niedziela, 13 września 2020

Od Morgana "Miłość w promieniach słońca" cz. 2


Wrzesień 2026
Nauczyciel nie zrażał się szeptanymi rozmowami. Kontynuował, po kolei wykładając na piasek wszystkie potrzebne do stworzenia składniki. Nie mieliśmy go dzisiaj tworzyć, ale pan Asgrim stwierdził, że wolałby przypomnieć nam wygląd ich wszystkich.
– Najważniejszą rolę pełnią truskawki. To właśnie one nadają smak temu niebezpiecznemu eliksirowi.
– Niebezpiecznemu? W jaki sposób Eliksir Miłości może być niebezpieczny? – spytała Vi.
– Jak już mówiliśmy, wilk, który go spożyje, zakocha się w pierwszej osobie, na którą spojrzy. Jest to głębokie uczucie, które może skończyć się w tragiczny sposób. Nawet bardzo rozwodniony eliksir...
– To znaczy w jaki? – przerwała mu wilczyca.
– Zawsze do rzeczy, co? – Asgrim westchnął i potargał ją po głowie. Yngvi pisnęła i uciekła spod łapy ojca. – Uczucie może nie być odwzajemnione, co może wyniszczyć zakochanego lub przysporzyć problemów drugiej osobie.
– Problemów? – powtórzył Theo. – Jakich problemów?
Pan As nie odpowiedział. Kilka szczeniaków natychmiastowo zaczęło szeptać, wymieniając się przerażającymi teoriami. Moje serce zabiło szybciej. Nie mogłem uwierzyć, że wilki mogły robić tak straszne rzeczy, a moi koledzy z grupy w ogóle o nich myśleć.
– Ale eliksir w końcu przestanie działać – zauważył Gwidon.
Nauczyciel bardzo powoli pokręcił łbem. Szepty rozbrzmiały głośniej i urwały się w jednej krótkiej chwili. Już nikt nie wypowiedział żadnej głupiej teorii. Wesoły nastrój zniknął nagle i już nie powrócił.

Po lekcji udałem się wraz z Kaiju i Eunice na klif. Nie lubiłem na niego wchodzić. Był wysoki, stromy i niebezpieczny. Ale nie miałem zamiaru się z nimi kłócić. Powaga, która zapanowała na eliksirach, nadal nie opadła. Otaczała nas niczym woal i nie puszczała ze swoich łap.
Gdy dotarliśmy na szczyt, słońce chyliło się ku zachodowi. Grube pomarańczowe promienie raziły nas w oczy nawet, kiedy byliśmy ustawieni do nich bokiem.
– Morgan, przepraszam cię, że mówimy o tym dopiero teraz – Eunice przerwała głuchą ciszę, która zaległa między nami od końca zajęć.
Spojrzałem na nią zaintrygowany, ale nie odezwałem się. Czekałem na jej dalsze słowa.
– Kiedy cię nie było... My... Ja i Kaiju... – zacięła się i spojrzała niepewnie w stronę najlepszego przyjaciela.
– Zostaliśmy parą.
Zamknąłem oczy i otworzyłem je. Nie tego się spodziewałem. Ja... Oni...
– Jesteśmy przecież jeszcze szczeniakami – mruknąłem zdezorientowany. – Jesteśmy za młodzi, żeby...
– Morgan, nie! Nawet o tym nie myśl. Po prostu się kochamy, to znaczy... My nie... Ach!
– Noo... Niestety nie, ale kiedyś...
– Och, zamknij się, Kaiju!
Basiorek zaśmiał się.
– Wy... Nie co? – zapytałem już całkiem skołowany. Czułem, że straciłem wątek tej rozmowy. – Jesteście w związku, ale nic do siebie nie czujecie?
– Czujemy.
– Więc o co chodziło wam z... – zacząłem, ale Eunice od razu mi przerwała.
– Nieważne. Zapomnij o tym, dobra?
Niepewnie przytaknąłem. Wyjątkowo nawet nie miałem ochoty drążyć. Zbyt bardzo bałem się, że ich kolejne słowa jedynie przyprawią mnie o jeszcze większy mętlik w głowie.
– Od kiedy? – zapytałem jedynie.
– Od wiosny, ale oficjalnie parą zostaliśmy dopiero po twoim wyjeździe – odparł Kaiju. – Ale pomiędzy nami nic się nie zmieni. Nadal jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
Skinąłem głową. Byłem zbyt zaskoczony, by cokolwiek powiedzieć. Ba, by racjonalnie myśleć. Nim zdążyłem zrobić cokolwiek, zostałem przytulony przez tamtą dwójkę. Oddałem od razu uścisk i spojrzałem prosto w wyjątkowo palące dzisiaj słońce.
Jak mogłem nic nie zauważyć?

<c.d.n.>