niedziela, 16 czerwca 2019

Od Crane'a "Czuję tylko zagubienie" cz. 1 (cd. Edel)

Listopad 2023
Przekręciłem klucz w zamku, a następnie rzuciłem go na komodę. Obejrzałem się za siebie, jakbym nadal miał wątpliwości, czy aby na pewno jestem sam w pokoju. Nie dostrzegłem żywego ducha. Uniosłem drżącą łapę do granatowego szalika, który okrywał moją szyję. Powoli go rozluźniłem i ściągnąłem przez głowę. Odłożyłem kawałek materiału na łóżko, po czym spojrzałem na odsłonięty Naszyjnik Nieśmiertelności. Wisiorek praktycznie tonął w moim grubym, zimowym futrze. Następnie podniosłem wzrok na swoje odbicie w lustrze. Z niemałym zdziwieniem odkryłem, iż mój pysk nie wyglądał na tak pogodny i przyjazny, jak niegdyś. W obawie, że zaczynam wypadać ze swojej perfekcyjnej roli, wygiąłem kąciki ust, udając przyjazny uśmiech. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało w porządku. Jednakże im dłużej patrzyłem na samego siebie, tym bardziej miałem ochotę odwrócić się od lustra. Coś sprawiało, że stopniowo zacząłem żywić urazę do tego widoku. Nie był już przyjazny. Nie dla mnie. Rozluźniłem mięśnie pyska. Znów poczułem się zagubiony. 
Coś robię nie tak?
Potarłem łapą oczy i podniosłem wzrok z powrotem na swoje odbicie. Znów zwróciłem uwagę na Naszyjnik Nieśmiertelności. Przyjrzałem się swojemu wizerunkowi z uwzględnieniem tego elementu. Wtedy w mojej głowie zawitała myśl, że wisiorek w ogóle tu nie pasuje. Zdjąłem go z szyi, jak z resztą planowałem już od dobrych parunastu minut. Zasady walki będą te same; nie mogłem go wziąć ze sobą. Wreszcie odwróciwszy się od lustra, podszedłem do szafki nocnej. Wrzuciłem swoją własność za jedną z szuflad; tuż obok Medalionu Śmierci. Po ukryciu najcenniejszego naszyjnika, jeszcze raz rozejrzałem się po pokoju. Po raz kolejny nie dostrzegłem nikogo. 
Wyprostowałem się, podniosłem klucz i ruszyłem do drzwi prowadzących na korytarz. Odemknąłem zamek, nacisnąłem klamkę, po czym pociągnąłem do siebie. Wtedy doznałem prawdziwego szoku. W progu zastałem wychudzoną wilczycę noszącą krótkie i mało osobliwe imię - Edel. Zatrzymałem się w pół kroku, kompletnie nie wiedząc, jak reagować. Tymczasem wadera czym prędzej spojrzała na sufit, potem zerknęła bez powodu na okno w korytarzu. Zapewne to miało sprawić wrażenie, że znalazła się pod moimi drzwiami zupełnie przypadkowo. Nie mniej jednak E nie potrafiła być w tym momencie przekonująca. Wcale. 
Zacząłem zachodzić w głowę, czemu ta wilczyca znalazła się przed wejściem do tego pokoju. Pierwsze przypuszczenie - przyszła tu podsłuchiwać. Ale co? Wszyscy wiedzą, że nikt mnie nie odwiedza w moim pokoju. To wyjaśnienie nie miało sensu. Kolejna myśl głosiła, że wadera przyszła tu oglądać obiekt swojego tymczasowego zauroczenia przez dziurkę od klucza.
O nie... Co jeśli w ten sposób Edel była w stanie zobaczyć ten kradziony Naszyjnik Nieśmiertelności?Przełknąłem ślinę i upewniłem się, że zachowałem niczego nie zdradzający wyraz pyska. Zrozumiałem, jak strasznie nieostrożnym posunięciem było wyjęcie klucza z zamka. Nagle E chrząknęła nerwowo, żeby pozbyć się naprawdę nieprzyjemniej ciszy. 
- Cóż... Cześć, Crane - zaczęła. Starała się brzmieć pewnie, lecz pewne wahania tonu psuły dobre wrażenie.
- Cześć - odparłem. Miałem w planach brzmieć sucho i obojętnie, ale kompletnie mi nie wyszło. Zamiast tego wydałem z siebie coś a'la zająknięcie zakłopotania. Fantastyczny początek konwersacji. - Masz jakąś sprawę do mnie? - kontynuowałem.
Edel westchnęła. Opuściła lekko uszy i spuściła wzrok. 
- Chciałam cię zobaczyć - odparła. 
Po tych słowach, zacisnęła oczy i skuliła się jeszcze bardziej. Poczułem prawdziwą lawinę jej strachu. Wyczułem, że wilczyca bała się mojej reakcji na prawdę, którą właśnie mi przedstawiła. Znów poczułem zagubienie; po raz kolejny rosnące w siłę. Moje wszelkie pomysły, plany postępowania... zniknęły. Nie miałem w głowie już żadnej z tych rzeczy. Nie wiedziałem co robić. Z chaosu własnego umysłu nieporadnie wydobyłem zdanie:
- Tak po prostu?
- Tak... po prostu - powtórzyła E. Z początku próbowała akcentować to, jak zdanie twierdzące, lecz pod koniec wypowiedź brzmiało to jak pytanie. Wilczyca zaczęła nerwowo przestępować z prawych łap na lewe. 
Nabrałem powietrza. Poczułem, że tym razem zdołam wrócić do kreacji, którą miałem teraz odegrać. Przygotowałem sobie konkretne słowa, a następnie zacząłem:
- To... to... - zaciąłem się zupełnie. Bez powodu. W mojej głowie znów zawrzał chaos, a w samym jego środku, znów ukazała się pustka. 
Poczułem, na sobie spojrzenie błękitnych oczu Edel. Ewidentnie czekała, aż dokończę. Jednocześnie bała się, co zamierzam jej powiedzieć. 
Jaką w ogóle różnicę by jej to sprawiło? 
- Więc... - podjąłem kolejną próbę ułożenia zdania. - ...zobaczyłaś mnie - dokończyłem szybko. 
Niestety dopiero po fakcie dotarło do mnie, jaka głupota wypłynęła z mojego pyska. Wilczyca zaśmiała się nerwowo. Zapragnąłem cofnąć czas, by w ogóle nie dopuścić do tego całego spotkania, ale wiedziałem, że nic z tego. Jednocześnie dręczyło mnie pytanie, czy E widziała, jak zdejmuję Naszyjnik Nieśmiertelności. 
- Nie da się ukryć - usłyszałem.

<Edel?>

Uwagi: brak.

Od Cess „Wieczór poszukiwań” cz. 2 (cd. Exan)

Październik 2023 r. 
Był to chłodny, późny wieczór. Z powodu silnego i zimnego wiatru, postanowiliśmy zatrzymać się niedaleko lasu, który dostrzegł Hitam. Przestrzeń wydawała się na tyle duża, aby wszystkie smoki mogły wygodnie się usadowić. Potrzebowały odpoczynku, zresztą my także. Zwróciłam łeb w stronę usypiającego na siedząco Magnusa i zaśmiałam się. 
- Dlaczego się nie położysz? Przecież jest miejsce - uniosłam brwi, przesuwając się ostrożnie w bok. Basior pokręcił tylko głową i zmęczonym tonem odpowiedział: 
- Jak się położę, to wtedy usnę. Jak to zrobię, to już nie wstanę - ziewnął, otwierając szeroko szczękę. Pokręciłam bezradnie głową. - Jeszcze chwilkę wytrzymam…
Zanim zdążyliśmy wylądować, wilk już dawno leżał plackiem na grzbiecie Illae oraz głośno chrapał. Smok nie zastanawiał się długo i od razu po dotknięciu wilgotnej trawy, zrzucił go z pleców. Co ciekawe, Magnus nie obudził się. Spał w najlepsze.
Co innego można było powiedzieć o mnie. Kompletnie nie miałam ochoty na drzemkę. Choć podróż była bardzo męcząca, to jednak ja byłam pełna energii. Byłabym w stanie przebiec maraton bez większej zadyszki. Nie wiedząc, co z sobą zrobić, ruszyłam w stronę lasu. Miałam nadzieję, że dam radę znaleźć czystą wodę. Bardzo mi jej brakowało. 
Mruknęłam smętnie, wchodząc w gęste chaszcze. Nie było czymś przyjemnym, zahaczanie się o różne gałęzie, czy kolce. Pod moimi łapami trzaskały patyki, a w uszach szumiał wiatr. Położyłam je wzdłuż karku i brnęłam dalej w głąb puszczy. Było coraz ciemniej, jedynie słaby blask księżyca przedzierał się przez korony drzew. Nie dawało jednak to zbyt wiele. Starałam się nie potknąć o własne łapy, co jak na mnie byłoby wielkim wyczynem. 
Usłyszałam ciche sapanie i poczułam czyiś zapach. Zdziwiłam się tym, że kojarzyłam go. Nie sądziłam o tym, że ktoś o zdrowym rozsądku wybierze się o takiej porze do lasu. Postawiłam uszy ku górze oraz zaczęłam iść w stronę odgłosów. Zza gęstych krzaków udało mi się dopatrzeć dwie małe sylwetki szczeniaków, zwiniętych koło siebie. Spały w najlepsze. Nie wiedziałam, co myśleć. Dopiero co wylądowaliśmy, a już ktoś zgubił dwa basiory, które zasnęły w lesie. Pozostawione bez opieki nie były tu zbyt bezpieczne. Podeszłam i usadowiłam się przy nich. Co jak co, ale nie mogłam przejść obok nich obojętnie i zostawić samych w lesie. Nie widziałam koloru ich sierści, ze względu na późną porę. Małe szczeniaki chrapały uroczo, a ja zaczęłam się zastanawiać nad stanem mojego zdrowia. Czy na pewno wszystko było ze mną okej? Nie rozumiałam dlaczego postanowiłam ich pilnować. 
W oddali usłyszałam szelest liści i dostrzegłam jak poruszają się minimalnie. Zmrużyłam oczy, widząc kolejnego szczeniaka. Czy naprawdę nikt ich tu nie pilnuje? Przecież może im się coś stać... - pomyślałam lekko sfrustrowana, a następnie wstałam na równe nogi i zaczęłam powoli podążać w stronę wilczka. Ten najwyraźniej także mnie zauważył, co mogłam stwierdzić po jego zdziwionym spojrzeniu. Im bliżej byłam, tym bardziej mi się przyglądał. Chcąc, nie chcąc, zaczęłam jakoś rozmowę. 
- Co tu robisz, mały? - powiedziałam przyjaznym tonem. Basiorka rozzłościło to określenie, ponieważ wykrzywił się w niezadowolonym grymasie.
- To pani jest mała! Ja jestem tylko niski! - fuknął na mnie, na co się cicho zaśmiałam. Fakt - nie byłam jakoś super wysoka, lecz gdyby nie był to szczeniak, kłóciłabym się. To raczej ja byłam niska, a on po prostu jeszcze małym dzieckiem. Pokręciłam głową. 
- Czego tu szukasz? Wiesz, że noc to nieodpowiednia pora dla takich szkrabów, jak ty? - powiedziałam spokojnie, zniżając głowę do jego wysokości. Basiorek był bardzo porywczy, co w pewnym stopniu dodawało mu uroku. 
- Nie boję się, tak samo jak pani! - zakrzyknął dumnie. Odwróciłam się szybko, by sprawdzić, czy przypadkiem nie obudził tych dwóch śpiących szczeniaków. Nic na szczęście się nie stało. Odetchnęłam cicho z ulgą. Znów przeniosłam wzrok na małego wojownika i uniosłam brew. 
- Odwagi ci nie brak, co? No dobrze, młody. Czego szukasz? - powiedziałam już bardziej stanowczo, stwierdzając, że czas nas nagli. Potrzebowałam szybkiej odpowiedzi, aby szybko podjąć jakiekolwiek działania. 
- Mojego rodzeństwa! - odparł szybko, na co spadł mi kamień z serca. Wypuściłam powietrze z płuc i odsunęłam się dwa kroki w tył. 
- Ale oni są tutaj. Śpią. - odrzekłam, pokazując łbem na dwa małe wilki. Młodemu zaświeciły się oczy i nie mógł uwierzyć w co widzi. Wyglądało to komicznie. Uśmiechnęłam się mimowolnie. - Musieli być bardzo zmęczeni.
- Nie wątpię! - usłyszałam w odpowiedzi.
Podeszliśmy do basiorków i postanowiliśmy doprowadzić ich do obozu. Nie było to łatwą sprawą. Nie chciałam ich budzić, nie miałam odwagi. Zarazem, chciałam ostrożnie je przenieść, bez żadnego uszczerbku na ich zdrowiu. Jakimś cudem, udało mi się (oczywiście z pomocą szczeniaka) umieścić śpiące wilki na swoim grzbiecie. Gdy upewniłam się, że nie spadną, ruszyłam wraz z basiorkiem w stronę naszego obozowiska. 
- ...Emm dziękuje pani… - młody po chwili milczenia, zaczął mówić. Nie wiedział, jak się nazywam, lecz nie było to zaskoczeniem. Już chciałam powiedzieć „Kas Ceres II”, ale powstrzymałam się w ostatnim momencie. Było to dziecko, nie rudy, tajemniczy wilk. Pokręciłam gorączkowo łbem. 
- Mów mi Cess, mały - uśmiechnęłam się lekko, na co on postawił uszy. 
Wróciliśmy do miejsca naszego pobytu. Młody rozglądał się gorączkowo, uparcie kogoś szukając. Powoli kroczyłam za nim, uważnie obserwując jego ruchy. 
- Rodzice nie wrócili? - zapytałam spokojnie i zarazem cicho, aby nie obudzić nikogo wokół. Szczenię kiwnęło lekko głową, kładąc uszy wzdłuż karku. - Który to wasz smok? 
- Chyba tamten - wskazał łapą na dużego smoka, który leżał niedaleko od nas. Zaczęłam iść w jego stronę, a mały poszedł za mną. Kiedy znaleźliśmy się obok niego, schyliłam się i położyłam na ziemi dzieciaki. 
- Ja jestem Ex… - rzekł rozpromieniony basiorek, lecz ja mu przerwałam.
- Nie mówi się swojego imienia nieznajomemu - mrugnęłam do niego. Popatrzył na mnie zaskoczony, nie rozumiejąc, czemu mu przerwałam. - Nigdy nie wiesz, komu możesz ufać.
- Tobie chyba mogę, prawda? - zapytał zdezorientowany, na co ja wykrzywiłam pysk w lekkim uśmiechu. 
- Zależy… 

<Exan?>

Uwagi: brak.

Od Lind "Znajdziemy gryfa. Co dalej?" cz. 1 (cd. Torance/Asgrim)

Listopad 2023 
Paroma susami pokonałam długość schodów prowadzących na piętro zajazdu. Wkraczając do nowego korytarza, o mało nie zderzyłam się z jakimś drobnym stworzeniem. Przed oczami mignęła mi plama kilku kolorów. Wówczas mojego nosa dosięgnął znajomy zapach, który rozwiał wszelkie wątpliwości, kogo właśnie znalazłam. Był to Ting. Stał teraz spłaszczony pod ścianą, tuż obok pierwszego z wynajmowanych przez watahę pokojów.
- Czemu znów próbujesz tratować wszystkich na swojej drodze, Pierzasta? Stało się coś? - rzucił. 
- Nie wiem, czy tak bym to ujęła - odparłam. - Z resztą wiedziałbyś, gdybyś nie znikał bez uprzedzenia - Przeniosłam wzrok na szereg drzwi. Zastanowiłam się, czy pamiętam, gdzie zameldowano Asa i Tori. 
- Nigdy nie miałaś z tym problemu - Odmieniec wzruszył ramionami. - Ja w przeciwieństwie do ciebie potrafię o siebie zadbać.
Prychnęłam cicho. Miało to zastąpić zdanie "Ta, dobre sobie". 
Ruszyłam naprzód. Minęłam parę pierwszych pokojów, w tym także swój.
- Kogoś szukasz? - usłyszałam znów głos Tinga. 
- Mhm... - mruknęłam. - I już znalazłam. 
Stanęłam przed jednymi z zamkniętych drzwi i uderzyłam w nie parę razy łapą. Odpowiedziało mi jakieś mruczenie, a następnie dziwny szelest. Zaraz po tym, moich uszu sięgnął głos... Cess:
- Kogo niesie?! - rzuciła, zanim jeszcze przekręciła klucz w zamku. 
Po chwili ujrzałam jej charakterystyczny pyszczek. Wadera podniosła na mnie wzrok. Należał on do kogoś wyrwanego ze snu; śmiem nawet twierdzić, że nie sypiającego dobrze od kilku dni. 
- Cześć... - mruknęłam, odsłaniając nieśmiało zęby w uśmiechu. - Daruj, pomyliłam drzwi - przyznałam. 
- Aha... - westchnęła moja znajoma z wyraźnym grymasem niezadowolenia. 
- Nie wiesz może, w którym pokoju mieszka Tori i As?
- Drzwi obok - Wadera skinęła głową we właściwym kierunku. 
- Dzięki. To ja już nie przeszkadzam - Zakończyłam rozmowę, widząc, że Cess niezbyt miała ochotę na dalsze pogaduszki. 
Ruszyłam w stronę właściwego pokoju. W międzyczasie wilczyca zatrzasnęła drzwi mamrocząc coś o "godzinie, w której nawet skowronki jeszcze śpią". Podniosłam łapę, żeby zastukać w następne drzwi.
- Wyjaśnisz mi o co chodzi? - mruknął Ting. 
- Za chwilę - odpowiedziałam i zastukałam w lakierowane drewno.
Tym razem już otworzyła poszukiwana przeze mnie osoba. 
- Hejka, Tori - przywitałam się. - Mogę zająć chwilę? 
- Cześć, Lind - mruknęła w odpowiedzi wadera. - Rozumiem masz jakąś konkretną sprawę? - Zmrużyła oczy, już zainteresowana, z czym też do niej przyszłam.
- Tak, dokładnie - Pokiwałam energicznie łbem. - Otóż - Używając mocy wiatru, wyjęłam z torby pewne ogłoszenie i rozwinęłam je. - W mieście szaleje gryf, który uciekł właścicielom - Streściłam, zerkając na kartkę.
- Mhm... - mruknęła Torance, na znak, że uważnie słucha.
- Potrzeba kogoś, kto go uspokoi i sprowadzi z powrotem - kontynuowałam. - Albo, jeśli będzie trzeba, zabije. 
- Aha, już wiem do czego zmierzasz - uśmiechnęła się wadera. 
- Nie było to trudne odgadnięcia - rzucił Ting.
- To jak, wchodzisz w to? - spytałam koleżankę. - Oferują niezłą nagrodę . 
- A co mi tam, niech będzie - odpowiedziała Torance. 
- Co tam kombinujecie? - wtrącił Asgrim, nagle stając w korytarzu tuż obok mnie. 
- Idziemy z Lind zrobić porządek z rozszalałym gryfem - wytłumaczyła partnerowi Tor. - Chcesz zabrać się z nami?
- Pft, pewnie muszę - parsknął As. - Beze mnie możecie sobie nie poradzić.
- Ta, jasne - mruknęłam żartobliwie. 
Zwinęłam kartkę, a następnie schowałam z powrotem do torby. Wtedy zauważyłam, że Strażnik Wichury zdążył cofnąć się do drzwi mojego pokoju i już łapał za klamkę.
- Chwila, nie idziesz z nami, Ting? - zawołałam. 
- Mam inne rzeczy do roboty - odparł. Nie raczył nawet zerknąć w naszą stronę. 
- Niby jakie?
- Muszę nauczyć mojego kuzyna, jak grać w karty. Dopiero co wygrałem zupełnie nową talię - Podniósł łapę, w której błyszczało małe pudełko. Aż dziwne, że nie zauważyłam go wcześniej. 
Po tych słowach zniknął za drzwiami, zanim zdążyłam spytać, jak i gdzie wygrał ten komplet. 
- Nie spodziewałam się, że on w ogóle zna zasady gier karcianych - oznajmiła Tori. 
- Mnie to jakoś nie dziwi - dodał As. - To idziemy szukać tego gryfa?
- Idziemy, idziemy - mruknęłam. 
Wyszliśmy z zajazdu. Wtedy Torance zaczęła nowy temat:
- Baldor wyszedł chociaż raz na zewnątrz odkąd tu przyjechaliśmy?
- Nie widziałam, żeby to zrobił - odparłam.
- To co on tak właściwie robi cały dzień? - zaciekawił się As. - Poleruje swoje igły? - zażartował.
- Głównie siedzi w kącie - Skręciłam w jedną z alejek. - Tylko od czasu do czasu urządza z Tingiem coś, co Joel określił jako Jam session.
- To znaczy..?

- Siedzą i grają byle co - westchnęłam. 
- A, więc to ich słyszałam zeszłego wieczora - zachichotała Tori. - Przywykłam do słyszenia z twojego pokoju tylko jednego instrumentu. 
- To i tak było o jeden instrument za dużo - Opuściłam nieznacznie uszy. 
- Przecież potrafią naprawdę dobrze się nimi posługiwać - zaznaczył Asgrim z miną znawcy. - Nie rozumiem, czemu ci to tak przeszkadza. 
- W takim razie z chęcią odeślę te Odmieńce do ciebie - westchnęłam. 
- Ale tak poważnie, dlaczego nie lubisz ich "dżem seszyn?" - powtórzył to śmieszne określenie. 
- Bo trwają stanowczo za długo, do tego w porach, w których próbuję spać. 
Torance znów musiała powstrzymać śmiech. 
***
Wiadomość, że podejmujemy się tego zadania, została przyjęta przez radę z prawdziwym entuzjazmem i ulgą. Spostrzegłam jednak, że pewna para wilkołaków, wydała się być dosyć zaniepokojona sytuacją. Dopiero po paru minutach wypytywania o niezbędne informację, dowiedzieliśmy się, że właśnie to są opiekunowie rozwścieczonego gryfa. Czuli się odpowiedzialni za tę sytuację i nie chcieli stracić swojego towarzysza. Kompletnie nie rozumieli, dlaczego stwór nagle uciekł i zaczął niszczyć wszystko na swojej drodze. Obawiali się, że ostatecznie nasza trójka będzie musiała go zabić. 
Po około pół godziny, wyszliśmy z powrotem na rynek. Ruszyliśmy pewnym krokiem we właściwym kierunku. Powiedziano nam, iż Profogusa ostatni raz widziano na zachód stąd. 
- Masz jakiś plan działania, Lind? - spytała mnie Torance. 
- Uznałam, że najlepiej będzie, jak ja użyję swoich mocy, by unieruchomić gryfa, a ty w międzyczasie użyjesz swoich zdolności, żeby wyciszyć jego emocje. 
- Widzę plan aż nad wyraz prosty - mruknęła sceptycznie moja koleżanka. 
- Zapomniałaś uwzględnić najważniejszego uczestnika tej wyprawy - stwierdził As, niezbyt dyskretnie wskazując siebie. 
- Nie zapomniałam; po prostu nie założyłam, że będziesz chciał się zaangażować - odparłam. - Możemy po prostu oddelegować cię do osłaniania nas. Może być?
- Hm, no dobrze - pokiwał głową basior.
- Ewentualnie As będzie mógł spróbować się z nim dogadać telepatycznie, jeśli ten osobnik nie umie mówić. Nie wszystkie gatunki w końcu to potrafią - dodała Tori.
- Tak, słuszna uwaga - pokiwałam głową. 
- Nastawiamy się, że uda się z nim negocjować, czy zakładamy, że jednak czeka nas walka? - spytał Asgrim. 
- Nie jestem pewna... - mruknęła Tor. 
Z relacji opiekunów gryfa wynikało, iż jak dotąd nie sprawiał im wielu problemów. Dlaczego w takim razie nagle uciekł i zaczął demolować miasto?
<Torance/Asgrim?>


Uwagi: brak.