czwartek, 18 kwietnia 2019

Od Leah "Kolorowe zguby" cz. 1 (C.D. Lind)

Lipiec 2023 r.
To był wyjątkowo leniwy dzień. Mimo, że niebo zakrywały szerokie liście ogromnych drzew, w każdej chwili grożąc niespodziewanym przeciążeniem i chluśnięciem niebieską wodą, a w oddali grzmiało co jakiś czas, było bardzo ciepło, niemal przyjemnie jak przybrałam ludzką formę. Śpiew miejscowych ptaków niósł się po całej okolicy, porywisty wiatr szumiał cicho w koronach monstrualnych drzew. A może to krople nękającego nas deszczu, nieprzerwanie bombardujące zielone korony? Smoki wypoczywały, polowanie przebiegło wyjątkowo gładko i chwilowo nie miałam nic szczególnego do roboty. W dodatku las był niezwykle malowniczy. Wprost idealne miejsce i okoliczności na odprężający spacer.
Ale nie mogło być tak pięknie. Wszystko zepsuł dziwaczny królik o wdzięcznym imieniu Aratris.
Cała ta historia brzmiała tak niewiarygodnie, że aż ciekawie. Razem z Lind i naszymi towarzyszami, jak tylko wypoczęliśmy trochę po podróży, wybraliśmy się na poszukiwanie kolorowych jajek. Opis nagrody dla tego, kto uzbiera najwięcej brzmiał bardzo obiecująco, a sam cel też wyglądał na szczytny, więc czemu nie spróbować?
- Skoro w tej jego torbie było tyle jajek... - Lind kroczyła wśród wysokiej trawy, rozglądając się dookoła – Raczej mowa o bardzo małych stworzeniach.
- Będzie łatwiej jeśli zdołał pomalować je wszystkie. – mruknął Ting.
- Trochę dziwne zajęcie – zajrzałam pod krzew jeżyn. – Ale chyba jest pewny swego.
- Chyba, że kłamał. – Odmieniec widocznie nie był przekonany.
- Małe, kolorowe, nie wiadomo po co i gdzie. – fuknął Arkan, zlatując na stosunkowo niską gałąź niedaleko nas z nieco wyższych partii lasu – Ciekawe jak dużo tego miał.
- Słyszałam coś o setkach. – Lind zwróciła się do smoka, na co ten tylko westchnął.
- Po co miałby kłamać? - Podchwyciłam temat poruszony przez Tinga. Jakby nie patrzeć szukanie jajek nie jest zbyt pasjonującym zajęciem, a rozmowa to chyba jedyne co możemy robić przy okazji.
- Jeśli ma nieczyste intencje, a te jaja nie są zwykłymi jajami... Wtedy mógłby użyć podstępu byśmy mu pomogli.
- Nie przesadzaj, nic nie wskazuje na „nieczyste intencje" – wtrąciła Lind.
- Wyglądał na sympatycznego. Poza tym, na jego miejscu nie ryzykowałabym... w takiej sytuacji. – dodałam.
- On jest sam, a po naszej stronie cała wataha i smoki.
- No właśnie.
- No dobra, to by było głupie – poddał się Ting.
To już chyba setny krzak który sprawdzam, a kolorowych maleństw ani widu ani słychu – przeszło mi przez myśl, gdy zajrzałam pod wyjątkowo gęsty krzew. Skoro zguby porozrzucano celowo, a nie ma ich na widoku, to gdzie jeszcze mogą być?
- Po co niby miałby zbierać osierocone jajka? – zastanawiał się głośno Arkan. – Z dobrego serca tak? Nie ma nic lepszego do roboty?
- Może to jego zadanie? – zasugerowała Lind, węsząc z nosem przy ziemi.
- A kto miałby mu to zlecić? – smok gładko sfrunął na ziemię.
- Jego spytaj przy najbliższej okazji, Dzięciole – Ting zniknął w gąszczu krzewów.
Na chwilę oderwałam się od poszukiwań i zerknęłam ukradkiem na swojego towarzysza. Słowa Odmieńca skutecznie zamknęły mu pysk; doskonale zdawał sobie sprawę, że wyglądałby co najmniej dziwnie w towarzystwie ledwie pół metra niższego królika.
Podniosłam łapą uginającą się pod ciężarem jeżyn gałązkę, a moim oczom ukazały się dwa maleńkie, kolorowe jajka. Oba zostały pomalowane wprawną, utalentowaną ręką. A raczej łapą. Jedno było jaskrawoczerwone od spodu, im wyżej, tym wyraźniej przechodzące w łagodny, szarawy pomarańcz. Od czubka do podstawy odbiegało kilka ciemniejszych linii, rozszerzających się mniej więcej w połowie drogi do drugiego końca. Dla drugiego przypadła soczysta zieleń, niemal zlewająca się z wszechobecną trawą. Na jaskrawej farbie dorysowano jeszcze śliczny wzór, przedstawiający białe kwiaty o długich łodygach.
- Ej, chyba mam – powiadomiłam resztę o znalezisku.
- Na pewno nie kamienie? – rzucił półżartem Arkan, odwracając się w moją stronę. Z oczywistych powodów zachował odległość.
Dla pewności trąciłam trawiastą pisankę łapą.
- Nie, zdecydowanie jajko.
Z zarośli, tuż przede mną, wynurzył się Ting. Wzdrygnęłam się mimowolnie. Lind podeszła kilka kroków i uniosła mocą wiatru ognistą pisankę, by móc lepiej się jej przyjrzeć.
- Pewnie jesteśmy na dobrej drodze do odnalezienia pozostałych.
Moja przyjaciółka wyglądała na zadowoloną, ale dostrzegłam na jej pysku dziwny cień. Po krótkim zastanowieniu zrzuciłam to na karp zmęczenia po długiej podróży.
- Wyglądają na jaskółcze. – zauważył Odmieniec, zanim schowałam pierwsze znaleziska do torby.
- Chodźmy dalej. – rzuciła wadera, ruszając przed siebie.
Następne parę minut zleciało w ciszy, każdy rozglądał się za zgubami na swój własny sposób. Przyszliśmy tu co prawda razem, ale dalej rywalizowaliśmy, w dwóch grupach. Mimo to nie mogłam odmówić wypadowi przyjemnej atmosfery.
- Ostatni raz szukałam czegoś w zaroślach przy okazji festynu. - przerwała ciszę Lind, śmiejąc się pod nosem.
Arkan tylko przewrócił oczami i wrócił do poszukiwań, nieustannie patrząc pod nogi, zaś Ting zniknął gdzieś wśród krzewów.
- Szkoda, że nie brałam udziału w tych konkurencjach - mruknęłam. - Z perspektywy czasu wydają się ciekawsze.
- Najlepszą częścią były nagrody za pełne kolekcje kart.
- Na przykład jakie?
- Na przykład ten "Proszek Nieomylności". Wiem, że był dostępny u ciebie w sklepie, ale dzięki konkurencjom zaoszczędziłam trochę Srebrnych Gwiazdek.
Z jakiegoś powodu nie byłam w stanie przywołać w pamięci tego przedmiotu.
- Już mnie pamięć zawodzi - parsknęłam śmiechem. - Nie kojarzę nawet do czego to służyło.
- Pozwala przez ograniczony czas korzystać z umiejętności niezwiązanej z twoim żywiołem - odparła Lind z uśmiechem.
- A to ciekawe... - zastanowiłam się. - Ciekawe czy w nowym miejscu też będziemy urządzać festyn...
- Pytanie brzmi kiedy dotrzemy do tego nowego miejsca - wtrącił Ting. Mogłam określić skąd mniej więcej dochodził głos, ale nie widziałam gdzie się znajduje jego źródło.
- Oby jak najszybciej. - parsknął Arkan.
- Znalazłem kolejne jajo – oznajmił nagle Odmieniec, wyskakując z trawy.
Rozchylił pazury i pokazał nam błękitną zgubę z kilkoma granatowymi smugami. Podeszłam kilka kroków, by lepiej się jej przyjrzeć. Jajko było większe od poprzednich, obstawiałam, że należy do jakiegoś gada. Pod światło lekko połyskiwało na delikatny, fiołkowy kolor. W kilku miejscach farba odprysła, ale był to chyba zamierzony efekt, bo przerwy ładnie wpasowywały się w całą kompozycję.
- Szybko idzie - powiedziałam z uśmiechem.
- Tym lepiej - westchnęła Lind.
Na chwilę zapadła cisza. Od dłuższego czasu nic nie znalazłam pod krzakami, a przeczesaliśmy już spory kawałek. Rozgarnęłam wysoką trawę, w nadziei, że może tam coś będzie, ale zastałam tylko zaskoczoną mysz. Nie minęła sekunda, a z powrotem śmignęła w gęstwinę.
- A co sądzicie o Passerze? - zagadnęłam.
- Uwielbiam go - zaśmiał się Ting.
- Nie trafiliśmy źle - Lind przekrzywiła głowę. - Chyba.
- Patrząc na takiego Ieunium... - kątem oka dostrzegłam jak Arkan otwiera paszczę w wyrazie zdumienia. - A tobie co?
Spojrzał na mnie, a potem przerzucił wzrok na to samo miejsce co wcześniej. Chyba mniej więcej stamtąd dochodził głos Tinga.
- On się umie śmiać!
Pozostawiłam to bez komentarza.
- Nie mam pamięci do imion… - mruknęła Lind.
- Czerwony, średnich gabarytów. Raz na nas wpadł – wytłumaczyłam
- A ten… Już pamiętam. Dobrze, że w razie co potrafię latać.
W zaroślach dało się słyszeć pomruki wskazujące na to, że Ting znowu trafił na coś ciekawego. Spojrzałam w tamtym kierunku. Tak szybko?
Po chwili odgłos chrupania rozwiał nadzieję na odnalezienie kolejnych jaj.
- To tylko żuk… - Lind skrzywiła się nieznacznie.
Wróciłyśmy do poszukiwań. Zanurzyłam nos w trawie. Miałam nadzieję, że uda mi się złapać jakiś trop, choćby brązowego królika, ale mocna woń darniny skutecznie maskowała większość zapachów. Miejsca ustępowała tylko najświeższym i najsilniejszym, jak nasze własne. W sumie mogłam się tego spodziewać.
Szczęście dziwnie szybko się do nas uśmiechnęło:
- Hej, tam, po prawej! W korzeniach jarzębiny! – dał znać mój towarzysz.
<Lind?>

Wygrana: 10 jaj

Uwagi: brak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz