niedziela, 23 czerwca 2019

Od Lind "Przecież to takie żałosne" cz. 1

Koniec grudnia 2023
Siedziałam w ciasnej celi. Przede mną kraty, po prawej kraty, po lewej kraty, a za tymi paskudna morda Freeze'a.
Huczało mi w głowie. To wszystko stało się tak szybko. Jeszcze parę godzin temu byłam na otwartej przestrzeni. Na placu przy obrzeżach miasta. Tam spotkałam tego "starego znajomego", którego jak się okazało moc MROŹNEJ BURZY zmieniła w pół-lodowego-gargulca. Jakby tego było mało, ten fakt wskazywał, że to właśnie Freeze ukradł Kamienny Las. A teraz chciał jeszcze zmusić mnie do oddania mu Wichury Płomieni - dokładnie tak, jak przewidział Baldor!
Położyłam się na ziemi i nakryłam głowę łapami. Zadawałam sobie pytanie, jak mogłam dopuścić do takiej sytuacji. Jak do tego doszło, że trafiłam tutaj? A co ważniejsze... co w takim razie ze mną się stanie, skoro już tu jestem? Będę tu tylko siedzieć jakiś czas, czy za kilka dni mnie też zwiążą szyję sznurem?! Przecież zabrali mi Medalion Nieśmiertelności! 
Nie! Ja nie chcę umierać! 
Zerwałam się i szarpnęłam kraty. Ku niczyjemu zdziwieniu nie ustąpiły. Ogarnęła mnie panika. W mojej głowie wyła przerażająca myśl, że mogę umrzeć. 
Zaczęłam krążyć po swojej ciasnej celi. Od wyjścia do pustej miski i wiadra z wodą pitną. Postanowiłam zwilżyć ściśnięte ze stresu gardło. Jednakże już po pierwszym łyku zrobiło mi się jeszcze gorzej. Ta ciecz już zdążyła zaśmiardnąć. Zaczęłam kaszleć. 
Nagle usłyszałam szybkie uderzenia pazurów o ziemię. Jakiś wilk, albo inny psowaty biegł korytarzem więzienia. Wtem po drugiej stronie krat ujrzałam drobną sylwetkę Alfy naszej watahy. Tuż za nią podążał strażnik więzienny, ten sam, który mnie tu zamknął. Wadera zatrzymała się naprzeciw mojej celi. Z początku ten widok bardzo mnie ucieszył.
- Co ty zrobiłaś, Lind? Co ty zrobiłaś?! - wydarła się wadera. Na dźwięk jej słów aż podkuliłam ogon. 
- Ja... Ja nie chciałam, żeby to tak wyszło - Zaczęłam nerwowe wyjaśnienia. Zachowanie Alfy w tej sytuacji sprawiło, że skuliłam się, redukując swoją przewagę wzrostu. - Ja...
- Ale to zrobiłaś, tak? Walczyłaś i używałaś żywiołu, tak? - ryknęła.
- Ja... Tak, ale... To było niechcący! - dodałam szybko. - On mnie... - chciałam powiedzieć, że to wszystko wina Freeza, który sprowokował całą sytuację, ale Suzanna nie pozwoliła mi dokończyć. 
- Nie obchodzi mnie to! - rzuciła, nie obniżając tonu głosu. - Obchodzi mnie wataha, która przez ciebie może mieć poważne kłopoty! Zdajesz sobie z tego sprawę?!
- Suzanna, wysłuchaj mnie... - głos mi się załamywał. Uderzyła mnie nowa fala stresu i paskudne poczucie bezradności. 
- Nie! Żadne twoje tłumaczenia niczego już nie zmienią! - Samica Alfa drżała ze złości. - Chciałam, żeby było wam łatwiej, ufałam, że macie dosyć rozumu, by zachować się, jak należy. Zawiodłaś mnie, Lind! Zawiodłaś wszystkich! - Spojrzała mi prosto w oczy. - Jako Beta powinnaś być wzorem dla pozostałych, a nie... 
- P... przepraszam... - wydusiłam. - To wszystko... - W moich oczach stanęły łzy. 
- Żegnaj, Lind!
Suzanna i odwróciła się od mojej celi. W towarzystwie strażnika ruszyła do wyjścia. Rzuciłam się do stalowych krat.
- Nie! Zaczekaj! Proszę! Nie zostawiaj mnie tutaj! - krzyczałam, ale nikt mi już nie odpowiedział. 
Po moich policzkach spłynęła kaskada łez. Zaczęłam jak wariatka gryźć i drapać kraty. Byłam przerażona. Nie potrafiłam myśleć już o niczym innym, niż o słowach Alfy. Brzmiały zupełnie tak, jakby miała zamiar wydalić mnie ze stada i zostawić tutaj na śmierć.
Wkrótce rozbolała mnie szczęka. Na domiar złego przez te obdrapane kraty poraniłam sobie poduszki. Kiedy zabrakło mi już sił, opadłam na ziemię i zaczęłam płakać. To było dla mnie za dużo. Byłam zrozpaczona. Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Nic nie mogłam zrobić. Czułam, że straciłam wszystko. Niepewność, czy w ogóle zachowam życie, była nie do zniesienia. Leżałam z zaciśniętymi powiekami i sercem walącym tak, jakby chciało mnie rozerwać od środka. Krztusiłam się własnymi łzami, z trudem łapałam oddech. 
Dużo czasu minęło, zanim zebrałam się w sobie by otworzyć oczy. Miałam nadzieję, że to tylko koszmar, który zaraz się skończy, a ja tak naprawdę jestem w swoim pokoju, albo... w jaskini. Jednak po uchyleniu napuchniętych od płaczu powiek, ujrzałam znów celę. A za kratami obok... Freeze'a. Spoglądał na mnie tymi białymi oczami. Dostrzegłam, że jego wyraz pyska nie był już tak obojętny, jak przy naszym spotkaniu na placu. Zakasłałam i powoli podniosłam się z ziemi, żeby zachować chociaż resztki godności. Chociaż... co mnie obchodzi, co będzie myślał ten padalec?
- Na co się gapisz? - spytałam i chrząknęłam, żeby pozbyć się chrypki. Otarłam łapą łzy z pyska, ale już po chwili zastąpiły je nowe. 
- Na nic... - Odwrócił głowę, żeby spojrzeć na ścianę naprzeciwko naszych cel. Skoro zamknęli go po mojej lewej stronie, oglądałam teraz jego "lodową część". 
- To wszystko twoja wina! - krzyknęłam w stronę basiora. 
Nie odpowiedział. Nie drgnął nawet.
- Twoja, słyszysz?! - Uderzyłam z furią w oddzielające nas kraty. 
- Ty już lepiej się zamknij - warknął. 
- Prawda boli, hę?! - rzuciłam z furią. Ledwo go widziałam przez oczy pełne łez strachu i wściekłości.
- Nie lubię słuchać nonsensów. 
Odsłoniłam kły i zawarczałam. 
- Ach tak?!
- Skończyłaś już? Już ci lepiej? - mruknął niezbyt uprzejmym tonem Freeze. Następnie odsunął się od mojej celi. 
- Nie! Nie jest mi lepiej! - ryknęłam. Znów skuliłam się na ziemi, z całej siły powstrzymując kolejną falę płaczu. Nie chciałam już się użalać nad sobą. Przecież to takie żałosne...
Błagam, niech ktoś wreszcie potwierdzi, co mnie teraz czeka!

<c.d.n.>

Uwagi: Brak.