piątek, 30 sierpnia 2019

Od Edel "Czuję tylko zagubienie" cz. 10 (cd. Crane)

Styczeń 2024
Niespiesznie przemierzaliśmy ulice Białego Miasta. Powoli zapadał zmrok. Wilki ognia sprawnymi ruchami zapalały wysokie latarnie. Był to jeden wielki spektakl światła, który miał mi się nigdy nie znudzić. Uwielbiałam obserwować, jak lampy rozbłyskały jedna po drugiej. Teraz na dodatek mogłam obserwować, jak pomarańczowe płomyki padają na futro Crane'a oraz odbijają się od jego oczu. Mimowolnie pomyślałam, że wyglądał w tamtej chwili naprawdę dobrze. Szybko jednak odrzuciłam tą myśl od siebie nieco zawstydzona.
Teatr imienia bogów, których imion nie potrafiłam nawet wymówić, nie znajdował się zbyt daleko. Bez przeszkód dotarliśmy do niego i zajęliśmy swoje miejsca. Nie znajdowały się one może w samym centrum, bo po mojej prawej była już jedynie wysoka ściana, ale było w nich coś urokliwego. Nadal widzieliśmy scenę, jednocześnie będąc z dala od największej grupy, która wyglądała na naprawdę zapalonych miłośników muzyki. Słowem, były po prostu idealne.
- Czego to jest właściwie koncert? - spytałam szeptem.
- Jazzu. Podobno bardzo dobrze grają - odparł Crane, wskazując na kilku muzyków, którzy właśnie weszli na scenę. Różnego rodzaju człekopodobne stworzenia zajęły swoje miejsca przy wielkich instrumentach. Były gotowe w każdej chwili zacząć grę.
- Nigdy nie słyszałam tego słowa...
Basior obrócił pysk w moją stronę. W półmroku zauważyłam, że lekko zmarszczył brwi.
- Jakiego? "Jazz"?
Przytaknęłam.
- Jazz to... - zaczął Crane, jednak ktoś za nami mu przerwał.
- Wspaniały gatunek muzyczny. Zamknijcie się.
Zerknęłam za siebie i natychmiast napotkałam zirytowane spojrzenie jakiegoś lisa w średnim wieku.
- Przepraszamy - mruknęłam, szybko się odwracając.
Przez resztę koncertu żadne z nas nie wyrzekło już żadnego słowa. Crane z zainteresowaniem słuchał tego całego jazzu, który okazał się być całkiem przyjemny dla ucha. W którymś momencie mój pysk wylądował na szyi basiora. Wtuliłam się w jego sierść i wsłuchiwałam w kojącą muzykę. Zamknęłam oczy i... Zasnęłam.
Obudziło mnie dopiero delikatne szturchnięcie. Zdezorientowana rozejrzałam się po sali. Lampy ponownie rozświetliły widownię, niewątpliwie mając w ten sposób wspomóc ją przy opuszczeniu teatru. Muzycy pakowali swoje ogromne instrumenty do jeszcze większych futerałów. Koncert się skończył.
- Jak długo spałam?
- Dość krótko. Tak mi się wydaje.
Skinęłam głową. Miałam wrażenie, że basior kłamał, jednak nie byłam w stanie w żaden sposób poznać prawdy. Ani w ogóle dowiedzieć się, czy faktycznie łgał.
- Musiałaś być bardzo zmęczona. Jesteś pewna, że nadal chcesz iść coś zjeść? Możemy przełożyć to na inny wieczór.
- Nie ma mowy. Idziemy - zarządziłam i zsunęłam się z fotela.
Crane pokręcił głową z niedowierzaniem.

Zdecydowaliśmy, że kolację zjemy po prostu w karczmie należącej do Elvina. Ceny nie były w niej zbyt wysokie, a jedzenie zawsze niezwykle smaczne. Poza tym żadne z nas, pomimo upływającego czasu, nie znało zbyt wielu innych karczm. Nie tak dobrych i jednocześnie położonych tuż obok naszych pokoi.
Kiedy przemierzaliśmy targ, coś błysnęło na jednym z kamieni. Zbliżyłam się do tego, jednak Crane, który musiał również zauważyć ten drobny błysk, mnie uprzedził. Nachylił się i wziął do pyska monetę.
- Ktoś musiał ją zgubić - stwierdził.
- Jego strata.
Crane uśmiechnął się delikatnie i odwrócił łeb w stronę drobnych straganów. Ich właściciele zaczynali powoli zbierać swoje towary, by zakończyć wypełniony pracą dzień. Samiec bez słowa podszedł do jednego stoiska z kwiatami. Patrzyłam na to całkiem skołowana.
- Dobry wieczór. Czy można nadal kupić kwiaty?
Młoda kobieta stojąca za kontuarem, odwróciła się w jego stronę. Podczas ruchu złote łuski, które pokrywało jej ciało, zalśniły.
- Oczywiście. Czego pan sobie życzy?
Crane położył na ladzie znalezioną przed momentem monetę.
- Poproszę jakieś piękne kwiaty - powiedział, zerkając na mnie. Na jego pysku widniał uśmiech.
Sprzedawczyni podążyła za jego spojrzeniem i bez słowa zabrała kilka kwiatów, które wprawnymi ruchami ludzkich dłoni zamieniła w schludny bukiecik.
- Proszę bardzo. Miłego wieczoru - powiedziała, podając go Crane'owi.
- Dziękuję. Wzajemnie.
Basior zabrał bukiet i wrócił do mnie. W dalszym ciągu się uśmiechając, podał mi kwiaty. Przyjrzałam im się nadal zaskoczona. Czarno-białe płatki układały się w niewątpliwie różany sposób.
- To dla ciebie.
Prawdopodobnie gdybym była w formie ludzkiej, moja twarz przybrałaby w tamtej chwili czerwoną barwę.
- Dziękuję... Wiesz, że nie musiałeś?
Basior skinął łbem.
- Ale chciałem.
Serce biło mi jak szalone. Podeszłam do niego niepewnie i polizałam w bok pyska. Crane zesztywniał, nie spodziewając się po mnie takiej wylewności. Szybkim ruchem przejęłam bukiet i odsunęłam się od niego. Liczyłam, że basior chociaż zerknie w moją stronę, jednak on uparcie patrzył w ziemię. Czyżbym go zawstydziła?
Ruszyliśmy dalej. Crane nadal nic nie mówił, więc zaczynałam się obawiać, czy nie byłam przypadkiem zbyt bezpośrednia. Już otwierałam pyszczek, żeby go przeprosić, jednak w tej chwili samiec uniósł łapę. Podążyłam wzrokiem w kierunku, który wskazywał. Na środek rynku wyszedł wielki wilk. Wystrzelił w górę płomieniami, prosząc w ten sposób o atencję wszystkich, którzy byli w okolicy. 
- Jutro z samego rana odbędzie się egzekucja - zaczął. Miał potężny głos, który roznosił się echem po całym targu. Przypominał mi trochę burzowe grzmoty. 
- Chodźmy stąd - poprosił Crane.
Skinęłam głową, jednak mimowolnie zerknęłam na łapy. Nie byłam pewna, czy dam radę poruszać się szybciej. Basior podążył za moim wzrokiem i przysunął się do mnie w taki sposób, bym mogła się o niego oprzeć. 
- Dzięki - mruknęłam, korzystając z pomocy.
Prędko opuściliśmy targ. Nie udało nam się jednak uciec przed kolejnymi słowami samca.
- Wyrok zostanie przeprowadzony na Custalu, młodym lisie, który wielokrotnie złamał reguły panujące w Białym Królestwie.
Spuściłam łeb. Znałam Custala z widzenia, jeszcze sprzed aresztowania. Był to pocieszny młodzieniec, który niósł uśmiech wszędzie, gdzie tylko się pojawiał. Owszem, nie wszystko co robił, było zgodne z prawem, ale nie zasługiwał na śmierć.
- Publiczne egzekucje. Paskudna sprawa - mruknął Crane, kiedy oddaliliśmy się od targu.
Przytaknęłam.
- Żeby chociaż mieli jakieś dobre powody dla zabicia innej osoby - westchnęłam głośno. - Czasem mam wrażenie, że skazują mieszkańców dla zabawy...
- I dla rozrywki gawiedzi - skończył za mnie basior.
- Właśnie. Swoją drogą nie rozumiem, kim trzeba być, żeby iść i obserwować... to.
Ktoś pojawił się w zasięgu naszego głosu. Zamilkliśmy, obawiając się, jak zostanie zinterpretowana nasza rozmowa. Szpiedzy mogli być wcześniej, a biorąc pod uwagę surowe reguły... Baliśmy się mówić otwarcie to, co myśleliśmy.
Nie poruszyliśmy tego tematu ponownie nawet, kiedy wilk nas wyminął. Milczenie jednak nie było zbyt długie; karczma Elvina była na wyciągnięcie łapy. Weszliśmy do środka. Grupa, która wcześniej zajmowała duży stolik na szczęście już się rozeszła. Wskazałam łapą Crane'owi urocze miejsce tuż przy oknie. 

<Crane?>