czwartek, 18 kwietnia 2019

Od Leah "Kolorowe zguby" cz. 1 (C.D. Lind)

Lipiec 2023 r.
To był wyjątkowo leniwy dzień. Mimo, że niebo zakrywały szerokie liście ogromnych drzew, w każdej chwili grożąc niespodziewanym przeciążeniem i chluśnięciem niebieską wodą, a w oddali grzmiało co jakiś czas, było bardzo ciepło, niemal przyjemnie jak przybrałam ludzką formę. Śpiew miejscowych ptaków niósł się po całej okolicy, porywisty wiatr szumiał cicho w koronach monstrualnych drzew. A może to krople nękającego nas deszczu, nieprzerwanie bombardujące zielone korony? Smoki wypoczywały, polowanie przebiegło wyjątkowo gładko i chwilowo nie miałam nic szczególnego do roboty. W dodatku las był niezwykle malowniczy. Wprost idealne miejsce i okoliczności na odprężający spacer.
Ale nie mogło być tak pięknie. Wszystko zepsuł dziwaczny królik o wdzięcznym imieniu Aratris.
Cała ta historia brzmiała tak niewiarygodnie, że aż ciekawie. Razem z Lind i naszymi towarzyszami, jak tylko wypoczęliśmy trochę po podróży, wybraliśmy się na poszukiwanie kolorowych jajek. Opis nagrody dla tego, kto uzbiera najwięcej brzmiał bardzo obiecująco, a sam cel też wyglądał na szczytny, więc czemu nie spróbować?
- Skoro w tej jego torbie było tyle jajek... - Lind kroczyła wśród wysokiej trawy, rozglądając się dookoła – Raczej mowa o bardzo małych stworzeniach.
- Będzie łatwiej jeśli zdołał pomalować je wszystkie. – mruknął Ting.
- Trochę dziwne zajęcie – zajrzałam pod krzew jeżyn. – Ale chyba jest pewny swego.
- Chyba, że kłamał. – Odmieniec widocznie nie był przekonany.
- Małe, kolorowe, nie wiadomo po co i gdzie. – fuknął Arkan, zlatując na stosunkowo niską gałąź niedaleko nas z nieco wyższych partii lasu – Ciekawe jak dużo tego miał.
- Słyszałam coś o setkach. – Lind zwróciła się do smoka, na co ten tylko westchnął.
- Po co miałby kłamać? - Podchwyciłam temat poruszony przez Tinga. Jakby nie patrzeć szukanie jajek nie jest zbyt pasjonującym zajęciem, a rozmowa to chyba jedyne co możemy robić przy okazji.
- Jeśli ma nieczyste intencje, a te jaja nie są zwykłymi jajami... Wtedy mógłby użyć podstępu byśmy mu pomogli.
- Nie przesadzaj, nic nie wskazuje na „nieczyste intencje" – wtrąciła Lind.
- Wyglądał na sympatycznego. Poza tym, na jego miejscu nie ryzykowałabym... w takiej sytuacji. – dodałam.
- On jest sam, a po naszej stronie cała wataha i smoki.
- No właśnie.
- No dobra, to by było głupie – poddał się Ting.
To już chyba setny krzak który sprawdzam, a kolorowych maleństw ani widu ani słychu – przeszło mi przez myśl, gdy zajrzałam pod wyjątkowo gęsty krzew. Skoro zguby porozrzucano celowo, a nie ma ich na widoku, to gdzie jeszcze mogą być?
- Po co niby miałby zbierać osierocone jajka? – zastanawiał się głośno Arkan. – Z dobrego serca tak? Nie ma nic lepszego do roboty?
- Może to jego zadanie? – zasugerowała Lind, węsząc z nosem przy ziemi.
- A kto miałby mu to zlecić? – smok gładko sfrunął na ziemię.
- Jego spytaj przy najbliższej okazji, Dzięciole – Ting zniknął w gąszczu krzewów.
Na chwilę oderwałam się od poszukiwań i zerknęłam ukradkiem na swojego towarzysza. Słowa Odmieńca skutecznie zamknęły mu pysk; doskonale zdawał sobie sprawę, że wyglądałby co najmniej dziwnie w towarzystwie ledwie pół metra niższego królika.
Podniosłam łapą uginającą się pod ciężarem jeżyn gałązkę, a moim oczom ukazały się dwa maleńkie, kolorowe jajka. Oba zostały pomalowane wprawną, utalentowaną ręką. A raczej łapą. Jedno było jaskrawoczerwone od spodu, im wyżej, tym wyraźniej przechodzące w łagodny, szarawy pomarańcz. Od czubka do podstawy odbiegało kilka ciemniejszych linii, rozszerzających się mniej więcej w połowie drogi do drugiego końca. Dla drugiego przypadła soczysta zieleń, niemal zlewająca się z wszechobecną trawą. Na jaskrawej farbie dorysowano jeszcze śliczny wzór, przedstawiający białe kwiaty o długich łodygach.
- Ej, chyba mam – powiadomiłam resztę o znalezisku.
- Na pewno nie kamienie? – rzucił półżartem Arkan, odwracając się w moją stronę. Z oczywistych powodów zachował odległość.
Dla pewności trąciłam trawiastą pisankę łapą.
- Nie, zdecydowanie jajko.
Z zarośli, tuż przede mną, wynurzył się Ting. Wzdrygnęłam się mimowolnie. Lind podeszła kilka kroków i uniosła mocą wiatru ognistą pisankę, by móc lepiej się jej przyjrzeć.
- Pewnie jesteśmy na dobrej drodze do odnalezienia pozostałych.
Moja przyjaciółka wyglądała na zadowoloną, ale dostrzegłam na jej pysku dziwny cień. Po krótkim zastanowieniu zrzuciłam to na karp zmęczenia po długiej podróży.
- Wyglądają na jaskółcze. – zauważył Odmieniec, zanim schowałam pierwsze znaleziska do torby.
- Chodźmy dalej. – rzuciła wadera, ruszając przed siebie.
Następne parę minut zleciało w ciszy, każdy rozglądał się za zgubami na swój własny sposób. Przyszliśmy tu co prawda razem, ale dalej rywalizowaliśmy, w dwóch grupach. Mimo to nie mogłam odmówić wypadowi przyjemnej atmosfery.
- Ostatni raz szukałam czegoś w zaroślach przy okazji festynu. - przerwała ciszę Lind, śmiejąc się pod nosem.
Arkan tylko przewrócił oczami i wrócił do poszukiwań, nieustannie patrząc pod nogi, zaś Ting zniknął gdzieś wśród krzewów.
- Szkoda, że nie brałam udziału w tych konkurencjach - mruknęłam. - Z perspektywy czasu wydają się ciekawsze.
- Najlepszą częścią były nagrody za pełne kolekcje kart.
- Na przykład jakie?
- Na przykład ten "Proszek Nieomylności". Wiem, że był dostępny u ciebie w sklepie, ale dzięki konkurencjom zaoszczędziłam trochę Srebrnych Gwiazdek.
Z jakiegoś powodu nie byłam w stanie przywołać w pamięci tego przedmiotu.
- Już mnie pamięć zawodzi - parsknęłam śmiechem. - Nie kojarzę nawet do czego to służyło.
- Pozwala przez ograniczony czas korzystać z umiejętności niezwiązanej z twoim żywiołem - odparła Lind z uśmiechem.
- A to ciekawe... - zastanowiłam się. - Ciekawe czy w nowym miejscu też będziemy urządzać festyn...
- Pytanie brzmi kiedy dotrzemy do tego nowego miejsca - wtrącił Ting. Mogłam określić skąd mniej więcej dochodził głos, ale nie widziałam gdzie się znajduje jego źródło.
- Oby jak najszybciej. - parsknął Arkan.
- Znalazłem kolejne jajo – oznajmił nagle Odmieniec, wyskakując z trawy.
Rozchylił pazury i pokazał nam błękitną zgubę z kilkoma granatowymi smugami. Podeszłam kilka kroków, by lepiej się jej przyjrzeć. Jajko było większe od poprzednich, obstawiałam, że należy do jakiegoś gada. Pod światło lekko połyskiwało na delikatny, fiołkowy kolor. W kilku miejscach farba odprysła, ale był to chyba zamierzony efekt, bo przerwy ładnie wpasowywały się w całą kompozycję.
- Szybko idzie - powiedziałam z uśmiechem.
- Tym lepiej - westchnęła Lind.
Na chwilę zapadła cisza. Od dłuższego czasu nic nie znalazłam pod krzakami, a przeczesaliśmy już spory kawałek. Rozgarnęłam wysoką trawę, w nadziei, że może tam coś będzie, ale zastałam tylko zaskoczoną mysz. Nie minęła sekunda, a z powrotem śmignęła w gęstwinę.
- A co sądzicie o Passerze? - zagadnęłam.
- Uwielbiam go - zaśmiał się Ting.
- Nie trafiliśmy źle - Lind przekrzywiła głowę. - Chyba.
- Patrząc na takiego Ieunium... - kątem oka dostrzegłam jak Arkan otwiera paszczę w wyrazie zdumienia. - A tobie co?
Spojrzał na mnie, a potem przerzucił wzrok na to samo miejsce co wcześniej. Chyba mniej więcej stamtąd dochodził głos Tinga.
- On się umie śmiać!
Pozostawiłam to bez komentarza.
- Nie mam pamięci do imion… - mruknęła Lind.
- Czerwony, średnich gabarytów. Raz na nas wpadł – wytłumaczyłam
- A ten… Już pamiętam. Dobrze, że w razie co potrafię latać.
W zaroślach dało się słyszeć pomruki wskazujące na to, że Ting znowu trafił na coś ciekawego. Spojrzałam w tamtym kierunku. Tak szybko?
Po chwili odgłos chrupania rozwiał nadzieję na odnalezienie kolejnych jaj.
- To tylko żuk… - Lind skrzywiła się nieznacznie.
Wróciłyśmy do poszukiwań. Zanurzyłam nos w trawie. Miałam nadzieję, że uda mi się złapać jakiś trop, choćby brązowego królika, ale mocna woń darniny skutecznie maskowała większość zapachów. Miejsca ustępowała tylko najświeższym i najsilniejszym, jak nasze własne. W sumie mogłam się tego spodziewać.
Szczęście dziwnie szybko się do nas uśmiechnęło:
- Hej, tam, po prawej! W korzeniach jarzębiny! – dał znać mój towarzysz.
<Lind?>

Wygrana: 10 jaj

Uwagi: brak

Od Asgrima "Szukaj, a znajdziesz" cz. 2

Lipiec 2023
Od momentu, w którym zabrałem znalezione przez Torance jajko, postanowiłem poruszać się w formie ludzkiej. Tropienie i tak nigdy nie było moją dobrą stroną, więc nie było różnicy czy moje zmysły były trochę bardziej otępiałe niż zwykle. Poza tym, w przeciwieństwie do Tor, mój łeb wystawał ponad wysoką trawę i musiałem ciągle iść mocno zgarbiony, by dobrze widzieć przez łodygi. Natomiast w formie człowieka, rośliny nie były dla mnie żadnym utrapieniem. Mogłem iść wyprostowany i szukać jaj pod drzewami czy też w ewentualnych dziuplach. Widziałem, że niektóre wilki właśnie je sprawdzały - i to zarówno w naturalnej, jak i ludzkiej formie.
A w razie czego - koło moich stóp cały czas dreptała Elena, która mogła mnie w razie czego uprzedzić o jajku, znajdującym się na mojej trasie. 
Kotka trafiła do nas jeszcze na dawnych terenach watahy. Nigdy nie zamierzałem mieć kota, jednak gdy któregoś dnia wróciłem do jaskini i zobaczyłem na swoim posłaniu śpiącą samiczkę, nie mogłem ją porzucić. Elena była malutką i słabą koteczką, którą nieuważna rodzina zostawiła w tyle podczas ucieczki z terenów. Gdy zaczął padać deszcz schroniła się w najbliższej jaskini i czy to los, czy jakiś bóg sprawił, że grota należała właśnie do mnie i Tori. Czekając na koniec ulewy, położyła się i zasnęła. Musiała być bardzo zmęczona, bo nie zbudziły ją nawet moje "głośne kroki i jeszcze głośniejsza krzątanina". 
Jakby nie było, samiczka okazała się teraz niewyobrażalnie wielkim wsparciem. Dzięki niej mogliśmy się na spokojnie podzielić na dwie grupy. Elena i Tori patrolowały ziemię, ja szukałem jaj w każdej napotkanej dziupli oraz próbowałem wspinać się na drzewa w poszukiwaniu gniazd. To ostatnie było o tyle trudne - jeśliby nie powiedzieć niewykonalne - że większość najniższych gałęzi znajdowała się ponad moją głową.
Musiałem skakać, by je złapać i następnie się podciągnąć. Z pewnością nie byłem aż tak zwinny i lekki jak Torance, ale z oczywistych względów ona niezbyt chciała słyszeć o wspinaniu się na więcej niż wysokość czubka głowy Dana, gdy ten był człowiekiem. No i ta rola przypadła właśnie mnie, z czego też niespecjalnie miałem ochotę tańczyć z radości.
Obawiałem się, że znalezione przez Tor jajo może wypaść z mojej kieszeni i roztrzaskać się o ziemię, więc kiedy tylko zaczynałem skakać, zostawiałem je na ziemi w bezpiecznej odległości. Elena miała za zadanie go pilnować, co w pewnym momencie okazało się bardzo złym pomysłem.
Byłem już niezły kawałek nad ziemią, gdy usłyszałem dobiegający spod drzewa pisk mojej kotki. Czym prędzej spojrzałem w jej stronę i... Zamurowało mnie. Jakiś wilk bezczelnie próbował zabrać moją zdobycz! A Elena - jak przystało na młodą i strachliwą kotkę - miała problem z wyartykułowaniem słów protestu.
- Hej! - zawołałem - Zostaw moje jaja!
Wilk rozejrzał się wokół, nie do końca rozumiejąc, skąd dobiegał mój głos oraz czy słowa były skierowane właśnie do niego. Postanowiłem, że mu pomogę zanim ten bezczelnie się zabierze.
- Tak, do ciebie mówię. Bądź tak miły i spójrz w górę.
Niewątpliwie należący do Watahy Czarnego Kruka basior podniósł na mnie odrobinę skołowane spojrzenie. Jednak po chwili wystarczającej na obliczenie, że nie zdołam zejść na dół, zanim on umknie z jajem, wzruszył ramionami.
- Leżało pod drzewem bez opieki. Mam prawo je zabrać - stwierdził, uśmiechając się przekornie.
Spojrzałem na niego z góry (w przenośni i dosłownie), po czym wywróciłem oczami.
- Prawdę powiedziawszy, to miało ono cudowną opiekunkę w postaci mojej kotki, Eleny. Niestety, samiczka wystraszyła się widząc twój... pysk.
Dosłownie cudem udało mi się powstrzymać przed nazwaniem jego pyska "szkaradnym". Na szczęście szybko przypomniałem sobie, że w tej sytuacji obrażenie samca może mi jedynie zaszkodzić.
Spojrzenie wilka padło na Elenę, która nastroszyła futerko i cofnęła się z cichym fuknięciem. W pewnym stopniu jej się nie dziwiłem - nieznajomy z pewnością nie był tak przystojny jak ja, powiedziałbym nawet, że nie grzeszył urodą.
Samiec parsknął z rozbawieniem i uniósł łapy na znak poddania się.
- Z taką wojowniczką nie będę walczyć, ale ostrzegam - ponownie uniósł łeb i spojrzał prosto na mnie - następnym razem nie będę pytać o zgodę. Uważajcie też na innych. Nie wszyscy są tak mili jak ja.
- Jasne, dzięki - powiedziałem i uniosłem dłoń, by pomachać basiorowi.
Wilk odpowiedział jedynie skinieniem głowy i zanurzył się w wysokiej trawie. Ja tymczasem postanowiłem w końcu sięgnąć do gniazda, które było tuż obok mnie. Niemal od razu dostrzegłem wściekle różową skorupkę, która zdecydowanie odróżniała się od błękitnawych jaj. Z uśmiechem wziąłem jajo w dłoń i ostrożnie zszedłem na ziemię.
Mam kolejne - posłałem myśl w stronę Torance.
Super. Mnie też się poszczęściło - odpowiedziała wilczyca i wysłała mi obraz kilku kolorowych jaj.
Nieźle - skomentowałem, uśmiechając się szeroko - Takie poszukiwania mi się podobają.

C.D.N.

Wygrana: 7 jaj

Od Torance "Szukaj, a znajdziesz" cz. 1 (cd. Asgrim)

Lipiec 2023
Ciężko było mi opuścić tereny, na których tak naprawdę się wychowałam i spędziłam ponad połowę mojego życia. Każdy kamień, każde drzewo, każde stworzenie było mi w pewnym sensie bliskie i nie mogłam powstrzymać dziwnego i przejmującego smutku, na myśl, że zostawiliśmy to wszystko za sobą jak gdyby nigdy nic. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać sobie, co musieli przeżywać starsi członkowie. 
Z pewnością naszej Alfie ciężko było podjąć taką a nie inną decyzję. A jednak zdecydowała się nie narażać watahy dla zwykłego przywiązania. Podziwiałam jej za to opanowanie. Wątpiłam, bym ja kiedykolwiek znalazła odwagę na podjęcie takiego kroku, zwłaszcza na jej miejscu. Jakby nie było wilczyca urodziła się tutaj, właśnie na tych terenach. Z tego co wiedziałam, na Cmentarzu był pochowany jej brat. Musiała go opuścić, tak jak wszystko inne.
Sama podróż była niesamowita. Choć strasznie bałam się wysokości, a wycie Asa w duecie z Passerem i to w dodatku przy dźwiękach banjo Tinga nie było najlepszym, co mnie w życiu spotkało, to jednak nie mogłam nie docenić widoków, które się roztaczały wokół. Nad nami wisiały czarne chmury, burza nadal otaczała nas z każdej strony, napierała, nieraz próbując strącić nas z cielsk smoków. Świat pod nami był jednym wielkim bałaganem; niektóre drzewa przewrócone, a nienaturalnie wielkie rośliny były pokryte tym dziwacznym osadem. Niemniej w tym wszystkim tkwiło jakieś dziwaczne i zarazem fascynujące piękno.
Świat wyglądał magicznie.
Pogoda jednak nas nie rozpieszczała. Któregoś dnia, gdy burza rozpętała się na dobre, Alfy zarządziły kilkudniowy postój. Mieliśmy zostać pod osłoną wysokich drzew, tworzących rozległy las. Zielone liście chroniły nas przed błękitnymi kroplami, a spomiędzy traw świeciły jakieś dziwne rośliny, sprawiając, że wszystko przybierało ładną, niebieskawą barwę.
Ten las potrafił fascynować, zwłaszcza gdy po watasze rozniosła się wiadomość o przerośniętym króliku-opiekunce kolorowych jaj oraz artefakcie, który jest gotowy przekazać nam w ramach podziękowania za pomoc. Niestety, nagroda była jedna, a chętnych do pomocy - czy też wygrania nagrody - wielu. Między innymi to właśnie As, miał wielką nadzieję, że uda mu się wygrać. Oczywiście, by pomóc temu kicajowi, jednocześnie świetnie się bawiąc, rywalizując z innymi - jak powiedział.
Ledwo pozwoliły nam na to obowiązki, zagłębiliśmy się w wysoką trawę, w poszukiwaniu jaj. Gdzieś obok nas krążyły inne wilki ze wzrokiem utkwionym w ziemię. Słyszałam, jak się poruszają, jednak nie widziałam ich wystających ponad trawę pysków - musiałam iść schylona, by zielsko nie wpadało mi do oczu, na których poziomie się kończyło. Było to o tyle przydatne, że nie musiałam chodzić aż tak zgarbiona, jak na przykład mój partner.
W pewnym momencie zauważyłam jedno z jajek. Podbiegłam czym prędzej w jego stronę, jednocześnie uważnie patrząc pod łapy. Może w pobliżu będzie jeszcze jakieś?
Gdy tylko do niego dotarłam, nie mogłam powstrzymać zachwytu. Było śliczne. Aratris miał niesamowity talent plastyczny, o czym świadczyły wymyślne wzorki na skorupce. Niebieskie i czerwone linie splatały się ze sobą, tworząc piękny malunek dwóch ptaszków, lecących po białym niebie. Podejrzewałam, że właśnie tego koloru była cała skorupka przed pomalowaniem, ale równie dobrze mogły wyjść spod pędzla królika. Sam widok ptaków stworzonych z wielu fikuśnych linii, dawał mi pewne wyobrażenie odnośnie jego umiejętności.
Pogładziłam niepewnie gładką powierzchnię jaja i czym prędzej powiadomiłam Asa o moim znalezisku.
Już idę - odpowiedział w moim umyśle.
Wypatruj po drodze kolejnych - poleciłam.
Robi się - Wilk przesłał mi obraz siebie, kiwającego głową.
Uśmiechnęłam się delikatnie do samej siebie. Zapomniałam, jak wygodne było rozmawianie z pomocą tego całego łącza międzyumysłowego. Zwłaszcza, gdy wokół było pełno wilków, które z chęcią poznałyby miejsce, w którym znalazłam jajo. Tak, rozmowa z pomocą myśli była cicha, szybka i niedostępna dla większości wilków. Jednym słowem - idealna.
As pojawił się dosłownie w kilka chwil i niemal od razu rzucił w stronę jajka, posyłając mi w biegu uśmiech i gratulując owocnego poszukiwania.
- Rzeczywiście kolorowe - stwierdził.
Pokiwałam łbem.
- I jakie ładne - dodałam z uśmiechem.
Basior krótko przytaknął i zmieniwszy się w człowieka, ostrożnie schował je do kieszeni swojej bluzy.
Jedno z głowy, czas poszukać reszty.
To na co czekasz? Te tereny są moje, idź szukać gdzie indziej - roześmiałam się cicho. As w odpowiedzi coś parsknął i odszedł gdzieś na lewo. Krok w krok podążała za nim nasza kotka, Elena.

<As, As, czy coś masz?>

Wygrana: 5 jaj

Od Kai'ego "Poszukiwania w trawie" cz. 1 (cd. Cess)

Lipiec 2023 r.
Wieść o dwunożnym króliku poniosła się szybko. Niestety póki co nie miałem okazji go nawet zobaczyć, ale mówiono mi, że gdy zaniosę do jego nory znalezione jajka to na pewno wreszcie dowiem się jak wygląda. Uwierzyłem im na słowo i od tamtego momentu stanowiło to moją kolejną motywację do pomocy. Nie był to jednak jedyny powód - i tak nie miałem lepszego zajęcia oraz zwyczajnie czułem się zobowiązany do zrobienia czegoś dobrego. Szczególnie, że sam wiedziałem doskonale na czym polega rodzicielstwo oraz jak ważne jest zapewnienie opieki najmłodszym. Nawet jeśli mieliby być kompletnie innego gatunku. Co prawda nadal pozostaje to wszystko dość niezręczne, z racji tego że jednak polujemy na króliki oraz zające, ale starałem się udawać, że wszystko jest w porządku. Może nawet po tym wszystkim zostanę weganinem, o ile jest to w ogóle możliwe dla wilka.
Udałem się na poszukiwania zagubionych jajek jako jeden z pierwszych. Reszta wilków nadal musiała się nieco otrząsnąć po dość długiej podróży. Fakt, grzbiety smoków nie należały do najwygodniejszych i na ogół zazwyczaj się kończyło nieźle zdrętwiałym, ale wciąż mnie to bawiło. Chociażby to, że wszyscy młodzi krzywili się i narzekali bardziej niż ja, choć na pozór powinienem być w najgorszej kondycji z racji podeszłego wieku.
Gęsta trawa sięgała mi aż do piersi, a co wyższe źdźbła łaskotały mnie w nos. Starałem się nie kichać, ale czasem to nie wychodziło, więc właśnie wtedy słyszała mnie cała okolica. Echo niosło się bardzo mocno. Jeśli chodziło o drzewa to... no cóż, można by powiedzieć, że las jak las, ale nie do końca. Tutejsze miały znacznie więcej w obwodzie pnia niż nasze oraz znacznie wyższe. Zupełnie jak w Magicznym Ogrodzie. Zadarłem głowę, by przyjrzeć się koronom. Liście były bardzo duże i płaskie. Widziałem to nawet z tej odległości. Światło praktycznie w ogóle nie przechodziło. Od czasu do czasu jedynie jakiś liść się przechylił i chlustała woda, co było dla nas jedynym znakiem, że opady nie ustają. Jednocześnie jednak nie było tu tak ciemno. Jakieś niebieskawe rośliny były zdolne do świecenia własnym światłem...
Można się zastanawiać - jak tam dotarliśmy, skoro przez drzewa niby nie można się przedrzeć? Odpowiedź jest dość prosta. Wylądowaliśmy wyżej, zauważyliśmy las i uznaliśmy, że warto go sprawdzić. Jak się okazało wydawał się dość bezpieczny, dlatego to właśnie go wybraliśmy na postój. Przynajmniej nie padało. Mówiłem Alfom, że zostając pod drzewami mamy większą szansę na trafienie piorunem, ale kto by tego słuchał? Suzanna twierdziła, że to załatwi i porozmawia z wilkami elektryczności, aby wymyśliły nam jakąś magiczną osłonę. Nie wiem czy ostatecznie do tego doszło, bo nie wyczuwałem obecności żadnej bariery. Prychnąłem pod nosem z dezaprobatą. Jak tak dalej pójdzie to wyjdziemy na tym gorzej niż jakbyśmy zostali na starych terenach.
Wtedy o mały włos w coś nie wdepnąłem. Gdybym tylko postawił łapę o kilka centymetrów dalej... Ostatecznie musnąłem to zaledwie pazurem. Widząc czego o mały włos nie rozdeptałem zrobiło mi się gorąco. Kolorowe jajeczko. Dokładnie takie, jakie opisywały Alfy. Rozejrzałem się, ale za bardzo nie miałem innych wilków w zasięgu wzroku. Cichutko westchnąłem, nachyliłem się i wziąłem je delikatnie w zęby. Kiedy uniosłem głowę, usłyszałem bardzo szybko zbliżający się szelest. Jakby ktoś przemieszczał się w trawie. Lub coś. Intuicyjnie nastroszyłem nieco futro i schowałem się w trawie. To nie było trudne. Miałem nadzieję, że cokolwiek to jest, nie zwróci na mnie większej uwagi i sobie pójdzie. Nie znaliśmy tej okolicy. Przecież i równie dobrze to może być jakiś potwór...
W tej samej chwili, kiedy zorientowałem się, że zapach jest dość swojski, coś uderzyło mnie dość mocno w bok, a później dodatkowo dźgnęło w to samo miejsce. Odskoczyłem przestraszony i dopiero wtedy miałem okazję poznać, kto tak mnie zaatakował.
To rzeczywiście była członkini naszego stada. Szara, dość zdumiona i wystraszona za razem. Szybko zorientowałem się, co było przyczyną tego dźgnięcia: z jej głowy wyrastał jeden róg. Drugi był ułamany tuż przy nasadzie. Nie mogłem sobie przypomnieć jej imienia...
- Przepraszam! - powiedziała szybko. Wyglądała na naprawdę przejętą. Pokręciłem głową, odłożyłem jajeczko i stwierdziłem z uśmiechem na pysku:
- Nic nie szkodzi. Jeśli przypomnisz mi jak masz na imię to całkowicie ci wybaczę.

<Cess?>

Wygrana: 5 jaj