poniedziałek, 24 czerwca 2019

Od Lind "Przecież to takie żałosne" cz. 2

Koniec grudnia 2023
Zapadł zmrok. Snop światła słonecznego, który wpadał przez wąskie okno naprzeciwko naszych cel, zniknął. Wówczas do korytarza wkroczył inny wilk; prawdopodobnie strażnik z nocnej zmiany. Pokonując długość tej części fortyfikacji, mierzył wszystkich czujnym i uważnym spojrzeniem. Kiedy tak mijał kolejne cele, zapalał także pochodnie; oczywiście na odległość. Widok, jak ktoś inny używał swoich magicznych zdolności, kiedy ja nie mogłam, nie należał do przyjemnych.
Co chwila dało się słyszeć innych osadzonych, jak rzucali do strażnika różnego rodzaju komentarze. Jedni mówili, że są niewinni, kolejni, że już dawno powinni zostać wypuszczeni. Zdawało mi się też, że słyszałam, jak ktoś próbował namówić strażnika, by ten go wypuścił. Zapewniał, iż absolutnie nikt się nie dowie i tak dalej... Oczywiście pilnujący porządku wilk nie zareagował w żaden sposób. Po zakończonym obchodzie, po prostu zawrócił i zniknął nam z oczu za zakrętem. 
Wciąż wszystko ściskało mnie od środka. Podejrzewałam, że to nadal z nerwów; ewentualnie z głodu. Nie wiedziałam, kiedy ostatni raz cokolwiek jadłam. Planowałam wieczorem znów wprosić się do Crane'a na kolację wyczarowaną z Naszyjnika Pożywienia. Teraz chyba mogę już na dobre zapomnieć o tym świeżym, ciepłym posiłku. 
Na dnie stojącej obok wiadra miski znalazłam kilka kostek. Na tej podstawie mogłam przypuszczać, że więźniowie w istocie dostają tutaj jakiekolwiek jedzenie. Ale co do porcji i jakości... pewnie nie można oczekiwać zbyt wiele. 
Ciekawe, czy skazanych na śmierć też nakarmią przed egzekucją... Nie... Nie, nie, nie... Nie mogę o tym myśleć... 
Zaczęłam znów drżeć ze strachu. 
Za dużo myślę... Za dużo... 
Zrobiło mi się niedobrze i jeszcze słabiej. Do tego w dalszym ciągu chciało mi się pić. Podjęłam kolejną próbę wzięcia łyka z wiadra i to był błąd. Skończyło się na tym, że prawie zwymiotowałam. 
- Jeśli woda jest zatęchła, powiedz o tym strażnikowi - usłyszałam. 
- Co? - podniosłam wzrok w stronę głosu. Tak skupiłam się na martwieniu o własny los, że prawie zapomniałam, kto siedział w celi obok. 
- Podobno masz prawo domagać się świeżej wody pitnej - mruknął Freeze, jak gdyby nigdy nic.
- Czemu ty jesteś taki spokojny? - spytałam zdziwiona. Z tego wszystkiego aż przestałam zważać na fakt, jak wściekła byłam na tego basiora. - Przecież... możemy zginąć - wydukałam słabym głosem. 
- Nie panikuj, za takie coś nie skażą nas na śmierć - odparł, po czym ułożył się wygodnie na ziemi i oparł głowę na łapach. 
Dopiero po chwili dostrzegł, że wlepiłam w niego zdezorientowany wzrok. Kompletnie nie wiedziałam, na jakiej podstawie on to określił, do tego z tak absolutną pewnością! 
- No co? Myślałaś, że jestem tu od wczoraj? Trochę już poznałem sposób działania ich aparatu sprawiedliwości. Za takie coś nie każą śmiercią.
- N-nie? 
Pokręcił przecząco głową. 
- Nie. Pewnie po prostu tutaj trochę posiedzimy... Trochę długo - Podniósł wzrok na sufit. 
- Myślisz, że ile..? - spytałam. 
- Pewnie od paru miesięcy do... hm... może paru lat? - Spojrzał na mnie. - Nie wiem w sumie. Mojego znajomego posadzili na siedem lat. 
- Sie-dem? - powtórzyłam to dziwne słowo. Ewidentnie w grę wchodziły większe liczby. 
- Tia... Co tak na mnie dziwnie patrzysz? - Basior podniósł głowę. 
- Ja? Wydaje ci się - Odparłam szybko i zamrugałam oczami. 
- Aaa... Już rozumiem - Freeze wygiął kącik ust w uśmiechu. - Ty nadal nie potrafisz liczyć - Oznajmił rozbawiony.
- Nieprawda - rzuciłam w obronnym geście. Basior jednak nie dał się oszukać.
Freeze oparł głowę o oddzielające nas kraty i zaczął cicho chichotać. Odkrycie, że nie znam się na liczbach straszliwie go rozbawiło. Zaszurałam zębami niezadowolona z jego reakcji.
- Zrobiłeś się strasznie miły przez te lata, nie ma co - mruknęłam ironicznie. 
- P... przepraszam - Opanował się trochę. - Faktycznie powinniśmy być dla siebie odrobinę milsi, skoro mamy spędzić razem tyle czasu.
Popatrzyłam na niego krzywo.
- Ja wcale nie muszę z tobą rozmawiać - Demonstracyjne odwróciłam pysk w przeciwnym kierunku. Moja złość znów zaczęła dawać o sobie znać. 
- Jeszcze zmienisz zdanie... 
Wypuściłam głośno powietrze. Zawahałam się, czy na pewno chcę utrzymać się w swoim postanowieniu. Pierwsza rozmowa z Freeze'm spowodowała paskudny splot zdarzeń. Sprowadziła mnie za kraty! Jednak druga pozwoliła mi wreszcie się odrobinę uspokoić i już nie panikować. Nawet na chwilę odwróciła moją uwagę od całokształtu sytuacji, w który obecnie wchodziło prawdopodobieństwo, że mogę zostać... wydalona ze stada.
Znów ogarnął mnie niepokój. Odsunęłam się od krat i zwinęłam w kłębek. Postanowiłam, że spróbuję zasnąć. Może to coś da. Może kolejny dzień przyniesie więcej podpowiedzi. Chciałabym mieć już ten straszliwy czas oczekiwania za sobą. 

<C.D.N.>

Uwagi: Brak.