wtorek, 23 czerwca 2020

Od Lind „Los zawsze daje szansę” cz. 8


Luty 2024
– Jak się czujesz, kochana? – spytała Babcia.
To pytanie wydawało się brzmieć nieco dziwnie w naszej sytuacji. To ona była ciężko chora, nie ja. Jednak jej zachowanie tłumaczyła rola, którą dobrowolnie przyjęła dawno temu; rola mojego jedynego rodzica. Oczywistym więc było, że martwiła się o samopoczucie podopiecznej. 
– Lepiej... lepiej – odparłam szczerze.
Nadal czułam na sercu nieprzyjemny ucisk, lecz największe negatywne emocje powoli znikały. Niestety jednocześnie zaczynała ogarniać mnie pewna forma zmęczenia.
– Stary Juan kiedyś powiedział, że emocje są bardzo produktywne... – wspomniałam słowa nieżyjącego już ojca Haslaye.
– "B y w a j ą bardzo produktywne" – poprawiła mnie starsza wadera. – Juan mawiał różne rzeczy... Jednak trzeba uważać, żeby nie wyciągać jego słów poza kontekst. Emocje motywują, ale również spychają myślenie na dalszy plan. To najgorszy element – Spojrzała na mnie. – Och, przepraszam... Znów prawię ci morały.
– Od tego jest rodzic w końcu – odparłam, zdobywając się na krzywy uśmiech. Nie utrzymał się on jednak na moim pyszczku zbyt długo – Jak ty to robisz, Babciu? Jakim cudem... nie gniewasz się na Tinga?
– Lind... to nie jest tak, że nie odczuwam gniewu. Kluczowe jest raczej uczenie się kontrolowania go. Zwłaszcza wtedy, kiedy jest skierowany nie na tę osobę, co trzeba.
– Aha...
– To przychodzi z czasem, nauczysz się jeszcze tego – zapewniła Babcia.
– Ech... Powinnam była nauczyć się tego wcześniej. Nie jestem już taka młoda – pomyślałam o moich przyjaciołach, którzy już mają własne szczenięta.
– A ja to niby jestem? – zaśmiała się starsza wilczyca.
Bardzo cieszył mnie fakt, że mimo wszystko Babcia była skora do żartów. Ja nie miałam ochoty na takie rzeczy.
– Gdzie jest Strażnik? – spytała moja opiekunka, wracając do poważniejszego tonu.
– Ma na imię Ting. Nazywajmy go po imieniu – powiedziałam z naciskiem.
– Więc... gdzie jest Ting?
– W głównej izbie. – Skinęłam głową w stronę drzwi. – Powiedział, że zagra z Haslaye w karty.
– Przecież ona nie umie grać.
– Ting ją nauczy – odparłam.
Babcia znów uśmiechnęła się szeroko. Tymczasem ja podniosłam uszy, by sprawdzić, czy tam za ścianą mój towarzysz nadal próbuje wyjaśnić Haslaye, jak odróżnić siódemkę od ósemki. Okazało się, że to już opanowała. Teraz stanęli na odróżnieniu dziewiątki od szóstki. Słysząc głos Tinga, znów poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu. Nie potrafiłam przestać wspominać tę straszną rewelację sprzed kilku godzin.
– Czy wzięliście ze sobą Wichurę Płomieni? – kontynuowała Babcia. Po raz kolejny jej słowa skutecznie sprowadziły mnie na ziemię.
– O...oczywiście.
– Mogę ją zobaczyć?
Spojrzałam w róg pokoju; nadal leżał tam plecak Tinga. Podeszłam do manatków mojego towarzysza i zaczęłam je przeglądać. Miałam szczerą nadzieję, że nie okaże się, iż instynkty obronne odmieńca są wciąż tak silne. Lata temu przydusił mnie do ziemi, ponieważ jakiś patyk obił się o jego ukochany słoik.
Podniosłam uszy. Z ulgą odkryłam, że Ting wciąż zajmował się Haslaye w drugim pokoju. Wreszcie znalazłam interesujący mnie przedmiot. Odwinęłam skrawek materiału zabezpieczający Wichurę i wróciłam z nią do łóżka Babci.
– Wygląda tak niepozornie – Moja opiekunka dotknęła szklanego naczynia. – Jest piękna.
– Nawet w kominku jest więcej ognia, niż tutaj – mruknęłam.
– Co masz na myśli, Lind?
Odstawiłam słoik na ziemi. 
– Nie rozumiem, czemu to coś jest opisywane jako POTĘŻNY ARTEFAKT – Trąciłam ogonem temat naszej rozmowy. – Wichura nigdy mi się do niczego nie przydała. Może szczenięta z watahy mają rację, że nazywają to "ognistym dżemikiem". Ta nazwa bardziej pasuje.
– Och, maluchy zawsze wynajdują kreatywne nazwy...
Westchnęłam głośno.
– Ale nie jest tak? – mruknęłam. – Co ten płomyczek może zrobić?
Babcia podniosła się nieco z łóżka.
– Nie wstawaj! – rzuciłam. – Haslaye mówiła, że masz leżeć!
– Widziałaś, jak Ting zionie ogniem? – Babcia puściła moje słowa mimo uszu.
– Tak, ale co to ma do...
– Ten ogień pochodzi bezpośrednio z Wichury – dokończyła myśl.
Oniemiałam.
– J...jak? Skąd ty to wiesz?
– Podczas swoich podróży dowiedziałam się kilku rzeczy – Wadera usiadła na łóżku. – Odmieńce same z siebie nie potrafią używać magii. Broń Strażników jest powiązana z chronionymi artefaktami. 
Spuściłam wzrok na stojące nieopodal szklane naczynie. Płomyk wciąż tańczył beztrosko pośród niczego; tak samo jak w dniu, w którym go zdobyłam.
Ten artefakt miał być trofeum mojej wielkiej wyprawy. Potem już tylko tracił dla mnie znaczenie.

<C.D.N.>

Uwagi: brak.

Zdobyto: 8 czerwonych⎹ 3 pomarańczowych⎹ 30 zielonych⎹ 0 niebieskich⎹ 6 granatowych⎹ 23 fioletowych⎹ 8 różowych odłamków


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz