sobota, 5 września 2020

Od Morgana "Szczeniak w wielkim mieście" cz. 8


Lipiec 2026
– Przepraszam za tę chwilę zwłoki – powiedział pan Gerrant, kiedy do nas wrócił. – Jak już wcześniej mówiłem, dzisiaj także chciałbym zapoznać was z teorią. Pomimo tego, tak aby tradycji stało się zadość, zapytam: czy ktoś odkrył jakąś moc w ciągu ostatniej doby?
Od razu podniosłem rękę. 
– Tak, Morganie?
– Zdarłem sobie skórę na dłoniach i ta w ciągu kilku minut odrosła. Nie ma po tym nawet śladu – powiedziałem i na dowód tego pokazałem wszystkim miejsce, które wczoraj obdarłem. – Jak pan sądzi, co to może być za żywioł?
Pan Gerrant podszedł i dokładnie przyjrzał się wewnętrznej części moich dłoni. Nawet dotknął jej swoją łapą. Miał twarde i szorstkie poduszeczki.
– Podejrzewam jakiś żywioł związany z życiem... Bądź samo w sobie życie. Czasem powoduje ono wyższą odporność oraz szybsze gojenie ran – odparł po zastanowieniu. – Nie możemy jednak wykluczyć również czasu. Możliwe, że jedynie przyspieszyłeś czas dla swojego ciała.
– W takim razie jestem teraz starszy? – zapytałem, nerwowo zerkając na dłonie i skąpe włosy na rękach. Szukałem oznak siwizny; słyszałem, że dotyka ona starszych i jest szczególnie widoczna u ludzi. Sierść była jaśniutka, ale bynajmniej nie biała. – Nie czuję się starszy.
Nauczyciel uśmiechnął się.
– Skądże. Jeżeli użyłeś żywiołu czasu, to prawdopodobnie dotknęło to jedynie twoich dłoni. Skoro tonie było celowe, przypadkowo możesz to cofnąć.
– Czy będzie mieć wtedy ranę? – zapytał Priam. – Będzie się lać krew?
Spojrzałem przerażony na malca. Skąd on brał tak okropne pomysły?!
– Nie.
Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem z wdzięcznością na nauczyciela. Nie wyglądał na przekonanego. Moje serce zabiło szybciej ze strachu. Pan Gerrant to zauważył i uśmiechnął się delikatnie, próbując mnie uspokoić. Nie wyszło mu to najlepiej.
Nauczyciel westchnął i zdecydował się na prowadzenie zaplanowanej lekcji. Opowiadał o mocach mieszanych, które podlegały nierzadko pod różne żywioły. Słuchałem tego, nieustannie spoglądając na swoją ludzką dłoń. Miałem nadzieję, że moim żywiołem będzie życie. Nie chciałem przypadkowo odtwarzać wszystkich swoich nieumyślnie wyleczonych ranek. 
– Jaka moc mogłaby być mieszana? – zapytał Gerrant.
Przekrzywiłem głowę w zamyśleniu. Nie miałem żadnego pomysłu z wyjątkiem tego gojenia ran. Denerwowało mnie to rozkojarzenie, które prześladowało mnie odkąd przylecieliśmy do Białego Królestwa. Miałem nadzieję, że to zniknie. Nie lubiłem nie wiedzieć, ani nie mieć pomysłów!
– No dalej, to nie jest takie trudne.
– Chyba dla pana – mruknął ktoś za moimi plecami na tyle cicho, by nikt nie usłyszał. Szczeniakowi odpowiedział czyiś tłumiony chichot.
Basior westchnął.
– Jesteście dzisiaj wyjątkowo cicho – stwierdził na głos, rozglądając się po kolei po uczniach. Odniosłem wrażenie, że przy mnie zatrzymał wzrok na dłużej. Próbowałem położyć po sobie uszy, ale okazało się, że w ludzkiej formie jest to niemożliwe. W ogóle nie mogłem nimi ruszać. To było tak... nienormalne i ograniczające! – Przykładem mocy mieszanej jest chociażby wywoływanie deszczu. Potrafią to zarówno wilki z żywiołem wody, jak i te obdarzone mocami związanymi z pogodą. Tak samo kosmos lub księżyc może wpływać na przypływy i odpływy wody.
– O nie, tylko nie kosmos – jęknął Arion. Dobrze wiedziałem, że był synem pani Adory. Wyszczerzyłem zęby, domyślając się, skąd taka reakcja.
– Nie mówcie mamie – Pan Gerrant puścił oczko swoim szczeniakom, którzy pokiwali głowami.
– Spróbowaliby – stwierdził Priam.
Nauczyciel parsknął rozbawiony. Nie rozumiałem, co było w tym takiego zabawnego; ja szczerze obawiałem się tego szczeniaka, chociaż byłem od niego o wiele starszy i zapewne silniejszy. Nie odezwałem się jednak i pozwoliłem toczyć rozmowie dalej. Moją głowę zaprzątało coś całkiem innego i wprost nie mogłem doczekać się końca lekcji, by zapytać oto nauczyciela.
Miałem tylko nadzieję, że mrowienie wzywającego do przemiany ciała mi na to pozwoli.

<c.d.n.>