wtorek, 30 czerwca 2020

Od Lind „Turyści z mapą w kamieniu” cz. 3 (cd.Torance/Kai)


Początek stycznia 2025
Wylądowałam przy pozostałych członkach swojej podgrupy zwiadowczej. Obejrzałam się jeszcze raz ku kamiennej ścianie. Zmrużyłam oczy, śledząc powoli malejącą sylwetkę Kai'ego.
– I co ci powiedział? – spytała Tori.
– Twierdzi, że "da sobie radę" – odparłam. – Tyle, że on nie potrafi nawet latać! To jest po prostu... – na pysk cisnęły mi się różne niepochlebne określenia, ale nie mogłam niczego spośród nich wybrać.
– Kai zawsze lubił wyzwania... – westchnęła moja przyjaciółka, zadzierając pyszczek ku górze. – Ale mnie też to trochę martwi...
Klif oglądany z tej perspektywy wyglądał na naprawdę wysoki. Wspomniany wilk nie był nawet w połowie drogi na szczyt.
– A wy na co czekacie? – rzucił nagle Ting.
Jak na komendę, obie spojrzałyśmy w stronę odmieńca.
– Podobno jesteście zwiadowcami. Może zamiast zajmować się Czerwonowłosym, skupicie się na tym, po co tu przyszliśmy? Pierzasta, miałaś sprawdzić jak okolica wygląda z góry.
To się zgadzało; przed chwilą byłam w powietrzu. Jednak przez zamieszanie z Kai'em, nie obejrzałam wszystkiego dokładnie. Mruknęłam coś pod nosem i odgarnęłam grzywkę.
– Dajcie mi jeszcze chwilę – Przywołałam znów skrzydła, by powtórzyć rekonesans.
– Może jak wypatrzysz lepszą ścieżkę, Kai odpuści – mruknęła Tori.
– Mniejsza o niego, Ruda. Niech Pierzasta znajdzie normalną trasę dla nas – burknął Ting.
Wzięłam krótki rozbieg i wzbiłam się w powietrze. Zewsząd dobiegało donośne zawodzenie wiatru; ciekawie brzmiało zestawione z szumem fal. Wzleciałam nad szczyt skalnego wzniesienia w rekordowym czasie. Wykonałam pełen obrót i zawisłam w jednym miejscu. Omiotłam wzrokiem okolicę. Wypatrzyłam po naszej stronie klifu całkiem łagodne zejście. Na pewno ten szlak był lepszą opcją, niż wspinaczka po pionowej ścianie czy okrążanie skał drogą morską.
Wróciłam do Tori i Tinga, by poinformować ich o swoim odkryciu. Moja przyjaciółka spróbowała jeszcze namówić Kai'ego do zmiany strategii, ale to nic nie dało. Wadera wkrótce zrezygnowała z dalszego nalegania i ruszyła we wskazanym przeze mnie kierunku. Ani ja, ani Ting nie byliśmy daleko za nią.
– Jak to wygląda z góry? – zagadnęła mnie po chwili Torance.
– Powiem... dziwnie – mruknęłam. – O ile na naszym dawnym terytorium nie było wyraźnej granicy między plażą, a górami, to tutaj... jakby samotna góra wyrosła nagle spod piasku.
– Jakby olbrzym zostawił swoją zabawkę? – zaśmiała się Tori.
– Na przykład – Pokiwałam głową.
– Długa ta droga na szczyt? – wtrącił Ting.
– No... trochę. 
Strażnik Wichury wydał gardłowy pomruk niezadowolenia. Przypominało mi to trochę naszą pierwszą wspólną wędrówkę przez góry; tym razem jednak odmieńcowi wyraźnie przeszkadzał brak cienia. Ting przepadał za ciepłem, ale kiedy mógł, unikał promieni słonecznych. Zaczęłam się obawiać, że takie warunki sprowadzą na nas tylko więcej narzekania z jego strony. Wtem w mojej głowie zawitał nowy pomysł.
– Hej, przecież mogłabym użyć swojej mocy żeby od razu przenieść nas wszystkich na górę – oznajmiłam nieco ożywiona.
– Nie, tym razem to nie jest rozwiązanie – mruknęła Tori. – Chodzi tutaj głównie o znalezienie trasy, która będzie przystępna dla wszystkich. Chciałabyś stać tutaj cały dzień i przenosić na górę każdego członka watahy? – Ta wizja przywołała na jej pyszczek uśmiech rozbawienia.
– Um... Nie, raczej nie.

<Torance/Kai>

Uwagi: brak.

Zdobyto: 14 czerwonych⎹ 27 pomarańczowych⎹ 27 zielonych⎹ 27 niebieskich⎹ 11 granatowych⎹ 14 fioletowych⎹ 6 różowych odłamków

Od Sileenthar "A ja to tej pani nie lubię" cz. 9


Listopad 2025 r.
- Nie znoszę obrony - narzekałam, po raz enty drepcząc obok skupiska wielkich kwiatów o delikatnym zapachu. - Wszyscy mamy doskonale znać swoje terytorium... To robota dla patrolu, nie uczniów!
- Lepiej żebyś wiedziała gdzie jesteś już teraz. - odparła niewzruszenie Leah, krocząc powoli na swoich ludzkich nogach kawałek z tyłu.
Nie byłam pewna, czy jestem zła na panią Navri za pracę domową, czy podekscytowana tym, że dzięki niej mogę pospacerować po dżungli. Mniejsza o to, że skupiałam się głównie na zapachach, nie szukaniem możliwych kryjówek. Promienie zachodzącego słońca, przenikające miejscowo gęste listowie, przyjemnie ogrzewały moje boki, a tropikalny las szeleścił usypiająco. Jak skupić się na pracy w tak miłym miejscu?
- Wiem gdzie jestem, a wiedziałabym jeszcze lepiej gdybyście puszczali nas dalej do dżungli. - odparowałam.
- Dżungla nie jest bezpieczna...
- Ale to nasz teren, więc powinnam go znać! Bo inaczej zawalę obronę!
- Nie zawalisz - Leah westchnęła. - No chyba, że nie skupisz się jak należy na pracy, którą zadała ci nauczycielka.
- Ty nic nie rozumiesz - fuknęłam.
- Oczywiście, że nie. - odfuknęła mi, nagle poirytowana.
Zaskoczyła mnie. Bardzo rzadko się denerwowała, a tym razem nic na to nie wskazywało. Uznałam, że to dobry moment by zamknąć pyszczek. Burknęłam coś tylko pod nosem i kopnęłam jakiś korzeń żeby przypadkiem nie pomyślała, że się z nią zgadzam.
Szmer wiatru w wyższych partiach lasu zagłuszył odgłos czegoś ciężkiego, przedzierającego się przez roślinność. Na chwilę zamarłam i nadstawiłam uszu. Po chwili moja opiekunka również zareagowała, w skoku zmieniając postać i przystając dopiero gdy znalazłam się między jej przednimi łapami. Nie protestowałam. Dopiero w takich momentach mogłam wyczuć jej przytłaczającą siłę, drzemiącą w silnych mięśniach gdzieś pod grubym, miękkim futrem. Nie ważyłam się jej sprzeciwić.
Nasłuchiwałam źródła hałasu i z przerażeniem stwierdziłam, że się rozdzieliło. Jedno stworzenie z miękkim łopotem skrzydeł i sporadycznym chrobotem pazurów na korze jakiegoś drzewa pędziło ku górze i wkrótce musiało odlecieć, bo dźwięki zamarły. Jednak drugie wydało z siebie tylko przenikliwy, wściekły wrzask i dalej podążało w naszą stronę! W gardle Leah zaczął narastać warkot...
Kiedy stwór wypadł zza drzew, sycząc jak rozgniewana kobra i tańcząc w miejscu ze świstem rozrywanego powietrza, łapy pode mną zmiękły. Leah skoczyła na napastnika. Byłam pewna usłyszeć szarpaninę, ale...
- Ty imbecylu! - wykrzyknęła, obskakując obcego, ale za każdym razem upadając na ziemię z ciężkim uderzeniem wszystkich czterech łap. Stworzenie zamilkło i zaczęło się niezgrabnie wycofywać. - Co ty sobie wyobrażałeś?!
I w tym momencie do mojego nosa dotarł jego zapach, charakterystyczny, świeży zapach, od podszewki przesiąknięty wyziewami ognia. To przecież Arkan! Nigdy tylko nie słyszałam jak tak głośno syczy!
- Co...? - Leah znowu do niego doskoczyła i tym razem by jej uniknąć musiał zaryzykować utratę równowagi. Postawił parę niepewnych kroków i załopotał krótko skrzydłami. - Stój, ej! Co ja znowu zrobiłem? - parsknął z wyrzutem.
- Myślałyśmy, że biegnie tu jakiś wściekły stwór - Leah odetchnęła, ale w jej głosie dalej pobrzmiewała irytacja.
- Bo biegł, poniekąd - mruknął.
- Co?
- Ten hipogryf, towarzysz Magnusa. Dorwał się do mojej zdobyczy!
Nie zważając na oburzone prychnięcie Leah, wyminął ją i schylił nieco swój wielki łeb. Poczułam jak owiewa mnie jego ciepły oddech i zdałam sobie sprawę, że leżę skulona na boku, z uszami przyciśniętymi ciasno do głowy. Zagrożenia nigdy nie było, ale serce dalej waliło mi w piersi zdecydowanie za szybko.
- Przepraszam, że cię wystraszyłem - powiedział łagodnie, na co tylko kiwnęłam głową, nie potrafiąc wyrzucić z siebie ani słowa.
- Mnie też wystraszyłeś - warknęła moja opiekunka. Tyle że już wcale nie pachniała strachem, w przeciwieństwie do mnie.
- Ty jesteś już dużym szczeniakiem. - odparł jej Arkan gładko i trącił mnie nosem. - No, wstawaj. Wszystko w porządku.

***

Następnego dnia na zajęciach ze sztuk kreatywnych zajmowaliśmy się malowaniem. Z oczywistych powodów nie uważałam tego za specjalnie ciekawe, ale fakt, że moje prace nie były oceniane tak surowo jak inne pozwalał mi myśleć o lekcji jak o obowiązkowej przerwie. Pan Dernet szczególnie zwracał uwagę na to bym pamiętała nazwy i znaczenia kolorów. Kiedy spytałam go, dlaczego ma mieć to dla mnie znaczenie, skoro i tak nigdy nie zrozumiem, o co z nimi chodzi, powiedział, że są zbyt piękne by po prostu ich nie znać. Z jakiegoś powodu polubiłam go wtedy jeszcze bardziej.
Tym razem to całe malowanie wypadło w dobrym momencie, bo mogłam zastanowić się nad tym, co zrobię na obronie. Byłam pewna swoich umiejętności, jeśli chodzi o odszukanie szczeniaka udającego wrogo nastawionego wilka i schowanie się, ale bronić się...? To nigdy mi nie wychodziło. Może z atakiem pójdzie mi trochę lepiej...
Na mojej deseczce zaczynało coś powstawać. Zainspirowałam się sytuacją z poprzedniego dnia, kiedy Arkan najpierw mnie wystraszył, a później uspokoił. Podzieliłam wybrane farbki na dwie grupy - pierwszy zestaw kolorów odpowiadał niepokojowi przed nieznaną bestią (kilka szarych, czarny i niebieski), a drugi uldze gdy okazało się, że jest niegroźna (zielony, biały, pomarańczowy i znowu niebieski). Część strachu była po lewej, ulgi po prawej.
W złym fragmencie obrazka odcisnęłam porowate kamyczki, które znalazłam wcześniej na plaży. Z pomocą Kaiju i pana Derneta udało mi się rozpołowić i trochę potrzaskać wewnętrzną skorupę kokosa, tak żeby wyszły ostre kawałki. Je również odcisnęłam (kilka chyba nawet się przykleiło i już za żadne skarby nie chciało odpaść). Na sam koniec, po chwili zastanowienia, przejechałam jeszcze po farbie pazurami.
Dobrą część obrazka przyozdobiłam kamykami o łagodniejszych krawędziach i nakreśliłam trochę zawijasów chorągiewkami moich piórek, po której specjalnie w tym celu pobiegłam do Leah. We wzorze znalazło się też parę odcisków spiralnych muszelek.
Kiedy uznałam pracę za skończoną, zabrałam się za sprzątanie farbek i umaczanych w niej przedmiotów. Wpierw upewniłam się jednak, że moje kolorowe piórka leżą bezpiecznie dociśnięte kamieniem. W skupieniu ledwie ucho mi drgnęło, gdy usłyszałam za sobą ciężkie kroki pana Derneta.
- Skończyłaś? - zapytał.
- Tak - odparłam, zgarniając na stosik skorupki kokosa. - Ale jeszcze nie mogę go obejrzeć, farba nie wyschła.
- Co przedstawia?
Opowiedziałam mu o sytuacji z dnia poprzedniego i o tym co reprezentują części obrazka. Z jakiegoś powodu trochę się obawiałam reakcji nauczyciela, jednocześnie rozpierana dumą ze swojej pracy. Tylko to była taka dziwna duma. Zarezerwowana tylko dla mnie.
- Świetna metafora - pochwalił pracę pan Dernet. - To świetnie, że tak do tego podeszłaś. Sztuka ma za zadanie uzewnętrzniać uczucia.
Trochę zapiekł mnie pyszczek, ale w głębi ducha bardzo się ucieszyłam.
- Szczególnie podoba mi się to przejście na środku, od ciemnego do jasnego błękitu. Wykorzystałaś wszechstronną symbolikę tego koloru, jeśli dobrze rozumiem
- Chyba nie rozumiem - zakłopotałam się. - O co chodzi z tym jasnym i ciemnym?
Nauczyciel zamilkł na chwilę. Często mu się to zdarzało, gdy powiedział coś czego nie rozumiałam. Myślę, że to dlatego, że czasami zapominał o moich zepsutych oczach. Ale to oznaczało, że dobrze wychodziło mi nie sprawianie tym kłopotów!
- Może na przykładzie niebieskiego właśnie. Wiesz co oznaczają granatowy i błękitny? - odezwał się w końcu.
- Tak. - mruknęłam, niezbyt pewna do czego zmierza.
- To dwa odcienie niebieskiego. Granatowy jest ciemniejszym niebieskim, a błękitny jaśniejszym. Powiedzmy... Że tak jakby leżą w jednym zbiorze. O, wszystkie są takimi skorupkami kokosa, różniącymi tylko się kształtami. Tak jest z jasnymi i ciemnymi kolorami. Jasne są zazwyczaj weselsze, a ciemne smutniejsze, ale to też nie jest reguła. Każdy odcień może mieć własne znaczenie.
Przez chwilę układałam to sobie w głowie, ale chyba zaczynałam rozumieć. To o wiele bardziej skomplikowanie niż myślałam!
- I mi wyszło takie połączenie granatowego i błękitnego? O tu, na środku? - trąciłam deseczkę.
- Dokładnie tak. Ładnie razem wyglądają, bo należą do tej samej grupy, niebieskiego. Ich połączenie wygląda naturalnie, tak jak kolory połączyłyby się na futrze wilka.
Tknęła mnie nagła myśl.
- A jakiego ja jestem koloru? - zapytałam z ekscytacją.
- Głównie szarego. Jasnoszarego. Z elementami bieli.
- Szary? Ten nudny kolor? - poczułam jak uszy mi oklapły w wyrazie gorzkiego zawodu.
- Od razu nudny - parsknął. - Ja bym raczej powiedział, że spokojny.
- A pan jakiego jest koloru?
Na chwilę umilkł, pewnie by się sobie przyjrzeć.
- Karmelowego - odpowiedział w końcu.
- Jakiego? - zdziwiłam się.
- Takiego złotobrązowego.
- Królewski kolor! - ożywiłam się.
- Czy ja wiem... Ta domieszka brązu jest mało królewska. I chyba nie kojarzy się najlepiej.
Parsknęłam śmiechem.
- Twoja praca chyba już wyschła - zmienił temat pan Dernet. - Obejrzyj ją i dokończ sprzątać. Niedługo skończymy lekcję. I tak z góry, powodzenia na tej obronie - dodał weselej. - Navri mogłaby troszeczkę wyluzować.
- Dziękuję - odparłam uprzejmie, dalej się śmiejąc.
- Tylko jej tego nie powtarzaj! - dorzucił, oddalając się. - Bo obedrze mnie ze skóry!

<C.D.N.>

Uwagi: brak.

Zdobyto: 43 czerwonych⎹ 112 pomarańczowych⎹ 105 zielonych⎹ 42 niebieskich⎹ 62 granatowych⎹ 105 fioletowych⎹ 27 różowych odłamków


poniedziałek, 29 czerwca 2020

Od Naidy „Siła kontra umysł” cz. 3


Czerwiec 2026 r.
Dannan spojrzał na waderę w zamyśleniu. Naida zapytała nauczyciela, z kim mogłaby się bić w drugiej rundzie. Ten jednak zwlekał z odpowiedzią.
– Skoro wygrałaś w pierwszej walce, powinnaś walczyć teraz z kimś, kto także wygrał – odpowiedział w końcu.
– Ja wygrałam! – Sino podbiegła do nich z uśmiechem. – Mogę się bić z Naidą.
Dannan westchnął cicho. Naida zastanawiała się, czy waderka podsłuchiwała ich rozmowę od początku.
– Niech wam będzie. Naida, będziesz w parze z Sinope.
Wadery wydały triumfalny okrzyk. Sino odwróciła się i w podskokach ruszyła w wolne miejsce, a Naida dumnie ruszyła za nią. Wiedziała, że Exan jest słaby i nie lubi się bić, więc wygrana z nim była bardziej niż pewna, jednakże nie potrafiła przestać się uśmiechać na wspomnienie tej cudownej chwili.
– Założę się, że z tobą wygram! – zawołała do przyjaciółki.
– Po moim trupie!
Usiadły obok siebie i spojrzały z niecierpliwością na ostatnią parę, która nadal nie skończyła się bić. Naida obserwowała każdy ich ruch, w myślach zapisując sobie wszystkie przydatne sztuczki i ruchy. Kiedy walka dobiegła końca, Dannan utworzył ostatnie pary i ponownie stanął pośrodku grupy.
– Zaczynamy drugą rundę. Mam nadzieję, że tym razem nieco się poprawicie – Z powagą rozejrzał się po szczeniakach. – Zaczynajcie!
Naida odwróciła się w stronę Sino. Wadera spojrzała na nią z uśmiechem i nie czekając, rzuciła się na nią. Naida odskoczyła w bok, jednak przeciwniczka zdążyła uderzyć ją w plecy, przewracając na ziemię. Wadera nie chcąc tak szybko przegrać, kopnęła Sino tylnymi łapami, odpychając ją od siebie. Naida wstała i odskoczyła od waderki.
– Naida!
Wadera odwróciła się i zobaczyła biegnącego do niej Theo. Sino widząc rozkojarzenie przeciwniczki, rzuciła się na nią. Naida nie zdążyła zrobić uniku i padła z powrotem na ziemię.
– Hej, nie słyszysz, że mnie wołają? – warknęła.
– To tylko Theo. Martwi się pewnie, że nie pozbierasz się po tej walce!
Naida chciała zrzucić waderę z pleców, jednak ta nie zamierzała puszczać. Sino uderzyła ją w pyszczek, nie zwracając uwagi na basiorka, który dobiegł już do nich i biegał wokół, krzycząc, aby przestały.
– Złaź ze mnie, Sino!
– Jak powiesz, że wygrałam.
– Nie wygrałaś! Gdyby nie Theo, już byłoby po tobie!
– A co? Boisz się, że jak się rozkręcisz, to przypadkowo zranisz swojego chłopaka?
Naida znowu zaczęła się wiercić i warczeć na waderę. W końcu Theo nie wytrzymał i pomógł w pozbyciu się Sino z jej grzbietu. Wadera potoczyła się po plaży z piskiem.
– To nie fair!
– To ty nie chciałaś ze mnie zejść!
– Bo wygrałam!
Wadera warknęła na nią ze złością i spojrzała na Theo. Basiorek wyglądał na zestresowanego.
– Oby to było coś ważnego.
– P-pan Dannan cię wołał... Walczyłem z Exanem i nagle zaczęła lecieć mu krew z nosa. Mówił, że to twoja wina, bo go uderzyłaś.
– Niech nie zmyśla! Tylko go lekko kopnęłam... Zresztą, przecież mieliśmy się bić, prawda?
– Może i tak, ale pan Dannan każe ci iść z nim do lekarza.
Waderka spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Pewnie chciał cię ukarać, każąc przerwać walkę ze mną – zaśmiała się Sino.
Naida nie odpowiedziała. Otrzepała się z piasku i nie zwracając uwagi na podążającą za nią dwójkę, ruszyła do nauczyciela. Exan siedział obok Dannana z przyciśniętą do nosa łapką, ale kiedy zauważył zbliżające się szczeniaki, wstał, odkrywając zakrwawiony nos.
– Ło, ile krwi! – Sino podbiegła do niego i z ciekawością przyjrzała się Exanowi. – Wykrwawiasz się?
– Nikt się nie wykrwawia – Dannan spojrzał na Naidę niezadowolony. – Idź z nim do pielęgniarki. I żebyście mi się nie pobili po drodze, bo zostaniecie ukarani!
Naida spojrzała z oburzeniem na nauczyciela i niechętnie przytaknęła.
– Chodź – rzuciła do basiorka.
Ruszyli razem w milczeniu. Theo z początku chciał iść z nimi, ale gdy Dannan kazał mu wracać do ćwiczeń, niechętnie został z resztą. Exan jęczał cicho, gdy Naida przyspieszyła nieco, jednak nie protestował. Wadera zastanawiała się, kiedy ostatnio byli tak cicho. W końcu spojrzała na niego zaniepokojona tym ciągłym milczeniem.
– Wszystko w porządku...?
– Krew mi leci, bo ktoś uderzył mnie w nos. Oczywiście, że nie jest w porządku!
Naida zamilkła. Basiorek chyba naprawdę nie udawał. Wydawało się jej, że zauważyła nawet łzy w oczach basiorka, które pojawiły się na zaledwie ułamek sekundy, by następnie zniknąć. Wadera czuła się gorzej z każdym krokiem. Gdy z pyszczka Exana spłynęła kropelka krwi, która lądując na piasku, zabarwiła go na szkarłatny odcień, Naida nie wytrzymała. Zatrzymała się nagle, wbijając wzrok w swoje łapy.
– Przepraszam – szepnęła.
Exan zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na nią z niedowierzaniem. Po chwili uśmiechnął się szeroko i szturchnął waderę w ramię.
– Spokojnie! Nic się nie stało – zaśmiał się. – Dannan mówi, że to po prostu od zbyt wielkiego wysiłku. Twój cios był tylko jednym z czynników...
– Wybacz mi – przerwała mu.
Exan przyglądał się jej nieufnie, jakby nie wierząc w to, co słyszy. W końcu wzruszył ramionami i ruszył w dalszą drogę.
– Wybaczę ci, ale najpierw zaprowadź mnie do pielęgniarki, żebym się nie wykrwawił! – zawołał do wadery.
Naida zaśmiała się cicho i pobiegła za Exanem.
– Bylibyśmy dobrymi partnerami – stwierdziła. – Takimi do walki albo do innych rzeczy... Ja jestem silna, a ty umiesz obmyślać plany!
– Partnerzy w zbrodni?
– Tak! Zgadzasz się ze mną?
– Nie. Przestań bujać w obłokach. Ja tu umieram!
– Racja... Najpierw nos!
Naida przyspieszyła kroku, ze skupieniem obserwując Exana. Zastanawiała się, czy ten basiorek mógłby być dla niej chociaż trochę milszy. Po namyśle stwierdziła, że są na to raczej nikłe szanse. Exan to Exan. Nie wytrzymałby dnia bez wrednego komentarza

Uwagi: brak. 

Zdobyto: 25 czerwonych⎹ 32 pomarańczowych⎹ 29 zielonych⎹ 33 niebieskich⎹ 39 granatowych⎹ 10 fioletowych⎹ 10 różowych odłamków

Od Lind „Los zawsze daje szansę” cz. 12


Luty 2025
Słońce zniknęło za horyzontem. Haslaye weszła na chwilę do pokoju, by zapalić lampy naftowe. Nie było tutaj magicznych przycisków, które pozwalały przywołać energię elektryczną. Teraz byłam już pewna, że tego domu nie zbudowali ludzie.
Usłyszałam zawodzący na zewnątrz wiatr. O zamknięte okno zaczęły obijać się płatki śniegu. Jak byłam młodsza, bardzo lubiłam siedzieć do późna i oglądać ich taniec. To smutne, że szczenięta wychowane na nowych terenach watahy nie będą nawet wiedziały, czym jest śnieg. Jeśli kiedykolwiek będę miała własne, zabiorę je w podróż do miejsca takiego jak to. Zasługują by chociaż raz zobaczyć biały puch.
Spojrzałam na swoje odbicie w szybie. Odkąd opuściłam ten dom, rzadko miewam możliwość dokładnego przyjrzenia się własnemu wizerunkowi. W końcu żadna tafla wody nie mogła zastąpić gładkiej, szklanej powierzchni. Zwróciłam uwagę na swoje pióra i kolorowe kosmyki włosów. Podobno kiedyś byłam całkiem biała.
Usłyszałam, że Babcia znów zakasłała.
– Lind... mogłabyś podać mi wodę?
Użyłam wiatru, by spełnić prośbę mojej opiekunki. Uniosłam ostrożnie miskę, którą zostawiła tu wcześniej Haslaye i ustawiłam na szafce nocnej. Starsza wadera wzięła kilka łyków.
– Widzę, że dużo trenowałaś ze swoją mocą – oznajmiła po chwili.
– W końcu samo zaczęło wychodzić – odparłam. – Czemu ty nigdy nie używałaś swoich mocy?
– Na co dzień nie było takiej potrzeby... – mruknęła Babcia, układając się z powrotem na łóżku. – Ale to nie jedyny powód.
Spojrzałam na moją opiekunkę. Widać chciała opowiedzieć mi o czymś jeszcze.
– Ostatni raz użyłam magii, kiedy trwały walki. Przyszedł do mnie pewien wilk... przyrodni brat zabitego samca Alfa. To on wcześniej zadał ostateczny cios mojemu partnerowi, ale to mu nie wystarczyło. – Babcia westchnęła ciężko. – Kiedy zaatakował, moja moc okazała się silniejsza, niż jego. Do dziś zadaję sobie pytanie, czy... zrobiłam to wyłącznie w obronie własnej... czy z zemsty – Babcia spojrzała na mnie. – Lind... Jak znów spotkasz Freeze'a, proszę, daj mu szansę. Jeśli możesz, nie kończ starcia tak samo jak ja.
Przypomniałam sobie, że jednak mowa o ostatnim członku tej rodziny. Jedynym żyjącym krewniaku mojej opiekunki.
Ale przecież... kiedy dojdzie do naszego spotkania, on będzie chciał...
Przypomniałam sobie, jak Freeze zaciskał lodową łapę na mojej szyi.
– Babciu, ja...
– Jeśli możesz – podkreśliła wilczyca. – Spróbuj. Proszę, obiecaj mi, że spróbujesz.
Spuściłam odrobinę głowę.
– Obiecuję. 
Babcia przymknęła oczy.
– Chciałabym mieć pewność, że dasz sobie radę... To pewnie ostatni dzień, który spędzimy razem.
Słowa Babci wybrzmiały głośno w moich uszach. Z początku chciałam wierzyć, że się przesłyszałam. Po chwili jednak ogarnęła mnie prawdziwa panika.
– Mam Medalion Nieśmiertelności! – Chwyciłam swój naszyjnik. – Mogę ci go oddać, naprawdę.
– Nie, Lind – odparła z naciskiem starsza wilczyca. – Nie chcę go.
– Dlaczego? Ja... ja mam drugi, weź go – Zdjęłam omawiany wisiorek.
– Nie. Nie chcę sztucznie przedłużać sobie życia. Nie chcę odwlekać końca, który i tak będzie musiał nadejść.
Zacisnęłam obie łapy na Medalionie. Próbowałam powstrzymać łzy.
– Nic nie jest wieczne; zwłaszcza nasze życie. Z Naszyjnikiem, czy bez – mruknęła starsza wadera. – Nie warto z tym walczyć, Lind. Taki jest ten świat... nic nie jest wieczne – powtórzyła ciszej.
– A sama kiedyś mówiłaś, że... dzieła literackie są wieczne... – zdobyłam się na coś podobnego do żartu. – I ich bohaterowie... że „pamięć o tych historiach czyni ich prawdziwie nieśmiertelnymi…” – przytoczyłam słowa Babci, przyozdabiając pysk gorzkim uśmiechem.
– To nie do końca tak – mruknęła moja opiekunka. – Nawet postacie fikcyjne nie przetrwają. Można powiedzieć, że ich istnienie kończy się wraz z książką czy opowiadaniem. Szybciej, niż się spodziewasz.
– Ale… – pociągnęłam nosem. – My jesteśmy czymś więcej, niż tylko tworami fikcji, prawda?
Babcia zaśmiała się i położyła swoją łapę na mojej. Chociaż utrzymywałam na pysku uśmiech, czułam, jak po policzkach płyną mi łzy.
– Och Lind… Moja kochana Lind.
Wypuściłam Medalion z łap.

<C.D.N.>

Uwagi: Przecinki.

Zdobyto: 17 czerwonych⎹ 18 pomarańczowych⎹ 25 zielonych⎹ 22 niebieskich⎹ 24 granatowych⎹ 30 fioletowych⎹ 8 różowych odłamków

niedziela, 28 czerwca 2020

Od Lind „Los zawsze daje szansę” cz. 11


Luty 2025
Opowiedziałam Babci o moim spotkaniu z Freezem. Wspomniałam o jego dziwnym zachowaniu, a także o zmienionym wyglądzie. Babcia wiedziała już, że jej krewniak zapanował nad mocą Mroźnej Burzy, ale zaskoczył ją fakt, iż Freeze zdobył również Kamienny Las.
– Zażądał i Wichury – kontynuowałam. – Mówił coś o honorze rodziny, o spadku... Groził mi, zaczęliśmy walczyć. Tak na poważnie; z użyciem naszych żywiołów.
– Och... to straszne – westchnęła Babcia. – Jak to się skończyło?
– Tamtejsza władza zamknęła nas... w... więzieniu – Zaczęłam szybciej oddychać.
– Lind?
– Z resztą, to nie jest ważne... – Czym prędzej uciekłam od tego tematu. Nie było tam nic wartego wspominania. – Ważny jest Freeze. Obiecał, że mnie odnajdzie.
Babcia położyła łapę na moim ramieniu. Spróbowałam uspokoić oddech.
– Freeze się bardzo zmienił... – mruknęła starsza wadera. – Kiedy cię nie było, pojawił się w okolicy.
Zamarłam.
– Co? Czego chciał?
– Wypytywał o pozostałe artefakty – Wilczyca znów podniosła się nieco z łóżka.
– Czy już wtedy wyglądał... w ten sposób?
– Z lodu miał tylko jedną łapę... – odparła Babcia – Mnie też mówił, że chce odzyskać wszystkie artefakty.
– J...jak zareagował na to, że oddałaś mi Klucz?
Starsza wadera przymknęła na chwilę oczy.
– Cóż... Był wściekły – mruknęła. – Miałam szczęście, że byli ze mną Rey i Jen. Gdyby nie oni... pewnie by zaatakował.
– Czegoś się od ciebie dowiedział? – wypytywałam dalej.
– Nie powiedziałam mu nic. Widać było, że dostał prawdziwej obsesji na punkcie artefaktów – Babcia zrobiła krótką pauzę. – Jeśli obiecał ci, że wróci po Wichurę... pytanie nie brzmi "czy?", ale "kiedy?" – skwitowała gorzko.
Ścisk w gardle wrócił; znów brakowało mi powietrza. Przysiadłam na podłodze.
– Nie, ja nie chcę tego... – wydusiłam.
– Ciii... Będzie dobrze, Lind... – Babcia przytuliła mnie do siebie.
– Babciu... to źle, że nie oddałam mu wtedy Wichury? To źle, że nie chcę oddać mu czegoś, co zdobyłam?
– On tego nie widzi tak samo jak ty... – westchnęła Babcia. – Zrobiłaś, co uważałaś za słuszne. Pomyśl, że ja nie dałam ci Klucza po to, żebyś oddała artefakt przy pierwszej okazji. – Pogładziła mnie po głowie. – Podjęłaś decyzję, a z każdą decyzją wiążą się jakieś konsekwencje. Uważaj na siebie, Lind. Pamiętaj, że Freeze wcale nie musi walczyć uczciwie.
Przytuliłam się mocniej do swojej opiekunki.
– Dasz sobie radę, kochana – wyszeptała starsza wilczyca. – Jesteś o wiele silniejsza i mądrzejsza, niż myślisz.
Po chwili rozluźniłam uścisk. Pomyślałam, że zachowuję się, jak tchórzliwe szczenię.
– Babciu... Czy jest coś, co powinnam wiedzieć o artefaktach?
– Nic, co wiem, nie będzie już dla ciebie przydatne – odparła wadera. – Freeze sam odnalazł tamte dwa artefakty, ty masz trzeci. To koniec poszukiwań.
Spuściłam wzrok. Babcia znów pogładziła mnie po głowie.
– Ta stara wieża... nadal stoi? – Kiedyś obserwowałam stamtąd gwiazdy. Towarzyszył mi wówczas wilk, o którym rozmawialiśmy. 
– Oczywiście. Stała tu od setek lat i wszystko wskazuje, że wytrzyma kolejne sto.
Sto... sto... Gdyby nie Freeze, nie wiedziałabym co ta liczba oznaczała.

<C. D. N.>

Uwagi: brak.

Zdobyto: 10 czerwonych⎹ 0 pomarańczowych⎹ 6 zielonych⎹ 9 niebieskich⎹ 10 granatowych⎹ 27 fioletowych⎹ 6 różowych odłamków

Od Naidy „Siła kontra umysł” cz. 2


Czerwiec 2026 r.
Dernet spojrzał z uśmiechem na siedzących przed nim uczniów. Naida starała się ignorować obecność innego nauczyciela, jednak fakt, że siedział tuż obok Dannana, trochę jej to utrudniał. Wadera zastanawiała się, czy młodsza grupa nie powinna mieć teraz sztuk kreatywnych. Nie znała jednak ich planu, więc równie dobrze mogła zastanawiać czy żółw, którego widziała wczoraj na plaży, był dziewczynką czy chłopcem.
– Dzisiaj czekają was zajęcia praktyczne... – Głos Dannana wyrwał waderę z rozmyślań.
– Będziemy się bić?
Naida odwróciła się z uśmiechem w stronę wyrywającego się do walki szczeniaka. Sino zerknęła na przyjaciółkę i wróciła do swojego pytania.
– A w grupach czy jeden na jeden?
Dannan uciszył waderkę spojrzeniem i westchnął.
– Tak jak mówiłem... Dzisiaj zajmiemy się walką.
– Wiedziałam! – Sino pisnęła radośnie, lecz zamilkła widząc mordercze spojrzenie nauczyciela.
– Będą to walki jeden na jeden, jednakże co jakiś czas będziecie się zmieniać tak, aby każdy spróbował walki z co najmniej dwoma różnymi przeciwnikami.
Szczeniaki spojrzały po sobie podekscytowane. Możliwość zmierzenia się w takiej walce zarówno ze swoimi przyjaciółmi, jak i mniej lubianymi wilkami sprawiła, że wszyscy zapomnieli nagle o zmęczeniu, które towarzyszyło im na poprzednich lekcjach.
– Ja i Dernet... – basior przerwał w pół zdania, gdy nauczyciel sztuk kreatywnych nachylił się do niego, by szepnąć parę słów.
Naida ciekawa była, co jest tak ważne, aby przerywać nauczycielowi w pół zdania. Dernet spojrzał z zakłopotaniem na szczeniaki, po czym pobiegł w kierunku znajdujących się znacznie dalej młodszych uczniów czekających na swoją lekcję. Wadera z trudem powstrzymała śmiech.
– Tak więc będę chodził pomiędzy wami i nadzorował, aby nikomu nie stało się nic poważnego. Postaram się także wskazać wam wszelkie niedociągnięcia i błędy, które popełnicie podczas tej lekcji. A teraz dobiorę was w pary.
– Pan? Ale ja już wybrałam sobie, z kim chcę walczyć! – Sino spojrzała z oburzeniem na nauczyciela.
– Tak, ja. Wy wybierzecie zapewne swoich przyjaciół, mam rację?
Waderka nie odpowiedziała. Naida spojrzała na nią ze współczuciem i uśmiechnęła się pocieszająco. Sino jednak zignorowała ją i zaczęła rozglądać się po reszcie uczniów, chcąc zorientować się, kto może się jej trafić. Dannan w tym czasie chodził od wilka do wilka i ustawiając szczeniaki w odpowiednich odstępach, dzielił je na pary. Naida zauważyła, że nauczyciel nie wysilał się zbytnio i brał do pary uczniów, którzy znajdowali się niedaleko siebie. Naida spojrzała na basiory siedzące obok niej. Wiedziała, że może trafić do pary z jednym z nich. Wolałaby walkę z Sino, jednak postanowiła nie wybrzydzać. W końcu przyszła pora na Naidę. Dannan spojrzał dookoła, po czym utkwił wzrok w waderce.
– Naida i Exan, będziecie razem.
Basiorek spojrzał z przerażeniem na Naidę. Wadera jeszcze nigdy nie walczyła z Exanem w sposób fizyczny. Zazwyczaj były to kłótnie czy konkurowanie między sobą.
– Będziecie stali tam – poinformował Dannan, wskazując pustą przestrzeń na plaży.
Szczeniaki udały się na wskazane miejsce i usiadły, czekając na dalsze polecenia. Naida zastanawiała się, jak mogłaby szybko i spektakularnie pokonać Exana. Basiorek wydawał się kimś inteligentnym, jednak nie przepadał za walkami.
– Wszyscy są gotowi? – Dannan spojrzał na uczniów. – Możecie zaczynać!
Naida ustawiła się w pozycji, która wydawała się jej w miarę odpowiednia do rozpoczęcia walki. Exan z kolei wyglądał bardziej na kogoś, kto obmyśla już plan ucieczki. Wadera, widząc, że przeciwnik się waha, wykorzystała okazję i skoczyła w jego stronę. Exan rzucił się w bok, w ostatniej chwili unikając ciosu. Naida jednak przewidziała taką możliwość, więc nie tracąc czasu, zamachnęła się łapą w stronę Exana. Trafiła go w łapę, jednak to nie wystarczyło, aby basiorek stracił równowagę. Wadera odskoczyła do tyłu, gdy łapa przeciwnika ruszyła w jej kierunku.
– Pamiętajcie, że to tylko trening, więc proszę mi się tu nie pozabijać!
Głos Dannana odwrócił uwagę Naidy tylko na chwilę, jednak to wystarczyło, aby Exan zaatakował. Skoczył na waderę, przewracając ją na plecy. Zdezorientowana zaczęła kopać na oślep, jednak trafiła tylko raz. Usłyszała głośny pisk, gdy Exan został odrzucony kawałek dalej. Basiorek trzymał się za pyszczek, ze złością wpatrując się w waderę. Naida nie tracąc czasu, skoczyła na równe nogi i zamachnęła się na basiorka. Uderzenie nie było mocne, jednak wystarczyło, aby powalić go na ziemię. Exan zamierzał jeszcze wstać, lecz Naida była szybsza. Odbiła się od tylnych łap i wylądowała na basiorku, przygniatając go do ziemi. W odpowiedzi usłyszała tylko ciche warknięcia i jęki.
– Trafiłaś mnie w nos – narzekał Exan.
– Wygrałam! – zawołała do nauczyciela, kompletnie ignorując uwięzionego pod nią basiorka.
– Moje ucho... Nie drzyj się tak!
– A ty nie jęcz!
Dannan podbiegł do nich i spojrzał na Exana z lekkim współczuciem.
– Exanie, twoje umiejętności walki są niestety dość słabe... Osobiście twierdzę, że powinieneś jeszcze potrenować nad szybkością i siłą ciosów. Naido, twój poziom jest zadowalający, jednakże nie musisz rzucać się na kogoś, gdy ten już jest na przegranej pozycji! Wystarczyło przytrzymać go łapami... Możecie teraz odpocząć – oznajmił i ruszył do innej pary, która właśnie skończyła walkę.
Naida spojrzała na basiorka i parsknęła śmiechem. Exanowi jednak nie było do śmiechu. Wyglądał na porządnie zdenerwowanego, jednak już nie warczał i nie jęczał jak małe dziecko.
– Złaź ze mnie! – zażądał.
– Odpoczywam przecież.
Basiorek zaczął się wiercić i z trudem zrzucił z siebie waderę. Spojrzał na nią z irytacją i odszedł, narzekając na obolały pyszczek. Naida zauważyła, że basiorek co jakiś czas łapał się za nos, jakby chcąc sprawdzić, czy jest na swoim miejscu. Wadera stwierdziła, że basior pewnie wyolbrzymia i chcąc, aby dręczyły ją wyrzuty sumienia, tylko udaje, że go coś boli. Wzruszyła ramionami i podreptała do Dannana gotowa na kolejną bitwę.

<C.D.N.>

Uwagi: brak.

Zdobyto: 25 czerwonych⎹ 23 pomarańczowych⎹ 31 zielonych⎹ 23 niebieskich⎹ 10 granatowych⎹ 23 fioletowych⎹ 4 różowych odłamków

sobota, 27 czerwca 2020

Od Sileenthar "A ja to tej pani nie lubię" cz. 8


Listopad 2025 r.
Pani Navri była chyba najnudniejsza ze wszystkich nauczycieli. Podkreślam, nauczycieli, tylko i wyłącznie nauczycieli. Nie dość, że była Alfą całej watahy, to wśród szczeniaków krążyły legendy o jej sprawności fizycznej i potężnej magicznej mocy. Jakby tego było mało przewyższała wzrostem nawet Yuki! Z charakteru była dziwaczna i nudna jak flaki z olejem, ale nikt nie powiedziałby tego na głos. Najbardziej dziwiło mnie w niej to, że dysponowała władzą, siłą i wszystkim o czym mogłaby zamarzyć, a zawsze chodziła taka poważna. Nie bardzo rozumiałam dlaczego. Bohaterowie wszystkich bajek jak już stają się znani i wielcy "żyją długo i szczęśliwie". Navri była ich zupełną odwrotnością, ale w przeciwieństwie do nich była prawdziwa, mimo tej całej swojej wyjątkowości. To sprawiało, że czasem poddawałam w wątpliwość wszystkie wesołe zakończenia.
Na lekcjach obrony dużo i często chodziliśmy, co mi się nie podobało, ale też zwiedzaliśmy niedaleką okolicę za linią drzew, co już podobało mi się bardzo. W przeciwieństwie do rozpalonej słońcem plaży i słonego zapachu morskiej bryzy, dżungla była duszna i wylewająca najprzeróżniejszymi kuszącymi woniami. Tak było i tym razem.
- Zatrzymajcie się tu i przez chwilę powęszcie. - powiedziała Navri, sama też przystając.
Usiadłam na trawie i uderzyłam kilka razy ogonem bo tak. Otworzyłam pyszczek, by w pełni wykorzystać swoje tropicielskie umiejętności i zaciągnęłam nosem wilgotne, gorące powietrze. Trudno było mi się skupić na konkretnym zapachu, tyle tego było! Spośród świeżej roślinności i słodkich kwiatów wyłuskałam każdego z osobna szczeniaka, nauczycielkę i swój własny trop, a także starą, bezpieczną woń pary dorosłych wilków, która musiała przechodzić tędy jakiś czas temu. Z tła przebijały markery terytorialne nieznanych mi zwierząt, w tym ostry swąd jakiegoś kotowatego, już mocno zwietrzały. Wszędzie przebiegały zatarte ślady grup zwiadowczych.
- Co czujecie? - spytała nauczycielka.
Natychmiast wyrwałam do odpowiedzi, dopiero po zakończeniu swojej relacji dopuszczając do głosu pozostałe szczeniaki. Poza mną i Eunice nikt nie wyczuł kota, na co dumnie się wyprostowałam.
- W porządku - Alfa usiadła i owinęła ogon wokół łap. - Dzikie zwierzęta zazwyczaj nie stanowią zagrożenia, jeżeli się ich nie prowokuje, ale rozsądny wilk zawsze zachowa ostrożność. Jeżeli podejrzewacie z której strony może nadejść niebezpieczeństwo, w jaki sposób się do niego ukierunkujecie?
- Pod wiatr - odparł Emerald szybko, uprzedzając mnie.
Navri skinęła głową.
- W ten sposób szybciej wyczujecie nadchodzące niebezpieczeństwo, a ono dłużej pozostanie nieświadome waszej nieobecności. Powietrze w dżungli nie przemieszcza się jednak znacząco, a zapach łatwo zamaskować w roślinach. Kotowaty, którego wyczuły wasze koleżanki, miałby nad wami przewagę, przemieszczając się po gałęziach drzew i obserwując was z góry. Jak zaradzilibyście temu problemowi?
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Korciło mnie by odpowiedzieć, ale nauczyciele z jakiegoś powodu tracili zainteresowanie jak za dużo się mówiło. Kazali wtedy odpuścić i dać się wykazać pozostałym szczeniakom. Denerwowało mnie to co prawda, ale czasami z własnej woli zamykałam pyszczek i czekałam. Przecież nie jestem lizusem!
- Trzeba nasłuchiwać? - zasugerowała w końcu Nikaella.
- Dżungla tętni życiem, a koty są bardzo ciche. Musiałabyś mieć bardzo czuły słuch.

Jak Lind, przeszło mi przez myśl. Ona ma niesamowity słuch!

- Ja bym dalej węszył - zastanowił się Emerald. - Ale sama pani mówiła, że dzikie zwierzęta rzadko atakują same z siebie.
- Mimo wszystko powinieneś być ostrożny - Nauczycielka powstała. - Idziemy dalej. Nie przestawajcie szukać nowych zapachów.
Przez jakiś czas tylko wędrowaliśmy z nosami przy ziemi, od czasu do czasu pouczani przez Navri by zachować odpowiednią postawę i cichy krok. Podążaliśmy prostopadle do tropu kota, w dalszym ciągu w niewielkim oddaleniu od plaży. Naokoło roztaczało się mnóstwo dusznych zapachów dziwnej roślinności, od których mogło zakręcić się w głowie. Rzeczywiście świetnie maskowały inne tropy. Poza w różnym stopniu zatartymi śladami po przechadzających się tu wilkach, wyczułam tylko dziwnego ptaka, którego niedługo potem przez przypadek spłoszył Morgan. Papuga - jak nazwała ptaka Navri - odleciała z przeraźliwym skrzekiem.
- Jeżeli wiążecie swoją przyszłość ze stanowiskiem strażnika terenów albo patrolem, codzienne obchody zbudują w was umiejętność dostrzegania bezpiecznej normy. - odezwała obojętnie nauczycielka, przerywając wątpliwą ciszę lasu. - Może wam to wyjść na korzyść, jeśli pozostaniecie spostrzegawczy. Wtedy każde odstępstwo zauważycie szybciej i zareagujecie na nie sprawniej. Jeżeli jednak przyzwyczaicie się do spokoju i zaczniecie traktować swoją pracę jako obowiązkowy spacer, napastnik łatwo was zaskoczy.
Niby słuchałam, ale tak w zasadzie to nie. Jeszcze nie wiedziałam czym chciałabym zająć się w przyszłości, ale na pewno nie tym. Jakieś to takie... Zbyt nudne. Miałam wrażenie, że zaraz zasnę.
- Nawet jeśli chcecie zająć się czymś innym, i tak powinniście dobrze znać swoje terytorium, by łatwiej dostrzegać odstępstwa. To szczegóły decydują o tym jak szybko intruz zostanie wykryty.
Łapy Navri zachrzęściły na piasku. Przystanęła.
- Chciałabym, żeby na następną lekcję każdy z was zapoznał się dokładnie z trasą którą dzisiaj przebyliśmy i poszukał w jej pobliżu kryjówek. - nadstawiłam uszu, gdy nauczycielka wypowiedziała znajomą formułkę. - Poproście jednak opiekuna by wam towarzyszył. Jutro po kolei wcielicie się w rolę napastnika i strażnika terenów. Połączymy w ten sposób metody obrony z którymi zapoznawaliście się na poprzednich lekcjach i wykrywanie intruzów. Na dzisiaj to koniec.
Na samą myśl o tych zajęciach jęknęłam w duchu. Tropienie było fajne, ale w faktycznej obronie byłam fatalna.


<C.D.N.>


Uwagi: brak.

Zdobyto: 43 czerwonych⎹ 27 pomarańczowych⎹ 20 zielonych⎹ 15 niebieskich⎹ 22 granatowych⎹ 50 fioletowych⎹ 10 różowych odłamków

>> Następna część >>

Od Lind „Los zawsze daje szansę” cz. 10


Luty 2025
Obróciłam w łapach dziennik, w którym lata temu po raz pierwszy przeczytałam o Wichurze Płomieni. Moja obsesja na punkcie "wielkiej podróży" zaczęła się właśnie od niego. Nie spróbowałam go otworzyć; okładkę obwiązano sznurkiem, by przetrzymać na miejscu luźne strony.
– Dla jasności... nie podsunęłam ci go specjalnie – powiedziała Babcia.
– Domyślam się – odparłam, odkładając omawiany przedmiot z powrotem na półkę. – Ale... czemu nie próbowałaś mnie powstrzymać przed tą podróżą?
– Sęk w tym, że próbowałam, ale bezskutecznie – westchnęła starsza wadera. – Więc nawet tego nie zauważyłaś.
Zmarszczyłam czoło. Nie mogłam sobie przypomnieć żadnej sytuacji, w której Babcia odradzałaby mi wyruszenie. Zaczęłam się zastanawiać, ile miałam miesięcy, jak zaczęła się moja obsesja. Na pewno umiałam już wtedy czytać; w końcu notatki o artefakcie odkryłam sama.
– Nie mogłaś po prostu mi tego zabronić? – Odwróciłam się w jej stronę. – Jako rodzic...
– Myślałam o tym. Potem jednak zrozumiałam, że to twoja świadoma decyzja.
Pokiwałam głową. Wtem dostrzegłam wystający spomiędzy książek wymięty skrawek papieru. Wyciągnęłam go stamtąd i rozłożyłam. Była to mapa okolicy; sięgająca daleko za zakole naszej rzeki. Przeniosłam swoje znalezisko bliżej łóżka Babci.
– Gdyby była odrobinę większa, tu już zaczynałyby się tereny mojej watahy – Zastukałam pazurem w kawałek podłogi poza mapą. – Znaczy... dawne tereny.
– Dlaczego się przenieśliście? – spytała Babcia.
– Sama nie wiem, jak to opisać. Najpierw były wichury, potem powodzie... Albo na odwrót – zawahałam się. Mało już pamiętałam z tamtego okresu. – Wiem że koniec końców zwierzęta i rośliny zaczęły się zmieniać pod wpływem... deszczu. Nikt nie był w stanie tego wyjaśnić.
– Hm... I wtedy podjęliście decyzję o przeprowadzce, tak?
– Tak. Pomogły nam w tym smoki – Uśmiechnęłam się lekko, wspominając Passera. Nadal żałowałam, że nie zdecydował się z nami zostać.
– Ile trwała podróż?
– Miesiące... może nawet lata... – Podniosłam wzrok w stronę sufitu. Niezwykłe, że jedno zaklęcie wystarczyło, żeby tu wrócić w ciągu sekundy...
– Zatrzymaliście się w jakimś ciekawym miejscu?
Nie odpowiedziałam. Luty... Jest teraz luty... Wtedy był grudzień...
– Lind? – usłyszałam znów głos mojej opiekunki.
– Co? – Spojrzałam na nią. – Co mówiłaś?
– Pytałam czy... Lind, dobrze się czujesz? – Babcia wyglądała na zmartwioną.
– Ja...
Moja opiekunka zawiesiła na mnie badawczy wzrok. Nie mogłam mu się długo opierać.
– Podczas... jednego z postojów spotkałam Freeze'a – wyznałam.
Babcia uchyliła pyszczek ze zdziwienia.
– Chcesz mi o tym opowiedzieć, kochana?
– Chyba... chyba muszę – westchnęłam ciężko. – Nadal nie daje mi to spokoju.
– Zamieniam się w słuch.
Spojrzałam w stronę drzwi w obawie, że i tym razem czatuje tam Ting. On nie wiedział wszystkiego o wspomnianym zajściu. Nie znał tożsamości wilka, z którym walczyłam, zanim trafiłam do więzienia.
Uspokoiły mnie dopiero głosy dobiegające z głównej izby. To znaczyło, że odmieniec nadal był zajęty grą z Haslaye. Mogłam więc spokojnie opowiadać:
– Spotkałam go w... Białym Mieście... jakoś tak się to nazywało...

<C.D.N.>

Uwagi: brak.

Zdobyto: 12 czerwonych⎹ 6 pomarańczowych⎹ 21 zielonych⎹ 7 niebieskich⎹ 17 granatowych⎹ 0 fioletowych⎹ 7 różowych odłamków

piątek, 26 czerwca 2020

Od Naidy „Siła kontra umysł” cz.1

Czerwiec 2026 r.
Morti z cichym sapnięciem padł na piasek obok Naidy. Wadera spojrzała na niego z krzywym uśmiechem. Basior wyglądał na wyczerpanego lekcją polowania. Naida wcale się mu nie dziwiła. Dzisiaj łapali ryby, które są strasznie szybkie i trudne do złapania.
– Widzę, że ktoś tu jest zmęczony – zaśmiał się Exan.
– Gdybyś nie był tak leniwy i nie siedziałbyś przez pół lekcji w jednym miejscu, też czułbyś się tak jak Morti! – stwierdził Theo.
– To nie lenistwo tylko taktyka! W czasie, kiedy inni biegali za rybami, ja spokojnie czekałem, aż do mnie podpłyną i będę mógł je złapać bez najmniejszego wysiłku!
– I ile ryb złapałeś? Jedną? – zaśmiała się Naida.
– Ktoś kazał ci się wtrącać? A tak w ogóle to ile ich złapaliście, że się tak wymądrzacie?
– Ja z Theo mieliśmy po dwie... A ty Naida? – Morti zapytał z zaciekawieniem.
– Ja? Tylko cztery! – odpowiedziała z udawanym smutkiem.
Exan wyglądał na rozdrażnionego.
– To wszystko dzięki oddychaniu pod wodą... – wymamrotał.
– Albo odpowiedniej taktyce – zaśmiała się.
Naida spoważniała nagle zauważywszy za jego plecami wysoką waderę. Navri podeszła bliżej i usiadła przed nimi, z powagą przyglądając się zebranym uczniom. Szczeniaki przywitały się z nauczycielką i skończywszy wszystkie rozmowy, wyczekiwały lekcji. Theo usiadł obok Naidy i nachylił się nad jej uchem.
– Ciekawe co będziemy dzisiaj robić – wyszeptał.
– Oby to nie było nic męczącego!
– Nie zapominaj, że mamy jeszcze sztuki walki.
Naida jęknęła cicho i pomyślała o Exanie. Była ciekawa, czy basiorek ma plan także na inne lekcje. Mimo wszystko musiała mu przyznać, że to nie było takie głupie. Podczas gdy wszyscy będą się męczyć na lekcjach, on będzie sobie odpoczywał. W tym momencie wadera zauważyła, że Navri przyniosła ze sobą jakieś chusty.
– Dzisiaj będziemy zajmowali się węchem – oznajmiła krótko.
– Jak to węchem? – zapytał jakiś szczeniak.
– Na plaży ta umiejętność przydaje się znacznie mniej, zważywszy na brak jakichkolwiek miejsc, w których można się ukryć, jednakże w dżungli możemy znaleźć je praktycznie w każdym miejscu – zaczęła.– Chciałabym, abyście nauczyli się dzisiaj rozpoznawać siebie nawzajem po samym zapachu. Ta umiejętność przyda się, gdy nie będziecie pewni, co kryje się za krzewami czy na drzewach. Pozwoli wam to także uniknąć niepotrzebnych kłopotów.
– Czyli idziemy dzisiaj do dżungli? – zapytała Naida.
– Wśród drzew nie mogłabym mieć was wszystkich na oku, więc stwierdziłam, że plaża będzie lepszym miejscem.
– Ale mówiła pani, że na plaży to jest znacznie łatwiejsze!
– Dlatego przyniosłam to – Navri wskazała łapą na stertę chust. – Zawiążecie je sobie na oczach.
Naida pokiwała głową ze zrozumieniem. Zadanie wydawało się trudne i wyczerpujące. Spojrzała na Exana z nadzieją, że może on będzie znał sposób, jak poradzić sobie z tym zadaniem.
– A teraz dobierzcie się w pary. Najlepiej będzie, jeśli partnerzy często przebywają ze sobą. Dam wam trochę czasu na zapoznanie się z zapachem drugiego wilka, a następnie zaczniemy zadanie.
– Exan! – waderka szturchnęła basiorka w ramię.
– Nie, nie będę z tobą w parze.
– Nie o to mi chodzi!
– Więc o co?
– Masz jakąś taktykę na to zadanie? No wiesz, tak aby się nie zmęczyć...
Exan zmierzył ją uważnie, po czym uśmiechnął się ironicznie.
– Pracuj mądrze, nie ciężko!
– Nie rozumiem...
Basiorek zignorował słowa zakłopotanej wadery i podszedł do Mortiego.
– Będziesz moim partnerem – poinformował basiorka.
Morti nie mając większego wyboru, ruszył za bratem, ciągnąc za sobą zmęczone łapy. Naida patrzyła za nimi z zamyśleniem. Zastanawiała się, co mógł mieć na myśli Exan, mówiąc o mądrej pracy. Z rozmyślań wyrwało ją nieśmiałe szturchanie w plecy. Wadera odwróciła się i spojrzała na Theo.
– Chcesz być moją parą? – zapytał.
– Jasne!
Szczeniaki usiadły naprzeciw siebie z uśmiechem. Naida rozejrzała się dookoła, aby upewnić się, co mają zrobić, a następnie nachyliła się nad basiorkiem. Znała już jego zapach bardzo dobrze. Spędzali przecież ze sobą dużo czasu, więc mogłoby się wydawać, że zadanie nie będzie takie trudne, na jakie wyglądało.
– To nie ma sensu. Znam twój zapach! – poskarżyła się.
– Ja twój też, ale chyba chodzi o to, aby osoby, które znają się trochę mniej, miały równe szanse.
– Może masz rację...
– Kończymy! Niech teraz każdy stanie w innym miejscu. Będę podchodzić do każdego z was z osobna i pomagać z zawiązaniem przepaski na oczy.
Naida uśmiechnęła się do Theo, chcąc dodać mu pewności siebie i odeszła kawałek dalej. Zajęła swoje miejsce i czekała z niecierpliwością na rozpoczęcie się zadania.
– Mogę się założyć, że znajdę Mortiego szybciej, niż ty znajdziesz swojego narzeczonego!
Wadera odwróciła się i spojrzała na Exana ze złością. Basior siedział kawałek dalej, z chytrym uśmieszkiem przyglądając się Naidzie.
– Tak? A niby jak chcesz tego dokonać?
– W przeciwieństwie do ciebie, ja mam plan!
– Oho, nie bądź taki pewny siebie! Ostatnio twoja taktyka okazała się wadliwa. Dlaczego teraz miałaby być lepsza?
Exan nie odpowiedział. Naida rozejrzała się po uczniach, szukając wśród nich Mortiego. Zauważyła go na drugim końcu grupy. Wadera uśmiechnęła się pod nosem usatysfakcjonowana. Morti znajdował się strasznie daleko, więc znalezienie go za pomocą węchu będzie znacznie trudniejsze niż znalezienie Theo, który siedział nieopodal Naidy. Navri podeszła do uczniów z chustami. Pomagała im przy zakładaniu ich na oczy. W końcu przyszła kolej na Naidę, która niecierpliwiła się coraz bardziej. Nauczycielka zawiązała jej na oczach przepaskę, więc od tego momentu wadera mogła jedynie za pomocą słuchu określać, co dzieje się wokół niej. Z zadowoleniem stwierdziła, że może przecież nawoływać się z Theo i znaleźć się za pomocą słuchu.
– Wygram z tobą, zobaczysz – wyszeptała w stronę, gdzie powinien znajdować się Exan.
– Już to widzę! – zaśmiał się w odpowiedzi.
– Dobrze, zanim zaczniemy, muszę dodać jeszcze parę rzeczy – odezwała się Navri. – Jak pewnie wiecie, waszym zadaniem jest odnalezienie swojego partnera. Musicie jednak pamiętać, że to zadanie polega na węchu, więc nie możecie się odzywać...
– Więc jak będziemy mogli upewnić się, czy znaleźliśmy odpowiednią osobę? – zapytała niepewnie Naida.
– Dobre pytanie! Jeśli będziecie pewni, że znaleźliście swojego partnera, możecie się go zapytać, czy to on. Ale róbcie to szeptem, aby w przypadku pomyłki, nie zdradzić swojej pozycji!
Zapanowała cisza przerywana jedynie odległymi odgłosami innych wilków i morza. Co jakiś czas nad głową Naidy dało się słyszeć krzyki mew. Wadera czekała na sygnał do startu, mając cichą nadzieję, że plan Exana zawiedzie. Gdzieś z przodu Navri odezwała się po raz kolejny do uczniów.
– Mam nadzieję, że wszyscy są już gotowi. Zaczynamy!
Naida ruszyła przed siebie, co jakiś czas wpadając na inne szczeniaki. Kierowała się w stronę, z której powinien znajdować się Theo. Nie miała pojęcia jak go znajdzie, jednak starała się wyczuć jego zapach pośród innych wilków. Słyszała wokół siebie szepty i ciche odgłosy uczniów przemieszczających się po plaży. Naida szła tak już od dłuższego czasu, aż z rozczarowaniem stwierdziła, że to bezcelowe. Nie potrafiła wyczuć basiorka, gdy wokół znajdowało się tyle innych zapachów! Zrezygnowana opadła na piasek i zaczęła zastanawiać się nad sensem słów Exana. Miała pracować mądrze... Ale jak? Nie była w stanie wymyślić nic sensownego. Nagle wpadł na nią kolejny szczeniak.
– Oj, przepraszam – odezwał się znajomy głos. – Ty chyba nie jesteś Exan...
– To ja, Naida.
– Naida! Jak ci idzie szukanie?
– Kiepsko, a tobie? – westchnęła.
– Wszystko zgodnie z planem! Mam nadzieję... – basiorek zamyślił się na chwilę. – To ja już pójdę.
Naida mruknęła coś w odpowiedzi. Jednak kiedy Morti przechodził obok niej, wpadła na pewien pomysł.
– Morti!
– Tak?
– Nie wpadłeś czasem na Theo?
– Tak, spotkałem go jakiś czas temu...
– Gdzie był? – zapytała podekscytowana.
– Nie wiem... Chyba gdzieś tam, za mną.
– Dzięki!
Naida ruszyła we wskazanym przez basiorka kierunku. Przez cały czas nasłuchiwała, czy nie słyszy obok siebie innych uczniów. Kiedy była pewna, że jakiś znajdował się niedaleko, zaczepiała go, pytając, czy nie spotkał Theo. Nie wszyscy odpowiadali twierdząco, niektórzy twierdzili, że było to tak dawno, że pewnie już go tam nie ma. Oczywiście wielu miało też problem z określeniem, gdzie go spotkali. Naida jednak nie poddawała się i uparcie zaczepiała wszystkie napotkane wilki.
– Brawa dla pierwszej pary, której udało się wykonać zadanie – zawołała nagle Navri.
Naida spanikowała. Co jeśli już przegrała z Exanem? Skupiła się na zapachach dookoła. Nadal nie mogła nigdzie wyczuć basiorka. Może nigdy się jej nie uda i już na zawsze pozostaną na tej plaży? Ślepi i zdezorientowani... Waderka pokręciła głową, chcąc odgonić złe myśli. W pewnym momencie usłyszała obok siebie jakiegoś szczeniaka. Podeszła do niego powoli i upewniwszy się, że nie jest nim Theo, szturchnęła go łapą.
– Vertic? – zapytał głos.
– Nie, to nie on...
– Ach, to znowu ty! Na wszystkich tak wpadasz czy tylko na mnie?
– Na wszystkich...
Basiorek zaśmiał się cicho.
– Spotkałeś gdzieś Theo? – zapytała lekko rozdrażniona.
– Tak, przed chwilą. Był gdzieś z lewej...
– Naprawdę? Dzięki!
– Mam nadzieję, że pomogłem i nie wpadniesz na mnie już po raz czwarty... – wymamrotał.
Naida zignorowała go i ruszyła we wskazanym kierunku. Szła już znacznie pewniej. Jeszce żaden wilk nie mówił jej, że spotkał go przed chwilą. Czyżby była już blisko? Zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać. Przed nią słychać było jakieś kroki. Zadowolona ruszyła powoli w ich kierunku. Starała się skupić na zapachu ucznia znajdującego się przed nią, jednak nadal nie była pewna, kim może być tajemnicza postać. Nagle go wyczuła. Był tam. Naida skoczyła radośnie w jego kierunku. Była pewna, że znalazła swojego partnera.
– Naida? – odezwał się znajomy głos, gdy waderka zbliżyła się dostatecznie blisko.
– Tak! – pisnęła w odpowiedzi.
Theo chyba zaczął skakać z radości, bo Naida czuła jak piasek zaczyna lekko drżeć pod jej łapami i rozpryskiwać się na wszystkie strony. Męcząc się przez chwilę, ściągnęli w końcu przepaski i spojrzeli na siebie zadowoleni. Basior rozejrzał się dookoła, szukając Navri. Kiedy ją zauważył, ruszył radośnie w jej stronę. Naida podążyła za Theo, wymijając przy tym resztę szczeniaków.
– Znaleźliśmy się! – oznajmił radośnie Theo.
Navri spojrzała na nich uważnie, po czym skierowała się w stronę nadal błądzących po plaży uczniów.
– Mamy już drugą parę! Proszę się streszczać! Im szybciej znajdziecie swoje pary, tym szybciej skończymy – zawołała, po czym już ciszej zwróciła się do Naidy i Theo. – Możecie teraz odpocząć z pozostałą dwójką.
– Dziękujemy! – odpowiedzieli równocześnie i ruszyli w stronę dwóch, wylegujących się na plaży basiorów.
– No proszę, proszę! A kto tutaj idzie? Czyżby drugie miejsce?
Naida warknęła w odpowiedzi i usiadła obok Exana. Obserwowali starania reszty grupy w milczeniu. Z czasem zaczęli do nich przyłączać inni, aż w końcu na plaży nie pozostał już żaden szczeniak z przepaską na oczy.
– Gratuluję wszystkim wykonania zadania – oznajmiła im Navri.
Naida zauważyła, że jak na kogoś, kto gratuluje komuś dobrej roboty, nauczycielka nie wyglądała na szczęśliwą czy zachwyconą. W ogóle nie wyglądała na osobę umiejącą okazywać jakiekolwiek uczucia.
– Już wiecie, jak trudne jest rozpoznanie kogoś po samym tylko zapachu. Jednakże wierzę, że dojdziecie kiedyś do wprawy i rozpoznanie kim jest postać kryjąca się w zaroślach, będzie dla was łatwe jak znalezienie piasku na plaży!
Szczeniaki spojrzały po sobie z niedowierzaniem. Naida zastanawiała się, jak można tak dobrze rozpoznawać zapachy wilków z watahy.
– Do tego potrzebaby chyba ze stu nosów i wielu lat nauki! – stwierdziła.
– Nie do końca. Można się tego nauczyć. Jednakże faktycznie, tak jak wspomniałaś, potrzebnych jest wiele lat nauki! – Nauczycielka przerwała na chwilę. – To już koniec na dzisiaj, jesteście wolni.
Uczniowie zaczęli wstawać i rozchodzić się w swoje strony. Naida stanęła naprzeciw Exana i zmierzyła go z niezadowoleniem wzrokiem.
– Gadaj, jak tego dokonaliście?
– Co tak wrednie? Nie słyszałem żadnego „proszę”!
Wadera westchnęła i spojrzała basiorowi w oczy. Ten wilk działał jej już na nerwach.
– Proszę cię, o mój rozleniwiony i wredny, Exanie... Gadaj, jak tak szybko wykonaliście zadanie?
– Niech będzie – Exan spojrzał na Mortiego z lekkim uśmiechem. – Ułożyliśmy plan. Polegał on na tym, że staniemy na przeciwnych brzegach grupy i po sygnale do startu, ruszymy do tyłu. Mieliśmy iść brzegiem grupy i spotkać się na tyłach.
– Udało się? – zapytał zaciekawiony Theo.
– Inaczej nie bylibyśmy na pierwszym miejscu!
– Ale to oszustwo! Zamiast węchu, użyliście wcześniej wymyślonego planu! – poskarżyła się Naida.
– Oh, węchu też używaliśmy! Musieliśmy się jakoś odszukać, prawda? – zapytał Morti.
Exan przytaknął z uśmiechem. Wadera posłała mu najbardziej piorunujący wzrok, na jaki mogła się zdobyć.
– Pracuj mądrze...
– Nie ciężko – dokończyła przez zaciśnięte zęby.
– Szybko się uczysz!
Patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu. Naida miała ochotę uderzyć basiorka w ten jego uśmiechnięty pyszczek.
– Co teraz mamy? – zmienił temat Morti.
– Chyba sztuki walki – odpowiedział mu Theo. – Idziemy?
Szczeniaki podniosły się z piasku i ruszyły w stronę, gdzie miała odbyć się następna lekcja. Przez całą przerwę rozmawiali o kolejnych planach co do lekcji. Exan starał się udawać eksperta w dziedzinie łatwych rozwiązań problemów, co poddawała w wątpliwości Naida. Sprzeczali się tak przez chwilę, aż nie rozpoczęła się kolejna lekcja.

<C.D.N.>

Uwagi: Przecinki.

Zdobyto: 143 czerwonych⎹ 189 pomarańczowych⎹ 149 zielonych⎹ 149 niebieskich⎹ 185 granatowych⎹ 80 fioletowych⎹ 43 różowych odłamków


Od Morgana "Broń się" cz. 3


Październik 2025
Kiedy tylko pani Navri powiedziała, że mamy przyjąć taką postawę, jakbyśmy bawili się w zapasy, zdałem sobie sprawę, że miałem problem. Od zawsze unikałem tej gry, jak tylko mogłem. Była niebezpieczna, głupia i momentami brutalna. Tak łatwo można było zrobić coś sobie lub w innym w czasie jej trwania! A teraz okazywało się, że wiedza z niej będzie mi potrzebna na lekcjach. Czemu nikt mi nigdy o tym nie powiedział?!
Zacisnąłem ząbki, zerkając na Yvara i Kaiju. Obaj uginali łapki, unosili nieznacznie ogon i zniżali głowę. Palce u ich łap były lekko rozłożone. Wyglądali, jakby zaraz mieli odskoczyć na bok. Cały czas na nich zerkając, próbowałem odwzorować ich pozy.
– Morganie, widzę, że kopiujesz pozycje swoich kolegów. Jeżeli czegoś nie wiesz, po prostu to powiedz – odezwała się nagle pani Navri, a ja podskoczyłem. Nie spodziewałem się, że to zauważy! Miała w końcu takie ciemne szkła na oczach!
Słyszałem jak Yvar parska śmiechem. Zacisnąłem ząbki. Czy to, że czegoś nie wiedziałem, naprawdę było tak zabawne?
– Hej, przestań. Morgan nigdy nie bawi się w zapasy! – Kaiju, szturchnął basiorka w bok. Byłem mu bardzo wdzięczny za to, że się za mną wstawił.
– W takim razie po co tu przyszedł? – prychnął Yvar, nadal uśmiechając się wrednie. Odwróciłem pyszczek. Nie miałem zamiaru na niego dłużej patrzeć. Nie kiedy posyłał mi takie okropne spojrzenia, jakbym był głupi i nic nie znaczył. – To lekcje obrony. Obrona jest po to, żeby się bronić, kiedy ktoś nas zaatakuje.
– Przyszedł tu, żeby się czegoś nauczyć – powiedziała nauczycielka i zmierzyła basiorka chłodnym spojrzeniem, pod którym się skulił. Nie zdołałem opanować uśmiechu. Ha, nawet pani Navri była po mojej stronie! – Obrona to nie tylko unikanie ataku. To unikanie każdego rodzaju zagrożenia oraz radzenie sobie w momencie, kiedy takowe nastąpi.
Uniosłem uszy. Może jednak ta lekcja nie była aż tak zła?
– Jakie mogą być te inne zagrożenia?
– Wszelkie rzeczy związane z niebezpiecznymi zjawiskami naturalnymi: powodzie, sztormy, pożary, trzęsienia ziemi czy trąby powietrzne. Czy znacie znaczenie wszystkich tych słów?
Wymieniłem spojrzenia z Kaiju. Basiorek pokręcił głową i przyznał, że nigdy nie słyszał o sztormach i trąbach powietrznych.
– Sztormy to wynik bardzo silnego wiatru, który sprawia, że woda bardzo mocno faluje. Często pada również deszcz, który ogranicza widoczność do minimum. Występuję na morzach i oceanach – wyjaśniła pani Navri, wskazując łapą na morze znajdujące się za nami. Spojrzałem w tamtą stronę. Woda była bardzo spokojna, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Nie umiałem sobie wyobrazić sytuacji, którą właśnie opisała nam nauczycielka. To tak bardzo nie pasowało do naszego morza! – Trąba powietrzna również jest związana z silnym wiatrem, jednak przyjmuje on pionową pozycję. Wiatr krąży w kółko, unosząc piach, wodę i niektóre przedmioty, często na wielkie odległości. Trąby unoszące się nad ziemią często nazywane są tornadami.
– A pionowo to...? – Kaiju przekrzywił główkę. Byłem mu bardzo wdzięczny, że o to zapytał. Nigdy nie słyszałem takiego słowa!
– Od góry do dołu – odpowiedziała od razu pani Navri. – Wymienione przeze mnie zjawiska bywają bardzo niebezpieczne dla wilków oraz wszystkich innych stworzeń. Mogą zniszczyć wiele otaczających nas rzeczy; budowle, przedmioty, drzewa, a nawet całe części dżungli... Poza tym komuś może stać się krzywda, czy to z braku wiedzy czy przez przypadek. Stąd przechodzimy do kolejnej rzeczy, którą obejmuje obrona – radzenie sobie w momencie w przypadku zranienia lub konieczności udzielenia pierwszej pomocy.

<c.d.n.>

Zdobyto: 28 czerwonych⎹ 25 pomarańczowych⎹ 15 zielonych⎹ 10 niebieskich⎹ 16 granatowych⎹ 14 fioletowych⎹ 4 różowych odłamków


czwartek, 25 czerwca 2020

Od Lind „Los zawsze daje szansę” cz. 9


Luty 2025
– Więc ten mały płomyk potrafi coś więcej? – Przyglądałam się szklanemu naczyniu.
– Wiele więcej, Lind. To najczystsza energia żywiołu zamknięta w przedmiocie. Nie co dzień widuje się coś takiego – Babcia położyła się z powrotem. Wystawiła pyszczek poza krawędź łóżka, by nadal widzieć ustawioną na podłodze Wichurę.
– Wyczytałam, że to była robota jakiegoś elfa – oznajmiłam.
– Hm... nie dziwi mnie to. Elfy zawsze miały wyjątkowy talent do magii. Szkoda, że nigdy żadnego nie spotkałam... – mruknęła starsza wilczyca. – Czegoś jeszcze się dowiedziałaś przez ten czas?
– Chyba tylko, że w tym samym czasie powstało kilka artefaktów... – Dawno nie zaglądałam do książki, którą przepisał dla mnie Ting. Nie pamiętałam już szczegółów, więc założyłam, iż nie były one warte uwagi.
– Tak... to się zgadza z innymi źródłami – skwitowała starsza wadera.
Przejechałam łapą po szklanym naczyniu.
– Chyba powinnam już to schować... Ting się wścieknie, jeśli zobaczy, że ruszałam Wichurę bez jego nadzoru.
– Słusznie – przytaknęła Babcia.
Zabezpieczyłam artefakt przeznaczonym do tego materiałem i włożyłam z powrotem do plecaka. Tym razem zwróciłam uwagę na pozostałe przedmioty zapakowane razem ze słoikiem. Było ich zdecydowanie więcej, niż na początku naszej znajomości. Wypatrzyłam fanty, które sama dałam Tingowi na przechowanie, ale pośród nich walały się też mniej wartościowe, przypadkowe znaleziska. Oboje jesteśmy niezłymi kolekcjonerami.
– Mówisz Lind, że nie wierzysz w moc małego płomyka Wichury... – powiedziała Babcia. – Ale zwróć uwagę, że jej Strażnik również nie jest zbyt wysoki.
Spojrzałam w stronę łóżka. Moja opiekunka znów się uśmiechała.
– Nie mam racji? – kontynuowała, widząc, że nie odpowiadam.
– Masz, oczywiście, że masz – Podeszłam bliżej i przysiadłam obok.
– Wiele rzeczy na tym świecie wygląda niepozornie... A jednak niewiele trzeba, by zmienić bieg historii...
Te słowa zabrzmiały jak fragment jakiejś książki. Ciekawe, czy faktycznie nie były cytatem...
– Wiesz, jaka ty byłaś malutka, kiedy cię znalazłam? A też wiele zmieniłaś w moim życiu – Starsza wilczyca przejechała łapą po głowie swojej podopiecznej. Jej pazury prawie zaplątały się w moich potarganych włosach.
– Chcesz mi opowiedzieć, jak z tym było, Babciu? Jak w ogóle mnie znalazłaś? – spytałam.
Starsza wadera chwilę milczała. Nabrała więcej powietrza.
– Dobrze...
Spojrzałam w jej stronę, gotowa wysłuchać tej historii w całości. Dotąd znałam tylko jej urywki; w dużej mierze przekazane mi przez Juana czy Jen.
– Minęło dużo czasu od zakończenia walk, od... odejścia mojego szczenięcia – zaczęła Babcia. – Okolica opustoszała...
– Ale ty zostałaś...
– Sama nie wiem, na co czekałam. Z początku nie widziałam sensu w odejściu. Myślałam, że dam radę zapomnieć o bólu... Ale stan rzeczy się nie zmieniał. Nadal nie mogłam spać po nocach; ilekroć zamykałam oczy, słyszałam za ścianą głosy – starsza wadera westchnęła ciężko. – Był moment, że nie potrafiłam spojrzeć na nic, co do niego należało...
Zrobiła krótką pauzę. Wyglądała, jakby zbierała myśli; być może też cicho walczyła z emocjami.
– Czekanie w samotności nie pomagało. Więc... ostatecznie zrobiłam to, co pozostali... Ale wyruszyłam w innym kierunku. Nie na południe; na północ – Spojrzała w stronę zawieszonej na ścianie mapę. – Zupełnie... jakbym wierzyła, że lodowe pustkowia będą miały w sobie coś, co wreszcie ukoi ból. Teraz widzę, że moja wędrówka nie miała celu. Po raz pierwszy nie wzięłam ze sobą mapy, kompasu... niczego. Kto wie... może nie planowałam wrócić.
Zerknęłam na tę samą mapę. Nie byłam sobie w stanie wyobrazić, przez co wtedy przechodziła moja opiekunka.
– Ale znalazłam coś pośród śniegu. Małą, wołającą o pomoc waderkę.
Odwróciłam pyszczek z powrotem w stronę mojej opiekunki. Dostrzegłam, że w jej oku zalśniła łezka.
– Pamiętam to jak dziś. Chowałaś różowy nosek w łapki; twoje futerko było bielsze, niż śnieg – wspominała Babcia. – To było jak zrządzenie losu, Lind. Przybyłam do ciebie idealnie na czas.
Ponownie wyciągnęła łapę w moją stronę. Przysunęłam się bliżej łóżka, by mogła mnie do siebie przytulić.
– Chciałabym móc ci się jakoś za to odwdzięczyć... – mruknęłam. Zauważyłam, że i mnie zbierało się na płacz.
– Och, Lind... Zrobiłaś to już w dniu, w którym cię znalazłam. Nadałaś wtedy mojemu życiu na nowo sens. Ty dałaś mi powód do powrotu.
Przytuliła mnie jeszcze mocniej; to jest, na tyle na ile pozwalały jej siły.
– Pokazałaś mi, że... nie wszystko stracone... że nadal mogę być dobrym... – Nie potrafiła dokończyć tego zdania.
– Tak – odparłam. – Byłaś dla mnie wspaniałym rodzicem.
Babcia cicho załkała. Objęłam ją obiema łapami.
– Tak szybko dorosłaś, Lind – westchnęła starsza wadera. – Tak szybko...
Pomyślałam znów o tym, jak żyją wilkołaki. Ludzka forma sprawia, że starzeją się wolniej, ale i dorastają wolniej. Mają na wszystko więcej czasu. Jak wiele czasu miałby wilkołak, który jest nieśmiertelny...
Pomyślałam o swoim magicznym wisiorku. Ile już minęło, odkąd zaczęłam go nosić?

<C.D.N.>

Uwagi: Przecinki.

Zdobyto: 22 czerwonych⎹ 21 pomarańczowych⎹ 38 zielonych⎹ 37 niebieskich⎹ 37 granatowych⎹ 22 fioletowych⎹ 10 różowych odłamków