środa, 16 września 2020

Od Morgana "Miłość w promieniach słońca" cz. 4


Październik 2026
Zgodnie zagłębiliśmy się nieco bardziej w dżungli. Początkowo szedłem z przodu, rozglądając się za czymś interesującym, ale kiedy po raz trzeci niemal zgubiłem Vi, która nieustannie zatrzymywała się, odbiegała i wracała, przynosząc kolejne kolorowe skarby, zwolniłem i pozwoliłem, by to ona prowadziła.
– Jakim sposobem zauważasz te wszystkie rzeczy? – mruknąłem, wskazując łapą na rosnący stosik. Były na nim kolorowe kamienie, pióra, późne kwiaty i liście. A teraz Vi dokładała do niego jeszcze zbłąkany bursztyn, który w tajemniczych okolicznościach opuścił plażę. Miał nieregularny kształt i matowy kolor.
– Tylko patrzę.
– Ja też patrzę, a w ogóle ich nie widzę, dopóki nie zwrócisz mi na nie uwagi.
Yngvi odłożyła bursztyn na miejsce i spojrzała na mnie, przekrzywiając głowę.
– Może patrzysz w nieodpowiedni sposób – stwierdziła po dłuższym namyśle.
Zmrużyłem oczy.
– Co masz na myśli?
– Nie skupiasz się.
– Skupiam. Mam wrażenie, że moja głowa zaraz wybuchnie ze skupienia, a oczy mnie bolą od wypatrywania – jęknąłem niezadowolony.
Yngvi potrząsnęła głową.
– Robisz to w zły sposób – stwierdziła stanowczo. Zmarszczyłem brwi, ale gdy tylko otworzyłem pyszczek, wilczyca ponownie się odezwała: – Nie przerywaj mi. Próbujesz szukać ładnych rzeczy, przez co jednocześnie je ignorujesz.
– To nie ma sensu.
– Może i nie – Uśmiechnęła się szeroko. – Ale tak to działa. Po prostu podziwiaj wszystko, co cię otacza. Reszta przyjdzie sama.
Westchnąłem głośno.
– To nie brzmi zbyt przekonująco.
– Sam zobaczysz – powiedziała i odeszła na bok, by szukać kolejnych skarbów.
Niepewnie ruszyłem za nią, próbując zastosować się do rady Yngvi. Nie było to tak łatwe, jak mógłbym sądzić. Cały czas przyłapywałem się na myślach, że gdzieś tu musi być coś o niewyobrażalnej urodzie. Oczywiście, nie znalazłem nic takiego. Dżungla była całkowicie pozbawiona tak wyniosłych rzeczy, ale zamiast tego było w niej mnóstwo innych, znacznie mniejszych cudów. Zacząłem od szukania rzeczy, które znalazła już wcześniej Yngvi, ale szybko porzuciłem ten sposób; nie chciałem jej kopiować oraz miałem dziwne poczucie, że zawiodę ją, jeśli nie otworzę się na piękno otaczającego mnie świata.
Wziąłem głęboki wdech i cichutko wypuściłem powietrze. Przymknąłem oczy i zacząłem nasłuchiwać kroków Vi. Kropel uderzających w liście wysokich drzew i krzewów, przeciskających się oraz upadających na ubitą ziemię. Nadchodzącego z oddali śpiewu ptaków i, w końcu, cichego bzyku owadów. Mimowolnie się uśmiechnąłem, doceniając tę wybitną orkiestrę natury.
Otworzyłem oczy. Miałem wrażenie, że świat w jednej chwili nabrał kolorów. Zieleń roślin była intensywniejsza, mokre kamienie odbijały skąpe światło i błyszczały niczym klejnoty. Podszedłem do nich i przeniosłem je, tworząc swoją własną kupkę ozdób. Po drodze urwałem jeszcze kilka kwiatów. Ledwo się odwróciłem i dostrzegłem następne skarby. Biegałem w jedną i w drugą, zbierając kolejne rzeczy.
– Widzę, że nauczyłeś się patrzeć – powiedziała Yngvi, kiedy zauważyła rosnący z każdą chwilą stos.
Przytaknąłem, uśmiechając się.
– Postaraj się tylko nie zebrać całej dżungli w jedno miejsce – zaśmiała się, widząc radość na moim pyszczku. – Przynajmniej połowa jest moja.
Parsknąłem rozbawiony.
– Nie musisz się o to martwić. Mogę oddać ci nawet dwie trzecie.
– Nie wiem, co to znaczy, ale niech będzie. Wierzę, że mnie nie oszukasz – stwierdziła.
Zmrużyłem oczy.
– Nie potrafisz liczyć?
Pokręciła łbem.
– Rodzice chcieli mnie nauczyć, kiedy byłam mała, ale bardzo się przeciwko temu buntowałam. Nie lubię nauki – przyznała, krzywiąc się. – Ale teraz trochę tego żałuję. Liczenie bywa dość przydatne.
– Jeśli chcesz, mogę cię kiedyś nauczyć – zaproponowałem.
Na pyszczek Vi wstąpił niepewny uśmiech.
– Kiedyś... Czemu nie?

<c.d.n.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz