środa, 21 sierpnia 2019

Od Lind "Znajdziemy gryfa. Co dalej?" cz. 3

Listopad 2023
Usłyszałam łomot, a następnie ciężkie kroki masywnych, lwich łap. Gryf wydostał się z budynku i zaczął przemierzać ulice w poszukiwaniu wilków, które chwilowo stracił z oczu. Do moich uszu dotarło jego wściekłe powarkiwanie. Oby nie wpadł na sprawdzenie dachów okolicznych budynków.
- As, mówiłeś że on powtarza w myślach jakąś frazę, tak? - spytałam.
- Ciszej, Lind - rzuciła Tori. 
- On sam albo coś w jego głowie ją powtarzało - sprecyzował basior. - Nie jestem pewien. 
- A o czym traktowała? - kontynuowałam.
- Nie mogłem zrozumieć całego sensu - westchnął As. - Dochodziła do mnie jakby przytłumiona. Do tego zdaje się, że nie była w tym języku. A może w jakimś miejscowym dialekcie... - Zamruczał coś pod nosem. Nie cieszył go fakt, że te informacje na niewiele nam się zdadzą. 
W dużej mierze podzielałam jego odczucia. Zaczęłam rozmyślać, jak jeszcze możemy dociec, o co tutaj w ogóle chodzi. Wtedy pomyślałam o moim Błękitnym Oku. Może ono pokazałoby nam inną część umysłu gryfa. Otworzyłam torbę, ale nie mogłam znaleźć wspomnianego przedmiotu. Zwróciłam uwagę, że brakowało też kilku innych. 
- No nie... - mruknęłam, opuszczając uszy. 
- Czego szukasz? - spytała Tori.
- Błękitnego Oka... Ale chyba znów grzebał tutaj Ting - odparłam zawiedziona, a także zła. - Ostatnio zdarza mu się coraz częściej grzebać w moich rzeczach.
- Mamy czas, żeby wracać do zajazdu? - spytał As. 
- Nie sądzę - powiedziała Torance. - Nie możemy po prostu odejść, skoro już rozjuszyliśmy Profogusa. Zaatakował nas, więc prawdopodobnie tak samo zareaguje na mieszkańców miasta. 
- Uch, czyli dokładnie jak obawiali się jego opiekunowie - Zamknęłam klapę torby.
- Pewnie nie wszyscy potrafiliby się obronić - zaznaczyła Tor.
- A może po prostu polecę do zajazdu i z powrotem? - Zaproponowałam, podnosząc wzrok z powrotem na przyjaciół. - Drogą powietrzną nie powinno to zająć długo...
- Oszalałaś? - rzucił As. - Jak nic to też jest tutaj zabronione! - Poruszył niespokojnie ogonem.
- Faktycznie, żaden z mieszkańców nie lata po mieście, nawet jeśli ma skrzydła - westchnęła Torance. 
Morale drużyny wciąż spadały. Przegłosowaliśmy, że spróbujemy rozwiązać ten problem pokojowo i przywrócić Profogusa do rozumu, ale nie wiedzieliśmy jak. Nie znaliśmy nawet prawdziwego źródła tego problemu.
Wtedy rozległo się głośne tąpnięcie i trzask odpadających dachówek. Jak na komendę zwróciliśmy pyski w kierunku źródła dźwięku. Paręnaście metrów od nas; na czubku jednej z wyższych kamienic, siedział gryf. Rozglądał się uważnie za trzema wilkami, o których najwyraźniej nie planował zapomnieć. Tori pierwsza zerwała się z miejsca, za nią ja, niedługo po nas As. Oczywistym było, że powinniśmy się stąd usunąć, zanim Profogus nas zauważy. 
Nie mieliśmy stąd żadnej dogodnej drogi na dół. Tak więc, znów musiałam użyć swojej mocy, by pomóc towarzyszom wrócić na brukowaną ulicę. As polecił, żebym tylko amortyzowała wiatrem upadek, kiedy oni będą skakać na dół. Stwierdził, że w ten sposób zaoszczędzę więcej energii, niż gdybym miałam każdego przenosić. W sumie miał rację. Z braku lepszego pomysłu, zrobiłam, jak chciał. 
Zleciałam z dachu jako ostatnia; po raz kolejny używając skrzydeł z wiatru. Po cichu przeszliśmy paręnaście metrów, by ukryć się w jednej z węższych ulic. Usiedliśmy jedno obok drugiego i znów zaczęliśmy debatować, jak należy teraz postąpić. Odgłosy rozbijających się o ziemię dachówek wskazywały, że Profogus nadal skacze po dachach. 
- Nie macie z Tingiem żadnego sposobu na porozumiewanie się na odległość, co nie? - spytał Asgrim. 
- Nic a nic - odparłam. - Leah potrafi się jakoś telepatycznie komunikować ze swoim towarzyszem, ja nie. 
Przyjaciele odpowiedzieli mi kolejno dwoma skinięciami głowy. Widziałam jednak, że żadne z nich nie przestawało rozmyślać, jakie jeszcze opcje nam pozostały. Próbowałam zrobić to samo, ale miałam kompletną pustkę w głowie. Tak więc, po raz kolejny otworzyłam torbę i jeszcze raz przejrzałam jej zawartość. Tym razem dokładnie analizowałam w myślach, czy te graty mają teraz jakieś dobre zastosowanie.
Dwie Lampki Motyla? Nie zgubiliśmy się. Medalion Wizji? Chyba już nawet nie pamiętam, jak działał. Ale raczej nic przydatnego. Bransoletka Snu? Bezużyteczna w tej sytuacji. Medalion Ognistych Smoków? Niewiele nam to da. 
Odgarnęłam te przedmioty na bok, żeby spojrzeć, co jeszcze miałam przy sobie. Znalazłam w torbie jeszcze lśniący kamień, który kiedyś znalazłam (dotychczas byłam święcie przekonana, że jest w plecaku Tinga), nietopniejące sople lodu i Naszyjnik Prawdy. Na samym dnie mojego skórzanego worka leżał Magiczny Flet. Też nieprzydatne. Nawet nie wiem, czy to działa na cokolwiek poza wilkami. 
Wtedy usłyszeliśmy głośny trzepot skrzydeł. Wygenerowany w ten sposób wiatr aż uniósł z ziemi dookoła nas nieco kurzu. Poderwaliśmy pyszczki ku górze. Teraz nie ulegało wątpliwości, że bystre oko orła nas tutaj wypatrzyło. Gryf runął w naszym kierunku z głośnym rykiem. Rzuciliśmy się do ucieczki. 
Jednakże nim zdążyłam pomyśleć o jakimkolwiek kontrataku z użyciem żywiołu, nagle usłyszałam przytłumione uderzenie, któremu towarzyszyło syknięcie Asgrima. Odwróciłam głowę. Basior, który został odrobinę w tyle, teraz koziołkował w powietrzu; niechybnie za sprawą uderzenia lwią łapą. Chciałam jakoś zamortyzować jego powrót na ziemię, ale nie zdążyłam. As głośno łupnął o bruk. Z jego pyska wydarło się warknięcie. A gryf był tuż-tuż za nim, gotów rozprawić się z leżącym wilkiem. 
Zebrałam całą dostępną energię i utworzyłam wysoką i szeroką barierę z powietrza. Taką, by stwór nie zdołał się zbliżyć. Kiedy Profogus spotkał się z tą prawie niewidoczną konstrukcją, ledwo zdołam utrzymać ją w całości. Wbiłam pazury w ziemię i zacisnęłam zęby; nie odpuszczałam. Gryf zaczął napierać z użyciem coraz większej siły. W międzyczasie Torance pomogła wstać swojemu partnerowi. Spięłam się i schwyciłam wiatrem jeszcze dziób potwora i zaczęłam targać mu głowę na prawo i lewo. To miało odwrócić jego uwagę od moich przyjaciół, by mogli zejść mu z oczu i się ukryć. Tori odwróciła się w moją stronę; czekała aż do nich dołączę, ale kazałam im biec dalej. Wadera całkiem długo wahała się, ale w końcu zniknęła w innej uliczce. 
Wtedy stwierdziłam, że nie powinnam była wciągać ich w to ze sobą. Niepotrzebnie namawiałam przyjaciół do nadstawiania karku. Bliskie spotkanie z rozwścieczonym gryfem tego rodzaju może mieć naprawdę straszne konsekwencje. Dla mnie to ogłoszenie brzmiało jak prosta sprawa, ale teraz docierało do mnie, że wcale tak nie jest. 
Przygotowując się do rozproszenia bariery zrozumiałam, że być może czas przestać szukać innego rozwiązania, niż zabicie gryfa. Nie potrafię mu już pomóc. Ale może uda mi się zlikwidować zagrożenie dla mieszkańców Białego Miasta i przyjezdnych. O to prosi rada. 
Przywołałam skrzydła i uniosłam się w powietrze, unikając ataku stwora. Wylądowałam z powrotem na dachu kamienicy i czekałam, aż Profogus znów zacznie mnie gonić. Gryf wspiął się z łatwością po ścianie, wbijając w nią lwie pazury. Kiedy po raz kolejny stanął na dachu budynku, nie czekał na nic; od razu rzucił się w moją stronę. Po raz kolejny wykonałam unik, po czym pobiegłam przed siebie. Skakałam z jednej kamienicy na drugą. Przeciwnik był tuż za mną, ale nie wzbijał się w powietrze. Musiał być pewny, że lada chwila mnie dorwie.

<C.D.N.>

Uwagi: brak.