czwartek, 18 czerwca 2020

Od Lind "Los zawsze daje szansę" cz. 5


Luty 2024
Nie mogłam w to uwierzyć. Jednak wiedziałam, że ta wilczyca nie kłamała. Nigdy, przenigdy by tego nie zrobiła. Usłyszałam pulsowanie własnej krwi, potem wyłapałam także kołatanie serca mojej opiekunki.
– D… Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś? – spytałam cicho.
– Nie chciałam tego wspominać – przyznała starsza wadera. – Utraciłam go... z własnej winy.
Otworzyłam pyszczek, by zadać kolejne pytanie, ale zawahałam się. Nigdy nie widziałam Babci pogrążonej w tak głębokim smutku. Nie wiedziałam, czy powinnyśmy dalej ciągnąć ten temat, skoro sprawia on mojej opiekunce tyle bólu. Wkrótce jednak Babcia sama zaczęła kontynuować swoją opowieść:
– Był mały, kiedy zaczął się konflikt. Kiedy jednak podrósł, wszyscy dookoła wiedzieli, że jest synem zdrajcy; tego, który rozpoczął to wszystko. – Wilczyca odwróciła pyszczek w stronę okna, jakby wciąż dobiegały stamtąd odgłosy walki. – A ja… byłam wtedy zbyt skupiona na sobie, by być wsparciem dla niego. Skupiłam się na własnym żalu, zamiast na moim jedynym szczenięciu – głos wadery się załamywał.
Położyłam swoją łapę na jej. Bolało mnie serce, kiedy widziałam moją opiekunkę w takim stanie. Teraz zaczynałam rozumieć, dlaczego dotąd nie wspomniała mi o tym wszystkim. To jednak nie był koniec tej tragicznej historii.
– Kiedy czara goryczy się przelała... – mówiła dalej Babcia. – ...uciekł z domu. Wyruszył w kierunku... Góry Upadłych.
Drgnęłam. Ta nazwa coś mi przypominała; na pewno już ją kiedyś słyszałam.
– On również... zamierzał zdobyć Wichurę Płomieni. – wyznała starsza wilczyca.
Nie skontrolowałam nawet, że cofnęłam łapę. Myślałam, że nic już mnie nie zaskoczy. Jednak żaden wcześniejszy element tej historii nie mógł się równać z mocą tego ostatniego zdania; ani wieść o partnerze mojej opiekunki, ani historia wojny... nawet fakt, że przede mną Babcia miała własne szczenię. Wichura... Nigdy bym się nie spodziewała, że i na nią znalazło się miejsce w tej smutnej opowieści.
Nagle Babcia znów zacisnęła oczy; ponownie przez fizyczny ból. Zaczęła ciężko dyszeć. Ten widok wyrwał mnie z zamyślenia wywołanego jej ostatnim zdaniem.
– M-Mam iść po Haslaye? – spytałam drżącym głosem.
Oparłam łapy żeby wstać, ale moja opiekunka pokazała mi, że mam zostać na miejscu. Znów wzięła kilka głębszych wdechów.
– Nie... Nie... Ona tu już nic nie pomoże. Zrobiła, co mogła...
Poczułam jeszcze większy ucisk w gardle. Im dłużej siedziałam z Babcią, tym bardziej docierało do mnie jak słaba już była.
– Jeśli nie masz siły... – Chciałam zaproponować przerwanie tej historii; nawet pomimo faktu, jak bardzo interesowało mnie zakończenie. Jednak widziałam, że nerwy nie służyły mojej opiekunce. Przecież jej życie jest dla mnie ważniejsze, niż coś, co działo się lata temu...
– Nie... Muszę ci to w końcu opowiedzieć. – oznajmiła wilczyca. 
– Ale...
– Nie będę spokojna, jeśli nie poznasz całej prawdy – Babcia spojrzała mi prosto w oczy.
Otworzyłam pyszczek, ale nie znalazłam żadnego sensownego argumentu. Spuściłam wzrok.
– Więc... co było dalej z twoim szczenięciem?
– Mogłoby się wydawać, że wziął wszystko. Ale nie miał ze sobą Klucza... 
Po raz kolejny zadrżałam. W mojej głowie zaczęły majaczyć przerażające domysły, co do zakończenia tej historii.
– Wziął eliksiry... broń, zbroję... i zaklętą tarczę...
– Tarczę z granatowym herbem – usłyszałam za sobą drugi głos.
Odwróciłam gwałtownie głowę. W pokoju stanął Ting. Zabrakło mi powietrza.
Wiedziałam, że broń Strażnika Wichury nie raz atakowała wilki; jednak nigdy nie rozmyślałam, kim były te postacie z przeszłości. To jest... do teraz.
Poczułam się, jakbym powoli traciła grunt pod nogami.
Nie... Ting... Proszę, nie. 

<C.D.N.>

Uwagi: brak.

Zdobyto: 19 czerwonych⎹ 27 pomarańczowych⎹ 25 zielonych⎹ 5 niebieskich⎹ 17 granatowych⎹ 3 fioletowych⎹ 6 różowych odłamków



Od Yvara "Broń się" cz. 1

Październik 2025
Dwóch samców siedziało na piasku, mierząc siebie niezadowolonymi spojrzeniami. Żaden z nich nie spodziewał się spotkać na tej lekcji tego drugiego i tak samo żaden z nich nie cieszył się z jego obecności. Przez ich głowy przemykały myśli, żeby po prostu sobie pójść, ale nie mieli dość odwagi i tupetu, żeby faktycznie to zrobić. Wszystko wskazywało, że byli po prostu na siebie skazani nie tylko na normalnych lekcjach, ale także na kolejnych dodatkowych. Jakby nie wystarczały im wspólne polowania!
Morgan w końcu odwrócił wzrok i podszedł do Kaiju – swojego najlepszego kolegi. Yvar przewrócił oczami i wyraził nagłe zainteresowanie silnymi falami, rozbijającymi się o brzeg. Nie miał zamiaru tego przed sobą przyznawać, ale gdzieś w głębi duszy był zazdrosny o Morgana. Basiorek miał w końcu kilku kolegów, z którymi spędzał świetnie czas. Poza tym dogadywał się bardzo dobrze z Yngvi, co już całkiem nie podobało się samczykowi. Yvar wiedział, że Morgan podobał się jego siostrze i w pewnym stopniu nawet ją rozumiał, co jeszcze bardziej wzmagało jego niechęć do niego. Nie rozumiał, dlaczego szczeniak był tak bardzo lubiany. To nie miało przecież najmniejszego sensu! Choć starszy, był strasznie głupkowaty i naiwny. Często udzielał się na lekcjach, ale co z tego, skoro jedynym przedmiotem, z którego był lepszy to zajęcia kreatywne? (To, że Yvar był lepszy wyłącznie z polowań, nie miało najmniejszego znaczenia).
Yvar był od niego znacznie lepszy. Tylko z jakiegoś powodu inni tego nie dostrzegali, zawsze stając po stronie Morgana. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad tym wszystkim, lecz teraz, kiedy po raz pierwszy znalazł się na jakiejś lekcji bez Vi i okazało się, że nawet nie ma z kim porozmawiać  to go uderzyło jak kokos spadający z palmy.
Westchnął, zerkając spod przymrużonych powiek na słońce. Zaraz zaczynała się lekcja, a nauczycielki nadal nie było. Ciekawiło go, czym było to spowodowane. Może miała do omówienia jakąś ważną sprawę? Pani Navri była w końcu Alfą.
Kiedy tylko o tym pomyślał, usłyszał dość niski, kobiecy głos. Obrócił się i napotkał wzrokiem na naprawdę wysoką waderę. Chyba najwyższą, jaką kiedykolwiek widział. Na dodatek nosiła coś dziwnego, co zasłaniało jej oczy oraz miała oklapnięte uszy. Kolejnymi dziwnymi cechami były szare, napuchnięte pręgi na grzbiecie. Na ich widok Yvarowi zrobiło się niedobrze. Z trudem przełknął ślinę, próbując w ten sposób przekonać obiad, żeby nie opuszczał jego brzucha.
– Dzień dobry. Cieszy mnie fakt, że widzę w naszym gronie kolejny młody pyszczek – powiedziała, patrząc wprost na Yvara. Skołowany samiec, odpowiedział (wraz z innymi szczeniakami) szybkim przywitaniem. – Dzisiaj chciałabym przedstawić wam kilka podstawowych pozycji obronnych. Arrow, jako najstarszy wśród was, będzie moim partnerem w czasie demonstracji.
Nieznany Yvarowi basior, niewątpliwie Arrow, wyprostował się i skinął powoli głową. Wyglądał na trochę zawiedzionego i jednocześnie dumnego.
– Utrwalanie podstaw oraz ciągłe ćwiczenie jest równie ważne jak nauka czegoś nowego – powiedziała Navri, zauważając minę samca.
Basior zamiast odpowiedzieć, ponownie skinął głową. Nie wyglądał na zbyt rozmownego. Yvar poczuł do niego jakąś iskierkę sympatii. Może mogliby się dogadać i pracować razem? Mimo wszystko, samiec chciał mieć chociaż jednego kolegę...

<c.d.n.>

Zdobyto: 5 czerwonych⎹ 15 pomarańczowych⎹ 18 zielonych⎹ 0 niebieskich⎹ 23 granatowych⎹ 16 fioletowych⎹ 0 różowych odłamków