środa, 19 sierpnia 2020

Od Morgana "Szczeniak w wielkim mieście" cz. 3


Lipiec 2026
Adora westchnęła. Odkąd przylecieliśmy do Białego Królestwa, wyglądała na wiecznie niezadowoloną. Dni mijały, a ona chodziła coraz bardziej zdenerwowana. Odbijało się to na lekcjach; częściej ignorowała nasze pytania i urywała swoje wypowiedzi w połowie. Przestała za to tyle mówić o planetach, gwiazdach i innych rzeczach związanych z kosmosem. Częściej opowiadała o rzeczach związanych ściśle związanych z tematem zajęć. Było to... Dziwne.
Tamtego dnia mieliśmy lekcję w terenie. Chodziliśmy po uliczkach miasta i słuchaliśmy Adory. Albo raczej: ja słuchałem, inni rozglądali z zaciekawieniem. Białe Królestwo nadal zachwycało nas swoim ogromem.
– Czy widzicie to tutaj? – Wilczyca nagle zatrzymała się i wskazała łapą na wysoką latarnię. Był środek dnia, więc stała wygaszona i ciemna. Wiedziałem jednak, że gdy nastanie mrok, ta z łatwością go rozświetli. – Czy wiecie, co niesie ze sobą obecność tego  c z e g o ś?
– Sprawia, że w nocy jest jasno? – zaryzykowałem odpowiedź. Przekrzywiałem głowę, nie rozumiejąc skąd to pytanie. Czy lampy były związane ze złodziejami, o których dzisiaj rozmawialiśmy? Jeśli tak, to w jaki sposób?
– To coś, ta l a t a r n i a – Wypowiedziała to jak największą obrazę na świecie – zaćmiewa swoim światłem niebo, przez co gwiazdy są słabiej widoczne – Rzuciła oskarżycielskie spojrzenie wielkiemu słupowi. Pomyślałem, że gdyby miał pysk, przybrałby skruszoną minę.
– Przecież gwiazdy są nadal widoczne. Tak samo jak księżyc – zauważył Chase.
Ismanise przewróciła wymownie oczami.
– Powiedziała, że są słabiej widoczne, a nie wcale.
Nauczycielka przyznała jej rację, nawet nie spoglądając w stronę młodej samicy; nadal mordowała wzrokiem niewinną latarnię.
– Jak mogliście wykazać się taką ignorancją, by tego nie zauważyć? – zapytała nagle. – Proszę, żebyście dzisiejszej nocy zwrócili na to szczególną uwagę.
– Będzie to pani sprawdzać?
Nauczycielka spiorunowała wzrokiem malca, który to powiedział. Dowiedziałem się już, że miał na imię Priam. Bardzo często odzywał się niepytany. Przypominało mi to bardzo Kaiju albo waderki z mojej obecnej grupy – Sinope i Naidę. Oczywiście, poza nimi było jeszcze sporo innych osób. Prowadzenie lekcji wyglądało czasem na bardzo trudne... Osobiście podziwiałem nauczycieli, którzy jakoś dawali radę. Nie zawsze, ale... Przynajmniej próbowali. 
– Tak.
– A jak?
Nauczycielka zawahała się. Otworzyła pyszczek i go zamknęła. W końcu odwróciła łeb i wskazała łapą w bliżej nieokreślonym kierunku. Mój pysk wykrzywił słaby uśmiech, kiedy wpadłem na pomysł, co mógłbym robić dzisiejszego popołudnia... Skoro już mieliśmy małe zadanie na lekcję logiki... Czemu by go nie rozszerzyć o kilka więcej faktów na temat gwiazd? Może dzięki temu pani Adora polubiłaby mnie bardziej?
– Co cię tak śmieszy, Morganie?
– Nic, proszę pani – odparłem szybko. Przybrałem poważną minę i opuściłem uszy. Nie zauważyłem, że patrzyła prosto na mnie! – Myślałem tylko o... – Urwałem. Chyba mówienie o tym, że chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o kosmosie w bibliotece, nie było najlepszym pomysłem. Samica mogłaby odebrać w to... Zły sposób.
– O czym?
– O temacie – skłamałem szybko. – Zastanawiałem się, czy złodziejem mógłby być malutki szczeniak. Taki uloczy i lóżowy...
Nie brzmiałem przekonująco. Wiedziałem o tym. Kaiju i Eunice wielokrotnie mówili o tym, że nie potrafiłem zbyt dobrze kłamać. Podobno mój głos brzmiał wtedy piskliwie, a wada wymowy nasilała... Usłyszałem chichot jakiegoś szczeniaka, kiedy tylko nieudolnie wypowiedziałem słowa "uroczy" i "różowy". A ostatnio zdołałem nauczyć się mówić chociaż odrobinę wyraźniej! Czemu w takich chwilach, wszystkie moje starania szły na marne?
Odetchnąłem z ulgą, kiedy pani Adora powstrzymała się przed komentarzem na ten temat i wróciła do mówienia o tym, jak można rozpoznać złodzieja. Dzisiaj uznała, że ze względu na nasz pobyt w Białym Mieście, powinniśmy znać jakieś środki ostrożności. Było to... logiczne. Bardzo logiczne i sensowne. Przypomniałem sobie, że kilkoro szczeniaków to aż zdziwiło.

<c.d.n.>

Od Firii "Brakuje mi ciepła" cz. 7


Styczeń 2027
Lodowaty wicher zaszumiał. Mama od razu zareagowała i otuliła mnie mocniej tym fajnym, ciepłym materiałem. Pamiętała nawet żeby nakryć moje uszy. Mama jest najfajniejsza!
Nagle rozległ się inny szum; niepodobny do wspomnianego wcześniej. Najbardziej zaniepokoiło mnie to, że nie mogłam określić, skąd do nas docierał. Wybrzmiał z przodu, potem nagle z boku, a czasem nawet z góry! Zaczął cicho, pojedynczymi odgłosami, by wkrótce gęstnieć, huczeć coraz głośniej.
Wcale mi się to nie podobało; było dziwne, nienaturalne i w ogóle! Zgrzytało, uderzało, dudniło, sama nie wiem! Wiem tylko, że w życiu nie słyszałam niczego podobnego. Zaskamlałam i ukryłam nos w materiale, którym byłam owinięta. Poczułam, jak obejmuje mnie łapa mamy.
– Ma-ma! – zapiszczałam, szarpiąc za kolorowe frędzle.
– Spokojnie, kochanie. To tylko deszcz – usłyszałam mój ulubiony, miły głos. Jednak nie zdołał on odstraszyć tego dziwnego rzężenia. Rzężenia, które wciąż narastało!
Złapałam frędzle i zaczęłam je przeżuwać. Wtedy poczułam na odkrytym pyszczku, że zrobiło się jeszcze zimniej. Czyżby ten nowy szum kradł ciepło? Nie chce zamarznąć!
– Spokojnie, Firi – Niepewnie podniosłam łepek, słysząc swoje imię. – Jestem tutaj, nic się nie stanie.
Zdawało mi się, że góra wyglądała jakoś inaczej, niż zwykle. Spróbowałam odszukać to, co tam wisi i świeci, ale bez powodzenia. Wypatrzyłam tylko różne odcienie szarości, czasem nawet granatu. To znaczy, część widoku zasłaniał ten rozczapierzony zielony baldachim, pod który przyniosła mnie mama. A może właśnie on miał obronić nas przed rzężącym-szumem?
Pomimo uspokajającego tonu wilczycy, postanowiłam nie ruszać się z miejsca. Tu jest ciepło, a tam jest strasznie; decyzja zbyt prosta.
Wkrótce nabrałam przekonania, iż jestem bezpieczna. Porzuciłam jednak tę myśl, kiedy coś uderzyło w materiał leżący na mojej główce. Podskoczyłam. Atakują! MAMO! Zaczęłam głośno piszczeć. Miejsce na moim okryciu, które oberwało, zrobiło się ciężkie, zimne i klejące. Co ja teraz zrobię?
Zanim wydałam z siebie kolejny pisk, mama przybyła na ratunek. Ostrożnie zdjęła uszkodzony materiał z mojej główki. Przysunęła się bliżej i pochyliła nade mną.
– Ciii... to tylko woda.
Wyciągnęłam łapki do jej wielkiego pyszczka. Był taki fajny i ciepły i miły i fajny. Był najfajniejszy. Mama położyła głowę tuż obok mnie, więc wykorzystałam tę okazję, by wtulić się w jej sierść. Wkrótce byłam już całkiem spokojna. Cokolwiek tam szumi i atakuje, nie da sobie rady z mamą!

Koniec stycznia 2027
Znowu gdzieś mnie niosą. Nie zawsze było to takie fajne; nieraz kończyło się położeniem przed nowym, przerażającym przedmiotem. Miałam szczerą nadzieję, że dzisiaj nie będzie tak samo, chociaż mama naprawdę długo się nie zatrzymywała. Szła też dość szybko, to chyba oznaczało, że znała drogę.
Wlepiłam wzrok w to niebieskie coś przed nami. Było tam od zawsze, ale teraz zdawało się stawać coraz wyższe. Też jego własny szum był coraz głośniejszy. Hm... strasznie dużo szumów jest na tym świecie. Wiatr szumi, to niebieskie coś szumi, zielony baldachim szumi; można powiedzieć, że rzężące-dudniące coś też szumi. Wszystko szumi!
Dzięki dalszej obserwacji dowiedziałam się, że rosnące-niebieskie-coś, co jakiś czas przecinały białe pasy. Niektóre docierały do piasku, ale większość znikała zbyt szybko, by to osiągnąć.
A mama nadal się nie zatrzymywała, jedynie odrobinę zwolniła. Wtedy zauważyłam, że obserwowany obiekt zaczął zmieniać kolor. Stawał się szarawo-przezroczysty; zachował jednak ruchome, białe akcenty, o których wspomniałam wcześniej.
Mama położyła mnie z powrotem na piasku. Z jakiegoś powodu tutaj nie był ciepły i sypki; raczej zimny i klejący. Poderwałam łapki, by spróbować go strząsnąć. To naprawdę niefajna wersja piasku.
Wybrzmiał kolejny szum; znacznie bliższy, a przez to donośniejszy. Podskoczyłam. Albo mi się zdawało, albo to przezroczyste coś przed chwilą próbowało się do nas zbliżyć!
– Maamaaa! – Też to widziała? Nie wygląda na zaniepokojoną...
Kolejny szum. Wtedy wszystko się powtórzyło. To nie omamy! Mamo, zrób coś! Zapiszczałam i dopadłam nóg wspomnianej wilczycy.
– Nie ma się czego bać, Firi – usłyszałam jej ciepły głos.
Mama polizała mnie po główce. Niestety, nie uspokoiło mnie to na długo; przezroczyste coś po raz kolejny wyciągnęło się w naszą stronę. Mamo, musimy uciekać! Zaczęłam szarpać kolorowy puch, ale bez skutku.
– To woda, złotko. Patrz, niegroźna – Wilczyca wyciągnęła łapę w stronę tego dziwacznego zjawiska.
Struchlałam. Nie, nie rób tego!
Pisnęłam, kiedy jej łapa zetknęła się z przerażającym, szumiącym czymś. Wtem dostrzegłam, że nikomu nic się nie stało. Po futrze mamy spłynęło kilka połyskujących drobinek i to tyle.
Chwila... czy to może być to samo, co duzi noszą w tych okrągłych, drewnianych naczyniach? Nie pachnie tak samo; też wydaje znacznie więcej odgłosów... Ale te drobinki były uderzająco podobne.
Niepewnie wyciągnęłam łepek w stronę przezroczystego czegoś, którego przed chwilą dotknęła mama. Cofnęło się, jakbym teraz ja je przestraszyła. Chyba że po prostu chciało być złośliwe.
– Uwaga... fala zaraz wróci!
Odskoczyłam, ledwo ratując swoje łapy przed kolejną powtórką tego dziwacznego zjawiska. Mamie nie zrobiło krzywdy, ale bałam się, że ja nie będę mieć tyle szczęścia. A co jeśli to jest miłe tylko dla dużych wilków?!
Znów pociągnęłam za pióra na łapie mamy. Idziemy stąd! Chcę wracać! Tam piasek jest miły i nie ma tego przezroczystego-szarego-szumiącego-kto-wie-jeszcze-jakiego!
– No dobrze, nic na siłę – usłyszałam głos mamy. Zaraz po tym, znów byłam w powietrzu. Hura!

<C. D. N.>

Uwagi: Zgubiłaś kilka przecinków.