wtorek, 8 września 2020

Od Morgana "Szczeniak w wielkim mieście" cz. 9


Lipiec 2026
Moja skóra piekła, mrowiła i wrzeszczała. Dzielnie powstrzymywałem cichutkie piśnięcia, aż pan Gerrant zarządził koniec lekcji. Nigdy nie sądziłem, że ta może trwać tak długo. Jeżeli kiedykolwiek czas zdawał się ciągnąć w nieskończoność, tak to, co teraz mnie spotkało, stanowiło przynajmniej kilkadziesiąt nieskończoności.
– Proszę pana – wyszeptałem słabo, ale nauczyciel chyba mnie nie usłyszał. 
Spróbowałem wstać, ale palące ciało nie pozwoliło mi na to. Uderzyłem o drewnianą podłogę. Syknąłem w chwili, gdy kilka drzazg przebiło skórę. Łupnięcie towarzyszące mojemu upadkowi zwróciło uwagę Gerranta i Kai'ego. Oboje dopadli mnie w niemal tej samej chwili, pytając czy wszystko w porządku.
– Jak się zmienić z powrotem? – zapytałem jedynie. Mój głos był cichy, słaby, drżący.
Kai zmarszczył brwi, jednak nim cokolwiek powiedział, Gerrant odpowiedział:
– Musisz wyobrazić sobie przemianę, to jak twoje kończyny zmieniają postać.
Dotknął łapą mojego czoła. Ten dotyk był jeszcze wyraźniejszy, niż poprzedni. Jego poduszeczki były suche. Jak pustynie, o których czytałem. Jak lato u nas w watasze.
Wyobraziłem sobie, że bawiłem się w wodzie z Kaiju i Yngvi. Eunice siedziała na plaży i rozmawiała z kimś, chyba z Nikaellą. Od jakiegoś czasu były dla siebie nieco bliższe. Adora uważała, że to dobrze; towarzystwo samych basiorków podobno okropnie wpływało na maniery. Kiedy to powiedziała, było mi bardzo przykro. Pomimo tego, że byłem samczykiem, zawsze bardzo starałem się być grzecznym. I znałem wiele znacznie gorzej wychowanych waderek! Nie powiedziałem jednak wówczas nic na ten temat.
Yngvi pisnęła, kiedy ochlapałem ją wodą. Zaśmiałem się w chwili, gdy nagła fala oblała mój grzbiet. Obróciłem się, a krople uderzyły mnie w nos. Parsknąłem i od teraz bardziej skupiłem na oblewaniu Kaiju. Vi śmiała się głośno, pomagając mi. Pokonany basiorek uciekał na plażę, ochlapując Eunice i Nikaellę. Samiczki piszczały przestraszone i niespecjalnie zadowolone z takiego obrotu sytuacji. Pierwsza z nich uderzyła Kaiju w bok. Ten wystawił jej język.
Śmialiśmy się, bawiąc i rozmawiając, aż zapadł zmrok. Temperatura spadała i nawet sztuczka Eunice z jej podniesieniem nie dała zbyt wiele. Czarne niebo łączyło się z granatem bezkresnego morza. Chłód nadciągał z wiatrem i owiewał mokre futra. Nasze ciała drżały, kiedy biegliśmy, każde do swojej rodziny, by ogrzać się przy ogniskach. To był dobry dzień. Jeden z najlepszych, jakie dotychczas przeżyłem.
Brakowało mi przyjaznych pyszczków moich przyjaciół, ich szczerych uśmiechów i radosnych oczu. Białe Królestwo było fajne, towarzystwo rodziców wspaniałe, ale gdyby oni byli tutaj... Wszystko byłoby jeszcze piękniejsze...

Przebudzenie nie należało do najprostszych. Potrzebowałem kilku długich chwil, nim odzyskałem czucie we wszystkich kończynach oraz ostrość widzenia. Zdałem sobie sprawę, że ponownie leżałem w swoim pokoju. Oprócz mnie był jedynie Baldor, który swoją potężną postacią przysłaniał całe okno w taki sposób, że w pomieszczeniu panował półmrok.
Niepewnie podźwignąłem się na łapy i stanąłem obok niego. Tak mi brakowało tej pewności i równowagi, która towarzyszyła posiadaniu czterech kończyn!
– Co się ze mną działo?
– Spałeś – odparł odmieniec.
Przygryzłem polik. Tyle to się sam domyśliłem...
– Jak długo?
– Nie wiem. Byłeś nieprzytomny, odkąd przyszedłem.
– Długo tu już jesteś?
– Nie.
Westchnąłem. Rozmowa z Baldorem bywała ciężka. Zarówno do prowadzenia, jak i w odbiorze. Nie potrafiłem określić czemu, ale czułem się nieswojo jedynie w jego obecności. Odmieniec był... Nieco dziwaczny. O wiele swobodniej czułem się przy Tingu.
Chciałem wyjść i dowiedzieć się czegoś na temat mojej przemiany. I przy okazji coś zjeść. Umierałem z głodu! Już podchodziłem do drzwi, kiedy Baldor zatrzymał mnie słowami:
– Pierzasta i Jednooki mówili, że nie powinieneś wychodzić. 
Zamarłem w jednej chwili. 
– Jestem głodny.
Odmieniec w żaden sposób nie zareagował na moje słowa, co uznałem za znak zgody na wyjście z pokoju. Czym prędzej zszedłem na dół i od razu poprosiłem o jedzenie. Kiedy na nie czekałem, dostrzegłem Kai'ego wraz ze szczeniakami. Czyli właśnie trwała wilcza historia...
Przysiadłem się bliżej nich, żeby móc posłuchać, o czym mówił nauczyciel. Wszystko wskazywało na to, że starszy samiec zdecydował się na opowiedzenie dzisiaj o przeprowadzce naszej watahy na nowe tereny. Mówił o sojuszu ze smokami, a szczeniaki przeszkadzały mu, pytając, czy lecieliśmy na dokładnie tych samych, co lata temu. 
– Grzeczne basiorki nie powinny wagarować – powiedział Gavriel, kładąc przede mną talerz. Łapą wskazał na grupę uczniów.
Zmieszany nie odpowiedziałem od razu. Nim jednak zdołałem znaleźć odpowiednie słowa, samczyk odszedł. 
Westchnąłem i zabrałem się do jedzenia. Cały czas słuchałem wywodu nauczyciela. To było bardzo dziwne uczucie być obok lekcji, niezauważony i cichy. Zbyt jednak bałem się podejść i mu przerwać. Nawet setki pytań, zarówno tych dotyczących lekcji jak i przerwy, kłębiących mi się w głowie nie przekonały mnie do wykonania jeszcze jednego kroku w ich stronę. Jeszcze nie.

<c.d.n.> 

>> Następna część >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz