sobota, 7 września 2019

Od Edel "Życie kołem się toczy" cz. 1 (cd. Crane)

Lipiec 2024
Nasz pobyt w Białym Królestwie znacznie się przedłużył, jednak nie mogłam narzekać. Nowotwór wykańczał mnie z każdym kolejnym dniem. Jeśli tuż przed odejściem z Zakonu byłam słaba, tak teraz ciężko było nazwać mój stan słowami. Chodzenie stało się niemal niemożliwe, a mdłości nachodziły w całkiem losowych momentach i nie opuszczały mnie przez prawie całe dnie i noce. Wymiotowanie stało się pierwszą rzeczą, którą robiłam po przebudzeniu i jedną z ostatnich przed zaśnięciem. I to z oczywistym pominięciem nocnych pobudek. Nigdy nie dałabym rady kontynuować podróży na smoku w tym stanie.
Nie wiedziałam, jakim sposobem Crane ze mną wytrzymywał. A już zwłaszcza od chwili, kiedy przeniosłam się na stałe do jego pokoju, sprawiając mu codzienne nocne atrakcje. I to znacznie mniej przyjemne, niż mógłby się spodziewać. Pomimo tego basior znosił wszystko z kilkoma cichymi westchnięciami, wieloma słowami wsparcia i rosnącym zmartwieniem w oczach.
 W którymś momencie do zwyczajowych objawów doszło coś... Jakby dziwny obrzęk wokół mojego brzucha. Liczyłam, że ten sam zniknie, jednak kiedy czas mijał, a on się jedynie powiększał, nie mogłam powstrzymać niepokoju. Poprosiłam Crane'a, żeby spróbował znaleźć jednego z watahowych medyków. Wilk nalegał na początku do skonsultowania się z tym znanym lekarzem z Białego Miasta, Patrickiem, ale nie miałam zamiaru się zgodzić. Znacznie bardziej ufałam wilkom z watahy. No i nie chciałam, żeby Crane płacił za byle diagnozę, skoro odpowiedzi mógł mi prawdopodobnie udzielić ktoś z nas.
Basior posłusznie wyruszył na poszukiwania. Jeśli chodziło o jakichkolwiek lekarzy, ton w "naszej" karczmie mieszkał jedynie Magnus, który akurat tego dnia gdzieś wyszedł. Żadne z nas nie miało pojęcia, kiedy samiec mógłby wrócić i czy w ogóle. Wobec tego Crane wyruszył na Białe Miasto wspierany kilkoma wskazówkami od wilków z watahy odnośnie gospody, w której zamieszkiwała Ellamaria oraz Volga - dwójka medyków wywodząca się z Watahy Czarnego Kruka.
Ja w tym czasie nie byłam specjalnie produktywna. Leżałam w miejscu, w którym zostawił mnie mój partner (dalej nie mogę uwierzyć jak to wyrażenie pięknie brzmi!) i starałam się powstrzymać wstrząsające mną mdłości. Miałam wrażenie, jakby coś kotłowało się w moim brzuchu. Wrażenie było dziwne. Znane i nieznane jednocześnie.
Kiedy drzwi cicho zaskrzypiały, zwiastując tym samym przybycie Crane'a, akurat spałam. Jednak ten dźwięk zwrócił moją uwagę i skutecznie wybudził ze snu. Spróbowałam wstać, lecz słabe łapy odmówiły mi posłuszeństwa. Dopiero kolejnym razem mi się udało, a i tak się chwiałam.
- Edel, nie powinnaś wstawać - skarcił mnie Crane.
Puściłam jego uwagę mimo uszu i skierowałam spojrzenie na postawnego basiora, który wszedł tuż za moim partnerem. Samiec miał potargane brzoskwiniowe futro z kilkoma jasnymi wstawkami. Jego czarne oczka biegały po całym pomieszczeniu, jakby nie mógł się zdecydować, w którą stronę powinien patrzeć. Dopiero gdy delikatnie odchrząknęłam, spojrzenie medyka zatrzymało się na mojej sylwetce. Po wcześniejszym zagubieniu nie było śladu, kiedy zmierzył mnie uważnym wzrokiem.
- Crane opowiedział mi o twojej chorobie - Mówił na tyle cicho, że musiałam się wsłuchać, żeby usłyszeć wszystkie słowa. - Połóż się.
Posłusznie wykonałam jego polecenia. Z lekarzami się nie dyskutowało.
Volga niemal bezszelestnie podszedł do mnie. Wskazał mi łapą, żebym przewróciła się na plecy, co natychmiastowo zrobiłam. Wilk nachylił się w stronę mojej piersi i zaczął nasłuchiwać. Następnie położył łapę na brzuchu, by po chwili ją zabrać i przyłożyć do niego ucho. Nie rozumiałam, na czym ten zabieg miał polegać, ale samiec cały czas coś do siebie mruczał pod nosem. Próbowałam coś z tego zrozumieć, ale słowa były wyrwane z kontekstu i poprzetykane mruknięciami w stylu: "mhm" czy "yhym".
W końcu się ode mnie odsunął i odwrócił w stronę Crane'a, który siedział nieopodal, patrząc na całą scenę z czymś w rodzaju niepokoju. Następnie spojrzał ponownie na mój brzuch, a potem w oczy.
- Jesteś śmiertelnie chora, ale to już wiesz, nieprawdaż? - zaczął.
Odmruknęłam coś w ramach potwierdzenia.
- Powiększający się brzuch nie jest jednak wynikiem choroby, jak myśleliście... - Każde słowo wymawiał irytująco wolno. Przeciągał werdykt, sprawiając, że zaczynałam się coraz bardziej stresować.
- Wobec tego czego? - wtrącił Crane.
- Ciąży - odpowiedział krótko medyk.
Poczułam, jak coś się we mnie załamuje. Ciąży... Jestem w ciąży... Miałam wrażenie, że to jeden wielki żart. Niemal czekałam, aż ten cichy lekarz zaśmieje mi się prosto w pysk.
- Twój czas powoli się kończy, a rosnący szczeniak może jedynie przyspieszyć cały proces. Zazwyczaj w takiej sytuacji zalecam usunięcie ciąży, lecz w tym wypadku... Nieważne jaką decyzję podejmiesz, najpewniej oboje umrzecie - wyjaśnił basior.
Oboje umrzemy niedługo. Ja i szczeniak, którego noszę w sobie od... właśnie, kiedy? W głowie stanęło mi wspomnienie ostatniego razu. Żadne z nas nie spodziewało się jakie będą skutki tamtej nocy...
- Jeśli miałbym być szczery, to najlepszym wyborem będzie próba donoszenia malucha. Jest w końcu minimalna szansa, że chociaż on urodzi się zdrowy, a pani, proszę wybaczyć za dosadność, i tak umrze. Dam wam czas na zastanowienie się nad tym wszystkim, jednak proszę o podanie w najbliższym czasie swojej decyzji - powiedział i wyszedł. Tak po prostu.
Jego słowa zawisły w powietrzu. Zarówno ja i Crane milczeliśmy, zastanawiając się w ciszy nad tymi niespodziewanymi wieściami. Nie wiedziałam, jak to się odnosiło do samca, ale ja byłam w głębokim szoku. Jednak oczywistym dla mnie było, że spróbuję donosić ciążę do końca. Nie mogłam zabić w końcu życia w zarodku, nawet jeśli zostało zrodzone przez przypadek. Nawet jeśli było to niebezpieczne...

<Crane?>