niedziela, 20 października 2019

Od Ismanise "Siła mięśni to nie wszystko" cz. 10

Grudzień 2024 r.
Isa smętnie stała we wodzie i wpatrywała się we własne odbicie. Analizowała to, co się stało zaledwie godzinę temu. Nadal emocje nie zeszły z niej do końca. Nie mogła uwierzyć w to co zrobiła. Była na siebie wściekła.
Reszta grupy właśnie kończyła lekcje, a Sino wylegiwała się na piasku, obserwując ją. Niedługo potem nieopodal położył się Infinite.
– Powodzenia! – krzyknął.
Isa nie odpowiedziała. Chciała, aby ktoś jej pomógł, bo nigdy nie radziła sobie z polowaniem ryb. Ani w polowaniu ogóle czegokolwiek. Chodziła w kółko, a jedyna ryba, którą chwyciła w zęby wyślizgnęła się jej jeszcze nim dotarła do brzegu. Spróbowała pójść i polować kawałek dalej, ale ryb wciąż nie było w pobliżu.
Nagle usłyszała chapanie dobiegające zza jej pleców. Założyła, że to jakiś szczeniak, który chce popływać, więc z początku nie przywiązała do tego większej wagi.
– Pomóc ci? – zapytał nagle ów szczeniak.
Dopiero wtedy odwróciła się i poznała w nim jednego z synów Yuki. Tego największego. Nie pamiętała jednak jego imienia.
– Jestem Morti – powiedział, widząc zagubienie na jej pyszczku.
– Jasne. Znaczy... tak, możesz pomóc.
– Więc... chodźmy bliżej skał. Tam zawsze jest więcej ryb. Takich w paski. Są bardzo smaczne.
Poszła w ślad za nim. Zerknęła na Infinite. Uśmiechał się do niej zachęcająco. Sino zaś wyglądała na niepocieszoną. Pewnie spodziewała się, że będzie oglądać jej spektakularną porażkę. Isa upewniwszy się, że nikt nie patrzy, wytknęła na nią język.
– Tutaj – powiedział Morti, zatrzymując się nagle. Isa zrobiła to samo – Musisz być najszybsza, jak tylko potrafisz. I mocno zagryzać zęby. Tak mocno, żeby strzelił kręgosłup i przestała się ruszać. Patrz.
Zanurzył pyszczek, a kiedy go wynurzył, podrygiwała w nim pomarańczowo-czarna rybka. Kiedy wzmocnił uścisk, coś faktycznie chrupnęło i przestała się ruszać. Isa na wspomnienie własnego chrupnięcia w szczęce, które zapoczątkowało bójkę z Sino, wzdrygnęła się.
– Wsysko ogej? – zaniepokoił się basiorek. Wciąż w pyszczku trzymał rybę.
– Tak – Odpowiedziała, ciągnąc zębami za koniuszek ogona rybki – Zaniosę na brzeg.
Morti oddał jej zdobycz, a następnie przygotował się do ponownego łowienia. Isa odłożyła rybę tuż obok Infinite.
– Będę pilnować – oznajmił.
Isa skinęła głową i zawróciła do Mortiego. Czekał na nią z kolejną rybą w pyszczku i merdał ogonem. Uniosła brwi w zdumieniu.
– Chyba lubisz łowić... – Powiedziała, kiedy była już wystarczająco blisko, aby nie zagłuszył ją szumiący ocean – Może ty będziesz polować, a ja zanosić na brzeg?
Oddał jej rybę.
– Może być. Jakby mama się denerwowała, że nie jesteś sama, to powiedz, że robię to z własnej woli. I że później nauczę cię jak się poluje.
Niepewnie skinęła głową i zawróciła do brzegu.


– O czym tak gadacie? – zapytał zaintrygowany Infinite już przy którymś z kolei kursie Isy.
Sino na szczęście już jakiś czas temu zasnęła z nudów.
– O niczym ciekawym. Głównie o rybach. To tylko pojedyncze zdania. Nic szczególnego. Gadka jakich wiele.
– A może cię podrywa? – mrugnął do niej Infinite.
– Daj spokój – prychnęła – Mówił, że po prostu lubi pomagać.
– Ale żeby aż tak?
– Tak, aż tak.
– Tam była taka wielka ryba! Niestety nie złapałem jej – krzyknął nagle Morti. Isa uśmiechnęła się pod nosem i odkrzyknęła:
– Łów dalej, żebym miała co zanosić!
Infinite spojrzał na dość okazałą kupkę ryb. Część z nich już zabrała Yuki, aby rozdać niektórym członkom watahy w formie obiadu. Powinno starczyć dla wszystkich. Praca szła im wyjątkowo sprawnie, szczególnie od momentu, kiedy Sino przestała ich obserwować.
Isa ponownie zawróciła do Mortiego.

<C.D.N.>

Od Naidy "Opowiedz nam historię" cz. 1

Styczeń 2025 r.
Naida siedziała zamyślona na piasku. Miała akurat lekcję sztuk kreatywnych, ale nie za bardzo interesowało ją słuchanie jak inne szczeniaki fałszują. Nie miała też ochoty niczego malować. Rozglądała się dookoła nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Z nudów zaczęła szukać jakiś ciekawych rzeczy na piasku. Niedaleko niej leżało parę kamieni. Zaczęła układać z nich różne wzorki. Przynajmniej nauczyciel nie będzie się czepiał, że nic nie robi. Przecież zabawa kamieniami też jest bardzo kreatywna, prawda?
- A ty, co robisz Naido?
Waderka podskoczyła nagle wyrwana z zamyślenia. Podniosła wzrok i ujrzała swojego nauczyciela. Dernet spojrzał na koślawy rysunek z kamieni.
- Co robisz? - powtórzył.
- Em... Układam uśmiechniętą buźkę.
Naida miała nadzieję, że nie będzie jej kazał śpiewać za karę, że się obija. Czekała więc niecierpliwie na jego reakcję. Basior patrzył przez jakiś czas na jej dzieło.
- Nie jestem pewien czy to wygląda jak uśmiech... Potrafisz może zrobić coś bardziej... kreatywnego?
- Raczej nie.
- Może lubisz śpiewać albo tańczyć?
- Nie, nie za bardzo.
- Patrząc na to coś, stwierdzam że rysowanie też nie idzie Ci najlepiej...
Naida spojrzała na niego z oburzeniem. Jej kamyczkowy uśmiech był przecież piękny! Była pewna, że Dernet nie dałby rady ułożyć lepszego. Powstrzymała się jednak od niemiłych komentarzy. Nie chciała narobić sobie wrogów wśród nauczycieli.
- To może umiesz wymyślać jakieś ciekawe opowiadania? - zaśmiał się cicho. - Yuki mówiła mi ostatnio, że czasami potrafisz stworzyć bardzo ciekawe historie... Na przykład o latających krabach albo królikach w dżungli!
Naida mruknęła coś w odpowiedzi. To z mewami nie było celowe. Nie wiedziała przecież jak wyglądają kraby. Miała prawo się pomylić! Nie znała też tego miejsca na tyle dobrze, aby zdawać sobie sprawę z tego, że króliki zwykle żyją w zupełnie innych miejscach niż dżungle.
- Jak tylko szczeniaki przestaną śpiewać, możesz spróbować coś nam opowiedzieć. Dasz radę, prawda?
Nim zdążyła zaprzeczyć, nauczyciela już nie było. Naida poczuła nagle wielki stres. Nie miała ochoty występować przed tymi wszystkimi wilkami. Zerknęła jeszcze raz na kamienie. Dwa z nich zalśniły lekko w słońcu. To nie były zwykłe kamienie. Naida postanowiła wziąć je ze sobą. Może są magiczne i przyniosą jej szczęście? Miała taką nadzieję. Chwyciła szybko dwa najzwyklejsze bursztyny i podbiegła trochę bliżej miejsca, gdzie miała za chwilę wystąpić. Chciała za wszelką cenę wymyślić coś niesamowitego, tak aby zaimponować Mortiemu. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo zależało jej na tym, aby mu się spodobało. Rozejrzała się dookoła. Niedaleko niej stała Elanor. Naida poczuła, że nie może się teraz zbłaźnić. Chciała pokazać waderce, że jest w czymś od niej lepsza. Szczeniaki przestały właśnie śpiewać, więc Dernet ogłosił, że chętni mogą podejść i posłuchać opowiadania młodej wilczycy. Na szczęście niewielu było zainteresowanych jej występem. Wokół niej zgromadziła się mała grupka słuchaczy. Wśród nich Naida dostrzegła Mortiego wraz z braćmi.
- Tylko nas tym nie zanudź - szepnął ktoś do jej ucha.
Była to oczywiście Elanor, która przeszła obok Naidy i usadowiła się naprzeciwko niej z lekkim uśmieszkiem. Niedobrze. Przerażona zaczęła się lekko trząść. Wbiła wzrok w bursztyny. Błagała w duchu, aby przyniosły jej szczęście. Siedziała tak jeszcze przez jakiś czas. Ze stresu zaczęła się lekko uśmiechać.
- Co ona się tak szczerzy do tych kamieni? - zapytał jeden ze szczeniaków. - Zacznie w końcu?
- J-już... Zastanawiam się jeszcze.
Nie miała pomysłu na żadne opowiadanie. I po co Yuki mówiła mu o tych królikach? Miała ochotę uciec i ukryć się pod wodą. Wiedziała jednak, że jeśli to zrobi, Elanor będzie się z niej śmiała. Nie mogła też nic nie mówić. Zorientują się, że nie wie co powiedzieć. Odetchnęła głęboko.
- Dawno temu, w pewnej dżungli żył sobie królik o imieniu... - rozejrzała się po wilkach. Jej wzrok zatrzymał się na Mortim - Timor. Był on bardzo przystojny i miły. Pewnego razu poznał innego królika o imieniu Nadia. Timor bardzo się z nią zaprzyjaźnił. Często bawili się razem i spędzali ze sobą dużo czasu. Byli bardzo szczęśliwi. Aż do dnia, kiedy w ich dżungli pojawił się pewien nieproszony gość. Okazało się, że był to kret o imieniu - przerwała i zerknęła ukradkiem na Elanor - Norela... Kiedy Timor i Nadia spotkali nieznajomą, stwierdzili że może zostać ich przyjaciółką. Pierwsze parę dni mijało im dobrze, ale Nadia czuła, że nie może ufać Noreli. Okazało się, że kret... krecica... - przerwała na chwilę nie wiedząc jak nazwać samicę kreta - bardzo zazdrościła królikom ich przyjaźni. Zaczęła więc powoli ją niszczyć. Minęło parę dni, a Nadia została bez przyjaciela. Była bardzo smutna. Chciała za wszelką cenę odzyskać Timora. Postanowiła więc, że będzie śledzić Norelę. Ku zaskoczeniu królika, kret dosypał coś do jej jedzenia. Były to trujące owoce... kokosów. Nadia widząc to zaatakowała ją. Gdy Timor dowiedział się co się właśnie stało, postanowił wygnać...
- Nadię? - zapytała z nadzieją Elanor.
- Oby nie! - odpowiedział jeden ze szczeniaków.
- Postanowił wygnać Norelę - kontynuowała Naida. - Za karę, trafiła do miejsca zwanego plażą, gdzie piasek palił ją w łapy i nigdzie nie było cienia. Żyły tam też krwiożercze i latające kraby. Timor i Nadia byli szczęśliwi, że udało im się pozbyć niebezpiecznego kreta. Szybko zapomnieli o tej nieprzyjemnej sytuacji... I żyli długo i szczęśliwie. Koniec!
Naida siedziała zestresowana czekając na reakcję reszty. Nie wiedziała, czy im się spodobało. Elanor wyglądała na zdenerwowaną. Pewnie znowu zrobiła coś źle...
- Wow! To było niesamowite! - odezwał się jakiś szczeniak.
- I to jak! Bałem się, że Norela wygra! - odpowiedział mu inny głos.
- Mi się nie podobało... Ciekawiej by było, gdyby kret okazał się zwykłą i miłą osobą. Wtedy okazałoby się, że tak naprawdę to Nadia jest tą złą - prychnęła Elanor.
Parę szczeniaków zaczęło protestować. Z dwa czy trzy przytaknęły waderce. Naida zauważyła, że Morti nie popiera pomysłu ze złą Nadią. Odetchnęła z ulgą. Może zdenerwowała tym opowiadaniem Elanor, ale przynajmniej podobało się ono Mortiemu.
- To była bardzo zabawna historia. Brawo - zaśmiał się Dernet. - Na dzisiaj koniec lekcji. Zmykajcie!
Wszyscy zaczęli się powoli rozchodzić. Naida była zadowolona ze swojego opowiadania. Wierzyła, że to wszystko dzięki jej szczęśliwym bursztynom. Zaraz po lekcji postanowiła poszukać ich jeszcze więcej. Słońce zaczynało już zachodzić, kiedy znalazła kolejny bursztyn. Szukała po całej plaży, ale coraz trudniej było coś znaleźć. Kolejne dwa znalazła na brzegu wody. Jeden leżał na widoku, ale aby znaleźć tego drugiego, musiała trochę pokopać w piasku.
- Znalazłam magiczne bursztyny! - krzyczała od czasu do czasu.
Biegała po plaży jeszcze przez jakiś czas, aż do momentu, gdy jeden ze starszych wilków nie kazał się jej uspokoić. Możliwe, że zakłócała trochę ciszę nocną. Szczęśliwa zakopała wszystkie pięć znalezisk pod jednym z tych dziwnych drzew na skraju dżungli, tak aby nikt ich nie znalazł.
- Słyszałam, że szukałaś jakiś kamieni. Ile udało Ci się ich znaleźć? - zapytała Sino, kiedy tylko Naida wróciła nad wodę.
- Nie kamieni, tylko bursztynów! A znalazłam ich aż dwadzieścia.
- Tak mało?
Naida postanowiła, że musi znaleźć takich więcej. Przynosiły jej szczęście. Była tego pewna. Z takimi bursztynami da radę dokonać wszystkiego! Nawet nauczyć się liczyć.

Uwagi: Przecinek przed "albo" stawiamy, kiedy używamy go kilkukrotnie w zdaniu. "Niedobrze" piszemy łącznie. Niewielkie liczby zapisujemy w opowiadaniach słownie.