czwartek, 17 września 2020

Od Morgana "Miłość w promieniach słońca" cz. 5


Październik 2026
– Mi chyba wystarczy – Wilczyca zmieniła temat, wskazując na jej sporej wielkości kupkę. – Już teraz nie uniosę wszystkiego.
– Możesz chodzić kilka razy – zauważyłem. Odpowiedział mi jęk. Uśmiechnąłem się, widząc niezadowoloną minę Yngvi. – Albo wybrać same najładniejsze rzeczy, a resztę zostawić.
– Wszystkie są najładniejsze.
– To faktycznie jest już jakiś problem – zaśmiałem się. – Mam zaledwie połowę tego co ty, więc mogę ci pomóc.
Vi uśmiechnęła się z wdzięcznością. Razem zaczęliśmy przenosić kolejne skarby na sam skraj dżungli, w miejsce, gdzie czekał już na nas pan Dernet. Obok niego było mnóstwo sznurków różnej długości, drucików, kawałków wyginającego się metalu i trochę dziwnej klejącej papki, którą nazywał klejem.
– Skąd pan to ma? – zapytałem, niepewnie dotykając jednego z drucików. Był zimny i bardzo cieniutki.
– Hitam podarował mi je po powrocie z Białego Królestwa. Były jeszcze koraliki, ale prawie wszystkie w  ykorzystały szczeniaki w czasie normalnych lekcji – Uśmiechnął się przepraszająco i spojrzał na przyniesione przez nas skarby. – Widzę, że wy także przynieśliście własne kamienie. Bardzo dobrze. Spróbujemy zrobić z nich nowe wyjątkowe zawieszki.
Poruszyłem uszami zaciekawiony.
– W jaki sposób?
– Zobaczymy. Mam już kilka pomysłów.
– Będzie je pan robić z nami? – zapytała Vi.
Nauczyciel przytaknął z uśmiechem i wskazał na kilka znajdziek, które sam uzbierał. Całą trójką przysiedliśmy przy swoich materiałach. Naradzaliśmy się, próbując wymyślić najskuteczniejszy sposób na stworzenie biżuterii. Ja i Yngvi postanowiliśmy stworzyć naszyjniki, a pan Dertnet od razu oświadczył, że myśli nad jakąś bransoletką z piórami.
Kiedy tak razem pracowaliśmy, całkiem zapomniałem o wszystkich dręczących mnie troskach. Byłem szczęśliwy, że dałem się namówić Vi na przyjście na te zajęcia. Miała rację – były one naprawdę odświeżające po całych dniach spędzonych na nauce. Poza tym pan Dernet, chociaż już na co dzień był bardzo miły, teraz, kiedy rozmawiał wraz z nami sprawiał wrażenie dziwnie... Normalnego. Nie odczuwałem zbytniej różnicy wieku między nim a nami. Żartował i rozmawiał ze mną i Vi jak z równymi sobie. Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie i początkowo miałem dziwne odczucie, że tak nie powinno być. Szybko jednak porzuciłem tą myśl i zacząłem po prostu cieszyć się chwilą. Było to prostsze i o wiele przyjemniejsze.
W ramach podziękowania za ten cudowny ranek postanowiłem podarować stworzony przeze mnie naszyjnik Yngvi. Uważnie słuchałem, co podobało jej się najbardziej i próbowałem przelać to do swojej pracy. Nie wychodziło mi najlepiej; nie miałem takich zdolności jak pan Dernet i ona, przez co, kiedy oni zdążyli już zrobić po dwie rzeczy, ja ciągle nad nim pracowałem. Ale dzięki temu efekt końcowy był naprawdę zadowalający.
Naszyjnik był zrobiony z białych i jasnoniebieskich piórek oraz brązowego rzemyka. Zebrane kamienie i kwiaty wymieniłem na ostatni koralik, który miał pan Dernet. Dzięki temu mogłem ukryć końcówki piór w taki sposób, że wystawały bezpośrednio z przezroczysto-srebrnego kamyka.
Po zakończeniu lekcji pomogliśmy nauczycielowi odnieść wszystkie niewykorzystane skarby. Chciał część z nich wykorzystać w czasie zajęć z młodszą grupą, na co oczywiście wyraziliśmy zgodę. Na szczęście przestało padać, więc nie musieliśmy biegać z jak największą ilością rzeczy.
Kiedy skończyliśmy, odszedłem na bok z Vi.
– Dzięki za dzisiaj. To było naprawdę odświeżające – powiedziałem, uśmiechając się lekko.
– Mówiłam ci! Nie chcesz przychodzić częściej?
Przekrzywiłem łeb, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Chyba nie powiesz mi, że jakieś eliksiry są ciekawsze! – zawołała, kiedy zwlekałem z odpowiedzią.
– Trochę jednak są – przyznałem. – Poza tym potrzebuję wysokiej oceny z nich. Chcę być lekarzem.
– Ale jesteś z nich naprawdę dobry. Tata ciągle gada o tobie i twoim wielkim talencie.
Zmrużyłem oczy.
– Serio tak mówi?
Przytaknęła.
– Morgan to, Morgan tamto. Z Yvarem mamy czasem wrażenie, że wolałby ciebie jako swojego szczeniaka. Wiesz, my raczej nie wyrażamy takiego zainteresowania tymi miksturkami – skrzywiła się. – Serio nie chcesz?
Westchnąłem i potarłem łapką pyszczek. Słowa Vi zawstydziły mnie. Nie chciałem... Czegoś takiego. Teraz łatwiej było mi zrozumieć kolejne powody, dla których Yvar nadal nie pałał do mnie sympatią.
– Skoro tak... Od czasu do czasu mogę przychodzić. Naprawdę mi się podobało – rzekłem.
Yngvi uśmiechnęła się szeroko i podeszła do mnie, żeby mnie przytulić, zapewne na pożegnanie. Szybko się od niej odsunąłem, żeby ją powstrzymać. Waderka zmarszczyła brwi zaskoczona.
– Czekaj. Chciałem ci to dać – powiedziałem, podając jej stworzony przeze mnie naszyjnik. – W ramach podziękowania.
Otworzyła szerzej oczy i pokręciła głową, odsuwając go od siebie.
– Morgan, naprawdę nie musisz... Zatrzymaj go sobie. Tak się starałeś.
– Bo robiłem go dla ciebie. Od samego początku – wyjaśniłem zawstydzony i jeszcze raz go jej podałem. Spodziewałem się, że znowu spróbuje mi go oddać, ale tym razem go zabrała. Kiedy na nią spojrzałem, zauważyłem, że zawiesiła go sobie na szyi.
– Dziękuję – powiedziała i przytuliła mnie mocno. Oddałem uścisk, wtulając pysk w długie włosy na jej głowie. Pachniały kwiatami z dżungli, wokół których spędziła dzisiaj tyle czasu.
Kiedy się odsunęła, podała mi jeden z dwóch stworzonych przez siebie naszyjników. Dokładniej ten z nieregularnym bursztynem. Teraz, w świetle słońca, nawet pobłyskiwał delikatnie.
– Weź go – powiedziała, a kiedy otworzyłem pyszczek żeby zaprotestować, dodała: – Nie przyjmuję sprzeciwu. Nadal mam jeszcze jeden, nie licząc tego, który dostałam od ciebie.
Westchnąłem, ale nie zamierzałem się kłócić. Yngvi bywała naprawdę uparta. Posłusznie założyłem go na szyję. Bursztyn uderzył ciężko o moją pierś.
– Wyglądasz z nim świetnie – stwierdziła samica, uśmiechając się szeroko. – Naprawdę ci pasuje.
– Twój tobie też... – mruknąłem zawstydzony tym niespodziewanym komplementem.
Vi zaśmiała się radośnie.
– Wiem. Jest naprawdę piękny. Dzięki.
Na mój pyszczek wstąpił zadowolony uśmiech. Bardzo cieszyłem się, że prezent jej się spodobał.

<c.d.n.>