środa, 16 września 2020

Od Sileenthar "A ja to tej pani nie lubię" cz. 15


Grudzień 2025 r.
- Jak to jest latać?
Piasek zaszurał, kiedy Arkan podniósł łeb, by na mnie spojrzeć. Na chwilę ogarnął mnie niepokój - co jeśli z jakiegoś powodu nie powinnam była pytać? Wyvern odejdzie i zabierze ze sobą skórzaste skrzydło, które na wpół rozłożone oddzielało mnie od piachu. Wszędobylskie drobiny nie sprawiały mi już co prawda takiego kłopotu jak kiedyś, ale w dalszym ciągu pozostały najbardziej irytującą rzeczą martwą jakiej dane mi było stawiać czoła. Nigdy nie przepuszczałam okazji, by ułożyć się wygodnie za zgięciem smoczego ramienia i cieszyć ciepłem bijącym od łuskowatych boków, z dala od plaży i jej okropieństw.
Całe szczęście Arkan tylko odmruknął obojętnie:
- Jak się ma skrzydła to zupełnie normalnie.
- A jak wysoko potrafisz polecieć? - podchwyciłam temat.
- Bardzo - ziewnął rozdzierająco.
- Jak bardzo?
- Bardzo bardzo.
- A do gwiazd dolecisz?
Parsknął śmiechem, wydmuchując nosem trochę drażniącego dymu. Odkaszlnęłam.
- Nie. To za daleko. A nawet gdybym był w stanie lecieć tak długo, to między gwiazdami nie ma powietrza.
- Czyli... Nie potrafisz dolecieć n a p r a w d ę daleko.
- Co, uważasz że daleko to tylko gwiazdy?
- No tak.
- Mierz siły na zamiary - Arkan znowu się zaśmiał. - Nie znam nikogo na tym świecie kto potrafiłby polecieć do gwiazd. A żyję dużo dłużej od ciebie.
Mimo lekceważącego tonu, doszukałam się w jego głosie uśmiechu. Musiał mieć całkiem niezły humor, skoro w ogóle rozmawiał ze mną na taki temat. W innym przypadku pewnie pogoniłby mnie do diabłów (a konkretniej do jednego z dwóch - do Leah albo do Adory na logikę).
- Ale to że kogoś takiego nie znasz wcale nie znaczy, że kogoś takiego nie ma. Prawda? - uparłam się.
- Teoretycznie prawda - westchnął. - Ale ja w żadnych bogów nie wierzę.
- Kto to bogi?
- Bogowie - poprawił mnie, na co tupnęłam gniewnie łapą. Nawet nie zauważył. - Przepotężne istoty, którym musimy składać pokłon, bo stworzyły nas i cały nasz świat. Znają nasze przeznaczenie, bo przecież sami je nam zapisali, a po śmierci sądzą za złe i dobre uczynki.
- To była... ironia?
- W pewnym sensie.
- Czyli... - przemyślałam przez chwilę dobór słów. - Czyli uważasz, że bogów nie ma, bo nigdy żadnego nie spotkałeś?
Na chwilę umilkł. Odwrócił łeb w stronę szumiącego morza.
- Tak. Tak uważam.
***
- Proszę pani? - podniosłam wysoko łapkę.
Adora ledwo zdążyła nabrać powietrza w płuca. Dobrze wybrałam moment - logika dopiero się zaczynała i nauczycielka jeszcze nie zdążyła niczego powiedzieć. A to oznaczało, że nie mogłam jej przerwać!
- Tak? - powiedziała z niezmiennym spokojem.
- Mam pytanie.
- Czy dotyczy ono lekcji?
Przestąpiłam z nogi na nogę.
- Tak!
- Mów w takim razie.
- Czy to, że bogowie istnieją... Czy pomysł... - zająknęłam się. - Czy bóg jest logiczny? Pani zdaniem?
Nauczycielka sapnęła z niedowierzaniem. Nie byłam pewna, co to może oznaczać.
- A skąd indziej miałaby brać się nasza magia? Kto inny zapisywałby naszą przyszłość w gwiazdach, jeśli nie bogowie?
Gdzieś z tyłu westchnął głęboko Emerald. Chyba nie podobało mu się jaki tor zaczynał przybierać wykład. Może nawet zamierzał mnie o to później obwinić?
- Skąd my byśmy się w ogóle wzięli? - kontynuowała Adora. - Znikąd. Nie byłoby nas. Nie byłoby nic świadomego i rozumnego, bo nie miałby kto pomyśleć, że coś takiego może w ogóle powstać.
Przerwała, pewnie by ponapawać się posłuchem. Przez ostatnie kilka chwil milczenia miałam wrażenie, że to na mnie spoczywa jej wzrok.
- Ale tym tematem zajmiemy się dokładniej kiedy indziej. Jak już wam zapowiadałam, dzisiaj omówimy znaczenie ułożenia Marsa w stosunku do Saturna...
Przestałam słuchać. Głowę zajęła mi naprawdę dziwna myśl - Adora powiedziała coś, co miało sens.
Ale czy to wystarczający dowód?

<C.D.N.>

Uwagi: brak.

>> Następna część >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz