piątek, 31 stycznia 2020

Od Yvara "Ciocia Yuki ma wielkie kły" cz. 1

Czerwiec 2025
- Musimy tam iść? Ja nie chcę jeszcze zaczynać szkoły!
Yvar zerknął na siostrę. Wilczyca jęczała już od samego ranka, jednak mama była nieubłagana. Uważała, że polowania są absolutną podstawą dla każdego wilka, więc powinni zacząć naukę jak najwcześniej. Yvar utrzymywał, że nie miał zdania na ten temat, lecz gdzieś w środku iskrzyła się w nim ciekawość. W końcu z tego, co kojarzył będzie mógł walczyć z innymi zwierzętami, a to musiało być super.
Z rozmyślań wybudziło go delikatne szturchnięcie. Spojrzał na siostrę, która wlepiała w niego błagalne spojrzenie.
- Yv, pomóż mi!
- Z czym?
Samica wskazała oskarżycielsko łapą na mamę, a następnie miejsce, gdzie stało kilka innych szczeniaków.
- Powiedz, że jesteśmy zbyt mali czy coś.
Zawahał się.
- Gdybyśmy byli zbyt mali, nie moglibyśmy iść na zajęcia dodatkowe - powiedział powoli.
Yngvi nie wyglądała na zadowoloną z jego odpowiedzi. Napięła mięśnie i uniosła łapę, żeby uderzyć go w bark. Z łatwością ominął jej atak, na co ta parsknęła niezadowolona. Na pysk Yvara wstąpił mimowolny uśmiech. Potargał siostrę po głowie.
- Chociaż spróbujmy, co?
- Jeśli ci się nie spodoba, nie będziesz musiała więcej chodzić - wtrąciła mama.
Waderka od razu się ożywiła.
- Na normalne lekcje też? - spytała z nadzieją.
- Nie.
Uśmiech momentalnie zszedł z jej pyska. Yvar powstrzymał parsknięcie śmiechem i przyglądał się jak mama liże ją pocieszająco po głowie. Przez moment miał ochotę odepchnąć siostrę i również poprosić o jakieś pieszczoty. Całusy w głowę były bardzo fajne i nie mógł pozwolić, by tylko Vi ich doświadczyła. Podszedł bliżej i potarł łebkiem o łapę mamy. Wilczyca zrozumiała aluzję i z uśmiechem przejechała językiem między jego uszami.
- Idziemy? Chcę mieć to już za sobą! - zawołała nagle Yngvi. Pewnie była zazdrosna, że mama przeniosła swoją uwagę na niego. Szturchnęła samca i nie czekając na niego dłużej pobiegła w stronę jakiejś wilczycy i basiorka, którzy siedzieli w miejscu zbiórki.
Yvar przyglądał się temu z pewnym niepokojem. Dopiero teraz uświadomił sobie, że lekcje miały być wśród wielu innych wilków. Kiedy zauważył, że Vi zaczęła wesołą rozmowę z tamtym basiorkiem, coś ukłuło go w serce. Miał ochotę podejść i odciągnąć od niego bliźniaczkę. Nie powinna tracić czasu na jakichś nieznanych basiorów. Miała w końcu jego, Yvara. Nie musiała rozmawiać z nikim innym.
- No idź już.
Mama popchnęła go delikatnie w stronę tamtych. Obrócił się do niej i zadarł łeb, próbując spojrzeć w oczy samicy. Przez głowę przelatywało mu tyle myśli, serce ściskał niepokój, jednak nie mógł nic z tego zawrzeć w słowach. Nie potrafił.
- Będzie dobrze. Yngvi jest twoją siostrą i to, że znajdzie sobie innych kolegów tego nie zmieni. Płynie w was ta sama krew - powiedziała cicho. Kiedy wymawiała ostatnie zdanie, jej głos delikatnie zadrżał. W tej samej chwili na pysk mamy wkroczył delikatny uśmiech, który uspokoił Yvara. Musiało mu się jedynie wydawać.
Poza tym miała rację. Płynęła w nich ta sama krew. Byli bardzo blisko siebie i jakiś szczeniak o ładnym futerku tego nie zmieni. Już Yvar o to zadba.

<c.d.n.>

wtorek, 21 stycznia 2020

Od Naidy "Przestańcie się wreszcie kłócić!" cz. 4

Czerwiec 2025 r.
Naida wpatrywała się w oburzonego Glücka zastanawiając się, dlaczego on tak bardzo uwielbia ten swój patyk. Waderka przekrzywiła lekko głowę z niepewnym uśmiechem.
– Zresztą – Westchnęła. – Jeśli tak bardzo boisz się, że spalisz Sticky'ego, to może po prostu nie przynoś go na lekcje magii?
– Będę go zabierał tam, gdzie zechcę! – prychnął.
– Dlaczego? Bo boisz się go zostawić samego? – zapytał się Exan.
Naida spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Basiorek długo powstrzymywał się, aby nie komentować. Tak jak podejrzewała, Exan jednak nie wytrzymał siedzenia w ciszy. I dobrze, ponieważ z nim po swojej stronie ma szansę wygrać tę kłótnię.
– Nie boję się! Po prostu nie lubię, gdy nie mam go przy sobie... – zaczął się tłumaczyć.
– Zachowujesz się jak dzieciak! – zaśmiała się Naida.
– A ty jeszcze gorzej – odparł Exan.
– Ej! To nieprawda!
– Prawda – odezwał się Glück. – Nie starasz się nawet zrozumieć mojej przyjaźni ze Stickym!
– Bo tego nie da się zrozumieć!
– Wszystko da się jakoś zrozumieć – rzuciła Elanor.
– A ty się nie wtrącaj! – warknęła do niej waderka.
– Bo co? Skoro Exan mógł dołączyć do tej kłótni, to ja też mogę.
– To nie jest kłótnia tylko rozmowa – poinformował Glück.
– Rozmowa zazwyczaj tak nie wygląda – Elanor westchnęła cicho. – Morti, Theo, idziemy stąd? Lekcja już się zaczęła, więc lepiej chodźmy trochę poćwiczyć.
– Jasne – mruknął niepewnie Morti.
– Niech będzie! – zawołał z ulgą Theo.
Naida wbiła mordercze spojrzenie w Elanor. Nie miała prawa zabierać jej Mortiego.
– W takim razie, ja idę z wami! – oznajmiła.
– Ale ja jeszcze nie skończyłem! – zaprotestował Glück.
– Ja też nie. Możemy wrócić do tego później. Na razie idę z nimi!
– Dobra, jak chcesz! – rzucił Glück i odszedł razem ze Stickym.
– Nie sądziłem, że zrezygnujesz z tej... Rozmowy dla Mortiego – zaśmiał się Exan.
– Możesz być cicho? Irytujesz mnie – Naida spojrzała na niego niezadowolona.
– Ty mnie też i jakoś ci tego nie wypominam.
Wpatrywali się w siebie ze złością. Theo wskoczył pomiędzy nich z wymuszonym uśmiechem i spojrzał na wszystkich niepewnie.
– Słuchajcie, a może się rozdzielimy? Będzie nam wygodniej, gdy będziemy ćwiczyli osobno. Przynajmniej już nikt nikogo nie spali...
– Jestem za! – zawołali jednocześnie Exan i Morti.
– Niech będzie – odparła Elanor.
Naida wahała się przez chwilę, ale ostatecznie pokiwała głową zgadzając się na ten pomysł. Plus był taki, że Elanor nie będzie mogła być obok Mortiego. Minusem było jednak to, że ona także będzie musiała zrezygnować z jego towarzystwa. Szczeniaki rozeszły się po cichu.
Naida postanowiła usiąść tuż przy wodzie. Może nie umiała jeszcze tworzyć wielkich fal mogących porwać Elanor daleko stąd, ale nauczyła się już oddychać pod wodą. Odkryła tę umiejętność przypadkiem, kiedy to będąc jeszcze małym szczeniaczkiem wpadła do rzeki.
– Czas na nauczenie się czegoś nowego – mruknęła sama do siebie i wbiła wzrok w wodę.
Skupiła się na uformowaniu choćby małego wiru. Niestety jedyne co udało jej się wywołać, to ból oczu. Kiedy się tak skupiała, często zapominała o mruganiu.
– Głupia moc, która nie działa!
– Hej, spokojnie. Nie krzycz tyle – rozległ się czyjś głos za jej plecami.
Naida podskoczyła wystraszona. Tuż za nią stał Exan. Basiorek wpatrywał się w nią śmiejąc się cicho. Waderka wyprostowała się i z udawanym spokojem usiadła na gorącym piasku.
– Myślałam, że mieliśmy trenować swoje moce osobno – odparła.
– Bo mieliśmy, ale ja jeszcze nie rozgryzłem mojej.
– Więc dlaczego do mnie przyszedłeś?
– Nie do ciebie, tylko do wody. Jeszcze nie próbowałem z nią nic zrobić...
– Więc spróbuj – rzuciła.
Basiorek spojrzał na nią niepewnie po czym usiadł w chłodnej wodzie i zaczął się w nią wpatrywać. Naida obserwowała go rozbawiona. W pewnym momencie nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
– Mógłbym wiedzieć, co cię tak śmieszy? – zapytał ze złością.
– Twoja mina! – zaśmiała się.
– A co z nią nie tak?
– Wyglądasz jakbyś chciał ją zabić!
– Co? Wcale nie!
– Założymy się?
– Nie! – odparł Exan. – A czy ty przypadkiem nie powinnaś ćwiczyć swoich umiejętności?
– Przecież ćwiczę – mruknęła cicho i skupiła się na stworzeniu jakiejś fali, która mogłaby trochę podtopić Exana.
– A ty wyglądasz jakbyś zjadła jakąś nieświeżą rybę – zażartował basiorek i skierował swoje mordercze spojrzenie w wodę.


<C.D.N.>



Uwagi: brak.


piątek, 17 stycznia 2020

Od Exana "Przestańcie się wreszcie kłócić!" cz. 3 (cd. Naida)

Czerwiec 2025 r.
Exan ze złością wpatrywał się w Naidę, która z zadowoleniem oglądała reakcje reszty szczeniaków. Przez jakiś czas panowała cisza, którą jako pierwszy postanowił przerwać Morti.
– Naprawdę? – zapytał z niedowierzaniem.
– Nie, nie naprawdę – odpowiedział szybko basior. – Naida kłamie!
– Wcale nie! Widziałam jak na nią patrzyłeś!
– Chyba coś ci się przewidziało ­– prychnął z irytacją. – Zresztą, Elanor nie jest w moim typie!
– Jesteś pewien?
– Tak!
– A ty nie jesteś w moim typie – dodała lekko zirytowana Elanor.
– Może i lepiej – odpowiedział wzruszając ramionami.
– Chyba ci wierzę... – odparł Morti.
– Exan i Elanor? Fuj! Mam nadzieję, że Naida faktycznie kłamie – mruknął cicho Theo.
– Ja wcale nie... – zawahała się przez chwilę. – No dobra, może mi się przewidziało. Ale przecież każdy ma prawo się pomylić, prawda?
– Oczywiście! – zgodził się Theo.
Exan miał szczęście, że reszta nie wierzyła tak łatwo we wszystko, co mówiła Naida. Przynajmniej nie musiał się tak bardzo przed nimi tłumaczyć. Wystarczyło zwyczajne zaprzeczenie. Siedzieli przez chwilę w ciszy. Basiorek czuł, że coś jest nie tak. Przecież to praktycznie niemożliwe, aby ich grupka z własnej woli siedziała cicho. Powoli rozejrzał się po szczeniakach. Jego wzrok zatrzymał się na Theo, który z uwagą przyglądał się Naidzie. Exan uśmiechnął się lekko. Nie byli nawet dorośli, a już mieli problemy miłosne. Jeden z jego braci nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Na szczęście on się w nikim nie podkochiwał i z tego co się orientował, nikt nie był zakochany w nim. Nie musiał się martwić tym, czy się komuś podoba czy nie. Z miłością są same problemy.
– Naida... – odezwał się niepewnie Theo. – A jaki jest twój typ chłopaka?
– Mój? – zdziwiła się waderka. – Chyba... Taki miły i przyjacielski.
– Ja jestem miły i przyjacielski – odezwał się z uśmiechem Theo.
– Ale niewystarczająco – odparła.
– A jaki jest twój typ, Theo? – zapytał zaciekawiony Morti.
Basiorek zawahał się. Wyglądał na lekko zestresowanego. Z zakłopotaniem wbił wzrok w swoje łapy.
– Nie musicie wiedzieć...
– Zakochałeś się w kimś? Kim ona jest? – zawołała rozemocjonowana Naida.
– No tak jakby... – wymamrotał Theo.
– Powiedz, kim ona jest! – zachęcał Morti.
– Ona ma ciemne futerko z jasnymi plamkami i... I ślicznie się uśmiecha.
– Ciekawe kto to! – pisnęła zachwycona Naida.
– Tak, ciekawe... – zaśmiał się Exan.
Bawiły go te ich podchody. Żadne z nich nie było na tyle odważne, aby wyznać drugiemu co do niego czuje. Rozgryzł już ich wszystkich. Jedyną zagadką z tej czwórki był Morti. Wydawał się nie być w nikim zakochany, ale z drugiej strony może po prostu dobrze to ukrywał. Na razie mógł tylko zgadywać. Gdyby miał obstawiać jak to wszystko się skończy, mógłby śmiało powiedzieć, że pojedynek o basiorka wygra Elanor. Wiedział, że ona tak łatwo nie odpuści. Chociaż gdy tak patrzył na te dwie waderki, wolałby jednak, aby walkę o serce jego brata wygrał ktoś trzeci. Z rozmyślań wyrwał go krzyk Naidy.
– Nie możesz po mnie papugować! – zawołała z oburzeniem wpatrując się w Elanor.
Exan ze zdziwieniem stwierdził, iż zamyślił się tak bardzo, że aż przegapił początek kolejnej kłótni.
– Nie papuguję, po prostu mówię, że mili i przyjaźni chłopcy są w moim typie.
– Ale ja powiedziałam to pierwsza!
– I co z tego? Przecież parę osób może mieć ten sam gust.
– Ale nie my!
– Dobra, spokojnie – przerwał im Exan. – Takie kłótnie do niczego nie prowadzą.
Waderki zamilkły na chwilę wpatrując się w basiorka. Naida miała już jakoś to skomentować, ale na szczęście przeszkodził jej w tym Morti.
– A ty, Exan? Jaki jest twój ideał dziewczyny?
– Mój ideał dziewczyny? – powtórzył niepewnie. – Nie wiem... Nie zastanawiałem się nigdy nad tym.
– Co? Dlaczego nie? – zdziwił się Theo.
– To raczej nic dziwnego – stwierdziła Elanor.
– Właśnie! Po prostu nie jestem jeszcze zainteresowany szukaniem sobie kogoś.
– Jak nie możesz sobie znaleźć dziewczyny, mogę ci ją poszukać za ciebie! – zawołała Naida.
– Jeszcze czego! Nie ma mowy!
Ta rozmowa zaczęła go już powoli męczyć. Chciał już ją zakończyć, ale nie miał pomysłu w jaki sposób mógłby to zrobić. Na ratunek przyszedł mu nauczyciel, który zaczął zwoływać wszystkie szczeniaki na lekcję.
– Musimy iść – oznajmił reszcie Exan i ruszył w stronę nauczyciela.
Usiadł wygodnie na piasku i odetchnął z ulgą. Może na lekcji magii o nic się nie pokłócą? Od kiedy Elanor i Naida zaczęły ze sobą konkurować, jest jeszcze głośniej niż wcześniej. Exan miał nadzieję, że chociaż teraz dadzą mu spokój, jednak już po chwili obok niego znalazł się Morti. Oczywiście basiorek nie był sam, a na dodatek do już i tak irytującej grupki dołączył miłośnik patyków.
– Rany, mam nadzieję, że tym razem nie spalę Sticky'ego! – jęknął na dzień dobry.
– A ostatnio go spaliłeś? – zainteresował się Theo.
– No... było blisko... – przyznał zawstydzony.
– Dobrze, że udało ci się go uratować! – zawołał Morti.
Exan udawał, że ich nie słyszy. Wiedział, że w każdej chwili może tam wybuchnąć kolejna wojna. Z całej siły powstrzymywał się, aby nie komentować całej sytuacji. Jednak nawet bez komentarza z jego strony, dało się wywołać kolejną kłótnię. A wszystko dzięki tej wiecznie rozczochranej waderce.
– Dajcie spokój, to zwykły patyk! Niepotrzebnie się martwisz, Glück. Jeśli kiedyś go zniszczysz, zawsze możesz sobie znaleźć nowego! – zaśmiała się Naida.
Glück spojrzał na nią ze złością. Exan i Elanor jęknęli jednocześnie wiedząc, co się zaraz wydarzy. Z kolei Morti i Theo siedzieli i ze zdziwieniem przypatrywali się dwójce szczeniaków. Lekcja ledwo się zaczęła, a oni już znaleźli sobie nowy temat do kłótni. Zapowiadała się długa i męcząca lekcja magii.

<Naida?>

Uwagi: brak.

wtorek, 14 stycznia 2020

Od Naidy "Kokosowe grzechotki" cz. 4 (cd. Eterna)

Marzec 2025 r.
– Jakich kamieni szukamy? – zapytała Naida.
Morti zastanawiał się chwilę. Stali na brzegu wody. Naida wpatrywała się w niewielkie fale.
– Może tych brązowych?
– Wolę te złote, wyglądają jak małe słoneczka! – uśmiechnęła się głupio.
– To pozbieramy te i te. Już widzę brązowe! – zawołał ruszył biegiem w ich stronę.
Naida pobiegła tuż za nim. Chciała dopaść do nich pierwsza.
– Założę się, że znajdę ich więcej niż ty!
Wyprzedziła go i skoczyła na bursztyny. Zadowolona odwróciła się w stronę basiorka.
– Ej! To było moje! – zaprotestował Morti.
– Ale ja byłam pierwsza!
– Nieprawda! Ja je pierwszy zobaczyłem!
– Tak, tylko że ja pierwsza ich dotknęłam!
– Liczy się zobaczenie! Ty idź sobie szukać tych białych kulek.
Morti spojrzał w stronę wody. Naida podążyła za jego spojrzeniem.
– Dlaczego to ja mam ich szukać? Łatwiej znaleźć te złote...
– Bo ty umiesz dobrze pływać, a to też kamienie. I są ładne i błyszczące – wymieniał Morti.
– Po prostu boisz się wody! – prychnęła Naida.
Nie chciała się przyznać, że nie pamięta gdzie znaleźć perły. Wiedziała tylko, że znajdują się gdzieś w wodzie.
– Wcale nie! – zaprotestował.
– To wejdź do wody i postaraj się nie utopić! – zaśmiała się Naida.
Morti nic na to nie odpowiedział. Odwrócił się do niej tyłem i odszedł obrażony. Waderka patrzyła na niego ze zdziwieniem. Nie była pewna co powinna teraz zrobić.
– Obraziłeś się? Wybacz mi!
Basiorek nadal się nie zatrzymywał.
– Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie samej!
Spanikowana pobiegła za nim. Morti zaczął rozglądać się za bursztynami. Starał się nie patrzeć na Naidę. Waderka była już coraz bliżej płaczu. Stanęła tuż przed basiorkiem.
– Nie ignoruj mnie, słyszysz? – zawahała się chwilę. – Przepraszam...
– Nie lubię cię już – powiedział i odszedł w innym kierunku.
Naida już nie wytrzymała. Zaczęła cicho szlochać. Nie miała zamiaru go urazić. Chciała jakoś cofnąć to co powiedziała, jednak nie potrafiła.
– Nie to nie! Mam to gdzieś! Idę... Idę szukać tych kulek!
Spojrzała na Mortiego. Wydawało jej się, że w jego wyrazie twarzy coś się zmieniło. Może jednak ją lubił? Naida potrząsnęła głową z rezygnacją i weszła powoli do wody. Nadal nie miała pojęcia jak znaleźć kulki.
– Gdzie one mogą być? Chyba są... Zakopane?
Spojrzała na Mortiego z nadzieją, że może jednak jej pomoże. Basior tylko opuścił głowę niżej, prawie zanurzając nos w gorącym piasku. Naida ciągle płacząc zaczęła szukać kulek. Zanurzyła się pod wodę i zaczęła kopać w piasku. Po chwili wynurzyła się ze złością.
– Nie lubię kopać w wodzie! Moje dołki ciągle znikają!
Czekała przez chwilę na jakąś reakcję ze strony Mortiego. Nie doczekała się. Basiorek podniósł jeden kamyczek i odłożył go obok większego kamienia. Naida z rezygnacją zanurzyła się z powrotem pod wodę. Tym razem kopała znacznie szybciej. Była zła i smutna. W pewnym momencie zauważyła muszelkę leżącą na dnie. Nie była pewna, czy się na coś przyda. Patrzyła na nią przez chwilę, po czym podeszła bliżej brzegu.
– Znalazłam muszelkę! – zawołała do Mortiego.
Basiorek nadal udawał, że jej nie słyszy. Naida opuściła ze smutkiem głowę. Znowu chciało jej się płakać.
– Nadal mnie nie lubisz? Przeprosiłam! – zawołała z rozpaczą.
Morti w tym czasie odłożył obok kamienia kolejny brązowy kamyczek. Łącznie miał już dwa bursztyny. W tym czasie Naida nie znalazła ani jednej perły. Waderka zaczęła ponownie szlochać.
– Nie lubisz mnie już! – zawyła i z wściekłością kopnęła w wodę. – I nie potrafię nawet znaleźć kulek!
Naida spojrzała ze smutkiem na Mortiego. Basiorek opuścił uszy. Waderka nie była pewna, czy to z poczucia winy, czy może z jakiegoś innego powodu. W tym momencie Naida zauważyła, że ktoś się jej przygląda. Niestety była to Elanor. Waderce od razu zrobiło się głupio. Starała się przestać płakać, ale jej to nie wychodziło.
– Dlaczego nic nie mówisz? Przecież możesz coś powiedzieć... – zwróciła się ponownie do Mortiego.
Basior nadal ją ignorował i po prostu dalej szukał bursztynów. Naida wolała tego nie robić, ale wyszła z wody i podeszła do Elanor. Ciągle płacząc spojrzała na waderkę.
– Elanor, gdzie można znaleźć kulki?
– Na drzewach! – odpowiedziała od razu.
Naida wahała się przez chwilę, ale uprzejmy uśmiech waderki ją przekonał. Pobiegła w stronę drzew. Patrzyła na nie uważnie. Wiedziała, że kulki są małe i trudno je zauważyć z większej odległości. Wszystko wydawało się lekko niewyraźne. Prawdopodobnie przez łzy, które uparcie nie chciały zniknąć. Waderka pociągnęła głośno nosem i odwróciła się ponownie w stronę Elanor.
– Gdzie? Nie widzę!
– Tam! – zawołała wskazując na wysokie i dziwne drzewo bez gałęzi.
Naida podeszła do palmy i starała się dostrzec na niej małe, błyszczące kulki.
– Nie widzę! – zawołała.
Przez chwilę męczyła się aby wejść na drzewo, jednak zrezygnowała po paru nieudanych próbach.
– Nie dam rady ich znaleźć... – Zaszlochała. – A chciałam to zrobić dla Mortiego...
– Jak wejdziesz, to znajdziesz! – odpowiedziała jej Elanor rozglądając się na boki.
Naida zawahała się. Waderka zachowywała się jakoś inaczej. Zwykle nie była taka pomocna i miła. I za czym ona się tak rozgląda?
– Jesteś pewna?
– Tak – odpowiedziała krótko i uśmiechnęła się przyjaźnie.

<Eterna?>

Uwagi: Przecinki.

środa, 8 stycznia 2020

Od Sinope "Salto"

Wrzesień 2025 r.
Sino specjalnie usiadła tuż obok Isy, byleby móc (jak to ma w zwyczaju) się w nią pozaczynać. Rozmawiała z Infinite starając się usilnie ją ignorować, ale Sinope nie chciała jej na to pozwolić. Ciągle przydeptywała łapką jej podrygujący ogon lub przygryzała w ramię. Komentowała bez przerwy wszystko co powiedziała i wchodziła w słowo, byleby tylko ściągnąć na siebie jej uwagę. Isa mówiła coraz głośniej i głośniej, starając się ją przekrzyczeć.
Przerwa dobiegała końcowi, ale żadna z nich się tym szczególnie nie przejmowała.
Sino nawet nie zauważyła kiedy przykrył ją cień Dannana.
– Czasem frustrację trzeba wybiegać.
Wzrok waderki powędrował ku górze.
– Co to da?
– Wyżycie się. Pozbycie zbędnych emocji. Biegaj.
– Ale że teraz? - Sino zmarszczyła brwi.
Isa przyglądała się temu z wstrętnym uśmieszkiem, od którego futro na szyi Sinope się najeżyło.
– Teraz.
– Nie pomoże to... – zaczęła, ale nauczyciel jej przerwał:
– Po prostu ruszaj.
Sino rzuciła ostatnie nienawistne spojrzenie w kierunku siostrzenicy, a dopiero potem podniosła zad z ziemi. Szczeniaki patrzyły na nią w rozbawieniu. Jej łapki przepełniła jeszcze większa złość. Miała ochotę rozdrapać pysk Dannanowi, ale wiedziała, że nie miała z nim szans. Był znacznie wyższy, silniejszy i przede wszystkim – był nauczycielem. Miała pewność, że poradzi sobie w walce znacznie lepiej niż ona.
Niezbyt zachwycona przygotowała się do biegu, ustawiając łapki tak, jak ją na ostatniej lekcji uczył, a potem... wystrzeliła jak z procy. Przebierała łapkami tak szybko, że sama by się tego po sobie nie spodziewała. Wyjątkowo płynnie przelatywała nad wystającymi korzeniami drzew, unikała wystających kamieni... Wiatr szumiał jej w uszach, ale starała się tym nie przejmować zbytnio.
Kiedy robiła drugie kółko wokół drzew, szczeniaki zaczęły ją dopingować. Nie widziała, które dokładnie, zbyt przejęta galopowaniem. Im dalej biegła, tym czuła, że robi to szybciej.
Wraz z przybieraniem na sile dopingu, Sino ku uciesze publiczności zawyła na ile pozwalały jej płuca.
Wtedy nie zauważyła drzewa, obok którego przebiegała. Przestraszona wyskoczyła i przypadkiem odbiła się łapkami od śliskiej kory. Wszystko zawirowała, ale mimo tego wylądowała gładko na ziemi, zupełnie nie wiedząc co się stało.
Szczeniaki zaczęły piszczeć i krzyczeć jeszcze głośniej niż do tej pory. Ktoś gwizdał, inni bili brawa w łyse ludzkie ręce. Sino potrząsnęła łebkiem. Teraz już nie biegła.
– Ja też chcę tak zrobić! – krzyknął ktoś.
– To nie takie proste... – zaczął Dannan, ale tym razem to Sino mu przerwała:
– Ale CO zrobić?!
– Salto. Zrobiłaś salto – powiedział po chwili Dannan.
Sino zaskoczona uniosła brwi. Wiedziała jak wyglądała salto... Mniej więcej. Ale tylko z boku. Nie sądziła, że będzie to wyglądać tak mało imponująco z jej własnej perspektywy.
Uczniowie podekscytowani powędrowali do drzew podobnych do tych, przy którym odbiła się Sino. Zadawali mnóstwo pytań, na które nauczyciel ledwo zdążył odpowiadać. Sinope ledwo przypomniała sobie o istnieniu Isy, która została jedną z niewielu, która została i ponuro patrzyła na obraz powstający spod ubrudzonych farbą łap Derneta. Jak zwykle był na ich zajęciach bez wyraźnego powodu.
– A ty nie chcesz robić salta?! – zakrzyknęła do siostrzenicy Sinope.
– Ja?! – zapytała jakaś inna wadera.
– Nie! – machnęła łapą Sino – Isa!
– Nie, dzięki – odburknęła jasna wadera, odwracając wzrok. Marszczyła nos nieszczególnie zadowolona.
– Boisz się?!
– Nie.
Sino prychnęła. Odwróciła się z powrotem do Dannana, który nie do końca pewien siebie podjął się prób objaśnienia, jak wykonać podobny manewr. Powtarzał wielokrotnie, że to nie jest do końca bezpiecznie, ale nikt nie wyglądał na zrażonego z tego powodu. Sino się udało, więc reszcie też powinno. Szczególnie młodszym Treunisom, którzy słynęli z tego, że byli najsprawniejsi z całej grupy... Ale niekoniecznie chętni do współpracy na zajęciach ruchowych.
Sino szturchnęła bok Exana, uśmiechając się słodko.
– Chcesz robić salto, tak jak ja? Zaimponowałam ci?
– Co? Nie. Po prostu Theo poszedł, a ja za nim. Nawet nie widziałem co się stało.
Sino z sykiem wypuściła powietrze z płuc. Odsunęła się od niego. Zerkała niechętnie na Theo. Na Mortiego nawet nie próbowała, bo pewnie Elanor by ją pogryzła.
W ten sposób Sino uzyskała nowy pseudonim – Salto.

niedziela, 5 stycznia 2020

Od Asgrima "Tydzień albo dwa w dziczy" cz. 4 (cd. Joel)

Grudzień 2024
- Też chcę pośpiewać! Mam naprawdę nieziemski głos - zapewniłem, uśmiechając się wesoło. Kochałem śpiewać. Wróciło do mnie wspomnienie wspólnych koncertów z Passerem i Tingiem. Gwiazdy świeciły nad nami, Tori szturchała mnie w bok i prosiła, żebym przestał. Leah i Lind siedziały obok niewzruszone sztuką, która wychodziła z naszych gardeł. Co jakiś czas ktoś z innego smoka krzyczał, żebyśmy się zamknęli. Piękne czasy.
- Lepiej nie - wtrąciła Leah - Słuchałam cię przez pół drogi tutaj.
Wyszczerzyłem do niej zęby.
- I o pół za mało?
Wilczyca pokręciła stanowczo głową.
- Raczej o pół za dużo.
Prychnąłem urażony. Dante parsknął śmiechem i pocieszająco położył łapę na moim grzbiecie.
- Nie każdy może być uzdolniony.
- Ale ja jestem - burknąłem niezadowolony z takiego obrotu spraw. Miałem zamiar wszystkim pokazać swój talent wokalny, a zamiast tego zostałem zmieszany z błotem, nim nawet wybrzmiały pierwsze słowa pieśni. - Leah po prostu nie zna się na prawdziwej sztuce.
- A może to ty nie znasz się na prawdziwym śpiewie? - Zev machnął skrzydłami. Wywołał tym podmuch wiatru na tyle mocny, że musiałem odwrócić pysk. 
Prychnąłem głośno. Na język cisnęła mi się niemiła uwaga, jednak jakimś cudem zdołałem ją przełknąć. Zamiast tego podszedłem do Leah i żartobliwie pacnąłem ją ogonem. Nie chciałem, żeby pomyślała, że jestem na nią zły. Wilczyca uśmiechnęła się delikatnie. Otworzyłem pysk, jednak zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, uderzył mnie kolejny podmuch powietrza. Wiatr uderzył w gardło, wydobywając głośny kaszel. Zgiąłem się w pół. W oczach stanęły mi łzy.
- Wszystko w porządku? - spytała Leah.
Pokiwałem powoli głową. Potrzebowałem chwili, nim zdołałem się opanować. Było to dość upokarzające. Kiedy wszystko wróciło do normy, rozejrzałem się w poszukiwaniu czegoś, co mogło wywołać podmuch. Z jakiegoś tajemniczego powodu, to Zev od razu przyciągnął mój wzrok. Basior szedł kawałek dalej z dumnym uśmiechem. Jego nietoperze skrzydła delikatnie się poruszały, wprawiając w ruch liście i kwiaty wyższych krzewów. Prychnąłem, jednak nie skomentowałem tego w żaden sposób. Nie miałem zamiaru wywoływać kolejnej kłótni z tym wyjątkowo denerwującym osobnikiem.
- To jakie znasz szanty? - zagadnął Jo.
Wilczyca, która zaproponowała śpiewanie, zmarszczyła czoło.
- Na pewno "Zatokę wieloryba" i "Syrenę z głębin" - powiedziała w końcu.
- Co to wieloryb? - wtrąciłem, wychwytując słowo, którego nie znałem - To jakieś bóstwo?
Joel pokręcił łbem.
- To taka wielka ryba - wyjaśnił.
- Jak duża?
- Ogromna.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem. Nie chciałem dalej dopytywać w obawie, że poda mi jakieś liczby, a wtedy już całkiem nie wiedziałbym, o co chodzi. "Ogromna" zdecydowanie mi wystarczało.
- Większa niż ten las? - spytał Zev. Nawet nie spojrzał w naszą stronę. Wzrok miał utkwiony w wyjątkowo jaskrawym kwiecie po swojej lewej. Albo w Leah. Nie miałem pewności.
Joel rozejrzał się po okolicy, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że spaceruje po monstrualnym lesie. A może jedynie próbował wcisnąć w krajobraz cielsko wieloryba?
- Nie, aż tak to nie.
- Czyli nie jest ogromny - stwierdził Zev.
- Musisz kłócić się o takie słówka? - spytała Janey. Brzmiała na odrobinę zmęczoną ciągłym upominaniem basiora.
- Nie.
- To przestań.
Samiec prychnął, jednak nie powiedział już nic więcej na ten temat. Na nasze szczęście.

<Joel, chyba czas na twoje piękne śpiewy ;*>

sobota, 4 stycznia 2020

Od Morgana "Dlaczego maluchy muszą się tylko bawić?" cz. 5

- Kończymy! - zawołała nagle Yuki.
Wzdrygnąłem się i zerknąłem w stronę, z której nadszedł jej głos. Wilczyca mrużyła oczy, poganiając nas spojrzeniem. Szybko wykopałem z piasku małże, które znalazłem. Trzy muszle ledwo mieściły się w moim pysku. Kiedy niosłem je do nauczycielki, nieustannie mi wypadały. Parsknąłem niezadowolony, zdając sobie sprawę, że czekało mnie jeszcze kilka takich wypraw.
Minąłem Eunice. Samica była w znacznie gorszej sytuacji. Nie wspominając o Kaiju! W tej chwili ucieszyłem się, że nie zebrałem tysiąca, ani tym bardziej stu małży.
- Szybciej - warknęła nauczycielka.
Opuściłem uszy i posłusznie przyspieszyłem. Teraz biegałem w kółko tak szybko, że ciągle potykałem się o własne łapki. Na szczęście ani razu nie upadłem. Tata byłby bardzo zmartwiony, gdybym coś sobie zrobił... Nie chciałem, żeby się martwił. Z drugiej strony, Yuko była zbyt straszna, żeby zignorować jej polecenie.
Kiedy skończyłem, usiadłem obok moich małży. Przez chwilę przypatrywałem się Kaiju i Eunice, jednak szybko mi się to znudziło. Moje spojrzenie przyciągnął Gorn. Starszy basior nadal stał w wodzie. Nieustannie nurkował, co jakiś czas wyrzucając na brzeg ryby, których łuski lśniły w słońcu. Samiec radził sobie świetnie. Byłem ciekaw, czy pewnego dnia też będę łapać ryby z taką łatwością... Zerknąłem ponownie na małże. Przy tym, co wyprawiał starszy uczeń, zbieranie ich wydawało się zabawą dla maluchów... Którymi właściwie byliśmy, ale to nie miało najmniejszego znaczenia!
- To wszystko?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos nauczycielki. Potrząsnąłem główką i zdałem sobie sprawę, że moi przyjaciele skończyli. Przyjrzałem się ich kupkom. Były ogromne!
Eunice pokiwała głową. Kaiju mruknął coś na potwierdzenie.
Yuki przyglądała się małżom, mrużąc oczy. W końcu skinęła głową. Odetchnąłem z ulgą. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że wstrzymywałem oddech.
Nie mówiąc ani słowa, wilczyca przymknęła oczy. Niespodziewanie jej łapy zaczęły się wydłużać, a futro znikać. Na jego miejsce pojawiało się coś kremowego, co było dziwnie... Łyse. Wyglądała naprawdę dziwacznie i - jeśli to było w ogóle możliwe - jeszcze straszniej. Szybko odskoczyłem od niej i schowałem się za Kaiju. Liczyłem, że basiorek zdoła mnie obronić, gdyby Yuki chciała mnie pochwycić i...
Pokręciłem pyszczkiem. Nie, to była nadal nauczycielka. Nie mogła nam nic zrobić. Przyjrzałem się uważniej jej sylwetce. Naszła mnie myśl, że może potrzebowała pomocy. Niepewnie wychyliłem główkę zza przyjaciela.
- Wszy... Wszystko w porządku?
Nauczycielka otworzyła oczy i utkwiła we mnie spojrzenie. Jeszcze bardziej przyparłem do Kaiju. Wyszczerzyła zęby w mrożącym krew w żyłach uśmiechu.
- Oczywiście.
Uniosła swoją łysą łapę i sięgnęła po ostrze. Pokręciła nim przez moment, sprawiając, że moje serce zabiło szybciej. To już z pewnością było niebezpieczne! Nim zdążyłem się odezwać, przestała. Westchnąłem z ulgą. Liczyłem, że odłoży nóż na miejsce, jednak zamiast tego tylko chwyciła go pewniej. Drugą łapą wzięła jedną z małży.
- Żeby dostać się do mięsa, należy wbić nóż i przesunąć ostrzem po krawędzi. W środku jest mięsień, który trzeba przeciąć - mówiła, powoli demonstrując. Przyglądałem się z uwagą jej ruchom. Nie wyobrażałem sobie, jak mógłbym coś takiego zrobić z pomocą swoich łap. - Jak mówiłam, w środku znajduje się mięso. Nie jest tego wiele, ale jest to najprostszy sposób na zdobycie pożywnego posiłku. Poza tym czasem można tam znaleźć perły. 
- Mogę spróbować? - powiedział nagle Kaiju.
Wilczyca zmierzyła go spojrzeniem.
- Nie.
- Dlaczego?
Wilczyca zamiast odpowiedzieć, spytała:
- Potrafisz zmieniać się w człowieka?
Przekręciłem główkę.
- Co to człowieka? - wtrąciłem.
- Człowiek - prychnęła Yuko - Tak nazywa się postać, w której właśnie się znajduję.
Wróciła spojrzeniem do Kaiju, który niechętnie pokręcił głową.
- Z pomocą wilczych łap nie dasz rady utrzymać noża. Małże powinniście przynosić do wilków, które potrafią zmienić swoją postać na ludzką - wyjaśniła nauczycielka. Pokiwałem gorliwie głową, jednak Kaiju nadal nie wyglądał na przekonanego. Otworzył pyszczek, jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Yuki go uprzedziła. - Nie, nie możesz trzymać noża w pysku. No chyba, że chcesz się zranić. Chętnie bym to zobaczyła.
Eunice pisnęła.
- Jak pani może tak mówić? - spytała, jednak jej słowa zagłuszyło jękniecie Kaiju.
- Skąd pani wiedziała, że chciałem o to zapytać?
Nauczycielka uśmiechnęła się chłodno.
- Nie jesteście pierwszymi uczniami, którzy mają tak debilne pomysły.
- Co to znaczy debilne? - spytałem cicho. Tego słowa też nie znałem. Niestety, nauczycielka zignorowała mnie i zamiast tego zarządziła koniec lekcji. Już miała odejść do Gorna, jednak zatrzymała ją Eunice.
- A co z małżami?
Yuki nawet się nie odwróciła.
- Możecie je sobie wziąć.
Wyszczerzyłem ząbki. Będę mógł pochwalić się tacie, jak dużo nazbierałem!
Kaiju szturchnął mnie łapką.
- Idziemy?
Wytrzeszczyłem oczy i otworzyłem pyszczek. Miałem wrażenie, że się przesłyszałem.
- Ale... Sami?
Basiorek pokiwał głową.
- No tak. Przecież jesteśmy tuż obok miejsc przeznaczonych na sen - powiedział i wskazał łapą na skraj dżungli, gdzie zwykle skrywaliśmy się przed deszczem i słońcem.
Przejechałem nerwowo językiem po nosie.
- Nie możemy.
Eunice przekręciła łeb.
- Dlaczego nie?
- Jesteśmy zbyt mali. To niebezpieczne! - stwierdziłem.
Kaiju i Eunice wymienili spojrzenia.
- Morgan, kilka chwil i jesteśmy na miejscu - powiedziała powoli Eunice.
- Poza tym, sam chodziłeś na znacznie dalsze spacerki - dodał Kaiju.
- Tak, ale... - Zamilkłem. Niby mieli rację, lecz z drugiej strony... - Obiecałem tacie, że na niego poczekamy.
Kaiju westchnął przeciągle.
- A ja obiecałem rodzicom, że wrócę od razu po zajęciach. Nie mogę czekać na twojego tatę.
Spuściłem wzrok. Mogłem się tego spodziewać. Kaiju nie mógł być niegrzeczny. Musiał iść, bo inaczej jego rodzice będą się martwić. Pokiwałem powoli głową.
- Ja z tobą zostanę, Morgan - powiedziała nagle Eunice.
Uniosłem wzrok.
- Serio?
- Tak - Uśmiechnęła się. - Do jutra, Kaiju.
- Do jutra! - odpowiedział i pobiegł jak szalony.
- Uważaj na siebie! - zawołałem za nim, ale chyba mnie już nie usłyszał.
Czekaliśmy na tatę jeszcze przez jakiś czas, wymieniając uwagi odnośnie lekcji. Kiedy przyszedł i zapytał jak nam się podobały lekcje, Eunice stwierdziła, że szczeniaki miały rację. Nauczycielka była okropna i nie chciała już nigdy przychodzić na dodatkowe lekcje. Ja - przeciwnie. Nie mogłem się doczekać kolejnych zajęć, niezależnie od tego, jak bardzo Yuko mnie przerażała. W końcu tak długo marzyłem o nauce! Kiedy tylko to powiedziałem, Eunice westchnęła z ulgą.
- Już się bałam, że będę tam sama.
Zmarszczyłem brwi.
- Przecież powiedziałaś, że nie chcesz więcej chodzić na polowania.
- Mama i tata chcą, żebym na nie chodziła. Wiesz, są w grupie polowań.
Podszedłem do niej i pocieszająco otarłem się o jej bok. Nie rozumiałem w pełni jak mogła nie chcieć się czegoś uczyć, ale widocznie potrzebowała jakiegoś wsparcia. Eunice odpowiedziała wdzięcznym uśmiechem. 

<c.d.n.>

piątek, 3 stycznia 2020

Od Dante "Tydzień lub dwa w dziczy" cz. 3 (cd. Asgrim lub Leah)

Grudzień 2024 r.
– Widzicie? – Krzyknął ostentacyjnie Zev – Nie ma powodu do obaw. Wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni, a ja zobaczyłem małpę. Jakie atrakcje mamy dalej w planie?
Wtedy liście drzewa tuż obok niego gwałtownie zaszurały. Nim zdołał zareagować, rzuciła się na niego z dzikim wrzaskiem jakaś brązowa istota. Kiedy obie sylwetki zaczęły kotłować w powietrzu, krzyk Zeva całkowicie zlał się z dźwiękami wydawanymi przez małpę. Gdy byli w połowie drogi do ziemi, na basiora skoczyła kolejna małpa.
Cała ekipa zwiadowcza patrzyła na to z szeroko otwartymi oczami. Zev próbował odpychać je zębami, skrzydłami, łapami, a nawet ogonem. Bezskutecznie. Szarpały za jego futro, uwieszały się na łapach i ciągnęły za uszy.
– Pomocy, durnie! Pomóżcie mi! – krzyknął w końcu.
Dopiero wtedy Gayle zareagował, aby zakończyć to widowisko. Z konaru najbliższego drzewa wystrzeliła gałąź, na którą Zev mógł posadzić łapy i zejść na ziemię po powoli powstającymi drewnianymi schodami. Basiorowi jednak omsknęła się łapa nim uformowały się do końca.
Małpy pospiesznie wróciły na drzewo, wciąż bojowo krzycząc, lecz Zev mało zgrabnie upadł prosto na pysk.
– I kto tu jest durniem? – skomentował Gayle ironicznie.
– Byłem w opresji! – warknął Zev, podnosząc się z piachu. Cały dygotał.
Reszta ekipy zwiadowczej patrzyła na niego w milczeniu.
– Jestem ranny. Czemu nikt nie chce mi pomóc?!
– Zasłużyłeś sobie – oznajmiła nareszcie Raura.
– Że niby co? – oburzył się Zev.
– Mam z tobą do czynienia na co dzień i powiem, że w końcu doczekałam się twojego publicznego upokorzenia.
– Jak możesz...!
– Alf nie ma, więc możemy się pośmiać – powiedział nieco swobodniej Dan, próbując jakoś rozluźnić atmosferę.
– Nie powinno się śmiać z innych – warknął Zev – A takie dziady powinny służyć przykładem młodszym.
– Mentalnie nadal jestem szczeniakiem – parsknął rozbawiony Dan – Ruszajmy dalej, dobrze? Zev musi chyba wytruchtać swoją złość.
– Wytruchtać? Złość? – prychnął Zev.
– Każdy sposób jest dobry – poparła Jasmine.
– Te małpy mnie prawie zabiły! Mogłem zginąć! – krzyczał Zev, ale reszta grupy już zaczęła się oddalać. Dysząc ze wściekłości pobiegł za nimi. Nadal z trudem powstrzymywał dygotanie łap.
– Będziecie mnie tak dręczyć aż do samego końca?
– Być może – odpowiedziała lekko Raura.
– Jak tak, to ja chcę się wycofać.
– Zev, musisz się pogodzić z tym, że karma wraca. – Zaczęła Janey. Dana czując, że jego partnerka zaraz zacznie prawić morały, przeszedł specyficzny dreszczyk emocji. – Jak zrobisz coś złego, możesz się spodziewać, że jakoś to się zwróci. Niekoniecznie będzie to przyjemne. Taki jest już nasz los. Raz jest dobrze, raz jest źle, ale jak narobisz sobie wrogów, to musisz zacisnąć zęby i to przetrzymać. Lub się zmienić.
– Nie zrobiłem niczego złego, a los nie istnieje. Ani karma.
– Zaczynamy rozmyślania egzystencjalne? – wtrącił Asgrim, nagle rozbudzony – Jeśli tak, to ja też chcę się pobawić.
– Nie zaczynamy – odwarknął Zev.
– Dlaczego według ciebie karma nie istnieje? – drążyła Janey.
– Bo nie.
– Właściwie to tym tokiem rozumowania nic by się nie mogło złego stać Kai'emu. A stało. Ani większości wilków z watahy – oznajmił Asgrim w zadumie.
– A co się stało Kai'emu? – zapytała zatroskana Janey.
– Podobno partnerka od niego odeszła, i dzieci też. Tori coś mi wspominała.
Dana na wspomnienie Astrid przeszedł nieprzyjemny dreszcz. W momencie, kiedy zniknęła i nigdy nie wróciła, poczuł większą więź z Kai'm. Rozumieli się doskonale pod tym względem.
– Może wcześniej zrobił coś złego? Może to po prostu kara po latach?
Asgrim wzruszył ramionami.
– Tak naprawdę to nie wiem zbyt wiele na jego temat. Może masz rację, może nie. Chyba nigdy się nie dowiemy.
– Zawsze można się modlić do bogów... – zaczęła Janey.
Raura zareagowała przeciągłym westchnięciem.
– Ktoś jeszcze w ogóle w nich wierzy?
– Więc bawimy się w rozważania egzystencjalne i teologiczne? – zaśmiał się Dan. Sam wciąż był w środku odrętwiały przez ten temat rozmowy, ale starał się tego po sobie nie pokazać.
– Najwyraźniej – podsumowała Janey – Musimy sobie jakoś umilić drogę.
– Mogę zawsze zacząć śpiewać. Znam kilka szant – zaproponowała Raura.
– Szanty! – Ucieszył się Joel – Miałem kilka na studiach. Chciałem się kilku nauczyć, ale jakoś nigdy nie było okazji. Możemy pośpiewać szanty. Nauczysz nas jakichś.

<Asgrim? Leah? Popiszcie się swoją znajomością pirackich pieśni lub kontynuujcie jakże pasjonującą rozkminę o karmie (na pewno psiej)>

czwartek, 2 stycznia 2020

Białe Królestwo: "Wątpliwość" cz. 1

Czerwiec 2025 r.
W karczmie panował zamęt. Kufle piwa lawirowały po ladzie, talerze były ciskane o stół podczas podawania klientom na tyle mocno, że porcelana groziła pęknięciem. Wszystko odbywało się w mgnieniu oka. Jedni klienci przychodzili, inni odchodzili. Panował ruch zupełnie niepodobny do tego sprzed roku. Uwijali się jak stado much, wędrując z miejsca na miejsca. Jedli nie tylko przy stołach, ale i również na stojąco. Zarobione pieniądze już dawno przestały się mieścić w sakwach. Nie było co z nimi robić, więc zatrudniano tylko coraz więcej i więcej obsługi. To wciąż okazywało się zbyt mało.
Elvin siedział na zapleczu, zerkając ostrożnie przez cienki przesmyk w płachcie, będący tam jedynym źródłem światła. Siedział na drewnianej skrzyni, od której zdrętwiały mu już pośladki. Już dawno powinien ją nakryć czymś miękkim, ale jakoś zawsze brakło mu czasu... i odwagi, by kupić cokolwiek.
– Dasz sobie radę – wyszeptała Amira, ostrożnie chwytając go za dłoń. Elvin najpierw się wzdrygnął, ale zaraz potem jego lęk przeszedł. Zamiast tego zagryzł wargę. Wciąż niespokojnie wyglądał do wnętrza karczmy.
– Nie dam. Jestem paskudny.
– Dla niej na pewno wciąż jesteś przystojnym i inteligentnym basiorem. Nie wyglądasz wcale źle. Nawet włosy ci zaczęły odrastać... Jesteś prawie jak nowy – mówiąc to, głaskała go kciukiem po dłoni.
– Widać co się stało. Z daleka. Nie jestem już tą samą osobą.
– Nikt po upływie roku nie jest dokładnie taki sam... – Zawiesiła głos – Elvin, wszyscy chcemy dla ciebie dobrze. Wszyscy ciężko pracujemy, abyś poczuł się na tyle pewny siebie, by wrócić do normalnego życia. Żebyś przestał się bać. Brakuje nam do przejścia kolejnego etapu tylko tego, abyś sam w siebie uwierzył. Spotkanie z Cess może być przełomowym momentem w naszej terapii, wiesz? Wystarczy, że się przełamiesz.
Elvin lekko uderzył tyłem głowy w drewnianą ścianę. Wyglądał na naprawdę nieszczęśliwego.
– Nie wiem, czy chcę się z nią spotkać.
– Dlaczego?
– Nie chcę, by mnie zapamiętała, takim jakim jestem teraz.
– Sądzisz, że to byłoby dla niej najważniejsze? Że nie chciałaby ci pomóc?
– Nie wiem.
Na twarz Amiry wkradło się pewne zmieszanie, połączone jednocześnie ze smutkiem i rozczarowaniem.
– Cess jest hybrydą, nie odczuwa aż tak silnej empatii. Raczej nie byłaby mi w stanie pomóc.
W Amirę na nowo wstąpiła nadzieja.
– A gdybyś jej opowiedział, jak powinna postępować? I jak mogłaby ci pomóc?
– Możliwe, że to byłoby dla niej zbyt wiele lub zupełnie by to zignorowała.
Amirze opadły ramiona.
– Kochasz ją?
– Tak. Sądzę, że tak.
– Sądzisz? Czyli nie jesteś pewien?
Elvin spuścił wzrok. Zagryzł jeszcze bardziej wargę.
Zaraz potem poczuł spływającą po brodzie gorącą ciecz. Amira wydała z siebie stłumiony okrzyk i pobiegła po kawałek czystego materiału.
Tępym wzrokiem popatrzył na swoją koszulę, na której  bez pośpiechu wykwitała czerwona plama. Ślad po poprzednym rozgryzieniu sobie ust wciąż nie sprał się do końca, a już będzie musiał ponownie z tym walczyć... Nie myśląc zbyt wiele, otarł nadgarstkiem usta.

<C.D.N.>