czwartek, 2 stycznia 2020

Białe Królestwo: "Wątpliwość" cz. 1

Czerwiec 2025 r.
W karczmie panował zamęt. Kufle piwa lawirowały po ladzie, talerze były ciskane o stół podczas podawania klientom na tyle mocno, że porcelana groziła pęknięciem. Wszystko odbywało się w mgnieniu oka. Jedni klienci przychodzili, inni odchodzili. Panował ruch zupełnie niepodobny do tego sprzed roku. Uwijali się jak stado much, wędrując z miejsca na miejsca. Jedli nie tylko przy stołach, ale i również na stojąco. Zarobione pieniądze już dawno przestały się mieścić w sakwach. Nie było co z nimi robić, więc zatrudniano tylko coraz więcej i więcej obsługi. To wciąż okazywało się zbyt mało.
Elvin siedział na zapleczu, zerkając ostrożnie przez cienki przesmyk w płachcie, będący tam jedynym źródłem światła. Siedział na drewnianej skrzyni, od której zdrętwiały mu już pośladki. Już dawno powinien ją nakryć czymś miękkim, ale jakoś zawsze brakło mu czasu... i odwagi, by kupić cokolwiek.
– Dasz sobie radę – wyszeptała Amira, ostrożnie chwytając go za dłoń. Elvin najpierw się wzdrygnął, ale zaraz potem jego lęk przeszedł. Zamiast tego zagryzł wargę. Wciąż niespokojnie wyglądał do wnętrza karczmy.
– Nie dam. Jestem paskudny.
– Dla niej na pewno wciąż jesteś przystojnym i inteligentnym basiorem. Nie wyglądasz wcale źle. Nawet włosy ci zaczęły odrastać... Jesteś prawie jak nowy – mówiąc to, głaskała go kciukiem po dłoni.
– Widać co się stało. Z daleka. Nie jestem już tą samą osobą.
– Nikt po upływie roku nie jest dokładnie taki sam... – Zawiesiła głos – Elvin, wszyscy chcemy dla ciebie dobrze. Wszyscy ciężko pracujemy, abyś poczuł się na tyle pewny siebie, by wrócić do normalnego życia. Żebyś przestał się bać. Brakuje nam do przejścia kolejnego etapu tylko tego, abyś sam w siebie uwierzył. Spotkanie z Cess może być przełomowym momentem w naszej terapii, wiesz? Wystarczy, że się przełamiesz.
Elvin lekko uderzył tyłem głowy w drewnianą ścianę. Wyglądał na naprawdę nieszczęśliwego.
– Nie wiem, czy chcę się z nią spotkać.
– Dlaczego?
– Nie chcę, by mnie zapamiętała, takim jakim jestem teraz.
– Sądzisz, że to byłoby dla niej najważniejsze? Że nie chciałaby ci pomóc?
– Nie wiem.
Na twarz Amiry wkradło się pewne zmieszanie, połączone jednocześnie ze smutkiem i rozczarowaniem.
– Cess jest hybrydą, nie odczuwa aż tak silnej empatii. Raczej nie byłaby mi w stanie pomóc.
W Amirę na nowo wstąpiła nadzieja.
– A gdybyś jej opowiedział, jak powinna postępować? I jak mogłaby ci pomóc?
– Możliwe, że to byłoby dla niej zbyt wiele lub zupełnie by to zignorowała.
Amirze opadły ramiona.
– Kochasz ją?
– Tak. Sądzę, że tak.
– Sądzisz? Czyli nie jesteś pewien?
Elvin spuścił wzrok. Zagryzł jeszcze bardziej wargę.
Zaraz potem poczuł spływającą po brodzie gorącą ciecz. Amira wydała z siebie stłumiony okrzyk i pobiegła po kawałek czystego materiału.
Tępym wzrokiem popatrzył na swoją koszulę, na której  bez pośpiechu wykwitała czerwona plama. Ślad po poprzednym rozgryzieniu sobie ust wciąż nie sprał się do końca, a już będzie musiał ponownie z tym walczyć... Nie myśląc zbyt wiele, otarł nadgarstkiem usta.

<C.D.N.>