuszała go do odsunięcia się, ani razu nie przejmując inicjatywy. Ja natomiast siedziałem z rozdziawionym pyszczkiem. Bardzo dobrze wiedziałem, że nigdy nie będę umiał zrobić czegoś takiego jak ona.
Następnie Navri zaczęła nam pokazywać bardzo powoli każdy ruch jaki wykonała. Nie wyglądały na bardzo skomplikowane, co nie zmieniało tego, że w chwili gdy mieliśmy je odtworzyć, moje łapy się plątały, a nauczycielka nieustannie zwracała mi uwagę, że zapominam o ich ugięciu. Jak miałem o tym pamiętać, skoro byłem skupiony na próbach powstrzymania upadku?
Kaiju i Yvar nie mieli takich problemów, co trochę mnie bolało. Lubiłem być w czymś dobry, a teraz... Minęło bardzo dużo czasu nim załapałem. O wiele za dużo. Na swoją obronę miałem jedynie to, że pani Navri była bardzo wymagająca i wytykała nam wszystkim każdy najmniejszy błąd. Jeden znalazła nawet u Arrowa!
– Miałam w planach, żebyście spróbowali je zastosować w praktyce, jednak myślę, że warto byłoby przełożyć to na kolejne zajęcia. Dzisiejsza lekcja dobiega końca, więc nie widzę sensu w rozpoczynaniu kolejnej rzeczy. Myślę, że dzisiaj możecie się szybciej rozejść – powiedziała w pewnym momencie.
Zagryzłem polik. To była moja wina! Moja i mojego całkowitego braku umiejętności. Jejku, było mi tak wstyd!
Zerknąłem na swoich kolegów. Kaiju wyglądał na odrobinę smutnego, jednak przyznał rację nauczycielce. Było to coś niespotykanego do tego stopnia, że miałem wrażenie, że się przesłyszałem! Czując na sobie mój wzrok, basiorek spojrzał na mnie i wyszczerzył ząbki.
Natomiast Yvar... Musiał być naprawdę niezadowolony. Cały czas mierzył mnie zirytowanym spojrzeniem. Szybko odwróciłem wzrok i pożegnawszy się z panią Navri, odszedłem z Kaiju na bok. Mieliśmy naprawdę wiele do omówienia! I to najlepiej z dala od tego basiorka!

<c.d.n.>

Zdobyto: 28 czerwonych⎹ 17 pomarańczowych⎹ 18 zielonych⎹ 2 niebieskich⎹ 26 granatowych⎹ 2 fioletowych⎹ 4 różowych odłamków