wtorek, 22 października 2019

Od Lind „Jak można spędzać czas na plaży” cz. 1


Luty 2025
Lind znów zajmowała się przeszukiwaniem wyrzuconych na brzeg, jak to określił Magnus, „odpadków organicznych”. Pośród kawałków rozpadającego się drewna, otoczaków i fragmentów pancerzyków małży, wypatrywała bursztynów. Ta sterta odrzuconych przez morze śmieci znajdowała się dostatecznie daleko od wody, by wilczycy towarzyszył Ting. Odmieniec siedział na ziemi i stroił banjo, raz po raz zerkając na poczynania Lind. Widząc, że pozyskiwanie obłupanych odłamków bursztynu nie idzie jej zbyt dobrze, postanowił zaoferować swoją poradę:
– Już przekopałaś te miejsce wzdłuż i wszerz, Pierzasta – mruknął, naciągając mocniej jedną strunę. – Po prostu ktoś cię uprzedził. Idź gdzieś dalej.
– Ostatnim razem jeden był zakopany naprawdę głęboko – odparła Lind. – Mam przeczucie, że i tym razem tak będzie.
– Jasne, przeczucie – odparł Odmieniec, przeciągając samogłoski. – Twoje przeczucia nigdy nie mylą – dodał ironicznie.
Wadera podniosła wzrok znad sterty patyków i kamieni. Spróbowała dać rozmówcy do zrozumienia swoim wyrazem pyska, że nie spodobały jej się te słowa. Jednakże Ting już na nią nie spojrzał, tak więc odpuściła po paru sekundach i wróciła do poszukiwań. Chwilę jeszcze kontynuowała w milczeniu, ale wkrótce znów zatęskniła za rozmową. Zaczęła nowy temat:
– Po czym poznałeś, że ten konkretny naszyjnik to Klucz? – spytała, kiwając głową w stronę przedmiotu obijającego się o pierś Tinga. – Co by było, gdyby ktoś chciał ci wcisnąć inny bursztyn na sznurku?
– Hm... Pierwszy raz od dawna zadałaś jakieś mądrzejsze pytanie – mruknął Odmieniec. – Mam wrażenie, że ma to związek z jakimś zablokowanym wspomnieniem – Naciągnął mocniej kolejną strunę w banjo. – Jak tylko zobaczyłem Klucz, od razu wiedziałem, że to to.
– Ciekawe... – podsumowała Lind. – A może te przedmioty są zaklęte? – zastanowiła się na głos.
– Nie sądzę... Ktoś z watahy już by zwrócił na to uwagę.
– Może... Chyba że, przekazane Strażnikowi, tracą moc – Lind spojrzała na swojego towarzysza.
– Hm... To brzmi nawet prawdopodobnie – pokiwał głową Ting.
Wilczyca podniosła wzrok ku niebu. Wtedy przypomniał jej się pierścień, który widziała na palcu Strażniczki Burzy. Zdała sobie sprawę, że jedynym ze znanych jej opiekunów artefaktów, który jeszcze nie otrzymał Klucza, był Baldor.
– Ciekawe, co powinien otrzymać od dziedzica „twój kuzyn” - mruknęła.
– Dziedzica? – zdziwił się Ting.
Tak zaintrygowało go użyte przez waderę słowo, że na chwilę odstawił banjo na kolana. Tymczasem Lind zrozumiała, że nie powinna była się tak wyrażać. Serce podeszło jej do gardła. To Freeze określał siebie dziedzicem i mówił jej o zasadzie, że tylko członkowie TEJ rodziny mogą przekazać Strażnikowi Klucz. A przecież miała absolutnie nie rozmawiać z odmieńcami na temat Freeze'a!
Lind zaczęła nerwowo rozgarniać łapami wyrzucone przez morze śmieci. Jednocześnie gorączkowo szukała w głowie pretekstu do zmiany tematu. Wówczas jeden prawie dosłownie spadł jej z nieba. Pod warstwą przegniłego drewna znalazła duży bursztyn.
– Aha! Jednak coś tutaj było!– zawołała wilczyca, podnosząc z triumfem swoje znalezisko.
Odmieniec chwilę przyglądał się jej zdobyczy, po czym wrócił do strojenia instrumentu. Lind odetchnęła z ulgą, widząc, że tyle wystarczyło, by jej towarzysz zignorował tamto potknięcie. Ze spokojem wróciła do poszukiwań. Od tej pory szły jej o wiele, wiele lepiej. Wkrótce znalazła dwa następne kawałki bursztynu. Jeden podłużny; bardzo podobny do poprzedniego i jeden okrągły. Wszystkie okazały się być niemal identycznego koloru. Wilczyca zaczęła podejrzewać, że może niegdyś były jednym kawałkiem.
Lind pokazała i te nabytki odmieńcowi. On oczywiście obejrzał każdy z nich, ale nie wyrażał aż tak wielkiego podziwu, jak niegdyś przy okazji innych kruszców. Zdaje się wisiorek, który zawsze nosił, zbyt przyzwyczaił go do widoku bursztynu.
– Przydałaby ci się większa torba – stwierdził po chwili Ting.
Wadera rzuciła okiem na swój skórzany worek. Fakt faktem, było w nim coraz mniej miejsca. Zaczęła się zastanawiać, czy noszenie wszystkiego przy sobie istotnie jest dobrym rozwiązaniem, skoro stale powiększała swoją kolekcję o nowe przedmioty. Pojawiała się jednak zagwozdka, gdzie w takim razie można by zorganizować sobie mały magazyn na to wszystko? Wataha mieszka pod gołym niebem, nikt już nie ma własnej jaskini.
– To może teraz przeniesiesz się z tym poszukiwaniem? – odmieniec wyrwał Lind z zadumy.
– W sumie mogę – odparła.
Wstała z miejsca i przeciągnęła się. Spędzili w tym jednym miejscu prawie pół godziny. Wtem wilczyca poczuła nagłe łaknięcie.
– Zjadłabym coś... – mruknęła.
– Znów małże? – Zapytał bez wyrazu Ting.
– Wiesz... Chyba nie. Spróbowałabym tych owoców z... – Lind na chwilę zacięła się. Zabrakło jej odpowiedniego słowa. – Tych drzew – dokończyła.
Wadera pamiętała, że wspomniany przysmak podano członkom watahy podczas pierwszego posiłku w nowym domu. Ona jednak do dziś nie spróbowała tego. Czas to zmienić.

<C. D. N.>

Uwagi: brak.

Od Naidy "Pierwsze polowania" cz. 5 (cd. Eterna)

Styczeń 2025 r.
Naida siedziała zamyślona wpatrując się w Yuki, która zmieniła się właśnie w człowieka. Nudziło jej się na tej lekcji. A przynajmniej na tej części o otwieraniu kraba. Reszta była nawet ciekawa. Przestała już nawet słuchać co mówi nauczycielka.
- Ciekawe jak ja bym wyglądała jako człowiek... - pomyślała na głos.
Wszyscy spojrzeli nagle w jej stronę. Parę szczeniaków zaczęło się cicho śmiać. Naida zorientowała się co właśnie zrobiła i zawstydzona spuściła głowę.
- Przeszkadzam Ci w pogaduszkach? - zapytała oburzona Yuki.
- Nie! Niech pani kontynuuje! - pisnęła przestraszona.
Waderka zmierzyła ją spojrzeniem i dopiero po chwili kontynuowała rozbrajanie kraba. Wszyscy skupili się ponownie na instrukcjach nauczycielki. Naida także starała się już bardziej uważać. Spokój nie trwał jednak długo.
- Co pani powie... - odezwała się Sino - na nowy przedmiot? Gotowanie.
- Gotowanie? Lepsze to niż polowanie! - wykrzyknęła Naida. - Zawsze można coś sobie zjeść podczas lekcji...
- Tu cię zdziwię, bo na moich lekcjach można jeść. Ale tylko jak pozwolę. A z takimi pomysłami to do Alfy - odpowiedziała Yuki.
Sino odwróciła się do Naidy merdając ogonem.
- Pójdziemy? - zapytała.
- Jasne! Tylko kiedy? I gdzie znajdziemy Alfę?
- Zapytam Navri i możemy po lekcji.
- Uzgodnicie sobie wszystko później. Teraz skupmy się na tym - przerwała znużona Yuki, unosząc połowę kraba do góry. - Skoro teraz już wiecie jak wygląda krab i wiecie jak go rozkroić, możecie iść szukać kolejnych.
Yuki rozejrzała się po zebranych wokół niej wilkach. Wszyscy patrzyli na nią wyczekując dalszych poleceń.
- A teraz sio! Macie mi przynieść co najmniej siedem krabów.
- A ile to? - wtrąciła się Sino.
- Podzielę was na grupy i każdy ma mi przynieść upolowanego kraba - westchnęła nauczycielka.
- A jak komuś nie uda się złapać ani jednego? - zapytała cicho Naida.
- To po tyłku.
Szczeniaki oburzyły się na te słowa. Naida nie mogła uwierzyć, że nauczycielka właśnie użyła brzydkiego słowa. Nie powinna tak do nich mówić. Zwłaszcza na lekcji! Yuki wciąż wpatrywała się w Naidę.
- Będziesz w grupie z... - zaczęła rozglądać się po uczniach.
- Może z Mortim? Albo z Sino...
Naida spojrzała z niepokojem na Elanor. Nie chciała trafić do jednej grupy z kimś takim jak ona. Zerknęła na śnieżnobiałą waderkę siedzącą trochę dalej. Jeśli dobrze pamiętała, kiedy Morti i Sino przedstawiali jej niektóre wilki, mówili jej, że wilczyca ma na imię Isa. Nie wydawała się należeć do tych wesołych i miłych wilków, ale Naida wolałaby już nawet ją od Elanor.
- Infinite i Elanor - dokończyła Yuki.
Naida poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Nerwowo zaczęła rozglądać się za ową Infinite. Miała nadzieję, że będzie ona jakimś miłym wilkiem.
- Co to za szczeniak? Może jakoś pomoże mi przeżyć z Elanor? - mamrotała pod nosem.
- Szkoda, że będziemy oddzielnie... ale powodzenia! - powiedział Morti.
- Dzięki! Mam nadzieję, że złapię więcej krabów od ciebie! - zaśmiała się.
- Nie dam ci tak łatwo wygrać!
Naida patrzyła jak Morti odchodzi ze swoją grupą. Przyglądała mu się z uwagą. Był taki miły! Na dodatek wydawał się ją lubić. Gdyby tylko nie ta Elanor...
- Hej! - wykrzyknął jakiś jasny szczeniak.
Naida podskoczyła. Nie zauważyła nawet kiedy młody basior pojawił się obok niej. Patrzyła się na niego przez dłuższy czas. Nie rozumiała, czego on może od niej chcieć. Pewnie pomylił grupy. Chyba, że to on był Infinite.
- Ty jesteś tym szczeniakiem z mojej grupy?
- Infinite! - odpowiedział urażony.
Elanor niespiesznie podeszła do nich i spojrzała na szczeniaka. Naida poczuła, jak po jej ciele przechodzi dreszcz. Nie ufała już waderce. Było w niej coś, co wprawiało Naidę w niepokój. Chyba już nigdy się nie zaprzyjaźnią. Ciekawe czy są już wrogami? Lepiej nie.
- Skoro wszyscy już są, to chodźmy szukać krabów! - zawahała się. - To gdzie zaczynamy nasze poszukiwania, Elane?
- Proponuję bliżej wody.
- Mi pasuje! Połóżmy się na piasku i poczekajmy. Tak znalazłam tamtego kraba.
Pobiegła w stronę brzegu wody i położyła się wygodnie. Zaraz obok niej położył się też Infinite. Elanor raczej niechętnie podeszła do nich i spojrzała na Naidę.
- I gdzie tym razem ma cię uszczypnąć? W nos czy ogon?
- Tym razem może uszczypnąć ciebie lub Infinite. Ja już miałam okazję pocierpieć! Kładź się.
Elanor jednak zignorowała ją i nie położyła się na piasku. Stała tylko wypatrując krabów. Wydawała się taka spokojna.
- Nie chcę być szczypany - oburzył się Infinite.
- Spokojnie. Jak powiesz krabom, że nie chcesz być szczypany, na pewno cię posłuchają! Tylko ich nie przestrasz.
Naida uśmiechnęła się nerwowo. Chciała, aby szczeniak jej uwierzył. Jednak Infinite nadal wyglądał na zaniepokojonego. Był gotów do ucieczki. Naida pomyślała, że też najchętniej by stąd uciekła. Miała łapać groźne kraby oraz była w jednej grupie z Elanor. Była już podwójnie zestresowana. Cała trójka została jednak na miejscu i rozglądała się za małymi stworzeniami. Elanor nadal nie miała zamiaru się położyć. Naida już zamierzała to skomentować, lecz coś przyciągnęło jej uwagę. Po piasku, tuż za Elanor, spacerował sobie krab. Waderka chyba go nie zauważyła. Źle byłoby nie wykorzystać okazji i nie złapać go samodzielnie.
- Jest! Złapię go! - wykrzyknęła Naida skacząc w jego stronę.
W momencie, kiedy Elanor odskoczyła, tak aby na siebie nie wpadły - Naida przypomniała sobie sytuację z poprzednim krabem. Odbiła się spanikowana tuż obok zwierzęcia i odbiegła od niego kawałek. Nie chciała, aby wyglądało na to, że zwyczajnie stchórzyła. Zrobiła więc to, co zrobiłby każdy na jej miejscu. A przynajmniej taką miała nadzieję.
- Infinite, złap go!
Szczeniak niewiele myśląc ruszył za uciekającym krabem. Teraz Elanor pomyśli, że Naida jest tylko dobrą koleżanką, która daje szansę innym. Przez chwilę zastanawiała się czy nie pobiec po kolejnego bambusa, jednak zrezygnowała. Powinna zabić kraba bez pomocy ostro zakończonych patyków. Tym razem jej się uda. Pierwsza upoluje tego kraba.

<Eterna?>

Uwagi: "Śnieżnobiały" zapisujemy bez myślnika w środku. Niewielkie liczby zapisujemy w opowiadaniach słownie. To nie jest list; słowa takie jak "ciebie" czy "cię" nie należy pisać z wielkiej litery. Nie jestem pewna, czy "Elene" nie jest tu ksywką, więc w razie czego zostawiam. Kiedy dajemy możliwość wyboru, nie dajemy przecinka przed czy. No chyba, że pojawia się kilka razy w zdaniu.