poniedziałek, 2 marca 2020

Od Sileenthar "A ja to tej pani nie lubię" cz. 1

Lipiec 2025 r.
- Będę się uczyć polować? - pisnęłam zachwycona i podskoczyłam, rozchlapując wodę, w której brodziłam po kostki. - I będę umiała tak jak ty i inne wilki?
Leah na chwilę zamilkła, szurając nogami w piachu. Trochę dziwnie było tak iść obok, gdy była człowiekiem. Jest wtedy jeszcze większa i chodzi tylko na dwóch dziwacznych łapach. I w ogóle nie ma futra! Czasami dziwiłam się, że nie jest jej zimno jak pada deszcz. Mi było praktycznie bez przerwy, tak szybko przemakało mi futerko. A wtedy padało prawie bez przerwy, robiąc fatalny szum. Jedyna zaleta tej okropnej sytuacji (pory deszczowej) była taka, że mokry piasek aż tak mnie nie denerwował.
- Tak - odpowiedziała. - A nawet myślę, że będziesz lepsza. Ja jak dotąd nie polowałam na kraby.
- To co ty tu jadłaś? - parsknęłam. - Tylko ryby?
- Nie zawsze tu mieszkałam - mruknęła zamyślona.
- A gdzie mieszkałaś? - skierowałam ku niej uszy zaintrygowana.
- Opowiem ci jak wrócisz. Już prawie jesteśmy.
- No ale zdążysz!
- Później - ucięła krótko.
No niezbyt mi się to spodobało, ale już wiedziałam, że nie warto za bardzo naciskać. Bo jeszcze w ogóle nic nie powie! Poza tym nie będę się kłócić z mamą gdy widzą nas inne szczeniaki. To obciach!
Ja też już je słyszałam. Kilka waderek i basiorków, wyczułam też jakąś starszą wilczycę. Nauczycielka! Bez zastanowienia podbiegłam do grupy.
- Cześć! - wykrzyknęłam.
Szczeniaki zamilkły. Przez chwilę słyszałam tylko siekący plażę deszcz i przyciszone głosy mojej opiekunki i nauczycielki polowania.
- Cześć - odparło parę wilczków.
Dużą część z nich skojarzyłam po zapachu. Czasami mogliśmy się nawet bawić, ale jakoś się tak złożyło, że jeszcze z nikim dłużej nie rozmawiałam. No dobra, nawet nie pamiętałam jak się nazywają.
- Jestem Silee - tak na wszelki wypadek postanowiłam się przedstawić. Żeby nikomu nie było głupio, jeśli też nie pamięta. - Ktoś jeszcze ma przyjść?
- Nie ma jeszcze mojej siostry - mruknął jakiś starszy szczeniak, jeden z tych, których w ogóle nie kojarzyłam.
- Nie przychodzicie razem? - usiadłam na piasku i owinęłam ogon wokół łap, bo miałam wrażenie, że trochę drżą z zimna.
- Ostatnio nie.
Zrobiło się dziwnie cicho. Po grzbiecie przebiegł mi dreszcz, po części przed deszcz, a po części przez tę ciszę. Miałam wrażenie, że szczeniaki się na mnie gapią, no ale nie miałam jak tego stwierdzić. Spojrzenia podobno można wyczuwać, ale co jak samemu nie umie się patrzeć?
- No co jest? - zaryzykowałam.
- Co ci się stało w oczy? - spytała ostrożnie waderka, z którą chyba nawet kiedyś się przepychałam.
Poczułam jak moje przemoknięte futerko jeży się, a we mnie wzbiera złość.
- Dlaczego każdy mnie o to pyta? - fuknęłam. - Nie działają. Są z e p s u t e.
- Czyli ty mnie nie widzisz? - parsknęła z niedowierzaniem ta sama waderka.
- Niczego nie widzę - prychnęłam, zadzierając głowę.
Po tym jak to powiedziałam już jakoś łatwiej się nam wszystkim rozmawiało. W końcu poznałam ich imiona (pierwszy basiorek to Chase, razem ze swoją bliźniaczką najstarszy z naszej grupy, a waderka - Yngvi), Leah sobie poszła, a reszta grupy w końcu dotarła na miejsce. W międzyczasie deszcz trochę osłabł, za to wzmógł się wiatr i kropelki zaczęły uderzać od boku. Fale zaczęły się też głośniej przewalać po piachu. To było nawet fajne. Piasek cały czas pozostawał mokry i nie drażnił tak opuszek.
- A mieliście już lekcje z tą panią? - zapytałam, gdy pani nauczycielka zrugała jakąś spóźnialską. Coś szorstkiego jej głosie sprawiło, że poczułam się jakby to mnie pouczała. I to sto razy głośniej.
- Tak - odparła zniżonym głosem Eunice, waderka o bardzo dziwnym zapachu. - To Yuki. Jest straszna.
- Naprawdę bardzo straszna?
- Koniec pogaduszek. - Yuki podeszła do naszej grupy, głośno stąpając swoimi wielkimi łapami. - Dzisiaj łowimy ryby.
- Proszę pani? - ożywił się Chase.
- Słucham? - Yuki brzmiała na znudzoną.
- Czy nie możemy przesunąć tego na jakiś pogodniejszy dzień?
Gęsty ogon nauczycielki przesunął się po piachu. Chase drgnął i przestąpił z łapy na łapę. Yuki musi mieć naprawdę straszne patrzenie!
- Nie widzę takiej potrzeby - odparła trochę lekceważąco - Większość z was już wie jak chwytać ryby. Podzielcie się na dwie grupy i do końca lekcji spróbujcie złapać ich jak najwięcej.
Zrobiło się zamieszanie. Niezbyt wiedziałam co ze sobą zrobić, bo w końcu jeszcze nigdy nie łowiłam ryb. Pomyślałam, że zostało mi chyba zwrócić się do nauczycielki, ale na samą myśl o tym poczułam jakby coś przewróciło mi się w brzuchu. Mówili, że jest straszna, no ale coś zrobić musiałam! Zacisnęłam zęby i mimowolnie jeżąc się na całym grzbiecie, podeszłam do Yuki:
- Proszę pani, bo ja jeszcze nie umiem...
- Dołącz do którejś grupy - przerwała mi. - Pokażą ci jak łowić ryby - Troszkę zeszła z tonu. - Jeżeli pomimo to będziesz mieć jakiś problem, zgłoś się do mnie.
Mruknęłam coś na potwierdzenie i odwróciłam się do szczeniaków. Słyszałam już dwie głośne gromady, powoli oddalające się w stronę szumiącego morza. Przez chwilę nasłuchiwałam, a gdy udało mi się rozróżnić parę głosów najfajniejszych wilczków, szybkim krokiem ruszyłam w ich stronę.
- Hej! - zawołałam na nich. - Mogę iść z wami?
- Pewnie - odpowiedział Chase.
- Chodź - odparła Yngvi.
Potruchtałam do grupki, szurając pazurkami w mokrym piasku. Przeszło mi przez myśl, że taki jest naprawdę fajny.
- A-a pokażecie mi jak łowić te ryby? Yuki powiedziała, że już umiecie.
- Jeśli chcesz, mogę ci pokazać - powiedział Emerald. - O, tam jest dużo ryb. Było dużo na ostatniej lekcji.
- Tam, czyli gdzie?
Emerald mruknął coś i przestąpił z łapy na łapę, zupełnie zbity z tropu! No bo ja przecież nie widzę gdzie!
- Może po prostu chodź za mną. - burknął niepewnie i szturchnął mnie ogonem, tak jakbym nie usłyszała.
Weszliśmy do wody po kostki, niedaleko reszty naszej grupy, która teraz umilkła - może nie chcieli wystraszyć ryb. Teraz deszcz ciął nie tylko z góry, ale też od dołu, ochlapując łapy niemal po łokcie. Emerald zatrzymał się.
- Ale ty przecież nie widzisz ryb - fuknął trochę zdenerwowany.
- Nie widzę i co? - skierowałam uszy ku tyłowi.
- To jak ty chcesz je łapać, skoro ich nie widzisz?
- No... Tak jak wy... Tylko nie patrząc.
Basiorek parsknął śmiechem.
- Ale tak się nie da!
Poczułam jak zawrzała we mnie złość. Przecież on miał mi pokazać jak to robić, a od początku wiedział, że nie widzę!
- Poradzę sobie sama - prychnęłam.
Specjalnie ochlapałam wilczka i zanurzyłam się aż po szyję. Już wiele razy czułam jak rybki przepływają koło moich łap. Wystarczy je wtedy tylko docisnąć do podłoża i wyrzucić na brzeg! Znieruchomiałam i czekałam, aż jakaś podpłynie. Krople deszczu uderzające o powierzchnię wody trochę mnie rozpraszały. Trochę się bałam się, że przeoczę rybę albo pomylę z nią jakieś drgnięcie od tych kropli. Wkrótce zaczęło robić się strasznie zimno.
W końcu coś poruszyło się z mojej prawej strony. Natychmiast wyciągnęłam tam łapę, by złapać rybę, ale nie wzięłam pod uwagę tego, że woda spowolni mój ruch. Ledwie musnęłam koniec jej ogona - uciekła!
- Robisz to źle - westchnął Emerald.
- Niby co, mądralo? - warknęłam.
- Musisz łapać rybę zębami - kłapnął szczęką na potwierdzenie swoich słów. - Łapą nigdy ci się nie uda.
- Mam zanurzyć głowę? - na samą myśl o tym zmroziło mnie.
- Tak, no i co?
- Ale pod wodą nie można oddychać!
- To wstrzymaj oddech, głupia!
- Nie jestem głupia!
- Jesteś!
- Nie!
- Po prostu coś złów i tyle - parsknął. - Ja idę do reszty.
Odszedł, jak gdyby nigdy nic. Cała się trzęsłam ze złości, a może zimna? Miałam ogromną ochotę usłyszeć co będzie miał mi do powiedzenia, gdy uda mi się coś złapać po swojemu, ale każda kolejna próba kończyła się niepowodzeniem. Czułam, że jak tak dalej pójdzie, to będę musiała pójść poprosić o pomoc Yuki, ale to tak jakby przyznać się do porażki!
Postanowiłam jednak wypróbować sposób Emeralda. Poczekałam, aż zbliży się do mnie kolejna ryba. Trwało to dość długo, bo chyba już sporo ich spłoszyłam, ale w końcu jakaś się pojawiła - ogromna, z wydłużonym ciałem i... chyba długą płetwą grzbietową, bo bardzo dziwnie zachowywała się woda, przez którą właśnie przepłynęła. Spływała wzdłuż jej ogona jakby coś ją przecięło. Krótkie uderzenia płetw zbijały dwa rozdzielone strumyki w jednolitą, płynną masę.
Wstrzymałam oddech i zanurzyłam głowę. Woda zaczęła wpływać mi do nosa i drażnić gardło, ale już złapałam rybę w zęby, już miotała mi się w pyszczku. Wyrzuciłam ją na brzeg i zaniosłam się kaszlem. Wyplułam trochę słonej wody i wyszłam na brzeg. Sięgnęłam łapą do swojej zdobyczy. Naprawdę tam leżała! Udało się!

<C.D.N.>