środa, 9 października 2019

Od Dante "Tydzień lub dwa w dziczy" cz. 1 (cd. Asgrim lub Leah)

Grudzień 2024 r.
– Wszyscy są? – zapytał Gayle, patrząc na korony drzew.
Dante obejrzał się za siebie. Kiedy jego wzrok napotkał wzrok Janey, uśmiechnął się.
– Tak. Wygląda na to, że tak – odpowiedział.
Gayle skinął głową ze zrozumieniem i wkroczył w dżunglę. Część watahy przyglądała im się z drobnym zainteresowaniem, jednak zdecydowana większość zbyt pochłonięta innymi zadaniami zupełnie zignorowała to, że zaraz potem zniknęli im z oczu.
Dana przeszedł dreszczyk emocji. Jeszcze nikt nie zapuszczał się w dżunglę głębiej. Byli pierwsi.
– Jak się czujesz? – zapytała Janey.
– Nieźle – zaśmiał się cicho – Jest trochę duszno, ale dam radę.
– Myślisz, że to zadziała na twoje kości? – zmartwiła się.
– Daj spokój. Co ma być, to będzie. Najwyżej mnie poniesiesz.
– Bardzo śmieszne – prychnęła, ale nie mogła ukryć uśmiechu. Dan szturchnął ją swoim bokiem.
– Patrz tam – wskazał głową kierunek. Na jednym z drzew siedział bardzo kolorowy ptak, który patrzył na nich z zainteresowaniem. Zaraz potem wypatrzył jeszcze jednego, i kolejnego, i kolejnego. Z początku brał je za kwiaty, ale właśnie wtedy zaczęły poruszać główkami. Janey uchyliła pysk w zaskoczeniu.
– To papugi – objaśnił Dan. Kilka wilków z ich ekipy również przykuło swoją uwagę na nie.
– Na co patrzycie?! – rzucił basior o nietoperzych skrzydłach. Papugi z łoskotem skrzydeł zerwały się do lotu.
– Zgłupiałeś? – warknął Gayle.
– Gapiły się! – próbował się usprawiedliwić basior.
Dan wywrócił oczami i schylił się do pobliskiego krzaka. Za pomocą zębów ostrożnie zerwał intensywnie czerwonego kwiata i delikatnie wpiął we włosy Janey. Uśmiechnęła się uroczo.
– Dziękuję.
– Proszę bardzo – odwzajemnił uśmiech.
– Będziecie się tak migdalić przez całą drogę? – skomentowała idąca za nimi Raura.
– Nie wiem, może – Dan wzruszył ramionami.
– Daj im spokój, przeżywają drugą młodość – dodała rozbawiona Jasmine.
– Dokładnie – potaknął Dan – Nie mamy ze sobą Sino, więc trzeba się sobą nacieszyć.
– A, własnie. Gdzie jest Sino? – wtrącił Joel.
– Zostawiliśmy ją u Navri – odpowiedziała ostrożnie Janey. Z Dana uleciało powietrze. Już umiał przewidzieć, jakie komentarze ich spotkają.
– Nie pobije się czasem znowu z Ismanise? – pytał dalej Joel. Brzmiał na zmartwionego.
– Chłopcy ci mówili, co? – westchnął Dan.
– Trudno było tego nie słyszeć... Maluchy rzadko kiedy się biją. Ismanise i Sino są jakieś wyjątkowe pod tym względem. Podobno wyrywały sobie futro zębami.
Zapanowała niezręczna cisza.
– Następnym razem ktoś powinien z nią zostać... – dorzucił Joel.
Dan odwrócił wzrok. Wolał o tym nie myśleć. Nie miał nigdy takich problemów z Navri, a Janey nie miała nigdy wcześniej potomstwa. Nie chciał przyznać się do tego, że nie mają pojęcia, co poradzić na zaistniałą sytuację.
Przez kolejne kilka minut szli przez dzicz w zupełnej ciszy. Wszystko wyglądało jednakowo, lecz jako że bez przerwy przesuwali się naprzód, Dan wiedział, że na pewno się nie zgubili, a dżungla tylko sprawiała takie wrażenie. Ścieżka wyglądała na niewydeptaną od lat i w dodatku tak wąską, że ledwo mieściły się na niej dwa wilki. Raz na jakiś czas trafiali jakieś drobne żyjątka, których zwykle nie umieli nawet dobrze zauważyć, a już zbiegały wystraszone przybyszami.
– Jak możecie wytrzymywać z bachorami? – wypalił w końcu Zev.
Joel odpowiedział mu śmiechem.
– Ma to swoje uroki. Dostałeś kiedyś od szczeniaka kamień w prezencie?
– Nie.
– A kwiatki? – wtrąciła Janey.
– A po co mi kwiatki?
– Kardia jest w ciąży – powiedział nagle Gayle.
Wszyscy ucichli, nie licząc nierównego kroku grupy zwiadowczej. Janey otworzyła pysk i z lśniącymi z radości ślepiami spojrzała na Dana.
– Gratuluję!
– Właśnie, gratulacje – dorzuciła Raura, tak że ostatnie słowo zlało się z gratulacjami Jasmine.
– A ja nie. Dzieci to chłam i...
– Zev, słownictwo – syknął Gayle.
– Moja partnerka też jest w ciąży, więc lepiej trzymaj język za zębami – dorzucił Asgrim. Tego dnia był wyjątkowo małomówny. Wyglądało na to, jakby był dość rozkojarzony. Dan był pewien, że odpływał gdzieś daleko myślami.
Zev westchnął i zwolnił kroku. Teraz znajdował się już za Danem.
– A ty? Chciałabyś mieć szczeniaki?
Kiedy Dan obejrzał się przez ramię zobaczył, że Zev truchtał tuż przy Leah. Tak blisko, że stykali się niemal bokami. Nachylał się teraz do niej, oczekując odpowiedzi.

<Leah? Asgrim?>