środa, 26 sierpnia 2020

Od Sileenthar "A ja to tej pani nie lubię" cz. 10


Listopad 2025 r.
Zgodnie z tym, co zapowiedziała nam ostatnio pani Navri na lekcji obrony po kolei wcielaliśmy się w role napastników i strażników terenów. Dopiero co rozpoczęła się potężna ulewa i choć strugi deszczu docierały do ziemi tylko miejscami tyle wystarczyło, by rozmywały tam wszystkie tropy. Utrudniało to zadanie szukającym, i to do tego stopnia, że zwątpiłam nawet w swoje umiejętności.
Zanim doczekałam swojej kolejki lekcja miała się ku końcowi, a pojedynek zdążyły stoczyć już wszystkie inne szczeniaki. Tak jak myślałam zwyciężali głównie napastnicy - jedynie Yngvi zaskoczyła ukrywającego się w kępie wysokich roślin Morgana i pokonała w walce. Wbrew przypuszczeniom, bo jest od niej większy. Mi trafiło się ukrywanie i Emerald jako szukający. Podwójne rozczarowanie, zwłaszcza, że przy obchodzie nie zastanawiałam się za bardzo nad kryjówkami.
W przypadku poprzednich par najpierw wychodził szukający, by za szybko nie zorientować się kogo ma szukać. Czekał jakiś czas w wybranym miejscu, by napastnik miał szansę się schować i wyruszał na poszukiwania. Co do mnie i Emeralda, to już nie miało znaczenia, bo oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że została tylko nasza dwójka i w tej sytuacji role się zamieniły.
Wyszłam więc pierwsza i od razu ruszyłam truchtem wzdłuż dobrze już mi znanej trasy. Miałam mało czasu i pustkę w głowie. Zaczęłam szukać jak najintensywniejszych zapachów do wytarzania się albo w formie kryjówki, jeśli tylko ich źródło okaże się wystarczająco duże. Z tyłu głowy ciągle kłuła mnie świadomość, że mój przeciwnik na pewno na to wpadnie i właśnie tam będzie szukać, ale przecież takie było moje zadanie, prawda?
Szybko odnalazłam gęsty krzew słodko pachnących kwiatów, które najbardziej zapadły mi w pamięć podczas obchodu. Odgięłam trochę łodygi, by wonne kielichy znalazły się nieco bliżej ziemi i bez zbędnego zastanawiania wytarzałam się w nich, a potem podreptałam szybko w kierunku z którego przyszłam. Mało czasu, mało czasu... Emerald w zasadzie mógł już wyjść, a ja szłam prosto na niego! Sięgnęłam łapką w bok, poza wydeptaną ścieżkę. Natrafiłam na kępę trawy. Niezdarnie do niej wpełzłam i od razu pożałowałam, że nie przygotowałam sobie wcześniej czegoś lepszego. Okazała się ostra jak krawędzie kartek i choć futerko powinno ochronić mnie przed zadrapaniami nie spełniło swojej roli najlepiej. Kłucie na bokach nie ustało nawet gdy zamarłam w bezruchu. W tej chwili pożałowałam, że nie mam tak grubego futra jak Leah.
Czekałam, starając się ignorować trawę. Skorzystałam z tej chwili przerwy, by jeszcze raz przemyśleć jak podejdę przeciwnika i czy na pewno o niczym nie zapomniałam chowając się. Jednak coś było nie w porządku. Jakiś nienazwany niepokój nie chciał dać mi spokoju i przez następne parę minut dręczył myślą, że czegoś jednak nie przemyślałam. Coś zrobiłam nie tak. I przez to mój świetny plan spotka porażka.
Nagle mnie olśniło. Zamaskowałam swój zapach kwiatami, które znalazłam na szlaku tylko w jednym jedynym miejscu i schowałam się gdzieś zupełnie indziej! Nawet Emerald nie był taki głupi, by nie zorientować się, że coś jest nie tak. Przez chwilę nie byłam pewna co zrobić - zostać i zostawić już sprawę jak jest czy jeszcze spróbować znaleźć mocniejszy zapach? Momentalnie poczułam jak coś mnie ściska w piersi, a w głowie zaczyna wirować. Prawie na pewno czas już mi się skończył...

<C.D.N.>

Uwagi: brak.